Witajcie kochani!
Może zdarzyć się tak, że w ciągu
najbliższych dwóch tygodni nie będę mogła odpowiedzieć na komentarze. Nie
przejmujcie się tym jednak, ponieważ wszystko nadgonię. Nie jestem w stanie
stwierdzić tego na sto procent. Czeka mnie odświeżenie mieszkania, stąd też
mogę nie mieć na to czasu :).
Do zobaczenia i usłyszenia.
Pozdrowienia!
Rozdział 15
Obawiał się pójść do pokoju swoich sióstr, w którym
jak dobrze wiedział, zastanie Cass. Gabriel śmiał się z niego, że jest w
gorącej wodzie kąpany. Ubrał się w dżinsy i podkoszulek, mimo iż najchętniej
narzuciłby na siebie coś jeszcze, byleby tylko zasłonić jak najwięcej jest w stanie.
Cóż... Czasu nie cofnie, a zapewne obraz Cass mierzącej go z góry do dołu
wypali się w jego mózgu do końca życia. Podejrzewał, że przyjaciółka zapewne
równie szybko nie zapomni tej sceny.
– Cass... – Przełknął ślinę, widząc jak
przyjaciółka próbuje ukryć uśmiech cisnący jej się na usta.
– Nigdy tego nie zapomnę. –
Szczerość, którą słychać było w jej wybuchu śmiechu, podziałała również na
niego. Już po chwili oboje zaśmiewali się tak, że nie mógł utrzymać się na
nogach i padł na kolana.
Popłakała się, autentycznie się
popłakała ze śmiechu. Jeszcze chwilę będzie tak chichotać, a strzelą jej żebra.
Na samą tą myśl, wybuchnęła jeszcze większym, niepohamowanym
śmiechem. Sam leżał na podłodze i również nie mógł się powstrzymać.
Po chwili w drzwiach pojawił się
Gabriel, który również nie mógł powstrzymać uśmiechu na zastany w kuchni widok.
–
Czyli rozumiem, że wszystko zostało pozytywnie załatwione. – Pokręcił na nich
głową, schylił się do Sama i pocałował go w policzek. – Idę do pracy, wrócę
dzisiaj później. Mam umówione spotkanie z autorem, poza tym - muszę chociaż
przejrzeć manuskrypt.
Obserwowała reakcję Samaela na
zachowanie męża. To pozwoliło jej się uspokoić, odetchnąć. Ból z tyłu czaszki,
spowodowany tak niepohamowanym śmiechem, w końcu zaczął ustępować.
Sam zarumienił się na ten pocałunek
i widziała dobrze, jak zmrużył lekko oczy. To był przyjemny widok. Sama dzisiaj
przyszła wcześniej do pracy ze względu na to, że nie mogła spać. Za dużo
rozmyślała o sytuacji z Michaelem, o tym - co by było gdyby. Wszystko wydarzyło
się nie tak, jak zakładała, ze może być. A jak lepiej leczyć złamane serce, niż
pracą i różnego typu zajęciami? Musiała przyznać, że widok nagiego Samaela
trochę ją onieśmielił, ale nie mogła powstrzymać wzroku sunącego w dół. Ten
obraz wypalił się na jej siatkówce, a nie mogła inaczej poradzić sobie z tą
sytuacją jak poprzez śmiech. Dzięki temu oboje lepiej się poczuli. Jak inaczej
mieliby teraz normalnie rozmawiać?
– Następnym razem się ubierz. Tym
razem zaskoczyłeś mnie, a co jeśli następnym razem zaskoczysz gosposie? –
Przerażenie widoczne na twarzy przyjaciela rozbawiło ją jeszcze bardziej.
– A kto widział, żebyś chwilę po
szóstej była w pracy? – Odburknął jej, czerwony jak burak Sam.
– Jak to, kto? Księżyc – roześmiała
się jeszcze bardziej. – Nie spałam tej nocy, a w domu mi się nudziło, więc
postanowiłam przyjechać do moich najsłodszych kruszynek.
– Czyli mnie?
– Jesteś trochę za duży na
kruszynkę. Jesteś wielkim, olbrzymim starym okruchem. I niestety jesteś sam,
nie masz bliźniaka do pary. A szkoda. – Źle się czuła psychicznie i nie
wiedziała jak o tym powiedzieć przyjacielowi, jak mu to wytłumaczyć.
– Co jest Cass, czemu nie spałaś w
nocy?
Ale on wiedział jak ją wybadać i
rozgryźć. Potrafił ze śmiesznych chwil przejść do powagi w jednym momencie.
Zawsze ją to fascynowało. Tylko co powinna mu powiedzieć na ten temat? Ile
zdradzić?
–
Nie radzę sobie z tym wszystkim Sam. Nie wiem w jaki sposób mam sobie odpuścić
Michaela. On ciągle do mnie pisze, chce się spotkać, czasem przychodzi pod mój
blok.
–
Boisz się go?
Spojrzała
na niego nierozumiejącym wzrokiem, dopiero po chwili dotarło do niej jak to
może wyglądać.
–
Nie, ale to boli, za każdym razem, gdy on ponawia kontakt. Nie jestem bez
serca, chciałabym, pragnęłabym z nim być, ale to nie możliwe. Nie odbiorę
kobiecie w ciąży faceta.
–
Jak zaczynałaś się z nim spotykać, wiedziałaś, że kogoś ma? Czy to był już ten
etap jak zerwali?
–
Zerwali, a ja byłam na tyle głupia by mu zaufać.
–
I masz złamane serce, a ja mam ochotę skopać mu dupę.
–
Dobrze wiesz, że nie ma takiej potrzeby. Sama się w to wpakowałam i sama muszę
z tego wybrnąć.
–
Chcesz, żebym z nim pogadał?
Jak
powinna brzmieć prawdziwa odpowiedź w tej chwili? Z jednej strony bała się, że
Sam może uderzyć Michaela za to co jej zrobił, a właściwie… nie zrobił nic. Z
drugiej jednak strony jej przyjaciel nie ma zapędów przemocowych, więc może
dzięki niemu uwolniłaby się od Michaela?
–
Myślę, że to może być dobry pomysł. Ale trzeba to jakoś zaaranżować. –
Przyjaciel zmierzył ją takim wzrokiem, że miała ochotę parsknąć śmiechem.
–
Ja to załatwię. O to się nie martw. Zrobimy im śniadanie? Bo coraz bardziej się
rozgadują i robią te strasznie smutne, cmokające dziubki. One za każdym razem
mnie przerażają…
***
Gabriela
po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu, nudziło spotkanie z autorem.
Jego książka zapowiadała się na bestseller, trzeba było ją tyko odpowiednio
wypromować. Mimo wszystko jego myśli co i rusz uciekały do domu. Chciał być
przy Samaelu.
– Nie jestem jednak pewien czy ten stos
nosorożców bez nosa, z ziejącymi ranami, które lewitowałem tutaj do gabinetu,
są dobrym pomysłem, ponieważ nadal umyka mi ten wątek w książce.
–
Yhym. – Wymruczał. O czym ten człowiek w ogóle do niego mówił? Nie mógł się
dzisiaj skupić. Głośny śmiech brodatego faceta przyciągnął jego uwagę.
–
Panie Barnes, chyba jest pan w swoim świecie.
–
Przepraszam, po prostu się zamyśliłem. Rzadko kiedy zdarza mi się to na
spotkaniu.
–
Nie ma problemu, to może być coś ważnego. Nawet nie usłyszał pan, że mówię o
nosorożcach, które niby tutaj lewitowałem.
–
Eee. – Tylko ten mało rozumny dźwięk wydobył się z jego ust. – Przepraszam. –
Czuł się zażenowany swoją postawą w trakcie tego spotkania.
–
Niech się pan nie przejmuje, każdemu się może zdarzyć. Dobrze, że ze mną, a nie
z kimś kto z tego powodu by się obraził. – Mężczyzna puścił mu oko, a on nie
mógł powstrzymać uśmiechu.
–
Może wróćmy do rozmowy, tym razem się skupię. – Chyba dodał w myślach. Nie zamierzał tego jednak pokazywać po
sobie. Dopiero pół godziny później po podpisaniu wstępnej umowy, mógł udać się
w końcu do domu.
Miał
cichą nadzieję na to, że Samael tym razem się nie przestraszy i nie zrobi dwóch
kroków w tył. Chciał się kochać ze swoim partnerem. Może jeszcze nie dzisiaj,
widać było, że mężczyzna potrzebuje na
to jeszcze czasu. Jednak nikt nie mówił, że do tego czasu nie może być im
przyjemnie.
Nie
wiedział tylko czy jeśli zainicjuje ten krok, czy Sam się nie wycofa. Przyłapał
się na tym, że widok męża sprawia, że serce zaczyna mu ciut szybciej bić. Coraz
częściej łapał się na myśleniu o mężczyźnie w godzinach pracy czy też jak tylko
przebywał sam. Mimo jego niechęci i próbach odrzucenia go, lubił przebywać ze
swoim mężem. Widać było, że jeszcze nie czuje się pewnie w ich relacji, nie wie
na co do końca może sobie pozwolić. Byli jednak na dobrej drodze, by to
wszystko wyprostować. Mimo niezbyt ciekawego początku. Tak mu się przynajmniej
wydawało.
***
Cassandra
pierwszy raz odkąd ponownie nawiązała więzi z Samaelem siedziała spokojnie w
fotelu w jego gabinecie i piła herbatę. Miała przerwę od zajmowania się małymi,
ponieważ te w końcu po godzinie noszenia raz jednej, raz drugiej, huśtaniu,
nuceniu kołysanki – w końcu zasnęły.
–
Był sobie król, był sobie paź i była też królewna… Żyli wśród róż, nie znali
burz, rzecz najzwyczajniej pewna – zanuciła pod nosem. – Kochał się król,
kochał się paź, kochali się w królewnie, a ona też kochała ich, kochali się we
troje... Lecz srogi los, okrutna śmierć, w udziale im przypadła, króla zjadł
pies, pazia zjadł kot, królewnę myszka zjadła… – nawet nie była świadoma tego,
że śpiewa cichym głosem. - Lecz, żeby ci nie było żal, dziecino ukochana, z
cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana…
Sam
oparł się o framugę i przyglądał się przyjaciółce. Wiedział, że nie chciała go
zadręczać w momencie, kiedy jego świat przewrócił się do góry nogami, ale Cass
miała złamane serce. A on miał ochotę je poskładać, bo nie potrafił patrzeć na
tak smutną przyjaciółkę. Podszedł do niej bliżej, pochylił się i złożył krótki
pocałunek na jej włosach.
–
Znowu śpiewasz. – Widział jej nie rozumiejące spojrzenie. – Ta kołysanka ciągle
do ciebie wraca, na różnych etapach.
–
A teraz śpiewam ją twoim siostrom. – Lekki uśmiech wpłynął na jej usta.
–
Masz rację, ale śpiewasz ją z innego powodu i oboje o tym wiemy. – Kąciki jej
ust opadły, wokół powiek stworzyły się małe bruzdy.
–
Co mam ci powiedzieć? Jest mi smutno, przykro. Jestem zażenowana całą tą
sytuacją. Złoszczę się na niego, najchętniej bym się z nim pokłóciła,
nawrzeszczała i więcej nie chciała go oglądać. Ale oboje wiemy, że to mi nic
nie da.
–
A myślisz, że samotne zamartwianie ci pomoże? Zostajesz z tym sama.
–
Sam, nie słuchałeś mnie. On ma dziewczynę. Będzie z nią. Mają razem dziecko. To
się nagle nie zmieni.
–
Okej! Rozumiem twój światopogląd, przecież nie mówię ci, żebyś go odbijała, ale
powiedz mu to wprost. Oczyści cię to. – Widział jej spojrzenie na sobie
wyrażające głośne „nie ma mowy”. – Rób jak chcesz. – Uniósł dłonie w górę
okazując, że się poddaje. – Po prostu martwię się o ciebie.
–
Ty masz więcej problemów na głowie.
–
Daje sobie z nimi radę, nie chcę tylko, żeby moja przyjaciółka cierpiała. Jeśli
można tego w jakikolwiek sposób uniknąć.
–
Dzięki Sam, dam sobie radę sama. Po prostu muszę pozbierać swoje serce do kupy.
***
Gabriel
wrócił do domu i zastał w nim całkowitą ciszę. Światło paliło się w salonie i w
kuchni, ale gosposi już nie było. Wszedł do pomieszczenia i podniósł pokrywki
znad garnków.
–
Jezu, jaki jestem głodny. – Nie minęło pięć minut, a jadł najlepsze spaghetti
pod słońcem. Pochłaniał je szybko, nie dając sobie za bardzo czasu na cieszenie
się smakiem, ale chciał powiedzieć Samaelowi, że udało mu się podpisać
kontrakt. Mimo jego błądzenia w myślach. Alex – bo tak miał na imię jego nowy
autor – śmiał się trochę z niego do końca spotkania. Pomimo zaistniałej
sytuacji - zdecydował się na podpisanie papierów od razu.
Teraz
tylko musiał dostać książkę w całości, przeczytać ją od deski do deski i
rozpocznie proces tworzenia. Uwielbiał to robić. Cała ta sytuacja naładowała go
pozytywną energią.
–
Czy w tym domu nikogo nie ma? – Cisza panująca w około zaczynała go niepokoić.
Z tego co wiedział, Sam miał dzisiaj wolne, Cassandra nawet jeśli przyszła,
całkiem możliwe, że nadal siedziała gdzieś z jego mężem i rozmawiali. Podniósł
się i porzucając talerz na blacie, poszedł najpierw do sypialni dziewczynek.
Aniołki, jak zaczął je nazywać w myślach, spały smacznie z rączkami
podciągniętymi do góry, Mery miała w ustach smoczek, który poruszał się
rytmicznie podczas jej snu. Liz miała na boku pieluszkę tetrową, którą ściskała
mocno w prawej dłoni. Uśmiechnął się na ten widok.
Dopiero
po chwili zwrócił uwagę na to, że zza łóżek wystają nogi. Jego serce na sekundę
ominęło uderzenie, by już po chwili przyspieszyć do galopu. Przeszedł kawałek,
dzielący go od obutych stop, z miękkimi kolanami. Widząc Cassandrę wyłożoną na
podłodze, pod kocem, który był zaplątany na wysokości kolan, z poduszką pod
głową nie mógł powstrzymać uśmiechu. Dopiero teraz się uspokoił. A więc
dziewczyna zrobiła sobie przerwę, a pewnie po dźwiganiu sióstr jej kręgosłup potrzebował
odpoczynku na czymś zupełnie prostym.
Wycofał
się po cichu z pokoju i dopiero wtedy udał się do sypialni. Od drzwi spojrzał
na Samaela, który leżał z ręką przerzuconą przez odsłonięty brzuch, drugie
ramię spoczywało na oczach, nie dopuszczając do nich dodatkowego światła.
Przyjrzał
się mężowi, powoli przesuwając wzrokiem po widocznych spod ręki ustach,
podbródku, szyi, ramionom i dalej w dół. Chciał się nasycić tym widokiem póki
miał taką możliwość.
Najbardziej
ciekawił go w tym właśnie momencie brzuch mężczyzny, który lekko napinał się
przez sen i rozluźniał. Było to doskonale widoczne w miejscu, gdzie Samael
trzymał rękę.
Miałby
ochotę go teraz rozebrać i obudzić bardziej subtelnymi pieszczotami, które
doprowadzą do miłego finału, nie miał jednak ku temu odwagi. Jeszcze nie teraz,
gdy Sam mógł to w różny sposób zinterpretować.
Przeszedł
na swoją stronę łóżka i bardzo powoli się położył, tak, by nie obudzić
mężczyzny. Przysunął się do niego najbliżej jak mógł i przymknął swoje oczy.
Może to był dobry pomysł by zdrzemnąć się w ciągu dnia. Chociaż na chwilę.
Czuł
się zmęczony po tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia i po tym, co miało
miejsce o poranku. Był zmęczony nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nie minęły
nawet dwadzieścia cztery godziny, a on czuł jak wiele rzeczy o ładunku
emocjonalnym miało miejsce… Ile rzeczy przestawiło się w jednej chwili, bo miał
odwagę zaryzykować i pocałować Samaela. To była jego najlepsza decyzja w tamtym
momencie.
Może
dzięki tej wściekłości Sam przestał się w końcu kontrolować. Poza tym, to co
działo się rano pod prysznicem… Nie, nie powinien o tym myśleć, bo jego ciało
zaczęło się pobudzać.
Spojrzał
jeszcze na Samaela, po czym ponownie przymknął oczy. Tak, drzemka to stanowczo
dobry pomysł.
Nosorożec bez nosa to.. orożec~
OdpowiedzUsuńSkoro w tym rozdziale nie działo się nic wielkiego/konkretnego, to znak że w następnym coś wybuchnie D:
Hahha czy to aż takie przewidywalne ;)?
UsuńWydawało mi się strasznie krótko.
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak fajny, spokojny rozdział.
Życzę weny i do następnego...
Ech, przykro mi. Wena się przyda. Bo ostatnio coś ciężko z pisaniem :(
UsuńSpokojny rozdział, choć wdarł się do niego smutek z powodu złamanego serca Cass :( Szkoda mi jej. Może to dziecko nie jest Michela?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Sam nie ucieknie od Gabe.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Fakt, rozdział jest smutny :( A co do dziecka - zobaczymy.
UsuńDo napisania!
Hej,
OdpowiedzUsuńspokojnie, ale mam nadzieję, że zaraz nie pojawi się jakieś tornado burząc ten spokój...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia