niedziela, 6 sierpnia 2017

Rozdział 15

Witajcie kochani!

Może zdarzyć się tak, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni nie będę mogła odpowiedzieć na komentarze. Nie przejmujcie się tym jednak, ponieważ wszystko nadgonię. Nie jestem w stanie stwierdzić tego na sto procent. Czeka mnie odświeżenie mieszkania, stąd też mogę nie mieć na to czasu :).
Do zobaczenia i usłyszenia.
Pozdrowienia!

Rozdział 15

Obawiał się pójść do pokoju swoich sióstr, w którym jak dobrze wiedział, zastanie Cass. Gabriel śmiał się z niego, że jest w gorącej wodzie kąpany. Ubrał się w dżinsy i podkoszulek, mimo iż najchętniej narzuciłby na siebie coś jeszcze, byleby tylko zasłonić jak najwięcej jest w stanie. Cóż... Czasu nie cofnie, a zapewne obraz Cass mierzącej go z góry do dołu wypali się w jego mózgu do końca życia. Podejrzewał, że przyjaciółka zapewne równie szybko nie zapomni tej sceny. 
– Cass... – Przełknął ślinę, widząc jak przyjaciółka próbuje ukryć uśmiech cisnący jej się na usta. 
– Nigdy tego nie zapomnę. – Szczerość, którą słychać było w jej wybuchu śmiechu, podziałała również na niego. Już po chwili oboje zaśmiewali się tak, że nie mógł utrzymać się na nogach i padł na kolana. 
Popłakała się, autentycznie się popłakała ze śmiechu. Jeszcze chwilę będzie tak chichotać, a strzelą jej żebra. Na samą myśl, wybuchnęła jeszcze większym, niepohamowanym śmiechem. Sam leżał na podłodze i również nie mógł się powstrzymać. 
Po chwili w drzwiach pojawił się Gabriel, który również nie mógł powstrzymać uśmiechu na zastany w kuchni widok.
            – Czyli rozumiem, że wszystko zostało pozytywnie załatwione. – Pokręcił na nich głową, schylił się do Sama i pocałował go w policzek. – Idę do pracy, wrócę dzisiaj później. Mam umówione spotkanie z autorem, poza tym - muszę chociaż przejrzeć manuskrypt.
Obserwowała reakcję Samaela na zachowanie męża. To pozwoliło jej się uspokoić, odetchnąć. Ból z tyłu czaszki, spowodowany tak niepohamowanym śmiechem, w końcu zaczął ustępować.
Sam zarumienił się na ten pocałunek i widziała dobrze, jak zmrużył lekko oczy. To był przyjemny widok. Sama dzisiaj przyszła wcześniej do pracy ze względu na to, że nie mogła spać. Za dużo rozmyślała o sytuacji z Michaelem, o tym - co by było gdyby. Wszystko wydarzyło się nie tak, jak zakładała, ze może być. A jak lepiej leczyć złamane serce, niż pracą i różnego typu zajęciami? Musiała przyznać, że widok nagiego Samaela trochę ją onieśmielił, ale nie mogła powstrzymać wzroku sunącego w dół. Ten obraz wypalił się na jej siatkówce, a nie mogła inaczej poradzić sobie z tą sytuacją jak poprzez śmiech. Dzięki temu oboje lepiej się poczuli. Jak inaczej mieliby teraz normalnie rozmawiać? 
– Następnym razem się ubierz. Tym razem zaskoczyłeś mnie, a co jeśli następnym razem zaskoczysz gosposie? – Przerażenie widoczne na twarzy przyjaciela rozbawiło ją jeszcze bardziej.
– A kto widział, żebyś chwilę po szóstej była w pracy? – Odburknął jej, czerwony jak burak Sam. 
– Jak to, kto? Księżyc – roześmiała się jeszcze bardziej. – Nie spałam tej nocy, a w domu mi się nudziło, więc postanowiłam przyjechać do moich najsłodszych kruszynek.
– Czyli mnie?
– Jesteś trochę za duży na kruszynkę. Jesteś wielkim, olbrzymim starym okruchem. I niestety jesteś sam, nie masz bliźniaka do pary. A szkoda. – Źle się czuła psychicznie i nie wiedziała jak o tym powiedzieć przyjacielowi, jak mu to wytłumaczyć.
– Co jest Cass, czemu nie spałaś w nocy?
Ale on wiedział jak ją wybadać i rozgryźć. Potrafił ze śmiesznych chwil przejść do powagi w jednym momencie. Zawsze ją to fascynowało. Tylko co powinna mu powiedzieć na ten temat? Ile zdradzić?
            – Nie radzę sobie z tym wszystkim Sam. Nie wiem w jaki sposób mam sobie odpuścić Michaela. On ciągle do mnie pisze, chce się spotkać, czasem przychodzi pod mój blok.
            – Boisz się go?
            Spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem, dopiero po chwili dotarło do niej jak to może wyglądać.
            – Nie, ale to boli, za każdym razem, gdy on ponawia kontakt. Nie jestem bez serca, chciałabym, pragnęłabym z nim być, ale to nie możliwe. Nie odbiorę kobiecie w ciąży faceta.
            – Jak zaczynałaś się z nim spotykać, wiedziałaś, że kogoś ma? Czy to był już ten etap jak zerwali?
            – Zerwali, a ja byłam na tyle głupia by mu zaufać.
            – I masz złamane serce, a ja mam ochotę skopać mu dupę.
            – Dobrze wiesz, że nie ma takiej potrzeby. Sama się w to wpakowałam i sama muszę z tego wybrnąć.
            – Chcesz, żebym z nim pogadał?
            Jak powinna brzmieć prawdziwa odpowiedź w tej chwili? Z jednej strony bała się, że Sam może uderzyć Michaela za to co jej zrobił, a właściwie… nie zrobił nic. Z drugiej jednak strony jej przyjaciel nie ma zapędów przemocowych, więc może dzięki niemu uwolniłaby się od Michaela?
            – Myślę, że to może być dobry pomysł. Ale trzeba to jakoś zaaranżować. – Przyjaciel zmierzył ją takim wzrokiem, że miała ochotę parsknąć śmiechem.
            – Ja to załatwię. O to się nie martw. Zrobimy im śniadanie? Bo coraz bardziej się rozgadują i robią te strasznie smutne, cmokające dziubki. One za każdym razem mnie przerażają…
***
            Gabriela po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu, nudziło spotkanie z autorem. Jego książka zapowiadała się na bestseller, trzeba było ją tyko odpowiednio wypromować. Mimo wszystko jego myśli co i rusz uciekały do domu. Chciał być przy Samaelu.
             – Nie jestem jednak pewien czy ten stos nosorożców bez nosa, z ziejącymi ranami, które lewitowałem tutaj do gabinetu, są dobrym pomysłem, ponieważ nadal umyka mi ten wątek w książce.
            – Yhym. – Wymruczał. O czym ten człowiek w ogóle do niego mówił? Nie mógł się dzisiaj skupić. Głośny śmiech brodatego faceta przyciągnął jego uwagę.
            – Panie Barnes, chyba jest pan w swoim świecie.
            – Przepraszam, po prostu się zamyśliłem. Rzadko kiedy zdarza mi się to na spotkaniu.
            – Nie ma problemu, to może być coś ważnego. Nawet nie usłyszał pan, że mówię o nosorożcach, które niby tutaj lewitowałem.
            – Eee. – Tylko ten mało rozumny dźwięk wydobył się z jego ust. – Przepraszam. – Czuł się zażenowany swoją postawą w trakcie tego spotkania.
            – Niech się pan nie przejmuje, każdemu się może zdarzyć. Dobrze, że ze mną, a nie z kimś kto z tego powodu by się obraził. – Mężczyzna puścił mu oko, a on nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Może wróćmy do rozmowy, tym razem się skupię. – Chyba dodał w myślach. Nie zamierzał tego jednak pokazywać po sobie. Dopiero pół godziny później po podpisaniu wstępnej umowy, mógł udać się w końcu do domu.
            Miał cichą nadzieję na to, że Samael tym razem się nie przestraszy i nie zrobi dwóch kroków w tył. Chciał się kochać ze swoim partnerem. Może jeszcze nie dzisiaj, widać było, że mężczyzna potrzebuje  na to jeszcze czasu. Jednak nikt nie mówił, że do tego czasu nie może być im przyjemnie.
            Nie wiedział tylko czy jeśli zainicjuje ten krok, czy Sam się nie wycofa. Przyłapał się na tym, że widok męża sprawia, że serce zaczyna mu ciut szybciej bić. Coraz częściej łapał się na myśleniu o mężczyźnie w godzinach pracy czy też jak tylko przebywał sam. Mimo jego niechęci i próbach odrzucenia go, lubił przebywać ze swoim mężem. Widać było, że jeszcze nie czuje się pewnie w ich relacji, nie wie na co do końca może sobie pozwolić. Byli jednak na dobrej drodze, by to wszystko wyprostować. Mimo niezbyt ciekawego początku. Tak mu się przynajmniej wydawało.
***
            Cassandra pierwszy raz odkąd ponownie nawiązała więzi z Samaelem siedziała spokojnie w fotelu w jego gabinecie i piła herbatę. Miała przerwę od zajmowania się małymi, ponieważ te w końcu po godzinie noszenia raz jednej, raz drugiej, huśtaniu, nuceniu kołysanki – w końcu zasnęły.
            – Był sobie król, był sobie paź i była też królewna… Żyli wśród róż, nie znali burz, rzecz najzwyczajniej pewna – zanuciła pod nosem. – Kochał się król, kochał się paź, kochali się w królewnie, a ona też kochała ich, kochali się we troje... Lecz srogi los, okrutna śmierć, w udziale im przypadła, króla zjadł pies, pazia zjadł kot, królewnę myszka zjadła… – nawet nie była świadoma tego, że śpiewa cichym głosem. - Lecz, żeby ci nie było żal, dziecino ukochana, z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana…
            Sam oparł się o framugę i przyglądał się przyjaciółce. Wiedział, że nie chciała go zadręczać w momencie, kiedy jego świat przewrócił się do góry nogami, ale Cass miała złamane serce. A on miał ochotę je poskładać, bo nie potrafił patrzeć na tak smutną przyjaciółkę. Podszedł do niej bliżej, pochylił się i złożył krótki pocałunek na jej włosach.
            – Znowu śpiewasz. – Widział jej nie rozumiejące spojrzenie. – Ta kołysanka ciągle do ciebie wraca, na różnych etapach.
            – A teraz śpiewam ją twoim siostrom. – Lekki uśmiech wpłynął na jej usta.
            – Masz rację, ale śpiewasz ją z innego powodu i oboje o tym wiemy. – Kąciki jej ust opadły, wokół powiek stworzyły się małe bruzdy.
            – Co mam ci powiedzieć? Jest mi smutno, przykro. Jestem zażenowana całą tą sytuacją. Złoszczę się na niego, najchętniej bym się z nim pokłóciła, nawrzeszczała i więcej nie chciała go oglądać. Ale oboje wiemy, że to mi nic nie da.
            – A myślisz, że samotne zamartwianie ci pomoże? Zostajesz z tym sama.
            – Sam, nie słuchałeś mnie. On ma dziewczynę. Będzie z nią. Mają razem dziecko. To się nagle nie zmieni.
            – Okej! Rozumiem twój światopogląd, przecież nie mówię ci, żebyś go odbijała, ale powiedz mu to wprost. Oczyści cię to. – Widział jej spojrzenie na sobie wyrażające głośne „nie ma mowy”. – Rób jak chcesz. – Uniósł dłonie w górę okazując, że się poddaje. – Po prostu martwię się o ciebie.
            – Ty masz więcej problemów na głowie.
            – Daje sobie z nimi radę, nie chcę tylko, żeby moja przyjaciółka cierpiała. Jeśli można tego w jakikolwiek sposób uniknąć.
            – Dzięki Sam, dam sobie radę sama. Po prostu muszę pozbierać swoje serce do kupy.
***
            Gabriel wrócił do domu i zastał w nim całkowitą ciszę. Światło paliło się w salonie i w kuchni, ale gosposi już nie było. Wszedł do pomieszczenia i podniósł pokrywki znad garnków.
            – Jezu, jaki jestem głodny. – Nie minęło pięć minut, a jadł najlepsze spaghetti pod słońcem. Pochłaniał je szybko, nie dając sobie za bardzo czasu na cieszenie się smakiem, ale chciał powiedzieć Samaelowi, że udało mu się podpisać kontrakt. Mimo jego błądzenia w myślach. Alex – bo tak miał na imię jego nowy autor – śmiał się trochę z niego do końca spotkania. Pomimo zaistniałej sytuacji - zdecydował się na podpisanie papierów od razu.
            Teraz tylko musiał dostać książkę w całości, przeczytać ją od deski do deski i rozpocznie proces tworzenia. Uwielbiał to robić. Cała ta sytuacja naładowała go pozytywną energią.
            – Czy w tym domu nikogo nie ma? – Cisza panująca w około zaczynała go niepokoić. Z tego co wiedział, Sam miał dzisiaj wolne, Cassandra nawet jeśli przyszła, całkiem możliwe, że nadal siedziała gdzieś z jego mężem i rozmawiali. Podniósł się i porzucając talerz na blacie, poszedł najpierw do sypialni dziewczynek. Aniołki, jak zaczął je nazywać w myślach, spały smacznie z rączkami podciągniętymi do góry, Mery miała w ustach smoczek, który poruszał się rytmicznie podczas jej snu. Liz miała na boku pieluszkę tetrową, którą ściskała mocno w prawej dłoni. Uśmiechnął się na ten widok.         
            Dopiero po chwili zwrócił uwagę na to, że zza łóżek wystają nogi. Jego serce na sekundę ominęło uderzenie, by już po chwili przyspieszyć do galopu. Przeszedł kawałek, dzielący go od obutych stop, z miękkimi kolanami. Widząc Cassandrę wyłożoną na podłodze, pod kocem, który był zaplątany na wysokości kolan, z poduszką pod głową nie mógł powstrzymać uśmiechu. Dopiero teraz się uspokoił. A więc dziewczyna zrobiła sobie przerwę, a pewnie po dźwiganiu sióstr jej kręgosłup potrzebował odpoczynku na czymś zupełnie prostym.
            Wycofał się po cichu z pokoju i dopiero wtedy udał się do sypialni. Od drzwi spojrzał na Samaela, który leżał z ręką przerzuconą przez odsłonięty brzuch, drugie ramię spoczywało na oczach, nie dopuszczając do nich dodatkowego światła.
            Przyjrzał się mężowi, powoli przesuwając wzrokiem po widocznych spod ręki ustach, podbródku, szyi, ramionom i dalej w dół. Chciał się nasycić tym widokiem póki miał taką możliwość.
            Najbardziej ciekawił go w tym właśnie momencie brzuch mężczyzny, który lekko napinał się przez sen i rozluźniał. Było to doskonale widoczne w miejscu, gdzie Samael trzymał rękę.
            Miałby ochotę go teraz rozebrać i obudzić bardziej subtelnymi pieszczotami, które doprowadzą do miłego finału, nie miał jednak ku temu odwagi. Jeszcze nie teraz, gdy Sam mógł to w różny sposób zinterpretować.
            Przeszedł na swoją stronę łóżka i bardzo powoli się położył, tak, by nie obudzić mężczyzny. Przysunął się do niego najbliżej jak mógł i przymknął swoje oczy. Może to był dobry pomysł by zdrzemnąć się w ciągu dnia. Chociaż na chwilę.
            Czuł się zmęczony po tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia i po tym, co miało miejsce o poranku. Był zmęczony nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny, a on czuł jak wiele rzeczy o ładunku emocjonalnym miało miejsce… Ile rzeczy przestawiło się w jednej chwili, bo miał odwagę zaryzykować i pocałować Samaela. To była jego najlepsza decyzja w tamtym momencie.
            Może dzięki tej wściekłości Sam przestał się w końcu kontrolować. Poza tym, to co działo się rano pod prysznicem… Nie, nie powinien o tym myśleć, bo jego ciało zaczęło się pobudzać.

            Spojrzał jeszcze na Samaela, po czym ponownie przymknął oczy. Tak, drzemka to stanowczo dobry pomysł. 

7 komentarzy:

  1. Nosorożec bez nosa to.. orożec~
    Skoro w tym rozdziale nie działo się nic wielkiego/konkretnego, to znak że w następnym coś wybuchnie D:

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydawało mi się strasznie krótko.
    Nie mniej jednak fajny, spokojny rozdział.
    Życzę weny i do następnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, przykro mi. Wena się przyda. Bo ostatnio coś ciężko z pisaniem :(

      Usuń
  3. Spokojny rozdział, choć wdarł się do niego smutek z powodu złamanego serca Cass :( Szkoda mi jej. Może to dziecko nie jest Michela?
    Mam nadzieję, że Sam nie ucieknie od Gabe.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, rozdział jest smutny :( A co do dziecka - zobaczymy.
      Do napisania!

      Usuń
  4. Hej,
    spokojnie, ale mam nadzieję, że zaraz nie pojawi się jakieś tornado burząc ten spokój...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń