niedziela, 24 września 2017

Rozdział 22

Przed wami kolejny rozdział. Wszelkie komentarze,na które nie odpowiedziałam pod rozdziałem 20 i 21 są już nadgonione :) Niestety przez tydzień mnie nie było i nie mogłam tego zrobić wcześniej :) 
Mam nadzieję, że rozdział będzie wam się przyjemnie czytało :)

Rozdział 22
            Mimo tego, że aktualnie w życiu Samaela nie pojawiły się nowe troski – ciągle w pamięci miał doświadczenia z przeszłości, z którymi nie mógł się pogodzić. Nie potrafił się opanować, najmniejszy powód był tym dobrym by zacząć płakać. Jednakże było mu to tak cholernie potrzebne. Dzięki temu w końcu miał możliwość odreagować całą złość, frustrację,  smutek, żal, przygnębienie i rozżalenie związane z jego sytuacją życiową.
            Gabriel dał mu tyle przestrzeni, ile tylko potrzebował. Za każdym razem jednak, gdy płakał, był przy nim i tulił go w swoich ramionach, dając mu oparcie.
 Cassandra, gdy tylko zobaczyła go całego i zdrowego następnego dnia po owym fatalnym wydarzeniu, nawrzeszczała na niego jakby ją stado diabłów opętało. Podejrzewał, że nawet w sąsiednim mieście ją słyszeli. Dopiero w kolejnym kroku, a właściwie pierwszym odruchu człowieczeństwa, odkąd go zobaczyła, wyściskała go serdecznie. Jednak przy następnej najbliższej okazji, jak tylko się do niej odwrócił tyłem, zarobił serdecznego kopniaka w pośladki.
            Gabriel śmiał się wtedy z jego miny i osłupienia, ale dzięki temu atmosfera między nimi wszystkim chociaż trochę się oczyściła.
            Dzisiejszego poranka nie chciało mu się wstawać do pracy. Słyszał jak Gabe szykuje się do podjęcia swoich obowiązków, dolatywały do niego dźwięki gotującej się wody w czajniku. Marzył o kubku kawy, ponieważ tej nocy mało co spał. Powoli, bardzo powoli dojrzewał do pewnej decyzji. Nie wiedział czy w końcu zdecyduje się na podjęcie zdecydowanych kroków, miał jednak taką nadzieję.
***
            Gabriel siedział na kolejnym spotkaniu z dość poczytnym autorem i myślami był trochę gdzie indziej. Doprawdy, nie chciało mu się słuchać pseudo filozoficznych wynaturzeń tego człowieka w momencie, gdy jego umysł błądził gdzieś starając się odgadnąć co aktualnie robi jego mąż.
            – I właśnie dlatego chciałbym dostać zaliczkę by móc napisać książkę.
            Usłyszał ostatnie zdanie z wypowiedzi około czterdziestopięcioletniego mężczyzny i zastanowił się przez chwilę co stracił w trakcie swojego błądzenia w myślach.
            – Ech, przepraszam. – Musiał się przyznać do tego, że go nie słuchał. Nie zapłaci zaliczki za coś, o czym nawet nie miał pojęcia, tylko po to by ukryć swą niewiedzę.
            – Wiedziałem, że to zdanie pana obudzi. Był pan myślami zupełnie gdzie indziej, nawet pan na mnie nie patrzył, nie reagował na żaden z moich gestów. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Po pana twarzy można by stwierdzić, że się pan zakochał. – Jeszcze szerszy uśmiech dosięgający oczu mężczyzny i pogłębiający jego zmarszczki dodał mu uroku.
            – Nie powinienem się teraz na tym skupiać. Przepraszam.
            – Czasem nie da się inaczej. Nasze myśli błądzą od niechcenia, nawet jeśli temat rozmowy nas interesuje – puszczone oko zasugerowało mu zupełnie coś innego. Został przejrzany, a do tej pory umiał odgrywać pokerową twarz.
            – Czy możemy w takim razie wrócić do głównego tematu naszego spotkania?
            – Nie ma problemu. Rzeczywiście potrzebowałbym zaliczki, chociaż będę rozumiał, jeśli jej nie otrzymam. Z żoną chcielibyśmy kupić dom, brakuje nam tylko trochę, a ostatni tom z serii jest na ukończeniu. Brakuje mi może około pięćdziesięciu do stu stron maksymalnie. Jeśli nic nie pokrzyżuje moich planów, są szanse, że skończę ją w ciągu miesiąca, maksymalnie dwóch, ale… Ten dom wtedy nie będzie już do kupienia, a Samantha mnie zabije za to, że przegapiliśmy taką okazję. Ja będę martwy, moja żona w kryminale, a pan nie będzie miał stałej dostawy książek.
            Gabriel roześmiał się na dramatyzm mężczyzny i dopiero po chwili spytał go o potrzebną kwotę.
            – Trzydzieści tysięcy. Wiem, że to bardzo dużo, ale nie mam już skąd otrzymać dodatkowych finansów, wszystkie oszczędności…
            – Dobrze. Ale pod warunkiem, że skończy pan książkę w miesiąc, dłużej nie będziemy mogli czekać, ze względu na to, że proces wydawniczy trochę potrwa.
            – Ja… jasne. Bardzo dziękuję. Moja żona się ucieszy, będzie mogła urządzić pokoik dla dziecka. – Jeszcze szerszy uśmiech mężczyzny był zaraźliwy.
            – Który miesiąc, jeśli mogę wiedzieć?
            – Czwarty!
Donośność głosu mężczyzny i radość bijąca z jego twarzy, dodały mu energii. – Gratuluję. Proszę chwile zaczekać, zadzwonię do naszego prawnika by przygotował umowę, dowiem się na kiedy jest w stanie to zrobić i zaraz do pana wrócę z wieściami, żeby nie musiał pan niepotrzebnie czekać.
            – Ja… Nawet nie wie pan jak muszę panu podziękować. Dzięki temu spełnimy swoje marzenia.
            Poczuł się głupio z tymi słowami, przecież mężczyzna zarabiał odpowiednio na każdej książce, otrzymał już od nich dużą kwotę, wolał chyba nie myśleć co się stało z tymi pieniędzmi, skoro brakowało mu tylko i aż tyle. A może miał w głowie złe wyobrażenie domu? Może nie chodziło o zwykły dom, a jakiś bardziej ekskluzywny, w lepszej dzielnicy, gdzie każdy się znał i mógł o wszystkim powiedzieć sąsiadom? Nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać. Wybrał numer do przyjaciela.
            – Hej Garet. Dzwonię w sprawach firmy. Hm… – Poczekał aż przyjaciel skończy prosić o coś sekretarkę, a następnie ponownie włączył się w rozmowę. – No oczywiście, że chodzi mi o umowę, ale o zaliczkę za książkę. Tak. – Odpowiadał na zadawane przez przyjaciela pytania. – Jestem pewny. Ma jeszcze dwa miesiące, ale wie o jednym. Hmm. Wolę, żebyś zamieścił to gdzieś maleńkim druczkiem, tak by nie mógł się odczytać. – Usłyszał nieprzyjemną odpowiedź przyjaciela. – To przecież nie na jego szkodę, a nie chcę żeby marnował czas, bo będzie miał go więcej. To jak, zrobisz to?
            – Jasne – odpowiedział Garet, chociaż czasem kompletnie nie rozumiał motywacji tego człowieka. – A teraz zanim powiesz coś jeszcze, wiesz, że Cassandra i Mick – zamilkł dając przyjacielowi do zrozumienia co miał na myśli.
            – A to cholera. Nie przyznała się, żadnemu z nas. Czyli jednak się spotykają?
            – Żeby tego było mało. Bracie, nigdy nie widziałem, żeby Mick tak wpadł. Ona naprawdę jest tak w porządku jak mówisz?
            – Tak, pasują do siebie, nie martw się na zapas. Mick jest już dużym chłopcem i pięknie owinie sobie tą młodą damę wokół palca.
            – Starzec się odezwał. Obawiam się, że to ona sobie go okręca w około małego paluszka, jak tylko zechce. Mam nadzieję, że go nie zrani.
            – I wzajemnie Garet, po porostu to poobserwujmy i dajmy im czas. W razie czego interweniujemy w odpowiednim czasie. Są dorośli i nie ma co się wtrącać.
            – Tere fere. A co zrobiliśmy na początku? Mam nadzieję, że masz rację.
            – Mam, a wracając… – Jeszcze przez chwile dopytywał przyjaciela o pewne aspekty umowy, by następnie umówić się z nim na kiedy ten może ją napisać.
***
            Samael stał przy oknie patrząc na deszcz spływający po szybach. Znowu będą wielkie roztopy i plucha. Nie przepadał za taką pogodą i wszystkim co się za nią kryło. Wolałby już wiosnę, chociaż odrobinę słońca, kwiaty które zaczynały kwitnąć, zieleń. Chciał zobaczyć w około siebie trochę więcej nadziei. Była mu potrzebna. Czuł się jakby był spragnionym człowiekiem na pustyni. Nienawidził tego uczucia.
            – Sam?
Usłyszał głos Gabriela, który w końcu wrócił do domu. Było już koło dwudziestej, praca mężczyzny dzisiaj znacznie się przedłużyła. – Jestem w gabinecie! – Odkrzyknął na tyle głośno by mąż go usłyszał, jednak by nie obudzić sióstr. Spały jak małe susły, a on naprawdę miał nadzieję, że tej nocy jednak się nie obudzą o trzeciej. Chciałby pospać ciut dłużej. Odwrócił się do Gabriela, a gdy ten usiadł w fotelu, oparł się pośladkami o parapet i spojrzał na jego twarz.
– Ciężki dzień? – spytał po prostu.
–  Nawet bardzo. Cholernie dużo pracy i nikt z niczym się nie wyrabiał. Na dodatek mamy nowego stażystę, którego trzeba wszystkiego po kolei uczyć, a dzisiaj zajmował się tylko robieniem kawy. Nie lubię tak traktować tych wszystkich młodych ludzi, pełnych ochoty i nadziei…
– Ale czasami inaczej się nie da, prawda? – Uśmiechnął się lekko na widok niezdecydowanej miny Gabriela.
            – Fakt, ale i tak nie przepadam za tym.
            – Chociaż robił dobrą tę kawę? – Ruszył w stronę Gabriela. Odłożył na biurko kubek, który do tej pory trzymał w ręce. Mężczyzna zerknął do niego ciekawie, upił łyka zimnego już napoju i spojrzał na niego.
            – Robisz znacznie lepszą.
            Roześmiał się na to stwierdzenie. Rzeczywiście pił kawę, bo dzień był dość senny, a on potrzebował małego zastrzyku energii. Nie zamierzał jednak się przyznawać, że kawę tę zrobiła Cassandra godzinę przed swoim wyjściem.
            – Cieszę się. – Przysunął się jeszcze bliżej Gabriela i wszedł między jego rozchylone uda. Mężczyzna nie wiadomo kiedy przymknął oczy, a głowę oparł o wysokie oparcie i rozsiadł się wygodnie. Stanął tak blisko męża jak tylko pozwalały mu na to jego rozszerzone uda i pochylił się by złożyć na jego wargach lekki pocałunek.
            – Sam? – Pytanie zabrzmiało w cichym jak na tę porę pomieszczeniu.
            – Potrzebuję… Sam nie wiem czego. Chciałbym cię całować, dotykać bez tej niepotrzebnej krępacji. Chciałbym…
            – To chodź do mnie Sam. – Mężczyzna przysunął go jeszcze bliżej, podnosząc się z oparcia mebla i podsuwając mu swoje usta do całowania. Pochylił się ponownie zagłębiając się w pocałunek. Musnął wargi Gabriela, by już po chwili całować wewnętrzne strony jego ust. Muskać język mężczyzny w celu zaproszenia go do zabawy – odwiecznej gry o dominację. Pozwolił by to Gabriel nadawał prym temu pocałunkowi, by przejął nad nim kontrolę.
            Chwyt na pośladkach i dociśnięcie go bliżej spowodowało, że zaparł się na ramionach męża, oplótł jego szyję ramionami. Wysunął się jednak spomiędzy jego ud
            Gabriel wiedział o co chodzi Samaelowi. Zsunął razem uda, pozwalając mężczyźnie na to, by się na niego wsunął i docisnął ich ciała do ciebie. Nie spodziewał się takiej odwagi ze strony Sama. Pierwszy raz od początku ich znajomości wprost zaczął mówić czego potrzebuje, pragnie, a on odwdzięczał się tym samym.
            W końcu miał możliwość poznać swojego męża. Dowiedzieć się w jaki sposób myśli, co lubi robić, a czego nienawidzi. I sam również się tym dzielił. Czuł się przy tym obnażony, ponieważ odsłaniał się pierwszy raz od bardzo długiego czasu. I dziwił się tym, że tak dobrze się z tym czuje.
            Przycisnął ciało Samaela jeszcze bliżej swojego. Czuł erekcję męża na swojej, powolne ruchy, o których nie był pewien czy mężczyzna zdaje sobie z nich sprawę. Czuł jak krew szybko krąży po jego ciele, jak intensywnie bije jego serce. Przytrzymał go tak, by nie mógł się ruszać.
            – Musimy się opanować Sam. – Wyszeptał mężowi do ucha, wcześniej przerywając pocałunek.
            – Dlaczego?
            Miał ochotę się roześmiać. Czy nie wiedział co robi z jego umysłem, ciałem i duszą? Nie czuł i nie widział jak jego ciało się nagrzewa na sam jego widok, jak go pragnął?
            – Bo jeśli tego nie zrobimy to będę chciał się z tobą kochać, tu i teraz. W sypialni lub najlepiej tu na stole, a na to nie jesteś chyba gotów. – Spojrzał w oczy Samaela i wiedział, że ma rację, mężczyzna odwrócił wzrok i zarumienił się jeszcze bardziej niż wydawało mu się to możliwe.
            – Nie chcesz mnie? – Cichy szept go zaskoczył. Co Sam chciał osiągnąć?
            – Chcę kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo cię chcę. Ale martwię się, że… – Jak powinien to określić, żeby nie urazić tym Samaela, żeby mężczyzna nie poczuł się odepchnięty? – Boję się czy nie robisz tego ze złych pobudek. By zapomnieć o tym co się wydarzyło?
            Chwila ciszy w tak wielkim napięciu, a następnie ledwie dostrzegalne kiwnięcie głową przez Sama tylko potwierdziło jego obawy.
            – No właśnie kochanie. A ja pragnąłbym, żebyś przyszedł do mnie, bo ty tego chcesz, a nie dlatego, że mam być twoim zapomnieniem. Sam – chwycił policzek męża w dłoń, chcąc nakierować jego spojrzenie na siebie – gdy będziesz gotowy przyjdziesz do mnie, ale oboje wiemy, że to jeszcze nie dzisiaj. Chociaż bardzo bym tego pragnął, nie zrobię tego z tobą.
            – Czyli mnie odrzucasz.
            Czuł ból wydobywający się z mężczyzny. Miał ochotę nim potrząsnąć.
            – Tak, dzisiaj cię odrzucam, ale tylko dlatego, żebyś obu nas za to nie znienawidził.
            Ciepłe ramiona Samaela zawinęły się w około niego. Mężczyzna oparł głowę o jego ramię i został w tej pozycji. Nie mógł się nie uśmiechnąć.
            – Skojarzyłeś mi się w tym momencie z małą małpką.
            – Nie przeginaj Gabriel! – Ciche warknięcie od strony mężczyzny tylko jeszcze bardziej poprawiło mu humor.
            – Oj, przepraszam. Będziesz musiał wybaczyć swojemu mężowi takie afront. – Roześmiał się na głos, gdy poczuł lekkie uderzenie w żebra. – Nie dobry mąż, nie wolno mnie bić. – Kolejne lekkie uderzenie przywołało na jego usta szeroki uśmiech. – Dobrze, dobrze, wybaczam ci. A teraz posiedźmy tak chwile. – Sam również zawinął dłonie w około ciała Samaela, przyciągając go tak blisko siebie, jak to tylko było możliwe.

niedziela, 17 września 2017

Rozdział 21

Przed wami kolejny rozdział, wydaje mi się, że dość ważny ;)
Ciekawe czy i wy tak stwierdzicie? Wasze komentarze niezwykle mnie motywują. Tym bardziej, że jest ich ostatnio trochę więcej ;)
Dziękuję!!

Rozdział 21

            Kolejną godzinę spędzili na komisariacie. Sam złożył zeznania i pomimo swojego wahania powiedział wszystko co w rzeczywistości miało miejsce.
            Obok niego siedział Gabriel, trzymając go mocno za rękę, a on nie był w stanie spojrzeć w kierunku męża, ponieważ czuł się tak… zawstydzony i poniżony. Przez swoją własną głupotę.
            W końcu jednak jechali do domu, czuł jak cisza narasta między nimi nie dając mu ukojenia. Nie wiedział jak się zachować. Co powiedzieć. Świadomość tego, że Gabriel go kocha, ze wzajemnością była dziwnie kojąca.
            – Nad czym myślisz? – Zapytał w końcu Gabriela, nie dając sobie więcej czasu nad zastanawianiem się czy to pytanie ma sens.
            – Nie wypłacisz się jeśli ci powiem. – Mąż powtórzył jego słowa sprzed kilku dni.
            – Myślę, że mogę zaryzykować.
            – Jestem na ciebie wściekły. – Nie zamierzał ukrywać, że mimo całej wiedzy i tego, że trochę wyraził na to wszystko zgodę, był wściekły na swojego męża. Z jednej strony miał ochotę na niego wrzeszczeć, z drugiej tulić go do siebie ze świadomością, że nic mu nie jest. Kątem oka widział jak Sam skulił się jeszcze bardziej na siedzeniu obok. Ściągnął dłoń z kierownicy, nie odwracał wzroku od drogi, bo dałby się wtedy ponieść emocjom. Musnął dłoń Sama w małej pieszczocie, a następnie chwycił ją mocno. – Jestem wściekły o to, że postawiłeś się w tak niebezpiecznej sytuacji. Jestem wściekły, że nie mogłem cię przed nią uchronić, że nie wiedziałem gdzie jesteś. Musiałem mieć nadzieję, że spotkaliście się gdzieś w okolicach parku, bo to w nim, przez niego zwichnąłeś rękę.
            – Nie zwichnąłem. – Zaprotestował słabo.
            – Zwichnąłeś, cały czas starasz się chronić dłoń. Robisz to instynktownie. Myślisz, że uwierzę, że byłbyś tak bezbronny w relacji z nim? Nie wierzę w to Sam, zachowywałeś się tak, bo gdybyś uszkodził bardziej rękę, byłbyś bezbronny. Całkiem bezbronny, a dzięki temu, że przeczekałeś tą sytuację – zareagowałeś w odpowiednim momencie.
            – Czytasz za dużo kryminałów – parsknął do męża, głupio było mu przyznać, że ten miał rację.
            – To moja praca i wiem, że tak jest kochanie. Ciii, nie płacz.
            – Nie… Cholera. – Szloch wstrząsnął jego ciałem, dopiero teraz adrenalina zaczęła spadać. Poczuł, jak jego ciało zaczyna się trząść od nadmiaru emocji. Łzy płynęły strumieniem z jego oczu, a on nie umiał się opanować.
Gabriel szybko znalazł miejsce, gdzie mógł na chwile zaparkować. Włączył światła awaryjne i odpiął swój pas, a następnie pas Sama. Dopiero po tym przyciągnął mężczyznę w swoje ramiona.
– Jesteś bezpieczny Sam. Najadłeś się trochę strachu, możesz być obolały kilka dni, ale nic poważniejszego się nie stało. On nie zrobił ci krzywdy, cii…
– Chcąc mnie zastraszyć, on… on… – szloch wydarł się z jego gardła, głowa opadła na ramię męża, wtulił się w nie z całą mocą, która mu została.
– Wiem kochanie, cii… Jesteś tam obolały? – Musiał wiedzieć. Dzięki temu będzie mógł odpowiednio zareagować, wcześniej nie chciał urazić Sama nieodpowiednimi pytaniami. Widział jak mężczyzna ledwo się trzymał w obecności policjantów. Musiał poczekać z dbaniem o niego.
– Boli jak diabli, ale przejdzie. To wszystko jest za świeże. – Zaciągał się powietrzem wypowiadając kolejne słowa. W pewnym momencie dostał czkawki z wrażenia.
– Pomogę ci kochanie. Wszystko już jest dobrze. – Głaskał męża po głowie, tuląc go mocno. Może teraz będzie lepiej, Samael w końcu mu zaufał. Nie spodziewał się tego, że mężczyzna powie, że go kocha. On jego tak, ale nie ze wzajemnością. Być może było to powiedziane pod wpływem chwili, jednak dopuścił słowa męża do serca i pozwolił im zakiełkować. Gorzej jeśli Sam jutro zmieni zdanie i się ponownie wycofa. Teraz jednak miał jeszcze większą motywacje do tego, by uwieść męża i zdobyć do końca jego serce.
– Wracajmy do domu Gabe. – W końcu się uspokoił, chciał być już u siebie. Umyć się z wrażenia dotyku, pozbyć się zapachu mężczyzny. Odetchnąć w swoim łóżku, tuląc się do Gabriela.
– Wracamy. – Wyłączył światła awaryjne i włączył się ponownie do ruchu. Chciał Sama zobaczyć w swoim łóżku. Bezpiecznego i tylko jego. Miał instynkt terytorialny. Na chwilę go przytłumił by dać mu komfort, by go uszczęśliwić. Nigdy więcej. Sam był jego i tylko jego. Żaden obcy facet nawet się nie do niego nie zbliży.
***
            Sam przytulił Liz do siebie, wdychając jej dziecięcy zapach. Mała była dzisiaj bardziej aktywna, a on… potrzebował bliskości. Po tym wszystkim co się wydarzyło.
            Przytrzymał ją jedną ręką i pogłaskał Mery po brzuchu. – Kocham was, tak bardzo was kocham. – Czuł się rozbity emocjonalnie, co chwilę miał ochotę płakać, wiedział jednak, że ten etap przejdzie. Musiał odreagować cały ten stres z powodu swojej głupoty.
            – Położę je, a ty idź pod prysznic.
Gabriel stanął za nim i pocałował jego kark. Jak miała wyglądać ich wspólna przyszłość? Nie złościł się już tak bardzo jak wcześniej, ale nie wiedział czy potrafi normalnie żyć. Czuł się zagubiony. Normalność stała się pojęciem względnym.
Kiedyś jego rodzice żyli normalnie. Spędzali ze sobą wieczory i w miarę możliwości popołudnia. Dawali sobie przestrzeń na bycie tylko samemu ze sobą, gdy tak się działo – drugie zajmowało się nim. Wychodzili na randki i lubili rozmawiać. W weekendy zawsze wyjeżdżali lub wychodzili całą rodziną. Kochali się nawzajem, a przy tym i on był kochany.
Czy potrafił osiągnąć coś takiego z Gabrielem? Powinien chociaż spróbować. Do tej pory cały czas się odsuwał, nie pozwalał sobie na bliższe poznanie męża niż tylko w tych okolicznościach na jakie on pozwolił. Chciał spróbować.
Gabriel udowodnił mu, że go kocha i szanuje. Pozwolił mu na tak wiele, otaczał go opieką, pielęgnował to co było między nimi, uwodził go. A on co robił? Nic. Kompletne zero. Próbował go odstraszyć.
            – Dziękuję. – Pocałował policzek męża, włożył mu w dłonie Liz i udał się do sypialni. To tam pozwolił sobie na kolejne łzy, które prawie samoistnie wypłynęły z jego oczu. Otarł oczy i poszedł do łazienki. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Oparł głowę o kafelki, przymknął oczy, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Cholera, potrzebował tego. Bardzo.
            Płakał, gdy zmarła jego matka – jednak czuł, że to nie było wystarczające. Nie potrafił zapłakać, gdy zmarł jego ojciec. Dopiero teraz czuł jak emocje zbierające się przez te wszystkie miesiące powoli uwalniają się z jego ciała pod postacią łez. Nie potrafił się opanować, łzy cały czas wypływały z jego oczu, oddech stał się płytki, nos był zapchany.
            Czuł jak drżą mu ramiona, jak całe ciało trzęsie się z napięcia, które w końcu zaczęło opuszczać jego ciało.
            Przestraszył się lekko, słysząc otwieranie się drzwi kabiny – tuż za nim stanął Gabriel. Poczuł mokre dłonie na swoim ciele, pieszczące go delikatnie.
            – Płacz Sam.
            – Skąd wiesz? – Mruknął po cichu nie chcąc do końca się ujawniać.
            – Po prostu wiem. Płacz, a ja cię będę trzymał.
Czuł się dziwnie pozwalając by Gabriel widział jego słabość, wiedział jednak, że jest im to potrzebne. Oparł się całym ciałem na klatce piersiowej męża, w pewnym momencie odchylił głowę do tyłu, opierając ją na ramieniu Gabriela. Pokazał w ten sposób swoje gardło.
– Tak lepiej, co? – Pomasował klatkę piersiową Sama, naciskając na mięśnie, powodując ich rozluźnienie. Pocałował jego szczękę, przesunął usta na policzek, by po chwili powoli całować usta Samaela w wolnej próbie uwiedzenia go.
***
            Po krótkiej pieszczocie, poczucia bycia kochanym, Gabriel wyciągnął go spod prysznica, wytarł ich obu dość szybko i skierował swe kroki do sypialni nie pozwalając im obu się ubrać.
            Nim się obejrzał leżał na łóżku i był głaskany przez dłonie męża. Spojrzał mu w oczy i zamarł na widok tego co w nich zobaczył.
            – Kocham cię, Samaelu.
Cichy szept przy jego uchu spowodował, że jego ciało zadrżało, jednakże z innych przyczyn niż wcześniej.
– Czego oczekujesz? – Chciał wiedzieć czego Gabriel od niego chce, czego pragnie.
– Niczego. Poleżmy i potulmy się przez chwile, a potem grzecznie pójdziemy spać. Nadzy. Chciałbym, żebyś się do tego przyzwyczaił – jeśli nie będzie ci to pasować… Nie ma problemu, ale chciałbym spróbować.
– Dobrze. – Odpowiedział drżącym głosem. Przysunął się bliżej męża.
– Dotknij mnie Sam. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale pragnąłbym, żebyś tego spróbował. Im wcześniej tym lepiej. Nie chcę, żebyś pamiętał dotyk… jego.
Podniósł dłoń i oparł ją na piersi męża tam gdzie biło jego serce. Czuł je pod palcami, jego nierównomierny rytm, szybkie i mocne uderzenia.
– Stresujesz się? – Zapytał zaciekawiony.
– Tak. – Gabriel wziął jego dłoń i musnął w czułym pocałunku palce. – Bo mi na tobie zależy.
Przesunął drugą dłonią po ramieniu męża w czułej pieszczocie. Przymknął oczy i skupił się na odczuwaniu skóry partnera pod własną dłonią.
– Właśnie o to mi chodzi Sam. Żebyśmy obaj mieli możliwość przebywania ze sobą w różnych sytuacjach, bez tego niepotrzebnego napięcia.
– Też bym tego chciał. – Wyszeptał cicho, pochylając się bardziej i opierając głowę na ramieniu Gabriela. Poczuł kolejne łzy tego wieczoru zbierające się pod powiekami, zacisnął jednak mocniej powieki byleby tylko nie wypłynęły. Zapomniał jednak, że właśnie wtedy potoczą się one jeszcze szybciej i sprawniej po policzkach. Poczuł, gdy dotarły do ust. Wiedział, kiedy skapnęły na pierś jego męża.
Przysunął Samaela bliżej siebie, splótł z nim swoje nogi, ich ciała były tak cholernie blisko… Pochylił się lekko i pocałował policzek Samaela, powoli kierując się do jego ust. Całował delikatnie jego wargi, muskał w delikatnej pieszczocie. Przygryzł je lekko, zassał się i dopiero po chwili puścił. Odsunął się od Sama.
– Może i zakochałeś się we mnie. Ale… Chciałbym nawiązać z tobą wieź. Trudno mi w to uwierzyć, jeżeli jak tylko mogłeś – unikałeś mnie. Chcę ci wierzyć, ale jest mi z tym trudno…
Przymknął oczy słysząc słowa Gabriela. Co powinien zrobić? Powiedzieć?
– Pogubiłem się w tym wszystkim. – Przesunął dłonie na barki Gabriela i ścisnął je lekko. – Jaa…
– Powiedz mi tyle ile chcesz. Nie mniej i nie więcej. Poczekam na wszystko to, co chcesz…            
Pocałował Gabriela i przysunął się jeszcze odrobinę bliżej.
– Ja… – zaczął. – Nie potrafiłem sobie po tym wszystkim poradzić. – Mruknął pod nosem. – Moja mama była pełna życia, energiczna i radosna. Patrząc na nią i na to jak się zachowuje – sam zarażałeś się jej energią. To jak dowiedziała się o ciąży… Miała jeszcze więcej energii, o ile to było możliwe. Nie rozumiałem tego, a potem… Pojawiły się dziewczynki.
– Nazwij to Sam. Wiem, że to będzie trudne, ale nazwij to.
– Moja… moja mama umarła. – Czuł gulę próbującą go udusić. Gabriel pogłaskał jego plecy, ramiona dodając mu otuchy. – A potem wszystko zaczęło się sypać. Nie umiałem zajmować się dziećmi, a nagle miałem bliźniaki pod opieką. Czy ty wiesz co znaczą dwie małe kruszynki, które drą się jak opętane bo narobiły w pieluchę? Tego trzeba doświadczyć… – Cisze parsknięcie Gabriela wywołało na jego twarzy lekki uśmiech.
– Ojciec też się nimi zajmował, ale dużo mniej. W końcu pracował, a to było dla niego trudne. Wszystko w domu musieliśmy przeorganizować. Nie byliśmy gotowi na to, by się nimi opiekować, mama… Brakowało nam jej, ale przestaliśmy o niej rozmawiać. Ja próbowałem, a wtedy… Ojciec dostawał szału, krzyczał na mnie i nie odzywał się przez kilka dni. Nie chciałem tych awantur, dlatego przestaliśmy na jej temat rozmawiać. Czasem… Opowiadałem małym o tym jaka była, gdy zasypiały czy jak chciałem je uspokoić.
– A potem… Już z zewnątrz słyszałem płacz dziewczynek. Myślałem, że po prostu nie dał rady zająć się nimi dwoma, gdy wszedłem… – Przymknął oczy i musnął wargami ramię Gabriela. Potrzebował teraz czułości, a dłonie męża pieszczące jego plecy mu ją dawały.
– Przykro mi, Sam...
– Dziękuję. Ten obraz już zawsze ze mną zostanie. Myślałem, że go straciłem, spanikowałem, zadzwoniłem po karetkę, reanimowałem go i po co to wszystko? By cierpiał jeszcze przez jakiś czas. Musiałem podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu.
– I byłeś z nią zupełnie sam.
– To było tak… Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym tego, a co dopiero komuś… W moim wieku. Biłem się z myślami, nie wiedziałem co zrobić, dopóki nie porozmawiałem z jednym lekarzem. Był tam stażystą, ale cholera… Był tak empatyczny, potrafił mi to przekazać w ten sposób, że w końcu zrozumiałem, że mój ojciec nie ma szans. A mogłem pomóc innym. – Jego ramionami wstrząsnął szloch. Zaczynało go to denerwować, ten wieczór nie był dla niego dobry.
– Transplantacja?
            – Tak, udało się uratować kilka osób.
            – Ty to zrobiłeś Sam. Pomogłeś im poświęcając swojego ojca.
            – To nie brzmi dobrze. – Przyznał szczerze
            – Ale tak jest. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Uratowałeś kilka osób, które nie miały perspektywy na dalsze życie i funkcjonowanie.
            – Potem… Byłem tak cholernie wściekły na ciebie i twoje warunki. Na to, że chciałeś mnie za męża. Chciałeś ze mną sypiać… To mnie przeraziło. Nie rozumiałem czego ode mnie chcesz, nie potrafiłem tego przetworzyć, zrozumieć. Czułem się jakbym rozmawiał z tobą po chińsku. Twoje wymagania…
            – Teraz już wiem, przepraszam Sam.
            – Nie masz za co. Po prostu to wszystko… zbiegło się w złym czasie. Cholernie złym czasie. Nie miałem czasu ich opłakać… W tempie ekspresowym musiałem nauczyć się wszystkiego. Ogarnąć jeszcze więcej, mimo że już i tak robiłem ogrom rzeczy. Firma… czuję, że to mnie przerosło. Ich śmierć, przejęcie firmy, chociaż częściowa spłata zadurzeń z ubezpieczenia, ślub z tobą, przeprowadzka, to wszystko…
            Miał ochotę obrócić się w ramionach Gabriela i schować twarz w poduszkę.
            – Dlatego cały czas się odsuwałeś?
            – Nadal sobie nie radzę Gab. Zakochałem się w tobie, teraz to wiem. Ale potrzebuje czasu.
            – Ile tylko chcesz kochany. Ile tylko chcesz. – Kolejny pocałunek spoczął na jego ustach. – Chodźmy spać. – Przykrył ich obu kołdrą.

            – Tak, to dobry pomysł… Obaj tego potrzebujemy.