niedziela, 30 kwietnia 2017

Rozdział 1

Witajcie moi mili!
Przedstawiam wam moje podejście czwarte do pisania :) Początkowo miałam w planach zupełnie inną historię, do której chyba jeszcze nie dorosłam. Nie była ona na tamten moment, w którym ją pisałam, dlatego też szła mi gorzej, niż topornie. Utknęłam na rozdziale pierwszym.
Dopiero po pewnym czasie całkowitej pustki przyszedł mi do głowy pomysł na Sposobność.

Na dość długi okres czasu odcięłam się od blogosfery, nie czytałam żadnych tekstów, nie pisałam. Sposobność... Być może wyda wam się tekstem schematycznym, być może nie. Przede wszystkim jest to tekst powrotny, od którego ja sama zbyt wiele nie oczekuję, ponieważ nie wiem czy będę dalej pisać. Chciałam podjąć tę próbę jeszcze raz. 

Gdyby ktoś był zainteresowany, nadal poszukuję bety :) Dzisiejszy rozdział nie został sprawdzony przez nikogo innego, więc może zawierać błędy.


Ostatnia rzecz informacyjna - rozdziały będą publikowane z soboty na niedzielę o godzinie 00.00. Jeżeli coś miałoby się zmienić, dam znać. Jeśli nie daję znać to oznacza, że ustawiłam czasowe dodawanie, jednak musiało coś zaszwankować :) Zazwyczaj staram się sprawdzać czy w niedzielę pojawił się rozdział, ale nie zawsze mam taką możliwość.

EDIT: Złośliwość rzeczy martwych :) Rozdział ustawiony czasowo, a tu się okazuje, że ustawiony na godzinę 00.00 innego czasu czego nie zauważyłam ;) Już wszystko pozmieniałam :)

Zapraszam. 

Rozdział 1

            Dwudziestoletni mężczyzna stał przy oknie sali szpitalnej obserwując ludzi przechodzących obok budynku lub kierujących się do głównego wejścia. Przymknął zmęczone powieki i przetarł je szybko palcami.
            Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mu, że jego życie będzie wyglądać tak, jak w tym momencie, zapewne zaśmiałby mu się w twarz i wspomniał, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Nigdy nie wyobraziłby sobie takiego scenariusza na życie. Może dla kogoś innego, być może przeszłoby mu to przez myśl. Jednak nie dla siebie.
            – Cholera jasna. – Oparł czoło o szybę, nie wiedząc jak się zachować.
            – Panie Lockwood, bardzo mi przykro. U pana ojca zdiagnozowano śmierć pnia mózgu. Nic innego nie możemy zrobić. Stan, w którym teraz się znajduje jest podtrzymywany tylko przez maszyny.
            Jak miał to rozumieć? Co oznaczało to wszystko o czym mówił do niego lekarz? Powinien to wiedzieć i rozumieć, ale nie potrafił. Jego mózg nie chciał tego przetworzyć, zrozumieć. – To nie śpiączka, prawda?
            – Przykro mi, ale nie. Rozumiem, że to bardzo trudny temat i gdyby było to możliwe, wolałbym go uniknąć… – mężczyzna przerwał na chwilę, biorąc  głęboki oddech – ale chciałbym pana zapytać, czy pana ojciec rozmawiał z panem na temat decyzji co do przeszczepu? Czy wyrażał zgodę na oddanie organów?
            – Nie, nie wiem – dodał po chwili. Ponownie przymknął oczy, potrzebował kilku sekund by zebrać się w sobie. – Chce pan, żebym wyraził na to zgodę? – Obrócił się do lekarza, wwiercając w niego swój wzrok. Czuł, że to będzie dobra decyzja, ratująca zapewne kilka osób, jednak… Nie potrafił powiedzieć tego w tej chwili, nie w ten sposób. Nie gdy jego ojciec leżał w tym samym pokoju. Wydawać by się mogło, że śpi, gdyby nie to, że w jego ustach znajdowała się rurka, a o funkcjach życiowych informowała aparatura medyczna. Nie wydawało się, że umarł. Że jego ciało stało się tylko powłoką. A co z jego jestestwem? Z tym jakim był człowiekiem, gdzie to wszystko teraz się znajdowało? Czy powinien wierzyć w koncepcję duszy, która poszła do raju? Pustki? Czegokolwiek? Poczuł się udręczony. Nie miał na to wszystko siły.
            – Tak, chciałbym o to prosić. – Odpowiedział na to lekarz.
            – Ile… ile miałbym czasu na pożegnanie się z nim? – Wnętrze jego ust było niczym wyłożone trocinami, każde kolejne wypowiedziane słowo, aż bolało.
            – Najlepiej w ciągu dwunastu godzin. W tym czasie jesteśmy w stanie wszystko zorganizować. Niestety nie jestem w stanie tego panu na sto procent zagwarantować, czasem… zdarzają się sytuacje nagłe i dosłownie chwila decyduje o czyimś życiu lub śmierci.
            – Mnie pan o tym nie musi informować. – Powiedział sarkastycznie. To on przywrócił ojcu funkcje życiowe. Na chwile. I po co to zrobił? Żeby teraz cierpieć i musieć podejmować tego typu decyzje. Czy ten lekarz rozumiał, że prosił go o to by zdecydował o śmierci ojca? Słysząc jego bijące serce, nie potrafił myśleć o nim jak o martwym.
            – Przepraszam, źle to ująłem.
            – Proszę – musiał przełknąć chcąc wypowiedzieć się dalej – proszę… – Nie dokończył zdania, ale lekarz zrozumiał o co mu chodzi.
            – Oczywiście. Przyszykuje wszystko do podpisu i wrócę tu do pana.
            Po wyjściu lekarza, podszedł do łóżka ojca i ścisnął jego dłoń, przytulił się do niej i rozpłakał.
            – Przepraszam, przepraszam cię. Nie chciałem. Nie w ten sposób, nie gdy… Nie tak miało być. – Zanosił się płaczem wypowiadając kolejne słowa, nie potrafił być w tej chwili twardy, nie gdy został z tym zupełnie sam. – Dlaczego mi to zrobiłeś, dlaczego mi? Jak mogłeś? Czemu teraz? – Ścisnął dłoń ojca, mając wciąż cichą nadzieję, że poczuje jakiś ruch, drżenie palca, cokolwiek.
            Oparł czoło o kołdrę, którą był przykryty najbliższy mu człowiek i pozwolił by łzy spływały z jego oczu mocząc posadzkę. Nie, nie tak sobie wyobrażał swoje życie.
Cztery dni później
            Samael stał nad grobem swoich rodziców, nigdy nie podejrzewałby, że w ciągu roku straci ich oboje. Najpierw matkę, potem ojca. Czuł się jakby był zamrożony od środka, jakby żadne uczucie nie mogło teraz wypłynąć na powierzchnię. Jego wzrok był pusty, jego myśli były gdzieś daleko, byle dalej od tego miejsca.
            – Tak nie powinno być. Nie dla nich. – Wiedział, że gdyby był sam, poradziłby sobie w dorosłym życiu. Słuchał słów księdza i nie mógł pojąć ich sensu. Kucnął obok podwójnego wózka i przykrył śpiące w nim siostry. Teraz to on miał je pod opieką.
            Spojrzał na odsłoniętą płytę nagrobną i pomyślał o tym czy jego siostry będą coś z tego pamiętać. Miały ledwie pół roku, ale może to wydarzenie zapadnie w ich pamięć?
            Do tej pory pamiętał jak jego rodzice poprosili go o rozmowę, podejrzewał wszystko, tylko nie to, że jego mama jest w ciąży. Sam mógłby mieć dzieci, gdyby się o to postarał, miał w końcu dziewiętnaście lat, zaczął studia, a tu taka informacja. Minął rok, odkąd dowiedział się o tym, że jego mama jest w ostatnim tygodniu pierwszego trymestru. Pamiętał, jak mimo szoku, cieszyła się z tego, że pojawi się kolejne dziecko w rodzinie, jeszcze wtedy nie wiedziała, że jest w ciąży bliźniaczej. Nie było tego widać na USG. Któraś z jego sióstr skutecznie się ukryła.
            Nie dane było jej poznać swoich córek, a one nie miały okazji by poznać swoją matkę. Cesarskie cięcie miało być tylko formalnością ze względu na to, że jego mama miała wadę wzroku. Nic jednak nie poszło po myśli lekarzy.
            Kobieta, która go urodziła i wychowała, zmarła na stole operacyjnym z powodu krwotoku. Do cesarskiego cięcia podchodziła ze śmiechem, ciesząc się, że w końcu zobaczy swoje dwie małe córeczki... Oczywiście, trochę się bała, nie podejrzewała jednak, że skończy się to jej śmiercią.
            Samael na samo wspomnienie o mamie miał ochotę przeklinać wszystko na czym świat stoi, tak nie powinno być, że tak małe dzieci tracą kogoś im najbliższego, kto nosił je pod sercem i w sercu zanim w ogóle pojawiły się na świecie. 
            A teraz jeszcze ich ojciec. Minęło pół roku odkąd zmarła ich mama, a teraz tata… Dostał zawału.
Gdyby tylko udało mu się wrócić do domu chwile wcześniej, gdyby ten przeklęty autobus nie jechał tak powoli z uczelni, gdyby jego wykładowca nie przeciągnął o kilka minut zajęć… Gdyby. Tak wiele czynników złożyło się na to, że nie był w stanie dotrzeć do domu na czas, by uratować swojego ojca. Co z tego, że pomógł mu na chwilę. I tak już nie żył, jego mózg przestał działać. Myśląc w ten sposób czuł się tak jakby odczłowieczał swojego ojca. Mężczyzna pracował jak mógł, przenosząc swoją mała firmę do domu, by móc zajmować się dwoma córkami. Radził sobie tylko z jego pomocą. Gdy tylko mógł - zabierał siostry na spacer, przebierał im pampersa, kąpał je - tak by ojciec mógł pracować. Zostali z tym sami, ale jakoś dawali radę. Teraz… Nie wyobrażał sobie kolejnego dnia, nie wiedział jakby mógł go przetrwać. Jak dalej egzystować, nawet nie żyć, a właśnie egzystować. Nie wiedział jak zapewni siostrom opiekę, jak ma podjąć pracę, skoro nie mogą iść do żłobka. Było na to zupełnie za wcześnie. Nie miał żadnej bliższej, ani dalszej rodziny. Cholera jasna.
            Po pogrzebie miał zamiar wybrać się z siostrami na spacer, była połowa listopada, a on potrzebował trochę przewietrzyć umysł, jakby godzina spędzona na chłodzie mu nie pomogła. Nie organizował stypy, nie chciał tego robić, nie zamierzał się tym wszystkim zajmować.
            Musiał jeszcze przyjąć kondolencje od wszystkich osób, które przyszły na pogrzeb, wśród nich było dużo współpracowników i pracowników jego ojca. Pogrzeb dla niego był czymś prywatnym, wiedział jednak jak to zwykle wygląda. Nie mógł ich wyprosić.
            – Dzień dobry Samaelu, moje nazwisko White, blisko współpracowałem z twoim ojcem. Niestety przy tej smutnej okazji, chciałbym się z tobą umówić na spotkanie, w sprawie firmy, którą prowadził Mike.
            – Czy może mi pan zostawić swoją wizytówkę? Postaram się odezwać w przyszłym tygodniu. W tym… przepraszam, nie dam rady.
            – Rozumiem jak najbardziej, proszę bardzo, to mój prywatny numer komórkowy, proszę dzwonić o każdej porze. Również gdybyś potrzebował w czymś pomocy.
            Spojrzał zaskoczony na mężczyznę, jednak postanowił tego nie skomentować. Mógłby powiedzieć o kilka słów za dużo.
            – Oczywiście, dziękuję. – Nie wiedział czy ludzie rzeczywiście nie potrafią uszanować czyjejś śmierci? Ten człowiek mógłby się z nim skontaktować kiedykolwiek indziej. Nie rozumiał takiego braku poszanowania. Ale jego tolerancja na różne rzeczy była aktualnie drastycznie mała. Wszystko go denerwowało i irytowało. Nie umiał tego opanować.
Musiał jednak zacisnąć zęby i kiwnąć głową następnej osobie w podziękowaniu za wyrazy współczucia. Pragnął by to wszystko się już skończyło. Nie miał już siły, a ostatnie dni go wykończyły. Na dodatek małe nie spały najlepiej, co w ogóle mu nie pomagało. W nocy budziły się i płakały. Nie poprawnym określeniem będzie wyły jak syreny, napomniał sam siebie. Nie był w stanie ich uspokoić gdy próbowały swoich sił w tym, która głośniej będzie płakać. Jego mózg stawał w poprzek słysząc te przeraźliwe dźwięki.
            Wcześniej przynajmniej dzielił się obowiązkiem z ojcem, każdy brał jedną z dziewczynek na ręce i nosili je po całym domu, karmili, przewijali. Jakoś dawali sobie radę. Teraz… Ciężko mu było wykonać wszystkie te czynności samemu. Na dodatek nie ważyły wcale tak mało i sam fakt, dźwigania obu w ramionach był dość wykańczający.
            Musiał jednak sam przed sobą przyznać, że to właśnie one dawały mu chociaż minimalną nadzieję na lepsze jutro. Wiedział, że będzie musiał je wychować, zapewnić im utrzymanie, tylko… Wcale nie wiedział jeszcze w jaki sposób ma tego dokonać. Nie miał środków finansowych pozwalających mu na przeżycie kolejnych trzech miesięcy w spokoju, nie mówiąc o kolejnych latach. A co z firmą ojca? Z pracownikami? Musiał im zapłacić. Nie, nie chciał o tym aktualnie myśleć.
            Nie wyobrażał sobie swojej najbliższej przyszłości, będzie musiał zrezygnować ze studiów, chcąc znaleźć pracę i utrzymać ich trójkę.  Tylko z niewiadomych przyczyn było mu strasznie ciężko z tą myślą. Może i nie był fanatykiem jeśli chodziło o naukę, ale jednakże lubił to robić. Po studiach miałby konkretny zawód, a może nawet jakieś szanse na pracę w przyszłości. A teraz?
            Spojrzał ostatni raz na miejsce pochówku swoich rodziców. Ludzie powoli już się rozeszli zostawiając go samego. Skierował swe kroki do wyjścia. Szedł ścieżką, a zarazem nie widział drogi przed sobą. Jego myśli krążyły wokoło ostatnich wydarzeń i tego co nastąpi. Starał się ułożyć plan na przyszłość, chociaż nie obejmował on następnych dziesięciu lat, a ledwie miesiąc.
            – Śpijcie moje małe siostry. Ja zadbam o to, by wszystko jakoś się ułożyło.


niedziela, 16 kwietnia 2017

Zapowiedź

Kochani!
Chciałabym dać wam znać, że 30 kwietnia opublikuję pierwszy rozdział sposobności. Czy ktoś miały ochotę podjąć się betowania? Proszę o kontakt pod ladymakbetmlody@gmail.com
Nawet jeśli nikt się nie zgłosi będę publikować :) 

A teraz dla wszystkich obchodzących Święta Wielkiej Nocy - Wszystkiego Dobrego i Spokoju. A dla tych, którzy nie obchodzą Świąt - Spokojnych, Pełnych Odpoczynku Dni.
Do napisania :)
Lady M