Witajcie moi mili!
Przedstawiam wam moje podejście czwarte do pisania :) Początkowo miałam w planach zupełnie inną historię, do której chyba jeszcze nie dorosłam. Nie była ona na tamten moment, w którym ją pisałam, dlatego też szła mi gorzej, niż topornie. Utknęłam na rozdziale pierwszym.
Dopiero po pewnym czasie całkowitej pustki przyszedł mi do głowy pomysł na Sposobność.
Na dość długi okres czasu odcięłam się od blogosfery, nie czytałam żadnych tekstów, nie pisałam. Sposobność... Być może wyda wam się tekstem schematycznym, być może nie. Przede wszystkim jest to tekst powrotny, od którego ja sama zbyt wiele nie oczekuję, ponieważ nie wiem czy będę dalej pisać. Chciałam podjąć tę próbę jeszcze raz.
Gdyby ktoś był zainteresowany, nadal poszukuję bety :) Dzisiejszy rozdział nie został sprawdzony przez nikogo innego, więc może zawierać błędy.
Ostatnia rzecz informacyjna - rozdziały będą publikowane z soboty na niedzielę o godzinie 00.00. Jeżeli coś miałoby się zmienić, dam znać. Jeśli nie daję znać to oznacza, że ustawiłam czasowe dodawanie, jednak musiało coś zaszwankować :) Zazwyczaj staram się sprawdzać czy w niedzielę pojawił się rozdział, ale nie zawsze mam taką możliwość.
EDIT: Złośliwość rzeczy martwych :) Rozdział ustawiony czasowo, a tu się okazuje, że ustawiony na godzinę 00.00 innego czasu czego nie zauważyłam ;) Już wszystko pozmieniałam :)
Zapraszam.
Rozdział 1
Dwudziestoletni mężczyzna stał przy
oknie sali szpitalnej obserwując ludzi przechodzących obok budynku lub
kierujących się do głównego wejścia. Przymknął zmęczone powieki i przetarł je
szybko palcami.
Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział
mu, że jego życie będzie wyglądać tak, jak w tym momencie, zapewne zaśmiałby mu
się w twarz i wspomniał, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Nigdy
nie wyobraziłby sobie takiego scenariusza na życie. Może dla kogoś innego, być
może przeszłoby mu to przez myśl. Jednak nie dla siebie.
– Cholera jasna. – Oparł czoło o
szybę, nie wiedząc jak się zachować.
– Panie Lockwood, bardzo mi przykro.
U pana ojca zdiagnozowano śmierć pnia mózgu. Nic innego nie możemy zrobić.
Stan, w którym teraz się znajduje jest podtrzymywany tylko przez maszyny.
Jak miał to rozumieć? Co oznaczało
to wszystko o czym mówił do niego lekarz? Powinien to wiedzieć i rozumieć, ale
nie potrafił. Jego mózg nie chciał tego przetworzyć, zrozumieć. – To nie
śpiączka, prawda?
– Przykro mi, ale nie. Rozumiem, że
to bardzo trudny temat i gdyby było to możliwe, wolałbym go uniknąć… –
mężczyzna przerwał na chwilę, biorąc
głęboki oddech – ale chciałbym pana zapytać, czy pana ojciec rozmawiał z
panem na temat decyzji co do przeszczepu? Czy wyrażał zgodę na oddanie organów?
– Nie, nie wiem – dodał po chwili.
Ponownie przymknął oczy, potrzebował kilku sekund by zebrać się w sobie. – Chce
pan, żebym wyraził na to zgodę? – Obrócił się do lekarza, wwiercając w niego
swój wzrok. Czuł, że to będzie dobra decyzja, ratująca zapewne kilka osób,
jednak… Nie potrafił powiedzieć tego w tej chwili, nie w ten sposób. Nie gdy
jego ojciec leżał w tym samym pokoju. Wydawać by się mogło, że śpi, gdyby nie
to, że w jego ustach znajdowała się rurka, a o funkcjach życiowych informowała
aparatura medyczna. Nie wydawało się, że umarł. Że jego ciało stało się tylko
powłoką. A co z jego jestestwem? Z tym jakim był człowiekiem, gdzie to wszystko
teraz się znajdowało? Czy powinien wierzyć w koncepcję duszy, która poszła do
raju? Pustki? Czegokolwiek? Poczuł się udręczony. Nie miał na to wszystko siły.
– Tak, chciałbym o to prosić. –
Odpowiedział na to lekarz.
– Ile… ile miałbym czasu na
pożegnanie się z nim? – Wnętrze jego ust było niczym wyłożone trocinami, każde
kolejne wypowiedziane słowo, aż bolało.
– Najlepiej w ciągu dwunastu godzin.
W tym czasie jesteśmy w stanie wszystko zorganizować. Niestety nie jestem w
stanie tego panu na sto procent zagwarantować, czasem… zdarzają się sytuacje
nagłe i dosłownie chwila decyduje o czyimś życiu lub śmierci.
– Mnie pan o tym nie musi
informować. – Powiedział sarkastycznie. To on przywrócił ojcu funkcje życiowe.
Na chwile. I po co to zrobił? Żeby teraz cierpieć i musieć podejmować tego typu
decyzje. Czy ten lekarz rozumiał, że prosił go o to by zdecydował o śmierci
ojca? Słysząc jego bijące serce, nie potrafił myśleć o nim jak o martwym.
– Przepraszam, źle to ująłem.
– Proszę – musiał przełknąć chcąc
wypowiedzieć się dalej – proszę… – Nie dokończył zdania, ale lekarz zrozumiał o
co mu chodzi.
– Oczywiście. Przyszykuje wszystko
do podpisu i wrócę tu do pana.
Po wyjściu lekarza, podszedł do
łóżka ojca i ścisnął jego dłoń, przytulił się do niej i rozpłakał.
– Przepraszam, przepraszam cię. Nie
chciałem. Nie w ten sposób, nie gdy… Nie tak miało być. – Zanosił się płaczem
wypowiadając kolejne słowa, nie potrafił być w tej chwili twardy, nie gdy
został z tym zupełnie sam. – Dlaczego mi to zrobiłeś, dlaczego mi? Jak mogłeś?
Czemu teraz? – Ścisnął dłoń ojca, mając wciąż cichą nadzieję, że poczuje jakiś
ruch, drżenie palca, cokolwiek.
Oparł czoło o kołdrę, którą był
przykryty najbliższy mu człowiek i pozwolił by łzy spływały z jego oczu mocząc
posadzkę. Nie, nie tak sobie wyobrażał swoje życie.
Cztery dni później
Samael stał nad grobem swoich
rodziców, nigdy nie podejrzewałby, że w ciągu roku straci ich oboje. Najpierw
matkę, potem ojca. Czuł się jakby był zamrożony od środka, jakby żadne uczucie
nie mogło teraz wypłynąć na powierzchnię. Jego wzrok był pusty, jego myśli były
gdzieś daleko, byle dalej od tego miejsca.
– Tak nie powinno być. Nie dla nich.
– Wiedział, że gdyby był sam, poradziłby sobie w dorosłym życiu. Słuchał słów
księdza i nie mógł pojąć ich sensu. Kucnął obok podwójnego wózka i przykrył
śpiące w nim siostry. Teraz to on miał je pod opieką.
Spojrzał na odsłoniętą płytę
nagrobną i pomyślał o tym czy jego siostry będą coś z tego pamiętać. Miały
ledwie pół roku, ale może to wydarzenie zapadnie w ich pamięć?
Do tej pory pamiętał jak jego
rodzice poprosili go o rozmowę, podejrzewał wszystko, tylko nie to, że jego
mama jest w ciąży. Sam mógłby mieć dzieci, gdyby się o to postarał, miał w
końcu dziewiętnaście lat, zaczął studia, a tu taka informacja. Minął rok, odkąd
dowiedział się o tym, że jego mama jest w ostatnim tygodniu pierwszego
trymestru. Pamiętał, jak mimo szoku, cieszyła się z tego, że pojawi się kolejne
dziecko w rodzinie, jeszcze wtedy nie wiedziała, że jest w ciąży bliźniaczej. Nie
było tego widać na USG. Któraś z jego sióstr skutecznie się ukryła.
Nie dane było jej poznać swoich
córek, a one nie miały okazji by poznać swoją matkę. Cesarskie cięcie miało być
tylko formalnością ze względu na to, że jego mama miała wadę wzroku. Nic jednak
nie poszło po myśli lekarzy.
Kobieta, która go urodziła i
wychowała, zmarła na stole operacyjnym z powodu krwotoku. Do cesarskiego cięcia
podchodziła ze śmiechem, ciesząc się, że w końcu zobaczy swoje dwie małe
córeczki... Oczywiście, trochę się bała, nie podejrzewała jednak, że skończy
się to jej śmiercią.
Samael na samo wspomnienie o mamie
miał ochotę przeklinać wszystko na czym świat stoi, tak nie powinno być, że tak
małe dzieci tracą kogoś im najbliższego, kto nosił je pod sercem i w sercu
zanim w ogóle pojawiły się na świecie.
A teraz jeszcze ich ojciec. Minęło
pół roku odkąd zmarła ich mama, a teraz tata… Dostał zawału.
Gdyby tylko udało mu się wrócić do domu chwile wcześniej, gdyby ten
przeklęty autobus nie jechał tak powoli z uczelni, gdyby jego wykładowca nie
przeciągnął o kilka minut zajęć… Gdyby. Tak wiele czynników złożyło się na to,
że nie był w stanie dotrzeć do domu na czas, by uratować swojego ojca. Co z
tego, że pomógł mu na chwilę. I tak już nie żył, jego mózg przestał działać.
Myśląc w ten sposób czuł się tak jakby odczłowieczał swojego ojca. Mężczyzna
pracował jak mógł, przenosząc swoją mała firmę do domu, by móc zajmować się
dwoma córkami. Radził sobie tylko z jego pomocą. Gdy tylko mógł - zabierał
siostry na spacer, przebierał im pampersa, kąpał je - tak by ojciec mógł
pracować. Zostali z tym sami, ale jakoś dawali radę. Teraz… Nie wyobrażał sobie
kolejnego dnia, nie wiedział jakby mógł go przetrwać. Jak dalej egzystować,
nawet nie żyć, a właśnie egzystować. Nie wiedział jak zapewni siostrom opiekę,
jak ma podjąć pracę, skoro nie mogą iść do żłobka. Było na to zupełnie za
wcześnie. Nie miał żadnej bliższej, ani dalszej rodziny. Cholera jasna.
Po pogrzebie miał zamiar wybrać się
z siostrami na spacer, była połowa listopada, a on potrzebował trochę
przewietrzyć umysł, jakby godzina spędzona na chłodzie mu nie pomogła. Nie
organizował stypy, nie chciał tego robić, nie zamierzał się tym wszystkim
zajmować.
Musiał jeszcze przyjąć kondolencje
od wszystkich osób, które przyszły na pogrzeb, wśród nich było dużo współpracowników
i pracowników jego ojca. Pogrzeb dla niego był czymś prywatnym, wiedział jednak
jak to zwykle wygląda. Nie mógł ich wyprosić.
– Dzień dobry Samaelu, moje nazwisko
White, blisko współpracowałem z twoim ojcem. Niestety przy tej smutnej okazji,
chciałbym się z tobą umówić na spotkanie, w sprawie firmy, którą prowadził
Mike.
– Czy może mi pan zostawić swoją
wizytówkę? Postaram się odezwać w przyszłym tygodniu. W tym… przepraszam, nie
dam rady.
– Rozumiem jak najbardziej, proszę
bardzo, to mój prywatny numer komórkowy, proszę dzwonić o każdej porze. Również
gdybyś potrzebował w czymś pomocy.
Spojrzał zaskoczony na mężczyznę,
jednak postanowił tego nie skomentować. Mógłby powiedzieć o kilka słów za dużo.
– Oczywiście, dziękuję. – Nie
wiedział czy ludzie rzeczywiście nie potrafią uszanować czyjejś śmierci? Ten
człowiek mógłby się z nim skontaktować kiedykolwiek indziej. Nie rozumiał
takiego braku poszanowania. Ale jego tolerancja na różne rzeczy była aktualnie
drastycznie mała. Wszystko go denerwowało i irytowało. Nie umiał tego opanować.
Musiał jednak zacisnąć zęby i kiwnąć głową następnej osobie w
podziękowaniu za wyrazy współczucia. Pragnął by to wszystko się już skończyło.
Nie miał już siły, a ostatnie dni go wykończyły. Na dodatek małe nie spały
najlepiej, co w ogóle mu nie pomagało. W nocy budziły się i płakały. Nie poprawnym
określeniem będzie wyły jak syreny, napomniał sam siebie. Nie był w stanie ich
uspokoić gdy próbowały swoich sił w tym, która głośniej będzie płakać. Jego
mózg stawał w poprzek słysząc te przeraźliwe dźwięki.
Wcześniej przynajmniej dzielił się
obowiązkiem z ojcem, każdy brał jedną z dziewczynek na ręce i nosili je po
całym domu, karmili, przewijali. Jakoś dawali sobie radę. Teraz… Ciężko mu było
wykonać wszystkie te czynności samemu. Na dodatek nie ważyły wcale tak mało i
sam fakt, dźwigania obu w ramionach był dość wykańczający.
Musiał jednak sam przed sobą
przyznać, że to właśnie one dawały mu chociaż minimalną nadzieję na lepsze
jutro. Wiedział, że będzie musiał je wychować, zapewnić im utrzymanie, tylko…
Wcale nie wiedział jeszcze w jaki sposób ma tego dokonać. Nie miał środków
finansowych pozwalających mu na przeżycie kolejnych trzech miesięcy w spokoju,
nie mówiąc o kolejnych latach. A co z firmą ojca? Z pracownikami? Musiał im
zapłacić. Nie, nie chciał o tym aktualnie myśleć.
Nie wyobrażał sobie swojej
najbliższej przyszłości, będzie musiał zrezygnować ze studiów, chcąc znaleźć
pracę i utrzymać ich trójkę. Tylko z
niewiadomych przyczyn było mu strasznie ciężko z tą myślą. Może i nie był
fanatykiem jeśli chodziło o naukę, ale jednakże lubił to robić. Po studiach
miałby konkretny zawód, a może nawet jakieś szanse na pracę w przyszłości. A
teraz?
Spojrzał ostatni raz na miejsce
pochówku swoich rodziców. Ludzie powoli już się rozeszli zostawiając go samego.
Skierował swe kroki do wyjścia. Szedł ścieżką, a zarazem nie widział drogi
przed sobą. Jego myśli krążyły wokoło ostatnich wydarzeń i tego co nastąpi.
Starał się ułożyć plan na przyszłość, chociaż nie obejmował on następnych
dziesięciu lat, a ledwie miesiąc.
– Śpijcie moje małe siostry. Ja
zadbam o to, by wszystko jakoś się ułożyło.
Smutny początek :(
OdpowiedzUsuńŻal mi się zrobiło głównego bohatera i jego sióstr. Stracili bardzo szybko całą swoją najbliższą rodzinę, ciekawi mnie, jak sobie teraz poradzą. Tym bardziej, że opieka nad małymi dziećmi nie będzie prosta dla tego młodego mężczyzny.
Bardzo się cieszę, że wróciłaś z kolejnym opowiadaniem :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Niestety masz rację. Początki często bywają smutne.
UsuńCo do poradzenia sobie z tym wszystkim - jeszcze zobaczymy :)
Ja też się cieszę! Mam nadzieję, że do zobaczenia w niedzielę!
Pozdrawiam :)
Lady M
Czekałam z niecierpliwością na ten tekst i nie zawiodłam się. Początek jest przygnębiający, no ale w życiu również nie jest kolorowo. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Samaela i jego sióstr. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się nie zawiodłaś! Tak, niestety w życiu nie jest kolorowo.
UsuńPozdrawiam
Lady M :)
Mocny początek ,dramaty w życiu się zdarzają i to częściej niż byśmy chcieli.Strata rodziców to stały ból,a jeszcze opieka nad rodzeństwem i kłopoty z tym związane,sporo jak na dziewiętnastoletnie barki.Ma plan tylko jak go poprowadzi ,by pogodzić naukę z małoletnimi bliźniaczkami.Spore wyzwanie.Weny życzę i odpoczynku majówkowego.
OdpowiedzUsuńMasz rację, dramaty zdarzają się częściej niż nam się wydaje. Jak sobie poradzi Samael - zobaczymy :).
UsuńPozdrawiam
Lady M
Czekałam na Twoje opowiadanie, piszesz bardzo wymagając dla czytelnika, opowiadania są trudne, należy je czytać z uwagą, co nie znaczy, że złe. Poruszają tematy nie tak rzadko spotykane, aczkolwiek problem samotności młodego mężczyzny (dzieciaka) dla Ciebie jest stały. Będę czytać, ponieważ piszesz prawdziwie o uczuciach, o życiu, o realiach. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPannazwilka, bardzo się cieszę, że dalej będziesz czytać moje teksty :). I bardzo mi miło, że uważasz, że teksty są warte czytania.
UsuńPozdrawiam
Lady M.
O ja cię papcię *-* czytałam wszystkie twoje opowiadania po kilkanaście razy (ale chyba żadne jeszcze nie skomentowałam, wybacz) i stwierdziłam że to czas w którym powinnam ci powiedzieć jak bardzo podoba mi się twój styl pisania, myślenia i niesamowite fabuły. Po prostu cudo <3 będę ty zaglądała co tydzień i czekała na kolejne historię!! Pozdrawiam i życzę weny na inne pomysły
OdpowiedzUsuńHej :) Jak najbardziej rozumiem, że do tej pory nie zdarzyło ci się skomentować, mam jednak cichą nadzieję, że teraz to się zmieni ;)
UsuńCieszę się, że podoba ci się mój styl pisania :)
Dzięki! Pozdrawiam
Lady M
Meeeeh ledwo pierwszy rozdział a szklanki w oczach już mam ;_; ale to nie zmieni faktu że cie uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne :3
Wyjątkowo, napiszę, że cieszą mnie te szklanki w oczach :)
UsuńPozdrawiam
Lady M.
Możesz mniej więcej opisać o czym będzie to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńHm. Przyznaję, że z opisywaniem o czym będzie tekst, zawsze mam problem. I musiałabym się nad tym głębiej zastanowić. Może o tym, że czasem musimy podejmować niezwykle trudne decyzje, które mogą mieć różne konsekwencje. Może to ci wystarczy. Jeśli nadal będziesz chciał/a wiedzieć o czym to na prawdę będę musiała pomyśleć :)
UsuńPozdrawiam
Lady M.
A to będzie coś w stylu jak Młody?
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńw końcu zaczynam czytać to opowiadanie...
ach tak smutno, w tak krótkim czasie stracił rodziców, ale mam nadzieję, że sobie poradzi... ma jeszcze dwa małe skarby do opieki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia