Hej kochani!
Nie spodziewałam się, że rozdział 1 przeczyta 247
osób! O wow! Dziękuję!
To jedyne co mi się ciśnie na usta.
W związku z niedawną sytuacją o której wam
wspominałam, a mianowicie o próbie przywłaszczenia sobie mojego tekstu,
chciałabym was poinformować, że jedynym moim "oficjalnym" kontem na
wattpadzie jest klik.
Wiem, że niektórzy z was lubią ten portal, ponieważ
podobno można na nim czytać bez dostępu do internetu. Czy to prawda? Nie wiem
:D Ale tak słyszałam :).
Na wszystkie komentarze staram się odpowiadać do
soboty, jeśli dzieje się inaczej - informuje o tym :)
To chyba tyle. Dziękuję raz jeszcze :)
I zapraszam :)
P.S. Próbuję ogarnąć sposób publikacji, tak by był dla
was najbardziej czytelny. Czy teraz jest lepiej niż w zeszłym tygodniu? Dzięki
za informacje!
Rozdział 2
Gabriel Barnes siedział nad planem wydawniczym
na najbliższe pół roku. Nie mógł się jednak skupić na dokumentach, które miał
przed sobą. Jego myśli zaprzątały zupełnie inne problemy.
Był
wściekły. Jego sekretarka odeszła z firmy, z nieznanych mu przyczyn. Na dodatek
miał opóźnienia na budowie. Robotnicy nie pojawiali się już drugi tydzień na
placu, a do dokończenia projektu niewiele brakowało. Sam poniósł już straty
finansowe, a właściciel firmy jest mu winien prawie siedemset tysięcy. Zgodził
się na tak durny kontrakt, a teraz na dodatek nie potrafił dotrzymać terminu.
Takie niechlujstwo doprowadzało go do szału. Nienawidził takich ludzi,
dodatkowo nie miał do właściciela firmy żadnego numeru. To powodowało, że stan
wściekłości wciąż i wciąż się utrzymywał. Wszystkim zajmowała się jego
sekretarka, która - nie wiedzieć czemu - część firmowych wizytówek, wzięła ze
sobą. Było to dla niego nie do pomyślenia.
Stukał nerwowo palcami o blat stołu. Nic ostatnio nie szło po jego myśli, na
dodatek książki, które miały być już gotowe okazały się jednym wielkim gównem,
bo ktoś w drukarni się pomylił. A niczego bardziej nie cierpiał jak
przekładania premiery bestsellera. Kilka dni opóźnienia generowało ogromne
straty.
Musiał koniecznie skontaktować się z właścicielem firmy budowlanej. Zanim to
zrobi, będzie musiał wyszukać informacje w Internecie. Dawno tego nie robił, - miał od tego ludzi. Teraz jednak
usiadł przy biurku, odsunął kilka wydrukowanych rękopisów,otworzył laptopa i
włączył przeglądarkę. Już po chwili dzwonił pod wyszukany numer.
–
„Abonent czasowo niedostępny…” – wyłączył komunikat zanim zdążył wybrzmieć do
końca.
–
Niech to wszystko szlag trafi! – Rzucił telefon na stół tak, by ten, ten zatrzymał się na przesuniętych wcześniej
rękopisach. Wsunął dłonie we włosy i przeciągnął mocno po nich palcami.
***
Po
trzech godzinach pracy, Gabriel
stwierdził, że chyba gorzej być nie może. Nowy budynek firmy jeszcze nie został
ukończony. Na dodatek miał do odebrania na poczcie kilka dokumentów, bo
listonoszowi nie chciało się pojechać windą na górę. A on nie miał komu tego
zlecić. Odzwyczaił się od tego, by samemu chodzić po pocztę. Nie był samolubnym
dupkiem, ale skoro Kristine odbierała pocztę firmy, mógł jej to zlecić. Teraz
zastanawiał się czy przypadkiem, prócz
wizytówek, nie przejęła innych jego dokumentów.
Być
może posuwał się za daleko, wyciągając takie wnioski, jednak po tym co zastał w
biurze po jego opuszczeniu przez kobietę, nie dałby sobie ręki odciąć za jej
uczciwość.
W tym momencie miał serdecznie dość tego popieprzonego dnia. Spojrzał
na zegarek i stwierdził, że wyjątkowo może udać się wcześniej do domu. Czuł się
jakby cały jego świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Gdy
wróci… Będzie musiał chociaż na chwilę się położyć. Odetchnąć po tym dniu,
który od samego początku układał się niefortunnie.
Wezwał do siebie jedną z pracownic, pracujących w dziale rekrutacji.
–
Dzień dobry szefie, czy coś jest potrzebne?
–
Dzień dobry Meggie – zawsze starał się pamiętać imiona wszystkich swoich
pracowników – czy mogłabyś mi znaleźć kogoś za Kristine? W trybie pilnym?
–
Nie ma sprawy, obowiązki takie jak wcześniej?
–
Dokładnie takie same.
–
Hm… Znalezienie kogoś w ciągu tygodnia może być trudne… Szefie, powiem wprost.
Mam koleżankę, kończy aktualnie studia z literaturoznawstwa i wiem, że szuka
pracy. Jest dobra w segregowaniu dokumentów.
–
Umów ją na jutro. Dzisiaj musze wyjść wcześniej z pracy, a rozumiem, że ty nie
możesz przeprowadzić jej rekrutacji.
–
Dzięki szefie, już zaraz do niej zadzwonię. Na którą godzinę ją umówić?
–
Jutro o dziesiątej mam spotkanie z nowym autorem, więc najlepiej, żeby była tu
na dwunastą. Do tego czasu powinienem zakończyć omawianie wszystkich szczegółów.
–
Dobrze, za chwilę zadzwonię z potwierdzeniem czy będzie. – Kiwnął jej głową i
podziękował, po czym poszedł z nią do gabinetu obok, przekazując jej dokumenty
dla działu. Zaraz po tym napił się małej kawy i wyszedł z pracy.
Będąc już w domu Gabriel zastanawiał się nad tym jak mógłby rozwiązać wszystkie
swoje problemy. Powinien jeszcze raz spróbować skontaktować się z właścicielem
firmy, a jeśli to mu się nie uda, będzie musiał do niego pojechać. Nie podobało
mu się to, mężczyzna stał się wobec niego nierzetelny. A tego Gabriel doprawdy
nienawidził.
***
Sam
miał ochotę walić głową w ścianę. Pojawił się w siedzibie firmy i nie wiedział
w co wsadzić dłonie. Nie spodziewał się, aż tylu dokumentów. Sytuację pogorszył
fakt, że ojciec dbał sam o większość dokumentów, więc nawet nie miał kto go
poinformować o tym czym powinien zająć się jako pierwszym.
Musiał zdać się na intuicję i na swoją wiedzę o tacie. Najpierw przejrzał
szuflady biurka, chcąc zobaczyć co w nich jest, sprawdzając czy to właśnie nie
tam, wkładano wszystkie najważniejsze, aktualne dokumenty.
Na
widok szklaneczki do whisky i samej butelki, stwierdził, że chyba sam się
napije, bo ciężko było mu wziąć się do przejrzenia tego gabinetu, nie
wspominając o zajęciu się wszystkim.
Siostry zostawił w malutkim gabinecie obok, spały słodkimi snami po spacerze na
chłodnym powietrzu. Tylko to powstrzymało go przed sięgnięciem do butelki.
Zaraz po biurku, przejrzał regały i znajdujące się na nich segregatory,
większość nazw nic mu nie mówiła. Miał nadzieję, że jeśli tylko wezwie do
siebie kierownika budowy, ten wytłumaczy mu jakie aktualnie projekty wykonują,
na jakiej zasadzie to wszystko funkcjonuje. Modlił się o to, by jego ojciec
przekazał mu chociaż część informacji związanych z funkcjonowaniem firmy. To by
mu bardzo pomogło.
Dopiero w ostatniej szafie na dokumenty znalazł coś, co mogło go zainteresować.
Wczytał się we wszystkie znajdujące się w segregatorze dokumenty i miał ochotę
przeklinać na czym świat stoi. Jak on się z tego wybroni?
***
Gabriela obudził wibrujący na stole telefon. Nie dość, że nastawił drzemkę
tylko na czterdzieści pięć minut, to jeszcze ktoś mu ją przerywał. Rzadko kiedy
pozwalał sobie na to by położyć się w dzień, musiał być naprawdę wykończony.
Tak jak dzisiaj.
–
Słucham. – Zawarczał do słuchawki, nie był miły, mało osób miało jego prywaty
numer telefonu.
–
Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Barnesem?
– Z
kim mam przyjemność? – Powstrzymał się przed byciem nie miłym. Z jakiegoś
źródła ten młody człowiek, jak rozpoznał po głosie, miał jego telefon.
–
Samael Lockwood z tej strony. Czy… Ma pan chwile by porozmawiać na temat
pańskiej budowy? – No to jego zagadka się rozwiązała. Tym razem musiał jednak
rozmawiać z synem.
–
Tak, słucham? – Nie zamierzał mu tego ułatwiać, może w innych okolicznościach.
–
Ehm… – Po głosie chłopaka słychać było, że jest niepewny tego co ma mu
przekazać. – Przepraszam, że dopiero teraz się do pana odzywam, jednakże…
Zaistniały niespodziewane okoliczności. Chciałbym również przeprosić za
niedokończenie budowy na czas, zgodnie z zawartą umową. Czy mógłbym się z panem
spotkać i jakoś to omówić?
–
Zapraszam jutro o trzynastej trzydzieści, będę na pana czekać.
–
Oczywiście, pojawię się na miejscu.
Gabriel nie był zaskoczony poproszeniem o spotkanie. Jego ojciec miał dużo do
stracenia, a młody najprawdopodobniej będzie próbował to w jakiś sposób
rozegrać. Zastanawiające było dla niego tylko to, w jaki sposób to się stanie.
Nie
miało już sensu to, by iść spać, ponieważ wiedział, że i tak w tym momencie nie
zaśnie. Nie oszukiwał się, że będzie inaczej. W planach miał przeczytanie
rękopisu - mógłby sobie to odpuścić, zatrudnić stos ludzi, którzy
podejmowaliby za niego decyzję, nadal jednak czytał taką ilość rękopisów, na
jaką miał czas.
Dzisiaj planował zająć się pewnym tekstem obyczajowym. Już pierwsze zdania tej
powieści go zaintrygowały, rozbudziły jego ciekawość, co nie zdarzało się
często, a nie miał czasu na to by przeczytać jej jeszcze więcej. Dlatego też
planował spędzić nad nią całe popołudnie i wieczór, mając nadzieję, że jakimś
cudem uda mu się przeczytać ją do końca. Mimo tego, że czytał dość dużo, robił
to stosunkowo wolno. Przeczytanie stu stron zajmowało mu od dwóch do dwóch i
pół godziny. Jak na człowieka, który zajmował się szeroko rozumianą literaturą,
było to, jak sądził, niezwykle powolne tempo. Zarazem jednak mógł delektować
się rękopisami przesyłanymi przez znanych mu już autorów, czy też świeżych
adeptów sztuki pisarskiej.
Miał
pewną swoją słabość, o której wiedziało wielu ludzi z branży - lubił dawać
szansę młodym twórcom, którzy mieli odwagę wysłać do wydawnictwa swoją pierwszą
książkę, czy choćby jej kilka rozdziałów.
Nie
rozumiał praktyki wysyłania zaledwie kilku części swego tekstu. Inni wydawcy
woleli taką praktykę, jakby na takim skrawku można było się poznać. Nieraz
dobre książki zaczynały się od jakiejś dalekiej strony, a akcja zaczynała
rozwijać się coraz szybciej i prężniej.
Właśnie takie teksty lubił najbardziej, zaskakiwały, intrygowały go swą
nieśmiałą rozbudową akcji - by nagle odsłonić perłę, której mało który
poczytny aktor by się powstydził.
Wiedział, że jego redaktorzy, często
czytali początek, środek i zakończenie. Nie mógł mieć im tego za złe, ponieważ
sam tak kiedyś zaczynał. Oprócz tego… ciężko było przeczytać 30 manuskryptów
dziennie. Część z jego pracowników zabierała pracę do domu. Nie z tego powodu,
że nie mogli wyrobić się z pracą, a dlatego, że jakiś tekst tak bardzo ich
zaciekawił, zainteresował. Wiedział, że mają różny gust, zdawał się na nich,
ponieważ właśnie dzięki temu mogli wykazać się taką różnorodnością w swojej
ofercie.
Właśnie dlatego często jego wydawnictwo zdobywało nagrody. Potrafił zatrudnić
dobrych ludzi, którzy znali się na swojej pracy. Teksty wymagały dobrej
korekty, oprawy redaktorskiej, która zabierała większą część pracy. Potrójne
korekty przynosiły jednak swój efekt.
Najgorsza jednak była dla niego współpraca z drukarniami, które nie zawsze
wywiązywały się ze swojej umowy w określonym czasie. Najpierw umawiali się na
jeden termin, a potem zmieniali go na zupełnie inny, o wiele dalszy.
Doprowadzało go to do czystej furii. Tak jak dzisiaj.
Nie
rozumiał tych ludzi, zmieniał już czterokrotnie drukarnię, kiedy ta nie
potrafiła wywiązać się po raz kolejny z terminów, które sama ustaliła. Zawsze
dawał im drugą szansę, czasem i trzecią, jednakże jego cierpliwość była
ograniczona.
***
W
domu Sama panował istny chaos. Obie jego siostry płakały rozpaczliwie, a on nie
miał pojęcia co im dolega. Były nakarmione, przebrane, pieluchy miały czyste,
temperatura w pomieszczeniu była odpowiednia. Nie miał pojęcia jak sobie z nimi
poradzić.
–
Cass, przepraszam, że do ciebie dzwonię, ale… Dziękuję. – Rozłączył się i
starał się nosić obie siostry na rękach, co było zadaniem nie do wykonania.
Dłonie mu już omdlewały, nie miał siły i chciał płakać razem z nimi. Nie radził
sobie, był w totalnej dupie. Żaden poradnik nie mógł na coś takiego
przygotować. Jego mama miała przynajmniej czas by chociaż trochę jeszcze
poczytać, jego ojciec też był na to przygotowany, ale on nie.
Po
dziesięciu minutach drzwi do jego domu zostały prawie bezszelestnie otwarte i
zamknięte, a w progu salonu stanęła jego przyjaciółka, z którą kontakt urwał mu
się trzy lata wcześniej.
–
Cass… – Głos mu się podłamał widząc przed sobą kobietę, która mimo ich kłótni i
zerwania znajomości na trzy lata, potrafiła przyjechać do niego w bardzo
szybkim tempie.
–
Wiem, dupku. Nie wiem czy najpierw ci współczuć, wyściskać cię czy kopnąć cię w
tyłek za to, że aż tyle milczałeś. I pomyśleć, że to wszystko przez jednego
biseksa.
–
Możesz zrobić wszystko po kolei. Dziękuję, że jesteś.
– Od
tego są przyjaciele. Daj mi Liz.
–
Skąd wiesz jak ma na imię?
–
Twój ojciec mi powiedział. Mimo wszystko nadal starałam się dbać o ciebie,
byłam na pogrzebie twojej matki i ojca. Nie chciałam byś został sam z tym
wszystkim, a zarazem nie chciałam ci się narzucać. Stałam z tyłu. – Sam smętnie
spuścił głowę myśląc nad tym jakim był idiotą.
–
Przepraszam Cass. Byłem głupim, zarozumiałym idiotą.
–
Podejrzewam, że nadal nim jesteś, co nie zmienia faktu, że jesteś moim
przyjacielem.
–
Dziękuję. – Oboje wiedzieli, że te słowa odnoszą się do czegoś więcej niż tylko
sytuacji, w której podawał swoją siostrę przyjaciółce.
–
Cześć kruszynko, poznajesz mnie? Oczywiście, że tak. – Podrapała dziecko pod
brodą starając się je uspokoić. – To ja, ciocia Cassandra. Wiem, dawno mnie tu
nie było, a ty mimo wszystko jesteś małą, grzeczną księżniczką, prawda? –
Samael przyglądał się gaworzącej do dziecka, przyjaciółce i nie mógł uwierzyć, jak
bardzo się zmieniła.
Kołysał Mery w ramionach, starając się naśladować zachowanie przyjaciółki,
której to przychodziło bardziej instynktownie. Dopiero po dłuższej chwili obie
dziewczynki uspokoiły się i zmęczone zasnęły. Sam jednak bał się je położyć do
łóżeczek, by te w tym właśnie momencie się nie przebudziły. Nie był tak wprawny,
by zrobić to bez obudzenia ich. Podejmował się zresztą niemożliwego, ponieważ w
tym momencie miał je obie na rękach, więc z góry było to zadanie skazane na
porażkę.
Musiał pomyśleć nad tym jak
przeorganizować całe swoje życie, by móc prowadzić firmę ojca i nadal zajmować
się siostrami.
– Jeśli chcesz, będę wpadać jak tylko będę
miała chwile, by ci pomagać. Na pewno mogę wpadać w porze kąpieli, bo o w pół
do siódmej jestem już po pracy.
– Będę ci wdzięczny, pomożesz mi je
położyć?
– Czasem zadajesz naprawdę głupie pytania.
Chodźmy. – Dziewczyna nie pytając o to, gdzie znajduje się pokój ich sióstr,
udała się do pomieszczenia. – Nie patrz tak Sam. Odwiedzałam was jak ciebie nie
było, nie tak łatwo się mnie pozbyć. Kocham twoją rodzinę tak, jak swoją własną.
– Nie miałem o tym pojęcia. – Jego rodzice
nigdy mu o tym nie powiedzieli.
– Bo prosiłam o to, byś tego nie wiedział.
Nie chciałeś mnie znać. Nie mogłam się z tym pogodzić, że porzuciłeś naszą
przyjaźń dla Davida.
– To
był błąd. Szybko się z nim rozstałem. – Musieli sobie wiele rzeczy wyjaśnić,
zanim to, co było kiedyś między nimi, zostanie przywrócone.
–
Wiem, ale mimo to się nie odezwałeś. I o to mam do ciebie żal.
–
Wstydziłem się. Byłem totalnym durniem i nie wiedziałem jak ci powiedzieć, że
żałuję, a przy tym… tak trudno mi było schować dumę do kieszeni.
–
Tak to już jest, jak się jest nastolatkiem. Bez tych całych dramatów byłoby
nudno, nie sądzisz? Jak już je położymy, musisz mi zrobić kawy i o wszystkim
opowiedzieć.
–
Nadal pijesz kawę na trzy czwarte?
–
Nie, teraz już tylko pół na pół. Nie jestem w stanie jej wypić bez mleka.
Po położeniu dzieci do łóżeczek, zeszli razem do kuchni, a Sam tak jak obiecał,
tak zrobił Cassandrze kawy. Teraz mógł jej wszystko opowiedzieć.
Hej kochani!
Nie spodziewałam się, że rozdział 1 przeczyta 247
osób! O wow! Dziękuję!
To jedyne co mi się ciśnie na usta.
W związku z niedawną sytuacją o której wam
wspominałam, a mianowicie o próbie przywłaszczenia sobie mojego tekstu,
chciałabym was poinformować, że jedynym moim "oficjalnym" kontem na
wattpadzie jest klik.
Wiem, że niektórzy z was lubią ten portal, ponieważ
podobno można na nim czytać bez dostępu do internetu. Czy to prawda? Nie wiem
:D Ale tak słyszałam :).
Na wszystkie komentarze staram się odpowiadać do
soboty, jeśli dzieje się inaczej - informuje o tym :)
To chyba tyle. Dziękuję raz jeszcze :)
I zapraszam :)
P.S. Próbuję ogarnąć sposób publikacji, tak by był dla
was najbardziej czytelny. Czy teraz jest lepiej niż w zeszłym tygodniu? Dzięki
za informacje!
Rozdział 2
Gabriel Barnes siedział nad planem wydawniczym
na najbliższe pół roku. Nie mógł się jednak skupić na dokumentach, które miał
przed sobą. Jego myśli zaprzątały zupełnie inne problemy.
Był
wściekły. Jego sekretarka odeszła z firmy, z nieznanych mu przyczyn. Na dodatek
miał opóźnienia na budowie. Robotnicy nie pojawiali się już drugi tydzień na
placu, a do dokończenia projektu niewiele brakowało. Sam poniósł już straty
finansowe, a właściciel firmy jest mu winien prawie siedemset tysięcy. Zgodził
się na tak durny kontrakt, a teraz na dodatek nie potrafił dotrzymać terminu.
Takie niechlujstwo doprowadzało go do szału. Nienawidził takich ludzi,
dodatkowo nie miał do właściciela firmy żadnego numeru. To powodowało, że stan
wściekłości wciąż i wciąż się utrzymywał. Wszystkim zajmowała się jego
sekretarka, która - nie wiedzieć czemu - część firmowych wizytówek, wzięła ze
sobą. Było to dla niego nie do pomyślenia.
Stukał nerwowo palcami o blat stołu. Nic ostatnio nie szło po jego myśli, na
dodatek książki, które miały być już gotowe okazały się jednym wielkim gównem,
bo ktoś w drukarni się pomylił. A niczego bardziej nie cierpiał jak
przekładania premiery bestsellera. Kilka dni opóźnienia generowało ogromne
straty.
Musiał koniecznie skontaktować się z właścicielem firmy budowlanej. Zanim to
zrobi, będzie musiał wyszukać informacje w Internecie. Dawno tego nie robił, - miał od tego ludzi. Teraz jednak
usiadł przy biurku, odsunął kilka wydrukowanych rękopisów,otworzył laptopa i
włączył przeglądarkę. Już po chwili dzwonił pod wyszukany numer.
–
„Abonent czasowo niedostępny…” – wyłączył komunikat zanim zdążył wybrzmieć do
końca.
–
Niech to wszystko szlag trafi! – Rzucił telefon na stół tak, by ten, ten zatrzymał się na przesuniętych wcześniej
rękopisach. Wsunął dłonie we włosy i przeciągnął mocno po nich palcami.
***
Po
trzech godzinach pracy, Gabriel
stwierdził, że chyba gorzej być nie może. Nowy budynek firmy jeszcze nie został
ukończony. Na dodatek miał do odebrania na poczcie kilka dokumentów, bo
listonoszowi nie chciało się pojechać windą na górę. A on nie miał komu tego
zlecić. Odzwyczaił się od tego, by samemu chodzić po pocztę. Nie był samolubnym
dupkiem, ale skoro Kristine odbierała pocztę firmy, mógł jej to zlecić. Teraz
zastanawiał się czy przypadkiem, prócz
wizytówek, nie przejęła innych jego dokumentów.
Być
może posuwał się za daleko, wyciągając takie wnioski, jednak po tym co zastał w
biurze po jego opuszczeniu przez kobietę, nie dałby sobie ręki odciąć za jej
uczciwość.
W tym momencie miał serdecznie dość tego popieprzonego dnia. Spojrzał
na zegarek i stwierdził, że wyjątkowo może udać się wcześniej do domu. Czuł się
jakby cały jego świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Gdy
wróci… Będzie musiał chociaż na chwilę się położyć. Odetchnąć po tym dniu,
który od samego początku układał się niefortunnie.
Wezwał do siebie jedną z pracownic, pracujących w dziale rekrutacji.
–
Dzień dobry szefie, czy coś jest potrzebne?
–
Dzień dobry Meggie – zawsze starał się pamiętać imiona wszystkich swoich
pracowników – czy mogłabyś mi znaleźć kogoś za Kristine? W trybie pilnym?
–
Nie ma sprawy, obowiązki takie jak wcześniej?
–
Dokładnie takie same.
–
Hm… Znalezienie kogoś w ciągu tygodnia może być trudne… Szefie, powiem wprost.
Mam koleżankę, kończy aktualnie studia z literaturoznawstwa i wiem, że szuka
pracy. Jest dobra w segregowaniu dokumentów.
–
Umów ją na jutro. Dzisiaj musze wyjść wcześniej z pracy, a rozumiem, że ty nie
możesz przeprowadzić jej rekrutacji.
–
Dzięki szefie, już zaraz do niej zadzwonię. Na którą godzinę ją umówić?
–
Jutro o dziesiątej mam spotkanie z nowym autorem, więc najlepiej, żeby była tu
na dwunastą. Do tego czasu powinienem zakończyć omawianie wszystkich szczegółów.
–
Dobrze, za chwilę zadzwonię z potwierdzeniem czy będzie. – Kiwnął jej głową i
podziękował, po czym poszedł z nią do gabinetu obok, przekazując jej dokumenty
dla działu. Zaraz po tym napił się małej kawy i wyszedł z pracy.
Będąc już w domu Gabriel zastanawiał się nad tym jak mógłby rozwiązać wszystkie
swoje problemy. Powinien jeszcze raz spróbować skontaktować się z właścicielem
firmy, a jeśli to mu się nie uda, będzie musiał do niego pojechać. Nie podobało
mu się to, mężczyzna stał się wobec niego nierzetelny. A tego Gabriel doprawdy
nienawidził.
***
Sam
miał ochotę walić głową w ścianę. Pojawił się w siedzibie firmy i nie wiedział
w co wsadzić dłonie. Nie spodziewał się, aż tylu dokumentów. Sytuację pogorszył
fakt, że ojciec dbał sam o większość dokumentów, więc nawet nie miał kto go
poinformować o tym czym powinien zająć się jako pierwszym.
Musiał zdać się na intuicję i na swoją wiedzę o tacie. Najpierw przejrzał
szuflady biurka, chcąc zobaczyć co w nich jest, sprawdzając czy to właśnie nie
tam, wkładano wszystkie najważniejsze, aktualne dokumenty.
Na
widok szklaneczki do whisky i samej butelki, stwierdził, że chyba sam się
napije, bo ciężko było mu wziąć się do przejrzenia tego gabinetu, nie
wspominając o zajęciu się wszystkim.
Siostry zostawił w malutkim gabinecie obok, spały słodkimi snami po spacerze na
chłodnym powietrzu. Tylko to powstrzymało go przed sięgnięciem do butelki.
Zaraz po biurku, przejrzał regały i znajdujące się na nich segregatory,
większość nazw nic mu nie mówiła. Miał nadzieję, że jeśli tylko wezwie do
siebie kierownika budowy, ten wytłumaczy mu jakie aktualnie projekty wykonują,
na jakiej zasadzie to wszystko funkcjonuje. Modlił się o to, by jego ojciec
przekazał mu chociaż część informacji związanych z funkcjonowaniem firmy. To by
mu bardzo pomogło.
Dopiero w ostatniej szafie na dokumenty znalazł coś, co mogło go zainteresować.
Wczytał się we wszystkie znajdujące się w segregatorze dokumenty i miał ochotę
przeklinać na czym świat stoi. Jak on się z tego wybroni?
***
Gabriela obudził wibrujący na stole telefon. Nie dość, że nastawił drzemkę
tylko na czterdzieści pięć minut, to jeszcze ktoś mu ją przerywał. Rzadko kiedy
pozwalał sobie na to by położyć się w dzień, musiał być naprawdę wykończony.
Tak jak dzisiaj.
–
Słucham. – Zawarczał do słuchawki, nie był miły, mało osób miało jego prywaty
numer telefonu.
–
Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Barnesem?
– Z
kim mam przyjemność? – Powstrzymał się przed byciem nie miłym. Z jakiegoś
źródła ten młody człowiek, jak rozpoznał po głosie, miał jego telefon.
–
Samael Lockwood z tej strony. Czy… Ma pan chwile by porozmawiać na temat
pańskiej budowy? – No to jego zagadka się rozwiązała. Tym razem musiał jednak
rozmawiać z synem.
–
Tak, słucham? – Nie zamierzał mu tego ułatwiać, może w innych okolicznościach.
–
Ehm… – Po głosie chłopaka słychać było, że jest niepewny tego co ma mu
przekazać. – Przepraszam, że dopiero teraz się do pana odzywam, jednakże…
Zaistniały niespodziewane okoliczności. Chciałbym również przeprosić za
niedokończenie budowy na czas, zgodnie z zawartą umową. Czy mógłbym się z panem
spotkać i jakoś to omówić?
–
Zapraszam jutro o trzynastej trzydzieści, będę na pana czekać.
–
Oczywiście, pojawię się na miejscu.
Gabriel nie był zaskoczony poproszeniem o spotkanie. Jego ojciec miał dużo do
stracenia, a młody najprawdopodobniej będzie próbował to w jakiś sposób
rozegrać. Zastanawiające było dla niego tylko to, w jaki sposób to się stanie.
Nie
miało już sensu to, by iść spać, ponieważ wiedział, że i tak w tym momencie nie
zaśnie. Nie oszukiwał się, że będzie inaczej. W planach miał przeczytanie
rękopisu - mógłby sobie to odpuścić, zatrudnić stos ludzi, którzy
podejmowaliby za niego decyzję, nadal jednak czytał taką ilość rękopisów, na
jaką miał czas.
Dzisiaj planował zająć się pewnym tekstem obyczajowym. Już pierwsze zdania tej
powieści go zaintrygowały, rozbudziły jego ciekawość, co nie zdarzało się
często, a nie miał czasu na to by przeczytać jej jeszcze więcej. Dlatego też
planował spędzić nad nią całe popołudnie i wieczór, mając nadzieję, że jakimś
cudem uda mu się przeczytać ją do końca. Mimo tego, że czytał dość dużo, robił
to stosunkowo wolno. Przeczytanie stu stron zajmowało mu od dwóch do dwóch i
pół godziny. Jak na człowieka, który zajmował się szeroko rozumianą literaturą,
było to, jak sądził, niezwykle powolne tempo. Zarazem jednak mógł delektować
się rękopisami przesyłanymi przez znanych mu już autorów, czy też świeżych
adeptów sztuki pisarskiej.
Miał
pewną swoją słabość, o której wiedziało wielu ludzi z branży - lubił dawać
szansę młodym twórcom, którzy mieli odwagę wysłać do wydawnictwa swoją pierwszą
książkę, czy choćby jej kilka rozdziałów.
Nie
rozumiał praktyki wysyłania zaledwie kilku części swego tekstu. Inni wydawcy
woleli taką praktykę, jakby na takim skrawku można było się poznać. Nieraz
dobre książki zaczynały się od jakiejś dalekiej strony, a akcja zaczynała
rozwijać się coraz szybciej i prężniej.
Właśnie takie teksty lubił najbardziej, zaskakiwały, intrygowały go swą
nieśmiałą rozbudową akcji - by nagle odsłonić perłę, której mało który
poczytny aktor by się powstydził.
Wiedział, że jego redaktorzy, często
czytali początek, środek i zakończenie. Nie mógł mieć im tego za złe, ponieważ
sam tak kiedyś zaczynał. Oprócz tego… ciężko było przeczytać 30 manuskryptów
dziennie. Część z jego pracowników zabierała pracę do domu. Nie z tego powodu,
że nie mogli wyrobić się z pracą, a dlatego, że jakiś tekst tak bardzo ich
zaciekawił, zainteresował. Wiedział, że mają różny gust, zdawał się na nich,
ponieważ właśnie dzięki temu mogli wykazać się taką różnorodnością w swojej
ofercie.
Właśnie dlatego często jego wydawnictwo zdobywało nagrody. Potrafił zatrudnić
dobrych ludzi, którzy znali się na swojej pracy. Teksty wymagały dobrej
korekty, oprawy redaktorskiej, która zabierała większą część pracy. Potrójne
korekty przynosiły jednak swój efekt.
Najgorsza jednak była dla niego współpraca z drukarniami, które nie zawsze
wywiązywały się ze swojej umowy w określonym czasie. Najpierw umawiali się na
jeden termin, a potem zmieniali go na zupełnie inny, o wiele dalszy.
Doprowadzało go to do czystej furii. Tak jak dzisiaj.
Nie
rozumiał tych ludzi, zmieniał już czterokrotnie drukarnię, kiedy ta nie
potrafiła wywiązać się po raz kolejny z terminów, które sama ustaliła. Zawsze
dawał im drugą szansę, czasem i trzecią, jednakże jego cierpliwość była
ograniczona.
***
W
domu Sama panował istny chaos. Obie jego siostry płakały rozpaczliwie, a on nie
miał pojęcia co im dolega. Były nakarmione, przebrane, pieluchy miały czyste,
temperatura w pomieszczeniu była odpowiednia. Nie miał pojęcia jak sobie z nimi
poradzić.
–
Cass, przepraszam, że do ciebie dzwonię, ale… Dziękuję. – Rozłączył się i
starał się nosić obie siostry na rękach, co było zadaniem nie do wykonania.
Dłonie mu już omdlewały, nie miał siły i chciał płakać razem z nimi. Nie radził
sobie, był w totalnej dupie. Żaden poradnik nie mógł na coś takiego
przygotować. Jego mama miała przynajmniej czas by chociaż trochę jeszcze
poczytać, jego ojciec też był na to przygotowany, ale on nie.
Po
dziesięciu minutach drzwi do jego domu zostały prawie bezszelestnie otwarte i
zamknięte, a w progu salonu stanęła jego przyjaciółka, z którą kontakt urwał mu
się trzy lata wcześniej.
–
Cass… – Głos mu się podłamał widząc przed sobą kobietę, która mimo ich kłótni i
zerwania znajomości na trzy lata, potrafiła przyjechać do niego w bardzo
szybkim tempie.
–
Wiem, dupku. Nie wiem czy najpierw ci współczuć, wyściskać cię czy kopnąć cię w
tyłek za to, że aż tyle milczałeś. I pomyśleć, że to wszystko przez jednego
biseksa.
–
Możesz zrobić wszystko po kolei. Dziękuję, że jesteś.
– Od
tego są przyjaciele. Daj mi Liz.
–
Skąd wiesz jak ma na imię?
–
Twój ojciec mi powiedział. Mimo wszystko nadal starałam się dbać o ciebie,
byłam na pogrzebie twojej matki i ojca. Nie chciałam byś został sam z tym
wszystkim, a zarazem nie chciałam ci się narzucać. Stałam z tyłu. – Sam smętnie
spuścił głowę myśląc nad tym jakim był idiotą.
–
Przepraszam Cass. Byłem głupim, zarozumiałym idiotą.
–
Podejrzewam, że nadal nim jesteś, co nie zmienia faktu, że jesteś moim
przyjacielem.
–
Dziękuję. – Oboje wiedzieli, że te słowa odnoszą się do czegoś więcej niż tylko
sytuacji, w której podawał swoją siostrę przyjaciółce.
–
Cześć kruszynko, poznajesz mnie? Oczywiście, że tak. – Podrapała dziecko pod
brodą starając się je uspokoić. – To ja, ciocia Cassandra. Wiem, dawno mnie tu
nie było, a ty mimo wszystko jesteś małą, grzeczną księżniczką, prawda? –
Samael przyglądał się gaworzącej do dziecka, przyjaciółce i nie mógł uwierzyć, jak
bardzo się zmieniła.
Kołysał Mery w ramionach, starając się naśladować zachowanie przyjaciółki,
której to przychodziło bardziej instynktownie. Dopiero po dłuższej chwili obie
dziewczynki uspokoiły się i zmęczone zasnęły. Sam jednak bał się je położyć do
łóżeczek, by te w tym właśnie momencie się nie przebudziły. Nie był tak wprawny,
by zrobić to bez obudzenia ich. Podejmował się zresztą niemożliwego, ponieważ w
tym momencie miał je obie na rękach, więc z góry było to zadanie skazane na
porażkę.
Musiał pomyśleć nad tym jak
przeorganizować całe swoje życie, by móc prowadzić firmę ojca i nadal zajmować
się siostrami.
– Jeśli chcesz, będę wpadać jak tylko będę
miała chwile, by ci pomagać. Na pewno mogę wpadać w porze kąpieli, bo o w pół
do siódmej jestem już po pracy.
– Będę ci wdzięczny, pomożesz mi je
położyć?
– Czasem zadajesz naprawdę głupie pytania.
Chodźmy. – Dziewczyna nie pytając o to, gdzie znajduje się pokój ich sióstr,
udała się do pomieszczenia. – Nie patrz tak Sam. Odwiedzałam was jak ciebie nie
było, nie tak łatwo się mnie pozbyć. Kocham twoją rodzinę tak, jak swoją własną.
– Nie miałem o tym pojęcia. – Jego rodzice
nigdy mu o tym nie powiedzieli.
– Bo prosiłam o to, byś tego nie wiedział.
Nie chciałeś mnie znać. Nie mogłam się z tym pogodzić, że porzuciłeś naszą
przyjaźń dla Davida.
– To
był błąd. Szybko się z nim rozstałem. – Musieli sobie wiele rzeczy wyjaśnić,
zanim to, co było kiedyś między nimi, zostanie przywrócone.
–
Wiem, ale mimo to się nie odezwałeś. I o to mam do ciebie żal.
–
Wstydziłem się. Byłem totalnym durniem i nie wiedziałem jak ci powiedzieć, że
żałuję, a przy tym… tak trudno mi było schować dumę do kieszeni.
–
Tak to już jest, jak się jest nastolatkiem. Bez tych całych dramatów byłoby
nudno, nie sądzisz? Jak już je położymy, musisz mi zrobić kawy i o wszystkim
opowiedzieć.
–
Nadal pijesz kawę na trzy czwarte?
–
Nie, teraz już tylko pół na pół. Nie jestem w stanie jej wypić bez mleka.
Po położeniu dzieci do łóżeczek, zeszli razem do kuchni, a Sam tak jak obiecał,
tak zrobił Cassandrze kawy. Teraz mógł jej wszystko opowiedzieć.
Pierwszy raz czytam twoje opowiadanie. I bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Martyna
Hej Martyno!
UsuńCieszę się, że czytasz moje opowiadanie. Jeszcze milej mi, że ci się podoba :)
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
Zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem, mimo że zaczęło się smutno bardzo mnie wciagnęło. Czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuń~Asami
Hej Asami.
UsuńBardzo mi miło, że udało mi się cię zaintrygować! Daj znać jak wrażenia po kolejnej części :)
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału . Jak to dobrze, że masz konto na wattpad przynajmniej będę dostawać powiadomienia i nie przegapie żadnego rozdziału :D Nao
OdpowiedzUsuńTo już za chwilę! :) Trzeba tylko poczekać godzinę i dziesięć (u mnie na zegarku 22.50 :D). Trochę późno zabieram się za odpisywanie na komentarze ;) Przepraszam ;)
UsuńHa! Cieszę się, że wattpad na coś się przydał!
Pozdrawiam serdecznie :)
Lady M :)
Teraz jak już mniej więcej ogarnęłam jak to potoczy się dalej, jeszcze bardziej nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Czekanie na twój powrót się opłaciło. Zapowiada się kolejne super opowiadanie. Życzę ci przede wszystkim weny. 😄😄
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Cieszę się, że ogarnęłaś jak to potoczy się dalej ;) I że czekasz na więcej :) To dla mnie ważne!
UsuńOch, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło, gdy przeczytałam, że warto było na mnie czekać! Wzruszyłam się :)
A wena się przyda. Dziękuję ;)
Kolejne opowiadanie u jak zwykle zapowiada się genialnie ;) Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! Zapraszam na więcej już za chwilę! :)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Lady M
Gabriel jest intrygującą postacią, myślę, że wszystkich zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się jego spotkania z głównym bohaterem opowiadani :) Może być gorąco :)
Jak dobrze, że pojawiła się Cass, myślę, że naprowadzi na dobrą drogę swojego najlepszego przyjaciela, choć będzie jej ciężko do końca wybaczyć jego zachowanie.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, dobrze, że ma Cass mimo tego wszystkiego co zaszło w przeszłości jest przy nim, no i ciekawa jestem tego spotkania z Gabrielem i co z tego wyniknie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia