niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 5

 Zapraszam na kolejny rozdział :) Komentarze mile widziane :)
Rozdział 5
         Trzy dni później Samael ponownie siedział w gabinecie Gabriela. Był niespokojny. Na dodatek jego przyszły mąż się spóźniał. Jednak Katy miała polecenie wpuścić go i zrobić mu dobrej, mocnej kawy.
            – Ciekawe skąd wiedział, że nie śpię po nocach. – Wymruczał do siebie pod nosem i upił łyk najwspanialszej kawy, jaką kiedykolwiek miał w ustach. Musiał zatrudnić opiekunkę na stałe, Cassandra nie chciała od niego pieniędzy, a jemu robiło się głupio, gdy cały czas musiał ją prosić o pomoc.
            Tym razem wziął siostry na spotkanie. Miał cichą nadzieję, że dzięki temu może mężczyzna nie zdecyduje się na ślub z nim. Wiedział jednak, że tak się nie stanie. Decyzja, została przez nich już dawno podjęta. Przymknął oczy i pomasował skronie, które pulsowały bólem. Jeżeli tak miało wyglądać jego dalsze życie, to nie chciał go sobie wyobrażać.
            – Przepraszam, że tak długo czekałeś. Moje spotkanie się przedłużyło. – Obrócił się w stronę Gabriela i przyjrzał mu się. Starał się, naprawdę się starał nie nastawiać negatywnie. Jednak nie potrafił powstrzymać swoich emocji. Od razu jego złość i frustracja wzrosła. Tak po prostu, instynktownie, w oporze na całą sytuację, która miała miejsce.
            – Za nie całą godzinę muszę wracać do firmy.
            – Nie jesteś w stanie tego przełożyć? – Samael poczuł jak wściekłość, która w nim pulsowała, zagroziła wybuchem.
            – Co ty sobie myślisz, do jasnej cholery? Spóźniasz się, a potem prosisz, żebym zawalił swoje spotkanie, bo musisz porozmawiać. Mogłeś skończyć wcześniej.
            – Nie złość się. Zapytałem tylko. Możemy umówić się na później. – Zerknął w stronę wózka. – Widzę, że twoje siostry smacznie śpią.
            – Mają szczęście pod postacią niewiedzy.
            – Tak, to prawda. Wściekasz się na mnie?
            – Dziwisz się? – Samael nie chciał z nim rozmawiać. Złościł się na to, że jest do tego zmuszany – do umawiania się na spotkania, podpisywania intercyzy, tych wszystkich szczegółów, które powodowały u niego poczucie nadmiernego, intensywnego stresu i lęku.
            – Nie, ale nie obarczaj mnie całą winą za tę sytuację.
            – Próbuję to wszystko zrozumieć, ale nadal nie mogę pojąć twojej motywacji. Nie wiem czemu chcesz wziąć ślub – dodatkowo z nieznajomym mężczyzną. Nic nas nie łączy, nie znamy się.
            – Nie ma czego tłumaczyć. Ja potrzebuję męża, którego wszyscy nie będą brali za przykrywkę, a ty nie masz z czego spłacić długu. Nasze motywacje się zazębiają.
            – Gówno prawda. Dobrze o tym wiesz. Czego oczekujesz?
            – Ustaliłem datę naszego ślubu. Odbędzie się za dwa i pół tygodnia. Niczym nie musisz się martwić. Po prostu pojaw się w urzędzie stanu cywilnego o 15, w garniturze oczywiście. I tyle.
            – Co z intercyzą?
            – Przeczytałeś ją? – Gabriel uważnie obserwował swojego przyszłego partnera i nie przeoczył jak jego ramiona spinają się jeszcze bardziej niż wcześniej. Jego wzrok kierował się na siostry, palce zaciskały się w pięści i rozluźniały naprzemiennie.
            – Tak. Przyznaję, że nie rozumiem tego zapisu o kupnie mieszkania.
            – Jeżeli ją podpiszesz, twoim obowiązkiem będzie zachowanie domu w celu wynajęcia go. I kupno mieszkania, by twoje siostry miały zabezpieczenie majątkowe. Jeżeli będzie cię na to stać, to nawet dwóch mieszkań.
            – Nadal nie rozumiem.
            – Ślub będzie twoją spłatą. Będziesz moim mężem, a twoje siostry będą moją rodziną. Chcę by były zabezpieczone finansowo na przyszłość.
            Samael wpatrywał się w niego bez słowa. I kiwnął głową.
            – Powinniśmy podpisać trzy egzemplarze. Po jednym dla nas i dla prawnika.
            – Czy po to też musimy umawiać się do prawnika? – Wiedział, że był ironiczny w stosunku do Gabriela, ale nie zamierzał być przymilnym partnerem. Nie w takich okolicznościach.
            – Nie, wystarczy, że Katy będzie świadkiem podpisania intercyzy bez przymusu.
            – Masz tupet. – W jego głosie słychać było agresję.
            – Zawołam ją. – Nim się obejrzał, sekretarka jego partnera – bo chyba tak go powinien teraz nazywać – weszła do gabinetu by podpisać się jako świadek. Chciał to mieć jak najszybciej za sobą. Spojrzał na wszystkie trzy egzemplarze, rozłożone tak, by każdy z nich miał łatwą i szybką możliwość podpisu. Nie upłynęła minuta, a on był zawiązany kontraktem ze swoim przyszłym mężem. W co on się do jasnej cholery wpakował?
***
Samael nie wiedział, kiedy minęły mu kolejne dwa tygodnie życia. Zostały mu trzy dni do momentu, w którym miał zostać mężem Gabriela Barnesa. Nadal ta wiadomość do niego nie docierała. Zresztą – od tej pory nie spotkał się z mężczyzną, mieli zobaczyć się dopiero przed urzędem stanu cywilnego, a zaraz potem zamieszkać ze sobą. Na piątek była umówiona firma transportowa, która miała przewieźć wszystkie jego najpotrzebniejsze rzeczy. Pokój jego sióstr był podobno zrobiony – jedynie ubranka miały zostać dostarczone przez niego. Najbardziej przerażało go to, że miał od razu zacząć sypiać ze swoim mężem. Tak było w umowie.
Stał właśnie nad planami budowy, które objaśnił mu kierownik. Jednak jego myśli plątały się w zupełnie innym kierunku. Mało co pamiętał z przedstawionych mu informacji.
– Szefie, właściciel budynku przyjechał. Chciałby się z panem zobaczyć. – Sam starał się nie okazać zdziwienia. Zostało mu już niewiele do dokończenia. Dzień lub dwa pracy i być może tyle samo na sprzątanie.
– Zaraz do niego pójdę. Jean, jakbyś mógł – przekaż mu, że pojawię się do pięciu minut. – Nie zamierzał lecieć na każde zawołanie Gabriela. Musiał poukładać sobie wszystko w głowie. Mężczyzna miał pojawić się za dwa dni, by zobaczyć ukończony budynek. Nie spodziewał się go już teraz. Po chwili usłyszał za sobą jego głos.
– Unikasz mnie, Samaelu? – Przymknął oczy. Czy ten mężczyzna musiał go prześladować?
– Pracuje. Ty również powinieneś, z tego co mi wiadomo. – Nie zamierzał się tak łatwo poddawać.
– Zaplanowałem swój czas tak, by móc odwiedzić swojego przyszłego męża w pracy.
– Mów tak dalej, to może ci uwierzę. Przeszkadzasz mi w pracy.
– Budujesz dla mnie. Obróć się do mnie, proszę. – Głos Gabriela był cierpliwy. Wiedział, że już i tak dostatecznie długo zachowywał się niekulturalnie.
– Nie mogę o tym zapomnieć. Uwierz mi. Choćbym chciał.
– Przyjechałem ustalić z tobą pewne rzeczy dotyczące ślubu. – Samael odwrócił się gwałtownie.
– Zostały trzy dni, zaledwie tyle. A ty teraz chcesz coś uzgadniać?
– Sam, nie kłóć się ze mną. Nic ci to nie da. I tak weźmiemy ślub. Niezależnie od tego, jak będziesz się zachowywać.
– Niedawno straciłem ojca, a ledwie pół roku wcześniej matkę. Mam wziąć ślub z tobą, opiekuję się siostrami, pracuję i staram się studiować. Myślisz, że jak będę się zachowywać? Mam być grzeczny i milutki, bo tego oczekujesz? Nie licz na to! Mam za dużo na głowie by jeszcze być dla ciebie takim, jak tego chcesz. Nie znasz mnie, nie wiesz co lubię, czego pragnę, jakie mam marzenia i plany. A jednak będziesz moim mężem. Myślisz, że tak łatwo mi przejść nad tym do porządku dziennego? Jesteś świadom, ile zmian zapadło w moim życiu przez ostatnie trzy miesiące? A ty chcesz więcej i więcej. Nie jestem w stanie dać z siebie niczego więcej! Powiedz to co masz powiedzieć i pozwól mi na to, bym mógł jeszcze chociaż trochę wykorzystać te trzy ostatnie dni.
Gabriel zbliżył się do niego bez słowa, obserwował jego oczy, nos i wąskie usta. Musiał przyznać przed sobą, że mężczyzna miał coś w sobie. Być może w innej sytuacji mógłby zwrócić na niego większą uwagę, umówić się na randkę, ale teraz…
Zwrócił uwagę na to jak porusza się ciało mężczyzny – leniwym tempem człowieka pewnego siebie, mającego duże możliwości.
Nie spodziewał się uścisku na tyle swojej czaski i gwałtownego pocałunku na ustach. Zamarł na chwilę, nie wiedząc jak powinien się zachować – oddać pocałunek czy też odepchnąć partnera od siebie. Nim jednak zdążył do końca świadomie podjąć decyzje, jego ręce zacisnęły się na płaszczu mężczyzny, starając się go odepchnąć.
– Nie taki diabeł straszny, kochanie. Dobrze było to zrobić, co? W końcu powiedziałeś to co myślisz.
– Idź do diabła. W tym momencie nie chcę cię widzieć.
– Musimy ustalić…
– Zrób to sam, nie interesuje mnie nasz ślub. Chcę mieć na nim jedną osobę, nikogo więcej.
– Wiesz, że potem będziemy mieć uroczysty obiad? Chcesz zaprosić tylko jedną osobę?
– Już ci odpowiedziałem. Pracuję. Przeszkadzasz mi w ukończeniu twojego budynku. Zarazem chcesz szacunku, sam skreślając swoje szanse na to. Czego oczekujesz? Mam cię kochać i całować cię po stopach, bo tego oczekujesz? Nie licz na to, Gabrielu.
– Sam… – Nie mógł patrzeć na tego mężczyznę. Nie chciał tego. Odwrócił się.
– Zostaw mnie, proszę. Uszanuj moje trzy dni. Tylko tyle i aż tyle.
– Sobota, o piętnastej. Pamiętaj. Nie spóźnij się.
– Proszę, idź sobie. – Nie odwrócił się dopóki nie usłyszał oddalających się kroków mężczyzny. Oparł głowę o ścianę. Nie tak wyobrażał sobie to wszystko.
– Gubię się w tym wszystkim. Nie wiem jak mam o nie zadbać. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? – Wyszeptał do siebie. – Przepraszam.
***
Gabriel nie mógł powstrzymać chęci by odwiedzać swojego przyszłego męża. Chciał go obserwować, wiedzieć co powoduje u jego partnera szybsze bicie serca. Nie zamierzał być dla niego bezduszny – nie interesować się nim. Zarazem jednak chciał posiąść jego ciało, które wzbudziło w nim od dawna nieodczuwane pragnienie. Chciał poznać każdą reakcję Samaela na jego dotyk. Mężczyzna go zafascynował.
            Nie dziwiły go reakcje przyszłego męża na jego osobę, miał jednak nadzieję, że z biegiem czasu uda im się wypracować kompromis. Nie chciał pustego małżeństwa, gdzie oboje będą żyć obok siebie, tylko po to by wypełnić kontrakt. Chciał poznać Samaela, znać jego zwyczaje i nawyki. Nie pragnął tego, by ich związek był bezosobowy i chłodny.         
            Miał jednak świadomość, że uzyskanie tego będzie wymagało od niego dużo pracy. Najważniejsze jednak było zaufanie, a tego nie mógł oczekiwać zbyt szybko. Od Sama czuć było złość, a może i nienawiść kierowaną do jego osoby.
            Zastanawiał się nad swoją motywacją do tego ślubu. Nie przemyślał do końca tej decyzji, gdy proponował mężczyźnie związek. Od razu z pełnej pary. Zawsze starał się zachowywać racjonalnie, widząc jednak Samaela, nie potrafił się do tego zmusić. Chciał mężczyzny przy swoim boku, a układ z jego ojcem tylko mu to umożliwił.
            Miał w sobie pewną wątpliwość czy zgodzi się on na jego propozycję. Gdy Samael zadzwonił… Z jednej strony zdenerwowało go to, że od razu się rozłączył. Z drugiej jednak poczuł dreszcz ekscytacji na to, jak będzie wyglądało jego życie przez kolejne pięć lat. Co się z nim działo? Gdzie podziała się jego racjonalność?
***
            Trzy dni później Samaelowi wszystko leciało z rąk. Rozlał mleko dla jednej z sióstr, uderzył piszczelą o kant krzesła, potknął się co najmniej kilka razy – na dodatek prawie rozwalił głowę potykając się na skarpetce Liz, którą zgubiła w przedpokoju, gdy czołgała się tyłem. Ten dzień stanowczo nie należał do jego najlepszych.
            – Sam? Gdzie jesteś? – Słyszał jak Cassandra zerka najpierw do salonu, potem kuchni i dopiero potem kieruje swoje kroki do jego sypialni. – Dajesz sobie radę?
– Nie, i dziwnie się z tym czuję. Nie wiem czy będę w stanie to zrobić.
– Pomyśl, że jedyną korzyścią jest to, że zawsze się możesz rozwieść, na dodatek to tylko w myśl prawa. I tylko tyle. Nie wiem jak jeszcze ci pomóc.
– Pięć lat, Cass. Tyle muszę wytrzymać. Ten facet to jakiś psychol, jeszcze zrozumiałbym rok… Ale taki okres jest dla mnie nie do pomyślenia.
– Nie mogłeś negocjować? – Podszedł i potarł palcem zmarszczkę na czole przyjaciółki.
– Nie myśl, że nie próbowałem. Jakoś dam radę, to tylko tyle i aż tyle. Nie zamierzam w końcu spędzić z nim całego życia.
– Martwię się o ciebie. – Czuł się dzisiaj tak, jakby odbierał od niej wszystkie fale przemożnego smutku i frustracji, że nie mogą znaleźć wyjścia z sytuacji.
– Dziękuję ci za to. Nadal myślę czemu byłem tak głupi, by zerwać naszą przyjaźń. – Pomasował się po klatce piersiowej, przerażenie ściskało mu pierś.
            – Pogadamy o tym, jak miną ci wszystkie stresy. Teraz mnie potrzebujesz. – Spojrzał na kobietę, podszedł do niej i przytulił się do niej.
            – Byłem durniem i dobrze o tym wiesz, nie traktuj się tak przedmiotowo, bo ja nie zamierzam tego robić. Zależy mi na tobie i naszej przyjaźni. – Nim się obejrzał z oczu kobiety leciały łzy.
            – Poznałam kogoś Sam, zakochałam się. – Uśmiechnął się na te słowa, cieszył się, że chociaż jej się udało, chociaż…
            – To dlaczego przez to płaczesz? – Potarł lekko jej ramiona próbując dodać otuchy, sam jednak czuł się w całej tej sytuacji zagubiony.
            – On… Michael, bo tak się nazywa, ma dziewczynę. Zerwał z nią, a właściwie chciał to zrobić, mówił, że od dłuższego czasu im się nie układa, kłócą się co chwile. Nie chciałam tego Sam, nie chciałam się w nim zakochać, a jednak nieświadomie to zrobiłam. Oddałam mu serce, a on? Z drugiej strony mu się nie dziwie. Nie żądam tego, nic więcej nas nie łączy. Był z nią rok, czasem przecież takie związki się nie udają. – Cassandra z nerwów dostała słowotoku, a on nie rozumiał tego co ona do niego mówiła. Myśli plątały mu się między tym, co mówi przyjaciółka, a tym co czekało go już za kilka godzin.
            – Nie rozumiem Cass, mów trochę jaśniej. – Przyjaciółka wtuliła się w jego ramiona, a szloch wstrząsnął jej ciałem, nie potrafiła go powstrzymać. – Co się dzieje kochanie?
            – Ona jest w ciąży, na samym początku, ale jednak… I on… on jej nie zostawi… Wiem, że to dobrze…  – Łapała gwałtowne oddechy między słowami, płacząc jeszcze większymi łzami – Ale nie radzę sobie z tym… Dlaczego – próbowała oddychać – to przydarza się właśnie mnie..?
            – Oddychaj, spokojnie, razem ze mną… – Spoglądał na przyjaciółkę, która wprowadziła się w lekki stan hiperwentylacji. Dopiero po chwili zrobiła tak jak ją prosił i zaczęli oddychać razem, w tym samym, wolnym tempie. – Cass, nie wiem co ci powiedzieć. To jest tak chu… – Ugryzł się w język, miał nie przeklinać, pilnować się. – Cholernie ciężka sytuacja, że nie wiem co bym ci mógł doradzić. Czy mogę ci jakoś pomóc? Coś dla ciebie zrobić?
            – Najchętniej poprosiłabym cię, żebyś nie wychodził za maż, ale nie ma takiej możliwości. Nie spowodujesz też, że ona przestanie być w ciąży, że będę tworzyć szczęśliwy związek. Nie mamy takiej mocy sprawczej, a szkoda. Nie sądzisz? – Kiwnął jej potwierdzająco głową i wytarł  ostatnie łzy z policzków, po czym podszedł do komody po chusteczki. – Dzięki. – Obserwował jak jego przyjaciółka próbuje się uspokoić, nie chcąc dokładać mu kłopotów. – Nie wiem jak ty sobie z tym wszystkim radzisz. Nie wiem czy ja bym potrafiła. To, co ci się przytrafiło to o wiele za wiele.
            – Cass, do mnie to nie do końca dociera. Od kilku tygodni czuję się, jakbym żył w jakimś pieprzonym Matrixie – i tyle było z jego postanowień. – Dzieje się tak dużo, że nie wiem czy chcę nad tym wszystkim rozmyślać, nawet… To zabrzmi okropnie, ale nie mam jak opłakać ojca. Chcę to zrobić, czuję taką potrzebę, a zarazem gdy już mam na to chwilę… Odczuwam jedną wielką blokadę. Moje życie toczy się wokół sióstr, pracy, studiów, budowy dla tego palanta. Oraz wszystkich innych umów i planów, które już zostały podpisane, a ja nie mogę się z nich wycofać, przy budowie których będę się uczył tego, czego chciałem uniknąć. Nie zamierzałem przejmować firmy ojca, chciałem robić coś zupełnie innego. To jakiś pieprzony chichot losu.
            Przyjaciółka tylko obserwowała jak zataczał kółka po pokoju, dając upust swoim emocjom. Nie dziwiła jej jego złość, frustracja. Nadal pamiętała awanturę z jego ojcem, gdy Sam przyznał się do bycia gejem. Słowa ojca, przyjaciela, o tym, że gej nie będzie zarządzał JEGO firmą, że może sobie to wybić z głowy. Bo co sobie pomyślą ci wszyscy robotnicy?
            Efekt był jednak zupełnie inny. Wiedziała, że Sam chętnie oddałby odpowiedzialność komuś innemu. To jednak nie było możliwe, był zbyt odpowiedzialny za to, by odsprzedać obcemu człowiekowi firmę budowaną przez jego ojca przez lata. Może i jakiś czas zajmie mu nauczenie się pewnych aspektów, zapewne zmieni studia, jednakże efekt będzie taki, że nadal będzie zarządzał i prowadził ową działalność.
            – O której musisz się zacząć szykować? – Zapytała w końcu, gdy tylko oboje się uspokoili.
            – Za dwie godziny. – Spojrzał na nią i spuścił głowę, ukrył ją w dłoniach. – Co on najlepszego zrobił? – Nim się obejrzała, klęczała na podłodze obok przyjaciela, który był jedną wielką kupką nieszczęścia. Wszystkie problemy będą musieli rozwiązać powoli.

9 komentarzy:

  1. Współczuję Samowi, nikt nie chciałby być na jego miejscu. Tyle dobrze, że ma oparcie w Cassandrze, która się nim opiekuje :)
    Cass też nie ma za wesoło, zakochała się w chłopaku, który zostanie ojcem, mam nadzieję, że jej los się odwróci.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, nikt nie chciałby być na jego miejscu, a myślę sobie o tym jak wiele osób znajduje się w takich czy podobnych sytuacjach. Dziwnych, niekomfortowych, przymuszonych do czegoś.
      Co do Cass, zobaczymy jak potoczy się jej historia.
      Pozdrawiam
      Lady M.

      Usuń
  2. ohhh uwielbiam cię, uwielbiam już to opowiadanie. Żałuje że rozdziały pojawiają sie tylko raz na tydzień a nie częściej.
    Dużo weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh! Dziękuję! Niezwykle mi miło! Raz na tydzień to konieczność :) Mam ledwie 14 rozdziałów, jak do tej pory. A wolę byście mieli rozdziały regularnie niż w ogóle.
      Pozdrawiam serdecznie
      Lady M.

      Usuń
  3. Znowu wspaniały rozdział! W ogóle, nie wiem czy juz to mówiłam, ale przerwa dobrze Ci zrobiła, masz taki...wyraźniejszy styl pisania. Porównujac z poprzednimi opowiadaniami - widać różnicę i to bardzo dobrą :) Fajnie też, że zrobiłaś z Cass bohaterkę drugoplanową - ma swoje problemy miłosne, perypetie, a cała akcja nie skupia się tylko i wyłącznie na Samie i Gabrielu. Jak zwykle - życzę weny i juz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! <3
    Zawsze Twoja, 4ever with U
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh! Dziękuję! Nie, nie wspominałaś mi o tym, ale to bardzo, bardzo miłe! Nie spodziewałam się :)
      Och, mam słabość do Cass, przyznaję się.
      Pozdrawiam serdecznie
      Lady M.

      Usuń
  4. Biedny Sam...ale rozdział genialny ;) Czekam na next ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niestety. Biedny, biedny :(
      W takim razie zapraszam już w niedzielę :)
      Pozdrawiam serdecznie
      Lady M.

      Usuń
  5. Hej,
    oj biedny Sam wszystko zwaliło się na jego głowę, no i także Cass nie ma lekko zakochała się w chlopaku, który spodziewa się dziecka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń