niedziela, 4 czerwca 2017

Rozdział 6

Kochani!
Przedstawiam wam kolejny rozdział. Jestem ciekawa waszych wrażeń!

Rozdział 6

Sam nigdy nie wyobrażał sobie, że weźmie ślub. Nie brał nawet takiej opcji pod uwagę. To nie miało się stać. Długo zastanawiał się zanim powiedział rodzicom o swojej orientacji, ale wolał w ten sposób niż gdyby mieli odkryć go w łóżku z jakimś chłopakiem. Zresztą… O żadnym łóżku nie było mowy. Co najwyżej skończyło się na pocałunkach. I to tak szybkich i ostrożnych, że nie czerpał z tego żadnej satysfakcji. No, może minimalną.
Teraz natomiast czekało go zadanie, które ściskało mu pierś bólem, paraliżowało myśli strachem, czuł jak jego dłonie dygotają, kolana drżą ze zdenerwowania, a on nie potrafił się powstrzymać przed przeklinaniem. Zanim wyszedł z domu dwa razy zmienił siostrom pieluchy. Nie chciał nawet przeglądać się w lustrze - podejrzewał, że nie uosabiał z wyglądu najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Zresztą - nie zależało mu na tym. Gdy już udało mu się przebrać siostry, swoje szykowanie zostawił na ostatnie pięć minut, do przyjazdu taksówki. W myślach dziękował bogu za Cassandrę, bo ta pomyślała o tym by zamówić samochód z większym bagażnikiem.
Kobieta miała mieć pod opieką jego siostry w trakcie tego całego cyrku. Ubrał szybko skarpetki, spodnie od garnituru i zawiązał buty. Dopiero potem ubrał koszulę, górne guziki zostawił rozpięte, dając w ten sposób pokaz buntu - nie chciał uszanować tej uroczystości mimo iż tyczyła się jego samego. Koszulę zapiął na spinki, zanim jednak je założył, ubrał marynarkę i poprawił mankiety. Spinki które dawno temu dostał od swoich rodziców na różne okoliczności rodzinne miały być dla niego swoistego typu otuchą. Wspomnieniem wszystkich dobrych chwil. Pogładził jedną delikatnie kciukiem i westchnął.
– Co ja najlepszego robię. Chyba bóg mnie opuścił, że się na to zgodziłem. – Przymknął oczy starając się jeszcze w ostatniej chwili znaleźć wyjście dla całej tej sytuacji.
– Sam, my jesteśmy gotowe. Jak tobie idzie?
Cass bardzo uprzejmie zapukała do drzwi i jak nigdy zaczekała za nimi, chcąc dać mu trochę prywatności.
– Nie radzę sobie z zawiązaniem muchy. – Ręce mu drżały, czuł się jakby drgawki opanowały całe jego ciało. Tak cholernie bał się tego, co miało przynieść jutro.
            – Pomogę ci, daj mi.
 Spojrzał na swoją przyjaciółkę.
– Trzeba było kupić taką na guzik – dopowiedziała kobieta.
            – Skąd umiesz wiązać muchę?
Cassandra odwzajemniła jego spojrzenie i uśmiechnęła się.
– Nidy się tym nie zajmowałaś.
            – A jak myślisz? Przewidziałam to, kupiłam drugą i uczyłam się ją wiązać. – Roześmiała się na jego spojrzenie. – Problem mam tylko z tym, że robiłam to na sobie, a to jednak trochę inna perspektywa. Nie wierć się tak!
            – Denerwuje się. Nie wiem czego się spodziewać.
            – Sam, tego tak naprawdę nikt nie wie. Mimo wszystko już teraz życzę ci, żeby może z tego małżeństwa coś było, żebyś nie był w nim nieszczęśliwy. Nie pozwól mu na przekraczanie twoich granic ponad miarę. Postaraj się nawiązać z nim chociaż minimalną relację.     
            – Ale… – Przerwała mu, zatykając dłonią usta.
– Pozwól mi, bo za chwile się popłaczę, a już na pewno zrobię to na waszym ślubie. I raczej nie będzie to ze szczęścia. Nie w tym konkretnym momencie. Więc proszę… Zadbaj o to, ponieważ jeżeli tego nie zrobisz, te pięć lat zrobi z ciebie wrak człowieka. A nie chcę byś zatracił w tym wszystkim siebie i zrobił z siebie męczennika. Nie nadajesz się do tego. A teraz ogarnij ostatni raz swój tyłek, przyjrzyj się swojemu przystojnemu odbiciu. Ja doskonale wiem czemu on… Chciał ciebie, a nie kogoś innego. Trochę jestem w stanie go zrozumieć. A potem przystojniaku pakuj swój tyłek do taksówki, która na nas czeka, a ja już idę z dziewczynkami.
            – Cassandro. – wyjątkowo wypowiedział całe jej imię, miał jej tak wiele do powiedzenia. Tyle tajemnic do odkrycia, historii do opowiedzenia, w których nie uczestniczyła. – dziękuję.
***
            Gabriel czekał przed urzędem ubrany odpowiednio do okoliczności. Mimo całej swojej brawury obawiał się tego czy młody mężczyzna przyjedzie na ślub. Zakładał duże prawdopodobieństwo, że tak się nie stanie. Denerwował się lekko tym faktem, wiedział jednak, że gdy już go zobaczy to zupełnie się uspokoi.
            Zresztą, nie miał powodów do obaw. Przynajmniej starał się sam do tego przekonać.
            Gabriel patrzył zdziwiony, jak umówiona ciężarówka do przewozu rzeczy okazała się prawie pusta. Samael zadzwonił do niego, że się nie pojawi. Jedna z sióstr uderzyła się o mebel i rozbiła głowę. Dość mocno krwawiła i musiał jechać z nią do szpitala na założenie szwów. Słyszał po głosie Samaela, że jest przerażony.
            Wynajęci robotnicy przenieśli ledwie kilka pudeł podpisanych jako książki, ubrania, drobiazgi. Nic więcej. Fakt, faktem Samael nie musiał przewozić mebli, przyrządów kuchennych czy czegokolwiek innego.
            Spojrzał na kilka pudeł podpisanych jako siostry. Nie zajmowały one wiele miejsca. Pokój dla dziewczynek był przygotowany. Zastanowił się czy ma prawo rozpakować chociaż te rzeczy. Po chwili niezdecydowania postanowił to zrobić. Nie grzebał w osobistych rzeczach Samaela, a jedynie jego sióstr. Sądził, że miło mu będzie, jeśli przyjdzie do nowego domu i chociaż jego siostry będą miały wszystko zapewnione.
            W jakiś dziwny sposób rozczulały go te tak małe rzeczy. Kilka pluszaków, zabawki interaktywne. Na samej górze pudła z zabawkami leżały dwie karuzele z pozytywkami. Na jednej powieszone były planety, świecące lekko blaskiem. Na drugiej zawieszone były sowy, króliczki i motyle. Nakręcił najpierw jedną, słuchając jej kojącej melodii, a następnie drugiej. Uśmiechnął się lekko.
            Miał zaledwie kilka godzin na to, by to wszystko zmontować i rozpakować. Wiedział jednak, że zdąży. Dwa łóżeczka już stały, tak samo meble. Teraz musiał tylko przeczekać kilka godzin po to, by spotkały one swoje przyszłe lokatorki.
            Już za dziesięć minut mieli wejść na salę, a Samaela nadal nie było. Dopiero po chwili dostrzegł parkującą niedaleko taksówkę. Kobieta, która wysiadła z niej jako pierwsza, starała się podtrzymywać w rękach dziecko. Ktoś, jak podejrzewał, Samael, rozmawiał z kierowcą taksówki. Ten wysiadł z samochodu i podszedł do bagażnika, by wyciągnąć z niego wózek.             Dopiero po tym Samael wysiadł z samochodu. Wyglądał niezwykle przystojnie w prostym garniturze, płaszczu i eleganckich butach. Nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta, gdy zobaczył jak Sam poprawia siostrę w ramionach. Podszedł w ich stronę.
            – Witam serdecznie. Pozwolę sobie panu pomóc. – Wyciągnął wózek i po rozglądnięciu się po wózku, otworzył go jednym, szybkim ruchem.
            – Dziękuję. – Słowa mężczyzny były ciche, on sam był jakby przytłumiony, smutny i melancholijny. Już po chwili wsadzał siostry do wózka, poprawił im kocyki i wyprostował się. – Jestem gotowy.
            – Ja również. Chodź Samaelu, urzędnik już zapewne na nas czeka.
            – Były dość duże korki, przepraszam. Jeszcze będę musiał rozebrać siostry z tych puchowych ubranek.
            – Spokojnie, poczekają. Dobrze wyglądasz. – Spojrzenie, którym obdarzył go Samael, było bardzo nieprzyjemne. Zarazem mężczyzna w ogóle mu na to nie odpowiedział. Widział lekkie szturchnięcie kobiety której nie znał. – Gabriel Barnes – podał jej rękę.
            – W tym stresującym momencie, rozumiem, że mój przyjaciel zapomniał o zasadach kultury. Cassandra Berent. Zbierajmy się. Muszę wam pomóc tam w środku, wtedy wszystko szybko nam pójdzie. Zanim jednak to… – Cassandra spojrzała na mężczyznę stojącego za plecami Gabriela.
            – To jest Garet Stone, mój przyjaciel. – Mężczyzna podał dłoń najpierw Cass, następnie Samowi. Cassandra przyjrzała mu się. Mogłaby go określić jako spokojnego i wyważonego mężczyznę. Stał z boku, mało się odzywał, tylko patrzył na wszystko to, co miało  mieć miejsce. Po chwili wszyscy w czwórkę ruszyli powoli w kierunku dużego gmachu urzędu stanu cywilnego.
            Samael czuł, jak z każdym krokiem uginają się pod nim nogi. Dawno nie czuł się taki przerażony. Bezradny i samotny. Wiedział, że to co go czeka, będzie przychodzić mu z dużą trudnością. Robiło mu się słabo na samą myśl o tym, że już za kilka chwil będzie mężem obcego mu człowieka.
            Gabriel obserwował swojego przyszłego męża, który robił się coraz bledszy. Mimo wszystko nie chciał pozwolić mu na to, by ślubu nie było.
***
            Sam wiedział, że to tylko formalność - że w każdej chwili może się rozwieść, jednakże mimo wszystko stresował się tym, że ma zostać mężem czyimś mężem.
            – Sam? – Spojrzał na Gabriela i przełknął głośno ślinę. Po raz ostatni spojrzał na siostry i pocałował obie w czoło. Na szczęście spały. Miał nadzieję, że przez cały ten okres nie obudzą się, nie chciał całego tego zamieszania związanym z ich płaczem. Już i tak wystarczająco się stresował. Musnął włoski Liz nad plastrem kryjącym dwa szwy. Cassandra uścisnęła mu lekko dłoń i pocałowała go w policzek.
            – Dasz sobie radę. – Nie wiedział czy tak będzie, ale miał taką nadzieję.
            Skierował swe kroki do mężczyzny stojącego pół metra dalej. Spojrzał na urzędnika szykującego ostatnie dokumenty i odetchnął głęboko.
            – Czy wszyscy na sali są obecni? – Sam spojrzał na część sali, która była przeznaczona dla rodziny Gabriela i zobaczył tam ledwie dziesięć osób.
            – Czy to twoja rodzina?
 Gabriel kiwnął mu głową nie mówiąc niczego więcej.
– Czy potem… Będą na obiedzie?
            –Tak, możemy zaczynać?
 On również odwzajemnił mężowi tym samym gestem.
            Mężczyzna przed nimi uśmiechnął się szeroko.
            – Szanowni Panowie, najpierw muszę spytać czy to małżeństwo jest zabierane dobrowolnie.
            – Tak – odpowiedział Gabriel, bez chwili wahania.
            – Tak. – Samael wahał się chwilę dłużej. Czuł jak serce dudni mu w piersi, żebra wypełniały się bólem, mięśnie blokowały oddech.
            – Możemy więc zaczynać. Złączcie panowie dłonie. Panie Barnes proszę powtarzać za mną. Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny…
– Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny… – Gabriel mówił pewnie i wyważenie. Lekki uśmiech nie schodził z jego ust. Spojrzenie cały czas kierował na swojego jeszcze przyszłego męża, który w każdy możliwy sposób unikał patrzenia na niego.
– Uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Samaelem Lockwoodem…
– Uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Samaelem Lockwoodem…
 Samael chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział jak zinterpretować swoje uczucia. Czuł ból, który umiejscowił się za jego łopatką, rozprzestrzeniając się na pół pleców. Paraliżował go, odbierał dech i nie pozwalał skupić myśli na niczym innym jak on sam.
– I przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
– I przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
 Sam zamrugał gwałtownie na te słowa. Miał ochotę się roześmiać z powodu całej tej, całkowicie absurdalnej sytuacji. I tych słów, które w ogóle  nie pasowały do idei ich małżeństwa.
– Panie Lockwood, teraz pan. – Sam poczuł jak jego serce uderza jak młot pneumatyczny. – Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny…
– Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny…
Gabriel nie wiedział, że te słowa w ustach prawie obcego mężczyzny wywrą na nim takie wrażenie. Samael miał niski, przyjemny głos, tylko czekał by usłyszeć go w nocy, gdy będzie jęczał jego imię. Ten dźwięk będzie go jeszcze bardziej pobudzał. Już to wiedział.
– Uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Gabrielem Barnsem.
– Uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Gabrielem Barnsem.
Uśmiech cisnął mu się na usta. Jego mąż, bo tak zaczął o nim już myśleć, był cały… skulony. To jedyne określenie, które przychodziły mu do głowy. Od czasu do czasu zerknął na niego, starał się jednak nie podnosić wzroku.
– I przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
– I przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Przy ostatnich wypowiadanych słowach głos Samaela zadrżał, mężczyzna zachwiał się lekko. Urzędnik spojrzał na nich obu i uśmiechnął się szeroko.
– Wobec panów zgodnego oświadczenia, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że związek pana Gabriela Barnesa i pana Samaela Lockwooda został zawarty zgodnie z przepisami prawa. Jako symbol państwa związku wymieńcie się proszę obrączkami.
W tym momencie Sam uświadomił sobie, że mężczyzna nie miał jak poznać jego numeru palca, ba, sam nie miał o tym pojęcia. Nigdy nie kupował dla siebie pierścionka. A teraz miał mieć założony na palec symbol miłości. Chichot losu. Pomyślał też o tym, że to chyba on powinien kupić obrączkę Gabrielowi… Gubił się w tych wszystkich tradycjach i obyczajach. W końcu nie dostał niczego z okazji zaręczyn. Na samą tą myśl parsknął śmiechem.
Garet podał Gabrielowi obrączki umieszczone w małym pudełeczku, ułożone obok siebie, znak tego co miało nadejść.
            Spojrzał na Gabe, gdy ten wyciągnął obrączkę przeznaczoną dla niego. Czuł się jakby grał w jakimś spowolnionym filmie, gdzie każdy ruch jest odgrywany z niezwykłą powolnością i precyzją ruchu. Poczuł chłód metalu wsuwającego mu się na palec. Co dziwniejsze, obrączka była tylko odrobinę za duża, ale podejrzewał, że w takiej będzie czuć się bardziej komfortowo.
            Chwycił delikatnie obrączkę z pudełeczka w dłoni mężczyzny i wyciągnął ją. Spojrzał na Gabriela i poczuł jak wszystkie myśli gdzieś mu uciekają. Co on najlepszego zrobił? Jak mógł być tak głupi?
            Widział jak jego dłoń zadrgała przed tym jak nałożył mężczyźnie złoty krążek na palec. Cały czas miał świadomość metalu spoczywającego na jego palcu.
            – Teraz panowie możecie się pocałować. – Urzędnik uśmiechnął się lekko do nich. Tak, to była kolejna rzecz, której nie przewidział. Chyba wyparł z głowy każdą możliwość, która wiązała się ze ślubem, jego przebiegiem i tym co będzie miało miejsce po.
            Gabriel zbliżył się do niego z lekkim uśmiechem i pochylił się lekko do pocałunku. Sam poczuł jak ciepłe wargi mężczyzny napierają na jego, jak uśmiech nie schodzi mimo to z ust mężczyzny. Spowodowało to, że w końcu wydostał się z tego otumanienia w którym się znajdował. Jego ciśnienie wzrosło, krew się zburzyła na taką bezczelność ze strony mężczyzny. Miał ochotę odgryźć mu tą wargę w złości. Na szczęście Gabriel nie zamierzał teraz tego przedłużać i tylko na tym symbolicznym geście się skończyło.
            – Teraz jesteś mój.
Sam zadrżał lekko na te słowa, a może jednak na dotyk Gabriela na jego policzku? Wolał się nad tym nie zastanawiać. Wszystko teraz było przed nim. A on bał się spojrzeć w przyszłość.
            – Bardzo proszę jeszcze o podpisanie dokumentów przez panów i świadków. – Tym razem to on musiał podjąć pierwszy krok i podpisać się pod dokumentem, dłoń drżała mu niemiłosiernie, dlatego też i jego podpis był koślawy. Dopiero potem na miejscu do tego przeznaczonym, znalazła się parafka Gabriela, Cassandry i Gareta.
            – Gratuluję młodej parze. Osobiście życzę państwu powodzenia na nowej drodze życia i dużo pomyślności. Zostawię państwa by mogli państwo wysłuchać gratulacji.
            Dlaczego Sam usłyszał słowo kondolencji? To nie pozostaje dla niego zagadką, teraz jednak musiał dać sobie radę z poznaniem rodziny mężczyzny.

15 komentarzy:

  1. Rozdział fajny ,tylko stanowczo za krótki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Niestety autorzy są tacy nie mili, że piszą krótkie teksty :D

      Usuń
  2. To samo co wyżej, rozdział fajny, ale za szybko się skończył. ��
    Pozdrawiam i życzę weny
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Cieszę się, że ci się podobało. I napiszę to samo co wyżej :D Niestety autorzy są tacy nie mili, że piszą krótkie teksty :D

      Usuń
  3. Jaaaaa w końcu ślub *-* i teraz mnie będzie przez tydzień męczyła sprawa czy już pierwszej nocy Sam zostanie zmuszony :> do mraśnych poczynań w łóżku z Gabrielem >w<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie długo się dowiesz czy został zmuszony czy nie :) Poczekaj jeszcze kilka godzin :)

      Usuń
  4. No Sam usłyszał kondolencje, bo dla niego to nie był wyśniony dzień.
    Gabriel jest bardzo zadowolony z siebie, mam nadzieję, że będzie opiekować się Samem, który zasługuje na szczęście.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Nie był to ten wymarzony i upragniony dzień. Niestety. A Gabriel jak na razie słusznie jest zadowolony.
      Dziękuję, wena się przyda :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ślub, ślub i po ślubie... Teraz życie i wspólne mieszkanie. Ciekawe jak sobie poradzą.
    Gabriel jest bardzo zadowolony z siebie. Wydaje mi się, że on chce WŁASNEJ rodziny :) To jak się rozczulił nad małymi ubrankami, jaki zaborczy jest wobec Samaela... Tak to napewno chęć posiadania :D Nie mogę doczekać się soboty lub niedzieli... Choć mam wtedy zajęcia do 17...

    Pozdrawiam,
    Astra

    PS. Hahaha dla mnie zawsze będzie za krótko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Masz rację. Teraz życie i wspólne funkcjonowanie, poznawanie się.
      Czego chce Gabriel... To się okaże :) Ja nic nie zdradzę :D
      Powodzenia na zajęciach!

      Usuń
  6. Lady kochana. Czekamy z zniecierpliwieniem na ciąg dalszy ;) Ponoć taka zwykła najzwyklejsza historia a wciąga.
    Weny!! :)

    Yaoistka^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
      Cieszę się, że wciąga :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. OMG*_* Zakochałam się w tym opowiadaniu, uwielbiam taką tematykę i uwierz, ale cholernie nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, na który będę czekać z niecierpliwością *_*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny xx

    Agnes V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się zakochałaś w tym opowiadaniu :) Wierzę! Sama nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Hej,
    no i mamy już ślub, współczuję Samowi i mam nadzieję da radę, no i że sam Gabriel będzie dla niego dobry...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń