Kochani!
Przedstawiam wam kolejny rozdział. Jestem ciekawa waszych wrażeń!
Rozdział 6
Sam nigdy nie wyobrażał
sobie, że weźmie ślub. Nie brał nawet takiej opcji pod uwagę. To nie miało się
stać. Długo zastanawiał się zanim powiedział rodzicom o swojej orientacji, ale
wolał w ten sposób niż gdyby mieli odkryć go w łóżku z jakimś chłopakiem.
Zresztą… O żadnym łóżku nie było mowy. Co najwyżej skończyło się na
pocałunkach. I to tak szybkich i ostrożnych, że nie czerpał z tego żadnej
satysfakcji. No, może minimalną.
Teraz natomiast czekało go
zadanie, które ściskało mu pierś bólem, paraliżowało myśli strachem, czuł jak
jego dłonie dygotają, kolana drżą ze zdenerwowania, a on nie potrafił się
powstrzymać przed przeklinaniem. Zanim wyszedł z domu dwa razy zmienił siostrom
pieluchy. Nie chciał nawet przeglądać się w lustrze - podejrzewał, że nie
uosabiał z wyglądu najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. Zresztą - nie
zależało mu na tym. Gdy już udało mu się przebrać siostry, swoje szykowanie zostawił
na ostatnie pięć minut, do przyjazdu taksówki. W myślach dziękował bogu za Cassandrę,
bo ta pomyślała o tym by zamówić samochód z większym bagażnikiem.
Kobieta miała mieć pod opieką
jego siostry w trakcie tego całego cyrku. Ubrał szybko skarpetki, spodnie od
garnituru i zawiązał buty. Dopiero potem ubrał koszulę, górne guziki zostawił
rozpięte, dając w ten sposób pokaz buntu - nie chciał uszanować tej
uroczystości mimo iż tyczyła się jego samego. Koszulę zapiął na spinki, zanim
jednak je założył, ubrał marynarkę i poprawił mankiety. Spinki które dawno temu
dostał od swoich rodziców na różne okoliczności rodzinne miały być dla niego
swoistego typu otuchą. Wspomnieniem wszystkich dobrych chwil. Pogładził jedną
delikatnie kciukiem i westchnął.
– Co ja najlepszego robię.
Chyba bóg mnie opuścił, że się na to zgodziłem. – Przymknął oczy starając się
jeszcze w ostatniej chwili znaleźć wyjście dla całej tej sytuacji.
– Sam, my jesteśmy gotowe. Jak
tobie idzie?
Cass bardzo uprzejmie
zapukała do drzwi i jak nigdy zaczekała za nimi, chcąc dać mu trochę
prywatności.
– Nie radzę sobie z
zawiązaniem muchy. – Ręce mu drżały, czuł się jakby drgawki opanowały całe jego
ciało. Tak cholernie bał się tego, co miało przynieść jutro.
–
Pomogę ci, daj mi.
Spojrzał
na swoją przyjaciółkę.
– Trzeba było kupić taką na
guzik – dopowiedziała kobieta.
–
Skąd umiesz wiązać muchę?
Cassandra odwzajemniła jego spojrzenie i
uśmiechnęła się.
– Nidy się tym nie
zajmowałaś.
–
A jak myślisz? Przewidziałam to, kupiłam drugą i uczyłam się ją wiązać. –
Roześmiała się na jego spojrzenie. – Problem mam tylko z tym, że robiłam to na
sobie, a to jednak trochę inna perspektywa. Nie wierć się tak!
–
Denerwuje się. Nie wiem czego się spodziewać.
–
Sam, tego tak naprawdę nikt nie wie. Mimo wszystko już teraz życzę ci, żeby
może z tego małżeństwa coś było, żebyś nie był w nim nieszczęśliwy. Nie pozwól mu
na przekraczanie twoich granic ponad miarę. Postaraj się nawiązać z nim chociaż
minimalną relację.
–
Ale… – Przerwała mu, zatykając dłonią usta.
– Pozwól mi, bo za chwile się
popłaczę, a już na pewno zrobię to na waszym ślubie. I raczej nie będzie to ze
szczęścia. Nie w tym konkretnym momencie. Więc proszę… Zadbaj o to, ponieważ
jeżeli tego nie zrobisz, te pięć lat zrobi z ciebie wrak człowieka. A nie chcę
byś zatracił w tym wszystkim siebie i zrobił z siebie męczennika. Nie nadajesz
się do tego. A teraz ogarnij ostatni raz swój tyłek, przyjrzyj się swojemu
przystojnemu odbiciu. Ja doskonale wiem czemu on… Chciał ciebie, a nie kogoś
innego. Trochę jestem w stanie go zrozumieć. A potem przystojniaku pakuj swój
tyłek do taksówki, która na nas czeka, a ja już idę z dziewczynkami.
–
Cassandro. – wyjątkowo wypowiedział całe jej imię, miał jej tak wiele do
powiedzenia. Tyle tajemnic do odkrycia, historii do opowiedzenia, w których nie
uczestniczyła. – dziękuję.
***
Gabriel
czekał przed urzędem ubrany odpowiednio do okoliczności. Mimo całej swojej
brawury obawiał się tego czy młody mężczyzna przyjedzie na ślub. Zakładał duże
prawdopodobieństwo, że tak się nie stanie. Denerwował się lekko tym faktem,
wiedział jednak, że gdy już go zobaczy to zupełnie się uspokoi.
Zresztą,
nie miał powodów do obaw. Przynajmniej starał się sam do tego przekonać.
Gabriel patrzył zdziwiony, jak
umówiona ciężarówka do przewozu rzeczy okazała się prawie pusta. Samael zadzwonił
do niego, że się nie pojawi. Jedna z sióstr uderzyła się o mebel i rozbiła
głowę. Dość mocno krwawiła i musiał jechać z nią do szpitala na założenie
szwów. Słyszał po głosie Samaela, że jest przerażony.
Wynajęci robotnicy przenieśli ledwie
kilka pudeł podpisanych jako książki, ubrania, drobiazgi. Nic więcej. Fakt,
faktem Samael nie musiał przewozić mebli, przyrządów kuchennych czy
czegokolwiek innego.
Spojrzał na kilka pudeł podpisanych
jako siostry. Nie zajmowały one wiele miejsca. Pokój dla dziewczynek był
przygotowany. Zastanowił się czy ma prawo rozpakować chociaż te rzeczy. Po
chwili niezdecydowania postanowił to zrobić. Nie grzebał w osobistych rzeczach
Samaela, a jedynie jego sióstr. Sądził, że miło mu będzie, jeśli przyjdzie do
nowego domu i chociaż jego siostry będą miały wszystko zapewnione.
W jakiś dziwny sposób rozczulały go
te tak małe rzeczy. Kilka pluszaków, zabawki interaktywne. Na samej górze pudła
z zabawkami leżały dwie karuzele z pozytywkami. Na jednej powieszone były planety,
świecące lekko blaskiem. Na drugiej zawieszone były sowy, króliczki i motyle.
Nakręcił najpierw jedną, słuchając jej kojącej melodii, a następnie drugiej.
Uśmiechnął się lekko.
Miał zaledwie kilka godzin na to, by
to wszystko zmontować i rozpakować. Wiedział jednak, że zdąży. Dwa łóżeczka już
stały, tak samo meble. Teraz musiał tylko przeczekać kilka godzin po to, by
spotkały one swoje przyszłe lokatorki.
Już
za dziesięć minut mieli wejść na salę, a Samaela nadal nie było. Dopiero po
chwili dostrzegł parkującą niedaleko taksówkę. Kobieta, która wysiadła z niej
jako pierwsza, starała się podtrzymywać w rękach dziecko. Ktoś, jak
podejrzewał, Samael, rozmawiał z kierowcą taksówki. Ten wysiadł z samochodu i
podszedł do bagażnika, by wyciągnąć z niego wózek. Dopiero po tym Samael wysiadł z samochodu. Wyglądał
niezwykle przystojnie w prostym garniturze, płaszczu i eleganckich butach. Nie
mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta, gdy zobaczył jak Sam poprawia
siostrę w ramionach. Podszedł w ich stronę.
–
Witam serdecznie. Pozwolę sobie panu pomóc. – Wyciągnął wózek i po
rozglądnięciu się po wózku, otworzył go jednym, szybkim ruchem.
–
Dziękuję. – Słowa mężczyzny były ciche, on sam był jakby przytłumiony, smutny i
melancholijny. Już po chwili wsadzał siostry do wózka, poprawił im kocyki i
wyprostował się. – Jestem gotowy.
–
Ja również. Chodź Samaelu, urzędnik już zapewne na nas czeka.
–
Były dość duże korki, przepraszam. Jeszcze będę musiał rozebrać siostry z tych
puchowych ubranek.
–
Spokojnie, poczekają. Dobrze wyglądasz. – Spojrzenie, którym obdarzył go Samael,
było bardzo nieprzyjemne. Zarazem mężczyzna w ogóle mu na to nie odpowiedział.
Widział lekkie szturchnięcie kobiety której nie znał. – Gabriel Barnes – podał
jej rękę.
–
W tym stresującym momencie, rozumiem, że mój przyjaciel zapomniał o zasadach
kultury. Cassandra Berent. Zbierajmy się. Muszę wam pomóc tam w środku, wtedy
wszystko szybko nam pójdzie. Zanim jednak to… – Cassandra spojrzała na
mężczyznę stojącego za plecami Gabriela.
–
To jest Garet Stone, mój przyjaciel. – Mężczyzna podał dłoń najpierw Cass,
następnie Samowi. Cassandra przyjrzała mu się. Mogłaby go określić jako
spokojnego i wyważonego mężczyznę. Stał z boku, mało się odzywał, tylko patrzył
na wszystko to, co miało mieć miejsce.
Po chwili wszyscy w czwórkę ruszyli powoli w kierunku dużego gmachu urzędu
stanu cywilnego.
Samael
czuł, jak z każdym krokiem uginają się pod nim nogi. Dawno nie czuł się taki
przerażony. Bezradny i samotny. Wiedział, że to co go czeka, będzie przychodzić
mu z dużą trudnością. Robiło mu się słabo na samą myśl o tym, że już za kilka
chwil będzie mężem obcego mu człowieka.
Gabriel
obserwował swojego przyszłego męża, który robił się coraz bledszy. Mimo
wszystko nie chciał pozwolić mu na to, by ślubu nie było.
***
Sam
wiedział, że to tylko formalność - że w każdej chwili może się rozwieść,
jednakże mimo wszystko stresował się tym, że ma zostać mężem czyimś mężem.
–
Sam? – Spojrzał na Gabriela i przełknął głośno ślinę. Po raz ostatni spojrzał
na siostry i pocałował obie w czoło. Na szczęście spały. Miał nadzieję, że
przez cały ten okres nie obudzą się, nie chciał całego tego zamieszania
związanym z ich płaczem. Już i tak wystarczająco się stresował. Musnął włoski
Liz nad plastrem kryjącym dwa szwy. Cassandra uścisnęła mu lekko dłoń i pocałowała
go w policzek.
–
Dasz sobie radę. – Nie wiedział czy tak będzie, ale miał taką nadzieję.
Skierował
swe kroki do mężczyzny stojącego pół metra dalej. Spojrzał na urzędnika
szykującego ostatnie dokumenty i odetchnął głęboko.
–
Czy wszyscy na sali są obecni? – Sam spojrzał na część sali, która była
przeznaczona dla rodziny Gabriela i zobaczył tam ledwie dziesięć osób.
–
Czy to twoja rodzina?
Gabriel kiwnął mu głową nie mówiąc niczego
więcej.
– Czy potem… Będą na
obiedzie?
–Tak,
możemy zaczynać?
On również odwzajemnił mężowi tym samym
gestem.
Mężczyzna
przed nimi uśmiechnął się szeroko.
–
Szanowni Panowie, najpierw muszę spytać czy to małżeństwo jest zabierane
dobrowolnie.
–
Tak – odpowiedział Gabriel, bez chwili wahania.
–
Tak. – Samael wahał się chwilę dłużej. Czuł jak serce dudni mu w piersi, żebra
wypełniały się bólem, mięśnie blokowały oddech.
–
Możemy więc zaczynać. Złączcie panowie dłonie. Panie Barnes proszę powtarzać za
mną. Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny…
– Świadomy praw i obowiązków
wynikających z założenia rodziny… – Gabriel mówił pewnie i wyważenie. Lekki
uśmiech nie schodził z jego ust. Spojrzenie cały czas kierował na swojego
jeszcze przyszłego męża, który w każdy możliwy sposób unikał patrzenia na
niego.
– Uroczyście oświadczam, że
wstępuje w związek małżeński z Samaelem Lockwoodem…
– Uroczyście oświadczam, że
wstępuje w związek małżeński z Samaelem Lockwoodem…
Samael chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział
jak zinterpretować swoje uczucia. Czuł ból, który umiejscowił się za jego
łopatką, rozprzestrzeniając się na pół pleców. Paraliżował go, odbierał dech i
nie pozwalał skupić myśli na niczym innym jak on sam.
– I przyrzekam, że uczynię
wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
– I przyrzekam, że uczynię
wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Sam zamrugał gwałtownie na te słowa. Miał
ochotę się roześmiać z powodu całej tej, całkowicie absurdalnej
sytuacji. I tych słów, które w ogóle nie
pasowały do idei ich małżeństwa.
– Panie Lockwood, teraz pan.
– Sam poczuł jak jego serce uderza jak młot pneumatyczny. – Świadomy praw i
obowiązków wynikających z założenia rodziny…
– Świadomy praw i obowiązków
wynikających z założenia rodziny…
Gabriel nie wiedział, że te
słowa w ustach prawie obcego mężczyzny wywrą na nim takie wrażenie. Samael miał
niski, przyjemny głos, tylko czekał by usłyszeć go w nocy, gdy będzie jęczał
jego imię. Ten dźwięk będzie go jeszcze bardziej pobudzał. Już to wiedział.
– Uroczyście oświadczam, że
wstępuje w związek małżeński z Gabrielem Barnsem.
– Uroczyście oświadczam, że
wstępuje w związek małżeński z Gabrielem Barnsem.
Uśmiech cisnął mu się na
usta. Jego mąż, bo tak zaczął o nim już myśleć, był cały… skulony. To jedyne
określenie, które przychodziły mu do głowy. Od czasu do czasu zerknął na niego,
starał się jednak nie podnosić wzroku.
– I przyrzekam, że uczynię
wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
– I przyrzekam, że uczynię
wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Przy ostatnich wypowiadanych
słowach głos Samaela zadrżał, mężczyzna zachwiał się lekko. Urzędnik spojrzał
na nich obu i uśmiechnął się szeroko.
– Wobec panów zgodnego
oświadczenia, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że związek pana
Gabriela Barnesa i pana Samaela Lockwooda został zawarty zgodnie z przepisami
prawa. Jako symbol państwa związku wymieńcie się proszę obrączkami.
W tym momencie Sam uświadomił
sobie, że mężczyzna nie miał jak poznać jego numeru palca, ba, sam nie miał o
tym pojęcia. Nigdy nie kupował dla siebie pierścionka. A teraz miał mieć
założony na palec symbol miłości. Chichot losu. Pomyślał też o tym, że to chyba
on powinien kupić obrączkę Gabrielowi… Gubił się w tych wszystkich tradycjach i
obyczajach. W końcu nie dostał niczego z okazji zaręczyn. Na samą tą myśl parsknął
śmiechem.
Garet podał Gabrielowi
obrączki umieszczone w małym pudełeczku, ułożone obok siebie, znak tego co
miało nadejść.
Spojrzał
na Gabe, gdy ten wyciągnął obrączkę przeznaczoną dla niego. Czuł się jakby grał
w jakimś spowolnionym filmie, gdzie każdy ruch jest odgrywany z niezwykłą
powolnością i precyzją ruchu. Poczuł chłód metalu wsuwającego mu się na palec.
Co dziwniejsze, obrączka była tylko odrobinę za duża, ale podejrzewał, że w
takiej będzie czuć się bardziej komfortowo.
Chwycił
delikatnie obrączkę z pudełeczka w dłoni mężczyzny i wyciągnął ją. Spojrzał na
Gabriela i poczuł jak wszystkie myśli gdzieś mu uciekają. Co on najlepszego
zrobił? Jak mógł być tak głupi?
Widział
jak jego dłoń zadrgała przed tym jak nałożył mężczyźnie złoty krążek na palec.
Cały czas miał świadomość metalu spoczywającego na jego palcu.
–
Teraz panowie możecie się pocałować. – Urzędnik uśmiechnął się lekko do nich.
Tak, to była kolejna rzecz, której nie przewidział. Chyba wyparł z głowy każdą
możliwość, która wiązała się ze ślubem, jego przebiegiem i tym co będzie miało
miejsce po.
Gabriel
zbliżył się do niego z lekkim uśmiechem i pochylił się lekko do pocałunku. Sam
poczuł jak ciepłe wargi mężczyzny napierają na jego, jak uśmiech nie schodzi
mimo to z ust mężczyzny. Spowodowało to, że w końcu wydostał się z tego
otumanienia w którym się znajdował. Jego ciśnienie wzrosło, krew się zburzyła
na taką bezczelność ze strony mężczyzny. Miał ochotę odgryźć mu tą wargę w
złości. Na szczęście Gabriel nie zamierzał teraz tego przedłużać i tylko na tym
symbolicznym geście się skończyło.
–
Teraz jesteś mój.
Sam zadrżał lekko na te
słowa, a może jednak na dotyk Gabriela na jego policzku? Wolał się nad tym nie
zastanawiać. Wszystko teraz było przed nim. A on bał się spojrzeć w przyszłość.
–
Bardzo proszę jeszcze o podpisanie dokumentów przez panów i świadków. – Tym
razem to on musiał podjąć pierwszy krok i podpisać się pod dokumentem, dłoń
drżała mu niemiłosiernie, dlatego też i jego podpis był koślawy. Dopiero potem
na miejscu do tego przeznaczonym, znalazła się parafka Gabriela, Cassandry i
Gareta.
–
Gratuluję młodej parze. Osobiście życzę państwu powodzenia na nowej drodze
życia i dużo pomyślności. Zostawię państwa by mogli państwo wysłuchać
gratulacji.
Dlaczego
Sam usłyszał słowo kondolencji? To nie pozostaje dla niego zagadką, teraz
jednak musiał dać sobie radę z poznaniem rodziny mężczyzny.
Rozdział fajny ,tylko stanowczo za krótki
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Niestety autorzy są tacy nie mili, że piszą krótkie teksty :D
UsuńTo samo co wyżej, rozdział fajny, ale za szybko się skończył. ��
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Akira
Dziękuję! :) Cieszę się, że ci się podobało. I napiszę to samo co wyżej :D Niestety autorzy są tacy nie mili, że piszą krótkie teksty :D
UsuńJaaaaa w końcu ślub *-* i teraz mnie będzie przez tydzień męczyła sprawa czy już pierwszej nocy Sam zostanie zmuszony :> do mraśnych poczynań w łóżku z Gabrielem >w<
OdpowiedzUsuńJuż nie długo się dowiesz czy został zmuszony czy nie :) Poczekaj jeszcze kilka godzin :)
UsuńNo Sam usłyszał kondolencje, bo dla niego to nie był wyśniony dzień.
OdpowiedzUsuńGabriel jest bardzo zadowolony z siebie, mam nadzieję, że będzie opiekować się Samem, który zasługuje na szczęście.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Tak. Nie był to ten wymarzony i upragniony dzień. Niestety. A Gabriel jak na razie słusznie jest zadowolony.
UsuńDziękuję, wena się przyda :)
Pozdrawiam :)
Ślub, ślub i po ślubie... Teraz życie i wspólne mieszkanie. Ciekawe jak sobie poradzą.
OdpowiedzUsuńGabriel jest bardzo zadowolony z siebie. Wydaje mi się, że on chce WŁASNEJ rodziny :) To jak się rozczulił nad małymi ubrankami, jaki zaborczy jest wobec Samaela... Tak to napewno chęć posiadania :D Nie mogę doczekać się soboty lub niedzieli... Choć mam wtedy zajęcia do 17...
Pozdrawiam,
Astra
PS. Hahaha dla mnie zawsze będzie za krótko!
Tak. Masz rację. Teraz życie i wspólne funkcjonowanie, poznawanie się.
UsuńCzego chce Gabriel... To się okaże :) Ja nic nie zdradzę :D
Powodzenia na zajęciach!
Lady kochana. Czekamy z zniecierpliwieniem na ciąg dalszy ;) Ponoć taka zwykła najzwyklejsza historia a wciąga.
OdpowiedzUsuńWeny!! :)
Yaoistka^^
Ja też czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
UsuńCieszę się, że wciąga :) Pozdrawiam serdecznie!
OMG*_* Zakochałam się w tym opowiadaniu, uwielbiam taką tematykę i uwierz, ale cholernie nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, na który będę czekać z niecierpliwością *_*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę mnóstwa weny xx
Agnes V.
Cieszę się, że się zakochałaś w tym opowiadaniu :) Wierzę! Sama nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
UsuńPozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńno i mamy już ślub, współczuję Samowi i mam nadzieję da radę, no i że sam Gabriel będzie dla niego dobry...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia