niedziela, 25 czerwca 2017

Rozdział 9

Witajcie kochani! 
Przed nami kolejny rozdział :) 
Zapraszam do komentowania :)

Rozdział 9

Kolejne dziesięć minut Samowi zajęło dojście do siebie. Było mu wstyd, że zachował się w ten sposób, nie chciał podnosić głowy, żeby spojrzeć na męża.
– Sam? Już wszystko dobrze. – Pogłaskał go lekko po głowie, chcąc by mężczyzna się uspokoił. – Nie denerwuj się tak. Jakoś to wszystko poukładamy. Musimy jednak rozmawiać.
– Po co? Przecież i tak chcesz praktycznie jednego. Czemu cię interesuje co robię? Jak żyję? Nie wystarczy ci to, że będę musiał z tobą sypiać?
– Nie, nie chce tylko tego. Chcę cię poznać, do jasnej cholery! – Teraz to on zaczął się wkurzać. Usiadł naprzeciwko męża, trzymając go za rękę, chciał mieć z nim chociaż tę odrobinę kontaktu. – Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Rozumiem, że się na mnie złościsz, że może nie chciałeś tego związku, ale nie pozwolę byś ode mnie odszedł, przynajmniej nie przez najbliższe pięć lat. Daj mi szansę Sam. – Widział jak twarz jego partnera zmienia się w trakcie ich rozmowy, w pewnym momencie jednak ten spuścił głowę, ukrywając przed nim swoje reakcje. – Spróbujmy stworzyć dom dla twoich sióstr, nie chciałbym, żeby przez cały czas widziały jak się denerwujemy na siebie nawzajem.
– Też bym nie chciał, żeby to widziały, to nie byłoby normalne życie. Nie przy tym wszystkim. Wystarczy mi świadomość tego, jak zawiązało się nasze małżeństwo. Co im potem opowiem? Że ich wujek przymusił mnie do ślubu? Że chciał mojego ciała, że nie interesowałam go ja sam?! – Podnosił głos, nie mógł się powstrzymać. Cała ta sytuacja doprowadzała go stanu apopleksji.
– Jak miałem cię zdobyć, do jasnej cholery? Przyszedłeś, zacząłeś prosić mnie o rozłożenie długu na raty, a jedyne o czym mogłem myśleć w tamtej chwili, to o tym, że chcę cię poznać, mieć przy sobie. Byłeś pierwszym od dawna, na którego zareagowało moje ciało i nie tylko. Chciałem cię poznać! – Czuł jak i nad nim nerwy biorą górę. Starał się zrozumieć racje męża, ale ciężko mu było to zrobić, gdy ten zaczynał na niego krzyczeć.
– Mogłeś spróbować! Zapytać czy bym się z tobą nie umówił, ale ty wolałeś od razu wziąć mnie za męża i chcąc zdobyć od razu moje ciało. Dałeś mi miesiąc, który już się kończy, ale nie zainteresowałeś się tym co czuję, jak myślę!
– A jak miałbym to zrobić, skoro cały czas mnie unikasz. Nie pojawiasz się na posiłkach, chowasz się jak tchórz w pokoju. Myślisz, że dlaczego co chwile do ciebie przychodzę, chcąc cię wyciągnąć do salonu, na kolacje, gdziekolwiek? Ty z automatu stawiasz mi kontrę!
– A co mam robić! Kochać cię? Bo ty tego chcesz? Na miłość i szacunek trzeba sobie zasłużyć!
– Co ty nie powiesz? A ty co robisz wobec mnie? Nie tylko mnie unikasz, ale też źle mnie traktujesz!
– Niby jak? Co ci takiego złego robię?
– Nie chcesz mnie znać!
Sam aż otworzył usta ze zdziwienia. Faktem jest, że unikał Gabriela jak mógł, ale tych słów się nie spodziewał.
– Chodź do mnie, Sam. Nigdy nie przekonamy się do siebie, jeśli nie zaczniemy powoli. Najpierw chociaż trochę się potulmy. – Widział zdziwione spojrzenie chłopaka na jego słowa, jednak pierwszy raz od tych kilku tygodni, zrobił to o co prosił. – W końcu, chodź bliżej kochanie. – Przyciągnął partnera jeszcze bliżej siebie, mężczyzna był bardzo spięty, ale dał się przytulić. Nie chciał naciskać na niego.
– Powinienem zacząć studia z budownictwa i architektury. Nie wiem czy potrafię zarządzać moją firmą, nie radzę sobie z tym, a nie mogę cały czas uczyć się od innych, bo powinienem nimi zarządzać, a to oni kierują mną.
– To zrób to. Zajmę się twoimi siostrami, a jeśli nie będę mógł - bo czasem w weekendy mam inne zobowiązania, to zatrudnimy opiekunkę, którą zaakceptujemy my obaj. Rozwijaj się, rób to czego chcesz, ale nie zamykaj się przede mną.
– Nie wiem czy będę potrafił to zrobić. – Spojrzał w oczy Gabrielowi, dopiero potem oparł czoło na jego ramieniu, dając sobie chociaż chwilę na odpoczynek w ramionach mężczyzny. Nie chciał z nim cały czas walczyć, nie o to mu chodziło. Jeśli ma żyć z nim pięć lat… Wolał by były to spokojne lata, niż takie, które odbiją się na nim z powodu wojen. Czuł jak ręce Gabriela próbowały chociaż lekko wymasować jego spięte mięśnie, dłonie krążyły wokół łopatek, naciskając, drażniąc. Westchnął lekko, gdy mąż ucisnął boleśniejsze miejsce.
– Nie musimy spać ze sobą, jeśli nie chcesz. Cofam swoje słowa. Poczekam aż sam się na to zdecydujesz. – O ile w ogóle, dodał w myślach Gabriel. Wiedział, że przymuszenie Sama do stosunku źle się skończy, w ten sposób nie zdobędzie jego zaufania.
– Czyli… – Zamilkł, nie wierząc w to co słyszy. Nie śmiał zaczerpnąć głębszego oddechu, bojąc się, że Gabriel cofnie swoje słowa.
– Tak. Wszystko zależy od ciebie. – Czuł, że jeszcze będzie żałował tych słów.
– Dziękuję
Czuł jak mięśnie Sama gwałtownie się rozluźniły. Ta rozmowa była bardzo intymna, ze względu na bliską odległość między nimi. Nie zwrócił uwagi na to, że Sam chce go pocałować w policzek. Praktycznie w tym samym czasie odwrócił się do niego, chcąc wykonać ten sam gest, przez co ich usta spotkały się w połowie drogi. Widział jak oczy mężczyzny rozszerzają się delikatnie, zamierzał wykorzystać tę szansę i pogłębił lekko pocałunek. Resztę zostawił w rękach Sama.

Ten pocałunek był dla niego bardzo zaskakujący. Poczuł jak jego serce lekko przyspiesza, przymknął lekko powieki, czując jak Gabriel pogłębia pocałunek. Po raz pierwszy postanowił chociaż trochę go odwzajemnić.
***
            Kolejne dni mijały jakby trochę spokojniej. Nie kłócili się przy każdej okazji, a Gabriel miał mniej czasu ze względu na intensywną promocję ostatnio wydanej przez nich książki. Fakt, miał ludzi od tego by pracowali na jego biznes, lubił jednak wielu rzeczy sam dopilnowywać, zresztą miał przy okazji promocji kilka innych spotkań, które zajmowały mu ogrom czasu.
            – Sam, gdzie jesteś? – Krzyknął od progu. Chciał jak najszybciej spotkać się z mężem.
            – Cicho, właśnie udało mi się położyć spać dziewczynki.
Widząc minę partnera podświadomie czuł, że coś się wydarzyło. Miał niewiele czasu, żeby się na to przygotować, a Samael starał się niewiele po sobie pokazywać.
            – Cieszę się, będziemy mieć chwile dla siebie. – Widział grymas goryczy na twarzy mężczyzny, nie wiedział jednak jeszcze, co on dla niego oznacza. – Co się stało?
            – Nic, nie chcę o tym gadać. Potrzebuję pobyć chwile sam, głowa mi pęka, a jakby na złość, młode zrobiły sobie konkurs w urządzaniu arii operowych.
            – Chodź do mnie, Sam.
            – Daj mi spokój Gabriel, nie mam na to ochoty. – Nie chciał mu mówić o tym, co dzisiaj usłyszał na swój temat. Już i tak wyjątkowo popsuł mu się humor, Gab nie musiał się do tego dokładać. – Chcę zostać sam.
            – Zajmujesz sypialnię czy gabinet? – Wolał aktualnie odpuścić mężowi, podejrzewał, że jak trochę ochłonie, a przede wszystkim jak przestanie go boleć głowa, to będzie miał większą ochotę na rozmowę.
            – Sypialnię. Muszę się chociaż na chwile położyć. – Starał się nawet nie patrzeć na Gabriela. Po tych kilku dniach, gdy było dobrze czuł się trochę lepiej, teraz sądził, że powinien się wyizolować, odciąć od tego mężczyzny.
            – Będę w takim razie w gabinecie, jeśli będziesz mnie potrzebował zadzwoń, albo coś… – Skończył kulawo, nie wiedząc gdzie myślami jest jego mąż. Wiedział, że po jednej szczerej rozmowie mogą mało co osiągnąć, ale też nie spodziewał się, że po tych kilku dniach spokoju Samael ponownie postara się od niego odciąć. A na to mu wyglądała cała ta sytuacja. Nie wiedział tylko co jest jej przyczyną. Jednak dowie się tego.
            Później zajmie się mężem, mimo, że ten zapewne będzie oponować. Teraz postanowił pójść do kuchni po coś do jedzenia i po kawę. Musiał się zastanowić nad tym jak teraz powinien rozegrać sytuację w pracy. Czekało go znowu kilka intensywnych tygodni pracy, by potem mieć kilka dni spokoju. Ledwie kilka dni po trzech czy więcej, miesiącach intensywnej pracy. A przy tym wszystkim musiał powalczyć o Samaela.
            Chciał uczcić swój sukces z Samem, na to jednak się nie zapowiadało.
***
            Po tym jak spędził samotnie pół popołudnia, czuł się trochę lepiej. Gabriel zajął się jego siostrami, dając mu czas na to, by odpoczął. A przecież to on powinien się nimi zajmować. Miał wyrzuty sumienia, że pozwolił sobie na ten odpoczynek.
            Zarazem jednak czuł jak bardzo było mu to potrzebne do tego by odzyskać trochę równowagi psychicznej. Słowa, które dzisiaj usłyszał zabolały go, zakiełkowały w jego umyśle, rozrastając się niezwykle szybko. Wątpliwości wypełniały jego umysł, odtwarzał je raz po raz, nie dając sobie czasu na przerwę.
            Dlatego właśnie bolała go głowa, nakręcał się, dobrze o tym wiedział, pozwalał na to by te słowa przyjęły się w jego sercu, była to prawda – ponieważ pozwolił jej nią być.
            Jesteś dziwką.
            Nie spodziewał się tych słów, po osobach, które uważał za ważne dla siebie. Na studiach poznał dwóch kolegów i koleżankę, włączył się do ich grupki, szybko zawiązała się między nimi nić przyjaźni. Często spędzali ze sobą całe dnie, rozmawiali i śmiali się. Po śmierci jego matki, ich relacje trochę się rozluźniły, nie miał aż tyle czasu by spędzać z nimi dnie pełne rozrywki. Nie miał tez ku temu dobrego humoru.
            Po śmierci ojca czuł, jak odsunęli się od niego jeszcze bardziej. Starał się zrozumieć, że trudno jest rozmawiać z kimś kto stracił w krótkim czasie rodziców. Trudno znaleźć temat, nie da się udawać, że nic się nie stało, jednak to… bolało. A to co stało się dzisiaj, było okropne.
            Spotkał się z przyjaciółmi na pół godzimy przed pracą. Chcieli przyjść do niego do domu, pogadać wieczorem. Powiedział im, że ich zaprasza, ale jednak musi zmienić lokalizację. To nie było takie proste jak przewidywał. Ich miny dużo mu powiedziały, a przecież niczego konkretnego im nie powiedział. Wspomniał tylko o tym, że już nie mieszka w swoim domu, że ma męża, że od teraz mogą się spotykać w jego nowym domu, ale będą mieli ograniczony czas na siedzenie, bo ma pod opieką siostry.
            Nieważne było to, że mieszkał gdzie indziej, że musi się zajmować siostrami, odrzucili go, bo miał męża. Wiedzieli, że jest gejem, podobno to akceptowali, a jednak postanowili go odrzucić. Za to, że z kimś się związał.
            Nie musiał się im tłumaczyć, nie powinien tego robić. Ale te słowa tak cholernie go zabolały. Po tym wszystkim… Cały dzień był spartolony. Inaczej tego nie mógł określić. Nic mu nie szło w pracy, cały czas czuł się tak, jakby wciąż i wciąż Alison powtarzała mu te słowa do ucha.
            Czuł ucisk w głowie od myślenia. Nie chciał wierzyć w te słowa, nie po tych kilku dniach, które udało mu się normalnie przeżyć z Gabem. A jednak nie mógł się od nich uwolnić, mieląc je w głowie. Pozwolił na to, żeby ponownie rozdzieliły go z mężem, by ponownie zakiełkowała w nim złość i nienawiść za to co się stało. To kolejna rzecz, którą odebrał mu Gabriel – przyjaciół.
            Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że oni nimi nie byli, że może wcale nie chcieli go znać, nie chcieli by był ich znajomym. Odsunęli się od niego dużo wcześniej, nie zważając w ogóle na to, co czuł. Nie chcieli utrzymywać z nim kontaktu, wtedy kiedy najbardziej ich potrzebował. A teraz odeszli po raz ostatni, ostatecznie.
            Przytulił głowę do poduszki i ukrył w niej twarz. Czuł się tak, jakby z każdym oddechem, ból w jego piersi się zmagał. Jesteś dziwką. Oczywiście, że nią był. Sprzedał się za poczucie bezpieczeństwa dla siebie i swoich sióstr. Nie zważał na swoje dobre imię, na to jak to będzie odebrane przez innych ludzi. Sprzedał się by nie musieć ponosić konsekwencji decyzji swojego ojca.
            – Dlaczego Alison? – Pozwolił by wszystkie te myśli i emocje z całego dnia powoli wypłynęły w łzach, dając chociaż chwilowe ukojenie. Usłyszał ciche otwieranie drzwi do sypialni, przytulił głowę jeszcze mocniej do poduszki, chcąc ukryć, że coś mu doskwiera.
            – Sam, śpisz?
Gabriel nie chciał go obudzić, dlatego szeptał. Mógł go zignorować, udać, że jeszcze nie doszedł do siebie, ale postanowił tego nie robić.
– Nie, leżę. – Nie chciał nic więcej mówić. Czekał na reakcję Gabriela.
– Nadal boli cię głowa?
Słyszał w jego głosie zaniepokojenie. Nie wiedział jeszcze, jak powinien reagować na to, że jego mąż w jakiś sposób zaczyna dostrajać się do jego samopoczucia, pytać o nie i reagować.
– Już trochę mniej, dziękuję. Trochę się zdrzemnąłem. – Gabriel oparł się o drzwi sypialni.
– Co się dzisiaj stało, Sam? – Próbował dotrzeć do męża, dowiedzieć się o nim czegokolwiek, a jednak czuł opór z jakim ten mu odpowiadał.
– Nic takiego. Po prostu miałem trochę kiepski dzień, plus to, że małe cały czas płakały. Głowa mi pękała. Nie dawałem sobie rady, przepraszam. I dzięki, że zająłeś się małymi, naprawdę nie miałem do tego głowy.
– Wiesz przecież, że będę ci pomagać. Ale nie wierzę ci, że nic się nie stało. – Podszedł do męża i usiadł obok niego na łóżku. Wsunął dłoń w jego włosy, delikatnie je mierzwiąc. – Możesz mi powiedzieć, nie wyśmieję cię.
– Nie chcę Gabriel, to nie czas ani miejsce na to. Dzisiejszy dzień był po prostu paskudny. Nic na to nie poradzę.
– Chciałbym… – Jak miał mu to powiedzieć? Zacząć budować jego zaufanie? – Mogę się koło ciebie położyć i może – głos mu się zająknął – moglibyśmy się do siebie trochę przytulić? – Widział na sobie wzrok Sama, to jak bada jego twarz.
– Możemy tego spróbować, na chwilę i zobaczyć co z tego wyjdzie. – Poczekał aż Gabriel wsunie cię cały na łóżko i oprze wygodnie o zagłówek, dopiero potem ułożył się przy jego boku.
Patrzył na Samaela i uśmiechał się lekko widząc jak ten odwzorował swoją pozycję ze snu. Głowa spoczywała na jakiego klatce piersiowej, jedna ręka była przerzucona przez jego tors. Nogi tworzyły kąt, dotykając prawie jego własnych kolan, kręgosłup był wygięty, utrzymując między nimi dystans. Sam opierał rękę na ciele męża, gładząc lekko plecy, drugą dłoń miał położoną na dłoni Samaela, pieszcząc ją delikatnie kciukiem.
– Czy jest ci tak dobrze? – Wolał jednak o to zapytać, dając mężowi możliwość wycofania się w każdym momencie.
– Tak. Na tę chwilę tak. – Sam przymknął oczy, skupiając się na dotyku dłoni przesuwającej mu się po plecach.
– Mnie też jest dobrze, tu i teraz. – Spojrzał na swojego męża leżącego u jego boku i stwierdził, że pierwszy raz od dawna poczuł się spokojny.
– Tak, tu i teraz. – Przymknął oczy, westchnął głęboko i pozwolił ciału się odprężyć. Chociaż na chwilę.

niedziela, 18 czerwca 2017

Rozdział 8

Przed wami kolejny rozdział. Zapraszam serdecznie do komentowania ;) To bardzo motywuje do pisania :D

Rozdział 8


            Kolejne dni mijały Samaelowi na unikaniu męża. Nie schodził na ogłoszone w dniu ich ślubu wspólne posiłki, tylko zamykał się z siostrami w ich pokoju. Tulił je, gdy czarne myśli nie chciały opuścić jego głowy. Wiedział, że mimo wszystko posiadają dobrą opiekę , mają wszystko zapewnione, nie mógł jednak przeboleć sposobu w jaki to się stało.
            Gabriel zakazał kucharce dawać mu coś do jedzenia, dopóki nie zejdzie na wspólny posiłek – ale on nie potrafił od tak udawać, że są małżeństwem z miłości. Na samą myśl o tym, że miałby z mężczyzną zjeść kolację robiło mu się niedobrze. Wydawało mu się, jakby to było pogwałceniem wszystkich zwyczajów jakie znał ze swego domu rodzinnego. Matka kochała ojca, dlatego zawsze wieczorem zbierali się na wspólnej kolacji, mimo że każdy jadł co innego. Nie chciał pozbyć się tego wspomnienia z głowy, a to z kolei wymagało by nie pojawiał się na wspólnym posiłku.
            Jedynym daniem, które miał zapewnione w ciągu dnia, było śniadanie. Rano Gabriela nie było w domu. Jego wydawnictwo pracowało pełną parą od godziny siódmej do piętnastej, czasem dłużej. I tylko wtedy mógł chociaż na chwile odetchnąć od tego czego mężczyzna może od niego oczekiwać. Napięcie towarzyszyło mu jednak cały czas, ból odczuwany w ramionach i karku nie ustępował.
            Często jadał właśnie tylko śniadania, czasem kucharka rozumiejąc jego sytuację przemyciła mu coś na obiad czy kolację – nie dbając o to, że może zostać zwolniona. Ciekawiło go czy Gabriel o tym wiedział. Czasem wydawało mu się, że mężczyzna wie o wszystkim co się dzieje w jego domu, mimo iż zdarzały się takie dni, gdy nie było go całymi dniami.
            Nie mógł spać ostatnimi czasy i czuł, że coraz gorzej się czuje i funkcjonuje. Płacz sióstr doprowadzał go do czarnej rozpaczy, a wiedział, że będą spały jeszcze mniej niż teraz. Zajmował się nimi jak najlepiej potrafił, ale o ile w dzień zajmował się nimi – tak w nocy nie mógł przestać myśleć nad tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech tygodni. Na dodatek zbliżał się dzień, gdzie miał pójść do sypialni Gabriela i od tak mu się oddać.
            Osobiście wolałby, żeby mężczyzna miał kogoś na boku i zdradzał go do woli, nie wykorzystując jego ciała. To było jednak niemożliwe, dobrze wiedział jakie intencje miał jego… Nie potrafił nawet w myślach wypowiedzieć tych słów, czując jak bardzo pogwałcają jego wolność.
            Na dodatek gnębiło go jeszcze coś zupełnie innego. Gabriel nie wiedział, że jeszcze z nikim nie był. Im więcej myślał o seksie z mężczyzną, tym bardziej go to przerażało. Spanie wspólnie w ogóle mu nie pomagało. Bał się tego co może się wydarzyć, że mężczyzna złamie dane mu słowo, tak to… Przynajmniej mógł się do wszystkiego przygotować chociaż psychicznie.
            Poza tym… przydałoby się, żeby porozmawiał z Gabrielem o tym, że jest prawiczkiem. Nie wiedział jak mężczyzna zareaguje na te słowa.
            Nie potrafił sobie również wyobrazić jak to będzie wyglądało. Okej, miał swoje wyobrażenia o seksie, oglądał nie jeden film z aktorami porno, jednak nie wiedział jak dokładnie będzie wyglądać to po raz pierwszy. Nie był głupi, te filmy nie oddawały rzeczywistości. Nie wiedział czy będzie musiał stanąć przed mężem i to wystarczy, by cała sytuacja rozwinęła się jakoś dalej, a może będzie musiał to wszystko zainicjować po to by mieć to w końcu za sobą. Wstrząsnął się na samą myśl o wszystkich tych aspektach.
            Na dodatek wrócił do pracy, każde jego poczynanie wypełniała niepewność. Cassandra pomagała mu w określonych godzinach, on sam starał się pracować jak najwięcej, jednak w trochę bardziej ograniczonym czasie. Nadal uczył się zarządzania firmą, a to nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Samo staranie się o wszystkie pozwolenia było wykańczającym procesem. Powinien iść na studia architektoniczne, nie chcąc stracić firmy lub zatrudniać nowych osób, które projektowałyby jego przyszłe budynki.
            To wszystko będzie jednak do rozpatrzenia w niedalekiej przyszłości. Powinien dać sobie z tym wszystkim radę. Jeszcze nie wiedział jak, ale wiedział, że to zrobi. Nie był w stanie zrozumieć tych wszystkich rzeczy jednocześnie, mimo powinności. Za dużo go to kosztowało.
***
            Gabriel przeglądał książkę, która miała mieć premierę już za kilka dni. Dziwiło go to, jak szybko stała się bestsellerem. Dwa dni. Tylko tyle potrzeba było, by z nakładu ponad dwudziestu tysięcy, sprzedało się piętnaście. Za to uwielbiał współczesne czasy. Swobodny dostęp do Internetu powodował, że czytelnicy poznawali większą część premier książkowych w momencie ich wyjścia za granicą. Potem tylko naciskali na wydawnictwo czy książka wyjdzie, kiedy i dlaczego tak późno. Oprócz tego często agenci bestsellerowych powieści kontaktowali się z wydawnictwami z danego państwa w celu sprzedaży praw do książki autora, którego reprezentowali, albo wydawnictwa. Mimo iż siedział w tej branży już ponad dziesięć lat, nadal go to wszystko fascynowało. Proces podpisywania umowy nie był łatwy, każda ze stron miała swoje żądania, jednakże, gdy w końcu dochodziło do konsensusu i rozwiązania sprawy, czuł się usatysfakcjonowany. Zawsze dostawał pierwszy egzemplarz wydanej książki, po obu stronach drzwi jego gabinetu stało kilka regałów, uginających się pod ciężarem książek, mniej lub bardziej zaczytanych, niektórych nawet nie otworzył, nie przejmował się tym jednak. To zawsze on trzymał pierwszy egzemplarz w dłoniach, a ta chwila wydawała mu się niezwykle właściwa, magiczna. Od dziecka marzył, by móc pisać książki, niestety zabrakło mu do tego zdolności. Dopiero w wieku nastoletnim zaczął się interesować procesem wydawania książek, zaczął zagłębiać się w to jak funkcjonuje branża wydawnicza. Nigdy by nie powiedział, że kiedyś jego pomysł rozwinie się do prężnie działającego wydawnictwa, przynoszącego mu niezłe dochody.
            Wbrew temu co wszyscy mu mówili, nie upadł po roku – nie zawsze było łatwo, nie zawsze trafiał w gusta czytelników, jednakże z czasem nauczył się jak dobrze stworzyć reklamę, skupiał się na autorach, których czytelnicy lubią i szanują. Potrafił dobrać ludzi, z którymi współpracował na potrzeby stworzenia książek.
            Nie jeden próbował go oszukać, narzucić ceny, które kilkukrotnie przewyższały normę, widząc go jako niedoświadczonego wydawcę. Niestety źle oni trafiali, zawsze starał się być przygotowany do spotkania, wiedział więc jakich cen się spodziewać za podany nakład książek. Na początku przecież nie miał tylu ludzi, którzy mogliby się tym zająć. Zresztą, sam nadal to robił od czasu do czasu. Lubił swoją pracę, przynosiła mu ona duże poczucie satysfakcji, którego w innych zawodach mogłoby mu braknąć.
            Czuł się panem samego siebie, może dlatego też tak łatwo przyszło mu poinformować Samaela o tym, czego od niego oczekuje. Widział wtedy szok wypisany na twarzy mężczyzny. Nie mógł nic na to poradzić. Zorientował się, że chłopaka nie stać na warunki, które podpisał jego ojciec, czegokolwiek by nie zrobił, nie miał szans by go spłacić. A on nie potrafił być sukinsynem, który pozbawi go wszystkiego.
            Znowu myśli krążyły mu wokół męża. Widział jak się od niego izoluje, jak nie schodzi na posiłki. Nie przeszkadzało mu to, że kucharka zanosi mu posiłki do pokoju. Udawał, że tego nie widzi – nie chciał, by padł z głodu. Zresztą, odkąd zobaczyli się po raz pierwszy Sam bardzo schudł, obawiał się, że minie jeszcze tylko trochę czasu, a z chłopaka zostaną sama skóra i kości. Niepokoiło go to, był skłonny do zrozumienia jego sytuacji, ale nie mógł się głodzić. A na to mu to wyglądało.
            Może i oficjalne zagrożenie Margaret nie było z jego strony dobrym pomysłem, ale chciał zmusić Samaela do jakiejkolwiek reakcji, do złości, wściekłości, czegokolwiek, ponieważ z tym by sobie poradził. Z ciszą nie potrafił nic zrobić. Kucharka śmiała się, że dba o męża jak potrafi. Kobieta cieszyła się na większą ilość pracy przy gotowaniu dla bliźniaczek, uwielbiała dawać im do gryzienia skórkę od chleba, gaworzyła do nich i rozśmieszała dziewczynki, gdy te dokazywały.
            Musiał pomyśleć nad tym jak zabezpieczyć piętro, tak by małe same tam nie wchodziły ani nie spadły z góry, ale z tyłu głowy wiedział, że ma na to jeszcze trochę czasu. Sam starał się nie dopuszczać go do sióstr, on jednak się nie poddawał i brał je na ręce, „gugał” do nich i rozpieszczał w miarę możliwości. Nie miał często do czynienia z małymi dziećmi, więc nie zawsze mu się to udawało.
            Samael co noc spał na skraju łóżka, tak, by nie daj boże nie zbliżyć się do niego. Nawet nie wiedział, że w nocy często spał wtulony w jego bok, zawinięty jak kokon w pościel. Głaskał jego włosy, gdy nie mógł spać, a miał chłopaka wtulonego w swój bok, rano wstawał wcześniej niż on, więc jak do tej pory Sam nie dowiedział się jak śpi lub też nie chciał się do tego przyznać.
            Przez to, że Sam postanowił go ignorować, miał wiele możliwości do obserwowania go, gdy kończył swoją pracę, jak opiekował się siostrami, gdy uczył się rozwiązywać problemy firmy, jak rozmawiał z potencjalnymi kupcami, wykonawcami. Cenił sobie te chwile, pomimo tego, że chłopak go nie zauważał.

***
            Samael czuł napięcie buzujące w jego brzuchu. To dziwne uczucie napięcia i odrętwienia powodowało, że tylko się bardziej denerwował. Będąc w pracy, postanowił porozmawiać tego wieczoru z Gabrielem. Nie wiedział jednak, jak to się dla niego skończy.
            Teraz tylko czekał na odpowiedni moment, który najprawdopodobniej nigdy się nie wydarzy, a on będzie się starał sobie wytłumaczyć, że dla swojego dobra nie poszedł do mężczyzny. Jak zwykle. Westchnął.
            – Nie myśl tyle, widać jaki jesteś spięty. – Obrócił się gwałtownie do mężczyzny, jakby to stało się ich normą. Gabriel bardzo często go zaskakiwał, poruszał się prawie bezszelestnie, co tylko go bardziej denerwowało. Coraz częściej zdarzało się tak, że wykonywał jakąś czynność, a gdy się obracał mężczyzna stał gdzieś za nim, powodując u niego przyspieszone bicie serca – ze strachu.
            – Nie jestem. – Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, czuł się cholernie głupio. To jak dziecinna przepychanka, a zapewne jego… partner, dobrze widział jak rozmasowywał sobie kark.
            – Zejdziesz dzisiaj na kolację czy będziesz udawał, że nie jesteś głodny? – Gabriel oparł głowę o framugę, a ręce założył na klatce piersiowej.
            – Zejdę, muszę tylko przebrać Mery.
            – Mogę ja to zrobić. – Widział spojrzenie Samaela, który oceniał jego możliwości do przebrania swojej siostry.
            – Dobrze. – W końcu musiał chociaż trochę zaufać Gabrielowi, to był ku temu pierwszy krok. – Dziękuję. – W końcu mógł usiąść, odkąd wrócił z pracy, a właściwie jeszcze wcześniej, musiał pozałatwiać wiele rzeczy, spoczął na fotelu, odchylając głowę i starając się zrelaksować. – Przytrzymaj chwile pieluchę, żeby cię nie posikała. U chłopców to bardziej automatyczny odruch, ale dziewczynkom też się zdarza sikać, gdy poczują zimno. Raczej nie będzie spokojna, więc musisz się śpieszyć. – Obserwował jak Gabriel pochyla się nad małą i rozmawia z nią, starając się szybko ją przebrać. W trakcie podpowiadał mu co i jak powinien zrobić, przynajmniej od czasu do czasu będzie miał pomoc.
            – Dobrze to robię? – Gabriel nie spuszczał oka z małej pytając go o to.
            – Tak, teraz tylko musisz dobrze zapiąć pieluchę, zapiąć body i z głowy. – Już po chwili jego siostra spokojnie siedziała w ramionach Gabriela. Nie spodziewał się, że ten widok go wzruszy i coś dziwnego spowoduje w jego wnętrzu. Jeszcze nie potrafił tego nazwać.
            – Chodź na kolację, chyba w końcu powinniśmy porozmawiać. Widzę jak mnie unikasz.
            Sam spojrzał na mężczyznę stojącego przed nim, patrzącego mu w oczy i przełknął. – Dobrze, ale weźmy je ze sobą.
            – Nie, Sam, Margaret się nimi przez tę chwilę zajmie, dobrze wiem, że jeśli któraś się rozpłacze, nasza rozmowa się skończy.
            – Przejrzałeś mnie. – Czuł jak jego serce przyspiesza swoje bicie, krew zaczęła szumieć mu w uszach. Patrzył jak Gabriel odkłada jego siostrę do łóżeczka i puszcza obu małym kołysanki.
***
            Kolejne dziesięć minut minęło im w całkowitej ciszy, Samael nie mógł zabrać się za jedzenie, jedynie wpatrywał się w swój pusty talerz, nie odwracając od niego wzroku.
            – Unikasz mnie. – Gabriel przez cały ten czas obserwował męża, to jak stara się nawet na niego nie patrzeć.
            – Pytasz czy stwierdzasz? – Sarkazm był lepszy niż przyznanie się do tego, że obawia się tego co mogłoby wyjść, gdyby mieli możliwość się poznać.
            – Nie udawaj Sam, nie musisz tego robić. Nie chciałbym, byś w tym domu był kimś innym, niż w rzeczywistości jesteś.
            – Masz wiele różnych pragnień, tylko w tym wszystkim nie interesuje cię, co ja bym chciał.
            – Nie mówisz o tym, więc skąd mam wiedzieć.
            – Nie pytasz! – Sam czuł jak złość ostatnich dni kumuluje się i gotowa jest wybuchnąć w nim całą swą mocą.
            – A mam kiedy? Unikasz mnie, nie chcesz na mnie patrzeć, przychodzisz do pokoju dopiero wtedy, kiedy wydaje ci się, że już zasnąłem. Uwierz mi, to że leżę z zamkniętymi oczami, nie oznacza, że śpię. Widzę jak starasz się zasnąć na takiej powierzchni łóżka, gdzie ja potem nie mogę zasnąć obawiając się czy nie spadniesz. Popołudniami cały czas siedzisz w pokoju sióstr udając, że nie istnieje. Jak myślisz, jak mogę cię wtedy zapytać czego pragniesz? – Wiedział, że na te słowa Samael nie miał jak odpowiedzieć, przyparł go do muru. Cisza, która wybrzmiała po jego ostatnich słowach, wcale nie była kojąca. – Powiedz mi o tym, proszę.
            – Co mam ci powiedzieć? Chciałbym świętego spokoju, nie być uwiązany do ciebie przez kolejne pięć lat! – Sam nie mógł się powstrzymać i coraz bardziej podnosił głos. – Marzę o tym by chociaż na chwile zapomnieć o tym, że jestem twoim pieprzonym mężem! – I proszę, stało się, w końcu nie tylko pomyślał o tym słowie, ale i wypowiedział je na głos. – Nie chciałem tego, nie marzyłem o tym!
            – Ale jednak tu jesteś. – Gabriel nadal był spokojny, wolał, żeby chłopak przed nim w końcu powiedział to co mu siedzi w głowie, niż ciągle miał na niego warczeć. Z tym mógł sobie w końcu poradzić.
            – Bo mnie zmusiłeś! Zaszantażowałeś mnie, dobrze wiedziałeś, że nie byłem w stanie spłacić tych pieniędzy.
            – Nie przywiązałem cię do swojej ręki i nie zaciągnąłem siłą. To ty podjąłeś tą decyzję.
            – Pod przymusem! – Samaelowi krew wrzała od usłyszanych słów.
            – Czego chcesz Sam, czego pragniesz? – Podskórnie czuł, że chłopak nie wypowiedział wszystkiego czego się obawiał. Obserwował jego drżące ręce.
            – Nie chcę z tobą sypiać! Nie chcę żebyś był moim pierwszym!
            Te słowa go zaskoczyły. Sądził, że mężczyzna ma już jakieś doświadczenia seksualne, ta informacja była dość zaskakująca. Nagle jakby z jego męża uszło całe napięcie, nadal siedział, ale jego pozycja była bardziej skulona. Chłopak chwycił się za włosy, tak jakby ukrywał się w swoich własnych ramionach.
            – Hej, Sam, spokojnie. Oddychaj. – Podszedł do niego i oparł mu rękę na ramieniu, drugą zaczął głaskać delikatnie jego plecy. – Nic takiego się nie dzieje. Wszystko będzie dobrze.
            – Nie będzie. – Cichy głos wydobył się spomiędzy dłoni, przysłaniających twarz. – Od ostatniego pół roku w ogóle nic nie jest dobrze, nic nie jest w porządku i trudno mi uwierzyć, żeby nagle miało się tak stać.
            Poczuł pod dłonią jak całe plecy jego męża zatrzęsły się od wstrzymywanego płaczu.
            – Spójrz na mnie Sam. Hej, popatrz na mnie. – Gdy w końcu udało mu się osiągnąć chociaż tak minimalny efekt, klęknął przed mężem i najzwyczajniej w świecie go przytulił. A Sam się rozsypał.

niedziela, 11 czerwca 2017

Rozdział 7

Witam was serdecznie!

Zapraszam na kolejny rozdział! To już 7! Jestem strasznie ciekawa waszych wrażeń.
Do zobaczenia za tydzień!

Rozdział 7

            Naprawdę nie pomyślał o tym, że powinien razem ze swoim… mężem, pojechać na obiad w jednym samochodzie. W ogóle wiele rzeczy związanych z tym, co już się wydarzyło i co było przed nimi, było dla niego w kategorii całkowicie abstrakcyjnej. Czuł się jak postać w surrealistycznym filmie, gdzie wszystko na co patrzył, widział przez krzywe zwierciadło.
            – Sam, Garet pojedzie z Cassandrą, żeby jej pomóc przy wózku i twoich siostrach. Chyba, że wolisz wziąć je razem z nami.
            – Ja… – Głos mu zamierał w gardle, wszystkie konsekwencje tego co zrobił uderzały w niego właśnie w tym momencie. Musiał się skupić, dokładnie tak, powoli, małymi krokami, da sobie z tym wszystkim radę. Tylko dlaczego tak bardzo ściskało go w klatce piersiowej?
            – Oddychaj Sam. Oddychaj.
 Powietrze opuściło jego płuca, a on musiał się bardzo pilnować by ponownie nie przestać oddychać.
            – Mogą jechać z Cassandrą. – Ufał swojej przyjaciółce bardziej niż Gabrielowi. – Miejmy to już z głowy, proszę. Nie chcę tego wszystkiego przeciągać.
            – Mam nadzieję, że spędzisz ze mną wieczór. – Na te kilka prostych słów wypowiedzianych przez Gabriela, zamarł z niedowierzaniem i zapatrzył się na mężczyznę. – Nie patrz tak na mnie, jest Sylwester, uczcijmy we dwóch ten nadchodzący Nowy Rok. – Sam odetchnął w myślach głęboko. Pomyślał o czymś zupełnie innym, zresztą - mężczyzna nie określił dokładnych… warunków. Gdy o tym pomyślał, poczuł się jak dziwka na sprzedaż. Przełknął głośno ślinę i spróbował nie cofnąć się przed mężczyzną.
            – Dobrze, możemy tak zrobić. – To co, że w ogóle nie miał na to ochoty, jeszcze nie wiedział na jakiej dokładnie zasadzie będzie funkcjonowało ich małżeństwo. Nienawidził tej niewiedzy. Był przygotowany na atak z każdej możliwej strony, nie chciał przyzwyczajać się do tego mężczyzny.
            – Jedźmy już, wszyscy będą na nas czekać. Przekażmy jeszcze naszym przyjaciołom, że pojadą razem. – Samael nadal czuł jak serce tłucze mu się w klatce piersiowej, dając o sobie gwałtownie znać. Nie czuł się najlepiej, w sumie to mógłby ten stan określić jako bliski omdlenia, a to mu się nie podobało.
***
            Kolejne godziny mógłby określić jako jeden wielki koszmar, abstrakcje, coś co było dla niego niezwykle irracjonalne. Nie było to typowe wesele, z przyjaciółmi, rodziną i głośną zabawą. Stateczny obiad, długie rozmowy i deser kłóciły się z jego rozumieniem wesela. Nie zamierzał się jednak wypowiadać - rozumiał, że musieli stwarzać pozory. Nic innego się nie liczyło. Nie wyobrażał sobie jednak teraz tego, że za chwilę powinien wsiąść z mężczyzną do samochodu i pojechać do jego domu. Ile czasu zajmie jemu i siostrom zaaklimatyzowanie się tam? Czy potem będą w stanie opuścić go, jak gdyby nigdy nic? Będą przecież małe, nie będą rozumieć całej idei rozstania i rozwodu.
            – Dziękujemy za przybycie i spędzenie tego czasu z nami. – Słowa te automatycznie wychodziły z jego ust, gdy żegnał pojedyncze osoby. W końcu stanęła przed nim Cassandra.
            – Przyznam szczerze, że nie wiem czego wam życzyć. Dbaj o mojego przyjaciela i nie zrób mu krzywdy. Kochaj jego siostry i opiekuj się nimi. – Te słowa skierowała do Gabriela, dopiero potem spojrzała na Sama. – Spróbuj. – Tylko tyle miała mu do powiedzenia, na co on kiwnął głową. – Może to nie jest odpowiedni czas, ale wózek macie spakowany do samochodu. - W dłonie włożyła mu fotelik z Liz, a Gabrielowi podała drugi w którym smacznie spała Mary. – Poczekam aż wyruszycie.
            Sam spodziewał się, że w samochodzie będą wieźli foteliki na kolanach, nie spodziewał się jednak, że Gabriel zadbał o wszystko. Mógł bezpiecznie zapiąć siostry i usiąść z nimi z tyłu. Dziwnie się czuł z myślą, że zostaje sam z mężczyzną.
***
Samael oglądał miejsce, w którym będzie mieszkał przez najbliższe pięć lat. Nie chciał się zastanawiać nad swoimi uczuciami związanymi z tą sytuacją. Cały czas starał się nie patrzeć na Gabriela, jeżeli mieli gdzieś przejść, szedł za nim i obserwował jedynie jego plecy.
– To twój pokój, zaraz obok śpią twoje siostry.
 Nie zamierzał być mu wdzięczny za wszystko, co uczynił. Gabriel próbował przyszpilać go spojrzeniem, a on z całej siły się temu nie dawał.
– Czego oczekujesz? – Wiedział, że nie ma nic za darmo. Nie rozumiał motywów człowieka stojącego przed nim.
– Masz miesiąc by przyjść do mnie do łóżka.
Sam przymknął oczy wiedział, że tak się to skończy. A chciał, by ten dzień był jak najmniej konfliktowy. Nie udało mu się tego uniknąć.
– Nienawidzę cię. – Powiedział do mężczyzny, posyłając mu ostre spojrzenie. Nie zamierzał ukrywać swoich uczuć, pałał do niego czystą nienawiścią, tym bardziej, że ten podpisał z nim umowę na kontrakt małżeński mający trwać pięć lat. Pięć lat wyciętych z życiorysu. Przerażało go to, że jego siostry przywiążą się do tego człowieka, a ta wiedza cały czas odbijała się w jego głowie rykoszetem. Miał tylko nadzieję, że nic im nie zrobi. W tym momencie sam dokonałby chyba czynu zakazanego przez prawo. – Co jeśli tego nie zrobię?
– Twoje siostry nie znajdą tu domu. Będziesz musiał je oddać, ale nie odejdziesz razem z nimi, nie będzie ci wolno. – Serce zabiło mu szybciej w piersi, niemożliwe by ten pieprzony drań mógł coś takiego zrobić. To był już szczyt wszystkiego.
Gabriel patrzył, jak źrenice jego męża rozszerzają się ze strachu, a może złości? Nie mógłby pozbyć się małych dzieci z domu, nie był tego typu człowiekiem, ale Samael jeszcze o tym nie wiedział. Chciał go przetestować, sprawdzić jego reakcję na te słowa. Dziewczynki nie były tu niczemu winne, by obarczać je winą za winy ich ojca czy brata. Być może takie czcze groźby będą skuteczne by utrzymać swojego partnera w ryzach? Z drugiej strony nie chciał by mężczyzna stojący przed nim tak do końca się go obawiał i tego, co może mu zrobić. Chciał tylko by Samael go nie unikał.
Dobrze wiedział, że Sam będzie za wszelką cenę opiekował się siostrami i nie pozwoli na taką sytuację by miało im się coś stać.
– Nie możesz tego zrobić. Nie oddam ich. Prędzej zerwę z tobą kontrakt.
– Kochanie, nie stać cię na to. Nie od parady były tam uwzględnione wszystkie aspekty naszego układu. Łącznie z jego zerwaniem.
 Samael zagryzł dolną wargę by nie zacząć wrzeszczeć.
– Będę na ciebie czekać za miesiąc od dzisiaj. Nie zapomnij o tym, bo wtedy ja przyjdę do ciebie.
– Nie waż się mówić do mnie kochanie. Nie jestem nim i nie zamierzam być. Co się kryje za twoimi motywami, co ci to daje?
– Satysfakcję. I nic więcej. – Nie zamierzał się tłumaczyć, jeszcze nie.
– Nie wierzę ci. – Samael w tym momencie czuł się, jakby był w potrzasku. Te ściany miały się stać jego więzieniem na najbliższe pięć, pieprzonych lat. Cholera jasna. W co on się wpakował.
– Nie musisz. – Gabriel przyciągnął go do siebie i chwycił lekko za włosy, odciągając lekko jego głowę by móc spojrzeć mu w oczy.
Mimo to Sam nie zamierzał się tak łatwo poddać, starał się wyrwać z objęć, a zarazem jak najmniej cierpieć z powodu nadal przytrzymywanych włosów.
Nim mężczyzna zdążył się wyrwać, pocałował gwałtownie jego rozchylone w gniewie wargi, chcąc zagłuszyć protesty wydobywające się z jego gardła. Nie pozwolił mężowi na odsunięcie się, jeszcze bardziej przechylając nie tylko jego głowę, ale i całe ciało – tak, by pozycja mężczyzny była niepewna. Gdyby się wyrywał, upadłby na podłogę. Gdy zaczęło brakować mu tchu, ostatni raz musnął zaciśnięte wargi i uśmiechnął się do swojego partnera, stawiając go prosto.
Spodziewał się uderzenia, dlatego też zdołał złapać najpierw jedną, a potem drugą rękę chłopaka, popychając go na ścianę ponownie przywarł ustami, do tych czerwonych, nabrzmiałych warg. Kolano wsunął między nogi męża - chcąc go w miarę możliwości podrażnić.
Podejrzewał, że seks z nim może być rewelacyjny, jeśli tylko Sam nadal będzie taki gwałtowny i pełen pasji, jak nienawiść, która go spalała.
Jedną ręką przytrzymał oba nadgarstki męża, mimo że wymagało to od niego dużej siły. Drugą dłoń skierował na jego krocze i pomasował je lekko. Toteż spowodowało, że mężczyzna przed nim zamarł, przestał walczyć. Otworzył tylko szerzej oczy w niemym niedowierzaniu, gdy on sam nie przerywał dalej pocałunku, na biernym już partnerze.
– Tak jak ci obiecałem, masz miesiąc. – Wyszeptał do jego ucha i musnął je lekko nosem. – Zapamiętaj to sobie, a będziemy robić coś więcej niż to, co teraz. – Ostatni raz otarł się o wargi męża i puścił go. – Ale będziesz spać codziennie ze mną, moje łóżko dzisiaj już na ciebie czeka. – Odsunął się i odwrócił się by odejść, nie czekając na reakcję męża.
– Jak ja cię nienawidzę, ty pieprzony skurwysynu!
 Wrzasnął do niego Samael, na co on tylko się uśmiechnął i udał się do swojej sypialni. Jeszcze tylko przez chwilę swojej.

***
            Samael spoglądał na swoje siostry, śpiące wygodnie w łóżeczkach. Nawet nie wiedziały o tym wszystkim co się działo, spoglądał na ich spokojne twarzyczki, piąstki uniesione w górę lub kciuki wetknięte w usta. Poprawił im przykrycie na pulchnych ciałkach. Oparł się o łóżeczko Mary i zapatrzył w nią.
            Co powinien zrobić? Jak się zachować, gdy już wejdzie do ich wspólnej sypialni? Do tej pory starał się unikać Gabriela jak tylko mógł. Przez te kilka ostatnich godzin prawie nie wyściubiał nosa z pokoju sióstr. Układał ich ubranka, maskotki, potem przekładał po raz kolejny i kolejny, próbując zając sobie czymś czas, ręce i głowę.
            Jak  powinien wyglądać ten wieczór? Rozumiał, że jest Sylwester - że to pierwszy dzień, odkąd są małżeństwem, jednak… Gubił się w tym wszystkim. Zbliżała się dwudziesta druga, a on, nie licząc czasu, który spędził w łazience, by umyć obie siostry, nie widział się z Gabrielem, ani nie rozmawiał z nim.
            Ciche stukanie do drzwi go otrzeźwiło, zanim zdążył się odwrócić, Gabriel wszedł do pokoju i stanął zaraz obok niego.
            – Już śpią. Chodź ze mną.
            Samael spojrzał na Gabriela, przymknął na chwilę oczy, ale kiwnął głową. Poczuł jak serce zaczyna walić mu w piersi, krew szumiała w głowie, obijając się o tętnice i żyły. Uszy go piekły, a dłonie się spociły. Gabriel chwycił jego dłoń w swoją, nie patrzyli jednak na siebie, gdy wychodzili razem z pokoju. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, stwierdziłby bez najmniejszego problemu, że atmosfera między nimi jest bardzo napięta.
            – Nie rozumiem. – Wyszeptał Samael.
            – Czego? – Gabriel nie chciał puścić jego ręki, nie zamierzał oddalać się od młodego mężczyzny.
            – Dlaczego tego chciałeś? Dlaczego zdecydowałeś się na ślub ze mną? Związek?
            – Ponieważ wykorzystałem nadarzającą się okazję. – Gabriel spojrzał na Sama, który zatrzymał się gwałtownie. – Nie chcę szukać partnera - większą część dnia pracuję, nie mam czasu na to by wychodzić z kimś, spotykać się na randkach, a gdyby się nie udało, zaczynać wszystko od nowa.
            – Nie brzmi to dobrze, wiesz o tym? – Na tę chwilę nie miał siły się złościć, ostatni okres był zbyt nerwowy, zbyt wyczerpujący, by miał nawet ochotę to robić. Był pod ręką. A ta prawda była jak uderzenie w twarz.
            – Wiem, tak jednak wygląda to w rzeczywistości. Nie zamierzam cię oszukiwać.
            – Cassandra będzie nas odwiedzać, by opiekować się małymi. Dopóki nie będę mógł ich wysłać do żłobka.
            – Dobrze, jeśli będzie trzeba to zatrudnimy opiekunkę. – Gabriel spojrzał na Samaela. – Chodź do mnie. – Widział jak chłopak usztywnia się w barkach. – Nie zrobię ci niczego złego, chcę cię po prostu przytulić. – Nie puszczając wciąż jego dłoni, przysunął się do niego, i objął go jedną ręką w pasie.
            – Dlaczego to robisz? Co ci to daje?
            Patrzył na swojego męża z bliska, widział kilka piegów na jego nosie, chociaż podejrzewał, że w innej sytuacji nie byłyby tak widoczne.
            – Nic, chce cię po prostu przytulić, nic więcej. Chodź. – Przytulił mocniej swojego męża, starając się zniwelować jak najbardziej dystans między nimi. Czuł jednak, że psychicznie są jak najdalej od siebie. – Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale postaraj się zaufać mi. – Mężczyzna w jego ramionach wyrwał się gwałtownie.
            – Jak mam ci ufać, skoro grozisz mi, że odeślesz moje siostry, jeśli tylko nie będę ci podporządkowany! W ten sposób nigdy nie zbudujesz mojego zaufania! – Wściekłość wybuchnęła w nim. Czuł, że się trzęsie, dłonie mu drżały, a głos stawał się coraz bardziej napięty i nerwowy.
            – Czy będzie inaczej jeśli obiecam ci, że tego nie zrobię? – Starał się utrzymywać kontakt wzrokowy z mężczyzną. Nie chciał przegapić jego reakcji na te słowa.
            – Wtedy rozważę chociaż taką możliwość. – Nie chciał zastanawiać się nad tym wszystkim. Potrzebował odpoczynku, relaksu, chociaż chwili wytchnienia. Próbował jakoś pojąć to co się działo.
            – Dobrze. Obiecuję. Nigdy nie odeślę twoich sióstr. Chcę chociaż spróbować, Samaelu.
 Na te słowa jego mąż wziął głęboki, było słychać jego drżący oddech. Widać było strach wymalowany na jego twarzy, gdy wypowiadał do niego te słowa.
            – Czego chcesz spróbować? – Mężczyzna odwrócił od niego głowę.
            – Być z tobą.
            Roześmiał się na to stwierdzenie. – Żart ci się udał. Doprawdy. Nie rozumiesz, że to jest nie realne? Jak myślisz? Jak to będzie wyglądać? Będziemy udawać szczęśliwą rodzinę, a po pięciu latach co? Mam się do ciebie przywiązać, zaufać ci, moje siostry będą cię znały jako mojego męża. Co potem? Co dalej?
            – Nie wiem tego! Po prostu masz tu być! – Gabriela też poniosły nerwy, sam przecież nie wiedział jak ma to wszystko funkcjonować.
            – Tak jest, jaśnie panie! – Wściekły Samael ruszył korytarzem w drogę powrotną do pokoju swoich sióstr.
            – Samaelu! – Nie odwrócił się na te słowa, dopiero mocny uścisk na ramieniu, odwrócenie go do ściany, przyciśnięcie do niej, a następnie mocny pocałunek otrzeźwił go na tyle, by zacząć odpychać mężczyznę. – Jesteś moim mężem! Nie odwracaj się do mnie plecami, nawet gdy się kłócimy!
            – Tak to będzie wyglądało? Jesteśmy kilka godzin po pieprzonym ślubie i już się kłócimy!
            – To przestań w końcu na mnie wrzeszczeć i posłuchaj mnie. – Gabriel starał się uspokoić burzę piętrzącą się nad ich głowami. – Została trochę ponad godzina do nowego roku, spędźmy ją razem, w spokoju. Nawet jeśli mielibyśmy nie rozmawiać. Dla nas obu jest to trudne.
            Sam oparł głowę o ścianę. Przymknął oczy i starał się wyrównać oddech. – Dobrze.
Ten dzień i tak był już jednym wielkim koszmarem, nie chciał dodawać sobie problemów. Nie teraz.