sobota, 28 października 2017

Epilog

Jak ten czas szybko minął! I pomyśleć, że dopiero co po ponad roku publikowałam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że tym razem pisanie pójdzie mi dużo sprawniej, myślę już nad kolejnym tekstem, i przypuszczalnie w przyszłym tygodniu zacznę go pisać.

Podziękowania dla Elizy, dzięki której widzicie ten efekt ;) Eliza betowała cały tekst ;) Wielkie dzięki!
I do zobaczenia :)
Ha. Pierwszy raz stworzyłam postać, która mnie samą wkurzała :P
P.S. 1 listopada powinnam wrzucić całą sposobność na chomika ;) Dla tych, którzy będą chcieli go sobie poczytać w innej formie - w jednym pliku, a nie na różnych stronach internetowych :P Dodam zapewne plik pdf, epub i mobi :) 

Epilog               

            Nastał nowy dzień. Sam otworzył powoli oczy, gdy jego umysł zarejestrował jakieś dźwięki. To było dziwne… Jego umysł był jeszcze zamglony. Dopiero po chwili zorientował się, że to Gabriel niósł im śniadanie do sypialni. Przeciągnął się lekko i ponownie udał, że śpi.
            Chciał zobaczyć jak zareaguje go mąż. Po chwili poczuł lekki pocałunek w okolicach obojczyka. Cholera! Wiedział jak wykorzystać jego słabość! Nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta.
            – Wiedziałem, że nie śpisz. Zrobiłem jajecznicę i grzanki.
            – Bardzo dobry pomysł. A ka… – Nie zdążył dokończyć, a Gabriel już mu odpowiedział.
            – Też.
 Kolejny pocałunek wylądował na jego ustach, zachęcając je do zabawy. Jęknął cicho. – Jestem trochę obolały.
            – Wszystko zależy od ciebie, najpierw zjedzmy, póki jest ciepłe. – Nie mógł powstrzymać śmiechu widząc minę Samaela. Wiedział, że ten czekał na coś więcej. – Mamy dzisiaj dużo czasu, ze wszystkim zdążymy. Najpierw jedzenie, słyszałem jak burczy ci w brzuchu.
            – Jesteś bezwzględny.
            Tym razem to Sam zainicjował pocałunek, nie mógł się oderwać, dopóki nie brakło mu powietrza. – Ktoś musi kochanie, wiem czego chcesz, ale najpierw pozwól o siebie zadbać. – Pogłaskał Samaela po zarumienionym policzku. – Tak lepiej, co?
            Kolejne pół godziny minęło im w ciszy, obserwowali się nawzajem spod przymrużonych oczu.
Patrząc w oczy Gabriela, przełknął głośno ślinę. Obserwował uważnie mimikę twarzy męża, to jak mruży lekko oczy, gdy coś go zastanawia. Widział jak mała zmarszczka pojawia się między jego brwiami, gdy się martwi.
- Gabriel, ja… - Ponownie przełknął ślinę zastanawiając się czy dobrze robi. Czując uważne spojrzenie męża na sobie, zarumienił się. Dodatkowo jakby instynktownie spuścił lekko głowę i przymknął powieki.
- Smakuje ci? – Udał, że nie widzi zabiegów Samaela, jego stresu i nagłego napięcia. – Wolał przejść na jakiś luźny temat, niż gdyby miał obserwować jak jego kochanek coraz bardziej się spina.
- Tak, ale… Nie o to mi chodzi, wiesz?
Kiwnął mu głową na potwierdzenie.
- Chciałem ci powiedzieć, że… - Czuł jak serce szybko mu bije. Czuł się tak jakby obijało mu ono klatkę piersiową. – Chyba cię kocham Gabe. – W końcu to powiedział. To uczucie go przerażało jak cholera. Nigdy nie czuł czegoś takiego do innego człowieka. Sióstr nie liczył czy rodziców. A tu… To go zaskoczyło.
- Ja ciebie też Sam. Ja ciebie też.
Poczuł dłoń na karku, przyciągającą go do pocałunku. Podniósł się ze swojej pozycji. Oczywiście musiał się wygłupić, siedząc po turecku, nie łatwo jest się podnieść i nie zachwiać. Zamiast pocałować Gabriela w usta, zachwiał się i poleciał na jego klatkę piersiową.
Obaj parsknęli głośno śmiechem. – Kochanie, jesteś doprawdy romantyczny. – Musnął rozgrzany policzek Samaela. – Za to właśnie cię kocham.
Poczuł jak Sam jeszcze bardziej pochyla się do jego klatki piersiowej i opiera na niej czoło. – Musi być ci strasznie niewygodnie. Ale jeśli nie chcesz na mnie spojrzeć… - Dobrze wiedział, że mężczyzna podchwyci wyzwanie. Już po chwili spojrzenie męża było skierowane na niego.
- Kocham cię. – Szepnął ponownie do Samaela i zainicjował namiętny pocałunek.
Pięć lat później
            Samael siedział na huśtawce znajdującej się w ogrodzie i spoglądał na swoje siostry, które bawiły się w chowanego. Nie mógł powstrzymać od czasu do czasu parsknięcia śmiechem, gdy dziewczynki zdradzały swoje pozycje śmiejąc się głośno. Kochał je, a gdy widział jak się rozwijają nie mógł powstrzymać czułości, która go ogarniała.
            Upił łyka kawy oglądając krótką sprzeczkę miedzy nimi, nie powstrzymał jej jednak, musiały się nauczyć dawać sobie radę, a dzięki temu pozyskiwały tę umiejętność.
            - Sam! Sam, bo ona mi dokucza!
            Westchnął cicho słysząc jak Liz znowu skarży na swoją siostrę. To robiło się coraz bardziej zabawne. Miał dzisiaj doskonały humor, zakończył właśnie kolejny kontrakt, firma się rozwijała. Miał momenty kryzysowe, był krach na rynku, a mimo to sobie poradził.
            Gabriel był dla niego wielkim wsparciem, gdy nie wiedział jak dać sobie radę, w którą stronę się obrócić, żeby nie podjąć złej decyzji. Wkurzył się, gdy mąż zaoferował mu wsparcie finansowe, chciał dać sobie radę ze wszystkim i w sumie tak też się stało.
            Ponownie napił się kawy i potarł swoje swędzące udo.
            - Nad czym tak myślisz kochanie? – Cichy szept w uchu spowodował u niego jeszcze szerszy uśmiech.
            - Nad tym, że cię kocham. – Przycisnął usta do ust Gabriela. – I że dziewczynki tak cholernie szybko rosną. – Dopowiedział, gdy już odsunął się od mężczyzny.
            - Ech, czyli nici z rozwodu? – Udał zawiedzenie, czym lubił denerwować męża. Dobrze wiedział, jak ten zareaguje na jego słowa. I tym razem się nie pomylił, dostając z łokcia pod żebra. – Ała, coraz lepiej ci to wychodzi i coraz mocniej boli.
            - Masz za swoje. – Uśmiechnął się lekko i wtulił w męża, gdy ten już usiadł.
            - Mam, czyli co, jednak nie chcesz się ze mną rozwieść? – Dalej ironizował, przyciąga gając Sama jeszcze bliżej do siebie.
            - Daj mi jeszcze chwilę na przemyślenie, a może cię zaskoczyć moja odpowiedź.
            - I tak wiem, że mnie kochasz. I nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
            - Może to i dobrze. Dziewczynki przestanie się kłócić! – Podniósł lekko głos słysząc, że kłótnia przybiera coraz ostrzejszą formę.
            - Rozrabiają dzisiaj?
            - Są jeszcze głośniejsze niż wczoraj.
            - To możliwe. Cass i David dzisiaj wpadną z małą Lucy.
            - Będzie się działo. – Już sobie wyobrażał ten szał dzieci, które za każdym razem jak tylko się widziały, dom przypominał pobojowisko.
            - Ha, ha, ha. To prawda. Znowu będziemy wszystko sprzątać. Mam nadzieję, że tym razem nie będą miały genialnych pomysłów.
            - Nie liczyłbym na to. To jest wpisane w ich dorastanie.
            Cichy jęk wydostał się z jego ust. – Niestety. – Kolejny pocałunek wylądował na jego ustach. Tak, to było to czego pragnął. Spokoju.
            I to właśnie obaj sobie wypracowali.

KONIEC


niedziela, 22 października 2017

Rozdział 26

Witajcie!
Wiem, że długo na ten rozdział czekaliście, więc nie będę się rozpisywać :) Powiem tylko tyle, że za tydzień będzie epilog ;)

            Skierowali powoli swoje kroki do sypialni. Przez chwile czuł się z tym dość niepewnie, ale pomyślał o tym, że przecież Gabriel widział go już nago. Akceptował jego ciało takim, jakim było, a to z kolei spowodowało, że pewniej ruszył za mężem.
            Gdy tylko przekroczyli próg sypialni został dopchnięty do ściany, a na jego wargach spoczął kolejny głęboki pocałunek. Uchylił szerzej usta pozwalając na zagłębienie się języka Gabriela w jego ustach, walczyli o dominację, dopóki nie brakło im tchu. Czuł jak gorąco wędruje po jego ciele, rumieniec wykwitł na jego policzkach, odznaczając się głębokim kolorem.
            – Kocham twój rumieniec. – Gabriel musnął jego policzek w czułej pieszczocie. – Właśnie tak. – Dopowiedział, gdy kolor ten się pogłębił. Ponownie pocałował usta kochanka, muskając je w czułej pieszczocie, nie pogłębiał go, dając im czas na chwile rozluźnienia.
            Żar w ich ciałach tlił się coraz mocniej, im głębiej się całowali tym przyjemniej mu było.
            – Chcę więcej Gabe. – Wyszeptał w wargi partnera, muskając je w czułej pieszczocie. W tym momencie Gabriel zaatakował jego usta, podgryzał jego wargi, to z kolei je muskał. Język zagłębiał się w jego ustach, zapraszając go do wspólnej zabawy. Czuł jak jego ciało pobudza się coraz bardziej i bardziej. Zaparł się dłońmi o ramiona męża i wsunął dłoń w jego włosy. Zaplątał w nie palce i podrapał lekko skórkę jego głowy. Odchylił głowę do tyłu na znak, że potrzebuje trochę powietrza.
Sam odchylił głowę na ścianę i wystawił szyję eksponując Gabrielowi to czego potrzebował. Wargi męża posłusznie znalazły się na jego szyi.
Lizał szyję Samaela czując jak jego puls przyspiesza. Skupił się na tym, by chociaż przez chwile trzymać usta na jego tętnicy, smakując słony posmak szyi kochanka. Skierował palce na pierwsze trzy guziki koszuli Sama i rozpiął je. Pocałował to miejsce, liznął je ponownie, kierując kolejne pocałunki na to słodkie zagłębienie między ramieniem a szyją. Koszula trochę mu przeszkadzała, ale nie zamierzał się tym teraz zajmować. Uwielbiał ten mały fragment jego skóry, poddający się jego ustom. Zassał się na nim, a Samael zasyczał.
– Ał. – Mimo to zaparł się mocniej na ramieniu męża, odchylając się jeszcze bardziej do tyłu. – Gabe… – Cichy jęk wydobył mu się z ust. Jego ręce pieściły skórę głowy męża. Po tym jak kolejny pocałunek wylądował na jego ustach, przeniósł swoje dłonie na krawat Gabriela. Rozplatał go powoli i zawiesił na jego szyi.
Miał co do tego pewien mały fetysz… Zsunął dłonie na guziki jego koszuli i drżącymi opuszkami zaczął je rozpinać. Miał problem z tak małymi guzikami, gdy nie mógł się skupić. Jego uwaga rozpierzchała się w momencie, gdy głębokie pocałunki lądowały na jego ustach.
– Cholera! Potrzebuję pooddychać! – Wyszeptał w usta męża.
Roześmiał się na to i przycisnął nos do nosa męża. – Ja tego nie potrzebuję, ale chciałbym cię mieć nagiego.
– Cholera! – Otarł się o męża i musnął jego wargi. – Tak mi mów. Ale najpierw, rozepnijmy twoją koszulę. Potrzebuję… potrzebuję cię dotknąć.
Nim się obejrzał, Gabriel zdążył rozpiąć swoją koszulę zostawiając ją w ten sposób. Spojrzał mężowi w oczy. Ten widok… Przełknął ślinę.
 – Kocham cię. – Szepnął, patrząc w oczy Gabriela i pochylił głowę do pocałunku. To było… dobre. Chciał tej stabilizacji, tego wszystkiego co wiązało się z byciem z Gabrielem.
– Ja ciebie też. Chodź. – Przyciągnął Samaela do swojego ciała i nakierował ich na łóżko. Pchnął na nie Samaela, a ten się roześmiał.
– Burzysz atmosferę. – Również parsknął śmiechem na widok Sama, który wyciągnął się spokojnie na łóżku. – Musimy się pozbyć twojej koszuli, będzie nam przeszkadzać. – Skupił się na odpinaniu guzików koszuli Samaela, a następnie zdjął ją z niego. Przez ten cały czas patrzył w oczy męża, rozbudzając w nich jeszcze większą rządzę.
            Sam podniósł się do siadu i pozwolił by Gabriel zsunął z niego koszulę. Przyciągnął do siebie męża, trzymając jego twarz w ramionach. Muskał jego wargi, pieścił je delikatnie, co jakiś czas zasysał się na wargach i podgryzał je. Ciepłe ręce męża pieściły jego ciało, rozgrzewając je, a zarazem rozleniwiając. Czuł jak napięcie kumuluje się w dole jego brzucha. Wypchnął lekko biodra, ocierając się lekko o erekcję kochanka.
            Pochylał się nad Samaelem w rozkroku i całował głęboko jego wargi. Mieli tyle czasu, ile tylko potrzebowali. Czuł jak Sam zaczął się o niego ocierać, a i w jego ciele również krążyło napięcie.
– Co byś zrobił, gdybym zostawił cię w tej koszuli? – Zapytał niemal szeptem Samaela. – Oj, widzę, że podoba ci się ten pomysł. – Roześmiał się, gdy poczuł jak biodra Sama drgnęły pod nim.
– Nawet bardzo. Chodź do mnie, Gabe. Potrzebuję cię… poczuć. – Musnął jego wargi w czułej pieszczocie, gładząc ciało męża. Czuł jak mięśnie pracują mu pod skórą, napinając się pod jego dotykiem. Zsunął dłonie na biodra kochanka, zaciskając na nich lekko dłonie. Odchylił głowę czując pocałunki na szyi, przemieszczające się w kierunku obojczyka, lekkie dotyki ust na policzku. – Ściągnij spodnie Gabe. Chcę cię widzieć.
Jego maż spojrzał na niego uważnie i uśmiechnął się szeroko – Widz, że masz charakterek. Czyżbyś chciał rządzić w łóżku?
– A co jeśli tak? – Szepnął konspiracyjnym tonem.
– Mnie to pasuje. – Przysunął się ponownie do Sama, by liznąć lekko jego wargi, a zaraz potem się wycofać. Wstał patrząc cały czas na męża i rozpiął powoli guzik spodni. Patrząc cały czas uważnie w oczy Samaela rozsunął zamek.
– A co jeśli chciałbym, żebyś to ty rządził w łóżku? – Zamarł na te słowa i uważniej spojrzał na Samaela. Poczuł jak ich echo odbija się w jego ciele, rezonuje w nim, zagnieżdżając się w jego sercu. Napięcie skumulowało się w jego podbrzuszu. Głęboki jęk wydobył się z jego gardła.
– Tak. – Powiedział drżącym głosem, patrząc na Sama i ściągając szybko spodnie wraz z bokserkami. Stopy na szczęście miał bose, zaraz po przyjściu do domu lubił tak chodzić. – Zrobimy wszystko tak, jak będzie nam wygodnie. Zawsze możemy zmienić zdanie. Długo na ciebie czekałem, Sam.
– Masz rację… Ale dłużej nie musisz czekać. I to jest w tym najlepsze.
Oparł dłonie o barki Gabriela, objął go nogami i obrócił ich, śmiejąc się przy tym. – Tak jest lepiej. Pochylił się i pocałował Gabriela. Tym razem to on dominował, muskał wargi partnera, co rusz pogłębiając pocałunek. Tak było dobrze. Zaparł się dłońmi o przestrzeń między poduszkami, usiadł na biodrach męża i przycisnął się do niego wykonując niewielkie ruchy między ich ciałami.
Rozchylił jeszcze bardziej nogi, dociskając się w ten sposób męża. Potarł materiałem o erekcję męża. Gabriel oderwał się od niego.
– Teraz to ty ściągaj spodnie. Materiał jest zbyt szorstki. Chcę cię mieć nagiego. Koszulę zostaw. – Poczuł jak na ton jego głosu reaguje ciało Samaela i musiał powściągnąć uśmiech. Tak, najwyraźniej jego mężowi to się bardzo podobało. Jemu też. Chwycił w rękę jego pośladek i docisnął go do siebie. – Chcę cię, Sam. Pragnę cię i kocham. – Wyszeptał w jego usta, a następnie dał mężowi się podnieść by ten spełnił jego polecenie. Uważnie obserwował jak rumieniec na policzkach kochanka pogłębia się, przenosząc na szyję i klatkę piersiową. Patrzył zafascynowany, gdy Sam najpierw zsunął ze swoich bioder spodnie, a dopiero następnie bokserki. Zanim jednak to zrobił – zawahał się chwile. Skinął mu głową na potwierdzenie tego, że to co robią jest tak cholernie… poprawne.
Powinni mieć to już dawno za sobą. Ale on jak zwykle ze wszystkim się wahał.
– Zwiąż mnie, Gabe. – Nie zamierzał sobie na to więcej pozwolić. Nie chciał ciągle poddawać w wątpliwość swoich decyzji. Widział szok, który wywołał na twarzy męża. Rozmowa o tym to co innego niż zrobienie. Czuł jak gorąco w jego ciele rozprzestrzenia się jeszcze bardziej, kumulując się na policzkach i klatce piersiowej. – Ja… ee… – zająknął się, czując coraz większą niepewność. Gabriel znieruchomiał na łóżku.
– Chodź do mnie Sam. Natychmiast. – Ochrypły głos Gabriela przywołał go do siebie. Ruszył na niepewnych nogach do męża.
– Zrobisz to? – Zadał niepewne pytanie. Usiadł ponownie okrakiem na mężu, ponieważ ten tak go pokierował. Gabriel chwile wcześniej oparł się wyżej na poduszkach, mając teraz na wysokości swoich ust jego sutki.
– Jeżeli tego potrzebujesz. Nie chciałem wcześniej tego proponować. Nie podejrzewałbym, że … Może cię to kręcić Sam.
–  A co jeśli ci powiem, że za każdym razem jak myślałem o seksie to wyobrażałem sobie moje związane dłonie? I to, że poddaję się temu czego chce mój kochanek? – Poczuł jak penis Gabriela drga pod jego ciałem, a pierwsze krople ejakulatu wyciekły za jego jądrami. Drgnął na to odczucie.
– Wystaw dłonie przed siebie. – Zaskoczyło go to, jak szybko Samael spełnił jego prośbę. – A teraz ściągnij mi krawat z szyi. – Nie zdążył mrugnąć, gdy jego kochanek zrobił to o co prosił. – Podsunął się i polizał jego sutek, następnie zassał się na nim i dopiero potem spojrzał w oczy męża. – Tak jest dobrze Sam. Zwiążę cię, a ty zejdziesz z moich bioder i ustawisz się na klęczkach.
Cisza wypełniła pomieszczenie. Następną rzeczą, która wybrzmiała był lekki klaps na pośladku Samaela.
Jęk wydostał się z jego ust, poczuł jak napięcie rozchodzi się po jego ciele. To mu było potrzebne. Tak cholernie potrzebne. Pochylił głowę w niemej uległości, był to dla niego tak bezwarunkowy odruch, że sam się zdziwił.
– Tak. Zejdę z twoich bioder i ustawię się na klęczkach.
– Właśnie tak Sam. Obaj potrzebujemy potwierdzenia. – Musnął jego policzek palcem. – Spójrz na mnie kochanie. – Dopiero po tym pocałował jego usta.
Przygryzł swoją wargę i zsunął się z bioder męża. Czuł jak jego penis drga, pomyślał o tym, co miało się za chwile przydarzyć.
– Teraz zwiążemy twoje dłonie. Ustaw je. – Przysunął się bliżej Samaela i obwiązał dłonie męża w lekki węzeł. Zostawił miejsce na to by mimo wszystko jego kochanek miał miejsce na jakikolwiek ruch. W każdej chwili będzie w stanie go rozwiązać. – Tak lepiej, co?
– Mhm. – Pocałował wargi Gabriela, czując jak jego erekcja staje się jeszcze twardsza.
– Co miałeś zrobić Sam?
Kolejny klaps wylądował na jego pośladku. Roześmiał się. – Już, już szefie.
– Tak mi mów! – Cichy śmiech rozniósł się po sypialni. – A teraz…
Już po chwili został ustawiony do pozycji, której oczekiwał od niego Gabriel. Czuł się tak cholernie wyeksponowany. Jego nogi znajdowały się w rozkroku, lewa trochę bardziej z przodu. Klatkę piersiową miał pochyloną do przodu, opierał się o zagłówek, a ręce oparł na jego ramie, nie będąc pewnym czy długo wytrzyma w tej pozycji.
Pierwsze co poczuł to lekki pocałunek na karku, delikatna pieszczota przez którą odgiął szyję w bok, dając partnerowi dostęp do swojego obojczyka.
– Dokładnie tak... – Lekkie pocałunki wędrowały przez jego kark, obojczyk kręgosłup.
W pewnym momencie nie mógł powstrzymać śmiechu. – Drapiesz! – Roześmiał się jeszcze głośniej, gdy Gabriel ponownie podrapał go dwudniowym zarostem po tym tak wrażliwym dla niego miejscu. Dopiero potem pocałował ponownie to miejsce.
– Masz łaskotki. To twoja strefa erogenna, co?
– Chyba. – Jęknął, gdy poczuł kolejny pocałunek w okolicach kręgosłupa.
Podobało mu się to jak Samael wygina się pod jego pocałunkami. Nawet tego nie zauważał. Jego ciało reagowało na niego jak plastelina. To było wspaniałe. Krew krążyła szybko w jego ciele.
Nie spodziewał się pocałunku na pośladkach, najpierw na jednym, potem drugim. Krótkiego liźnięcia w okolicach tak nadwrażliwego teraz organu.
– Cholera. – Jęknął głośno.
– Obróć się do mnie Sam.
Zrobił to szybciej niż się po sobie spodziewał, myślał, że jeszcze trochę będą się całować. Jednak nie tego, że Gabriel pochyli się i wsadzi sobie pół jego erekcji do ust. – O kurwa… – Nachylił się i wplótł związane dłonie we włosy kochanka. Gorąco ust męża tylko jeszcze bardziej go pobudzało, czuł, że jest na granicy. Miał ochotę się w tym zatracić. Poddać się pragnieniu i wystrzelić w usta Gabriela.
– Odsuń się. Zaraz dojdę. – Wychrypiał przez zęby. Nim się obejrzał, Gabriel przygryzł lekko skórkę na jego erekcji, a on nie był już w stanie zatrzymać uczucia pędzącego przez jego ciało, odbierającego mu dech.
            Przymknął oczy i krzyknął, gdy osiągnął spełnienie. Zaparł się mocniej na ciele Gabriela, czuł jak drżały mu kolana, jak nogi nie chciały utrzymywać swego ciężaru.
            Podniósł się, chcąc wypuścić Gabriela ze swego uścisku. Nim się obejrzał był całowany przez nabrzmiałe wargi kochanka, czując swój smak na języku. Zarzucił ramiona na kark męża, dociskając się do niego, napierając na jego ciało.
            W trakcie pocałunku został chwycony i rzucony na łóżko tak umiejętnie, że miał problem ze zorientowaniem się co się dzieje. Stanowczo ma problemy ze skupieniem uwagi. Przynajmniej, gdy Gabriel był tak blisko i całował go jak oszalały. To było właśnie to. O tym zawsze marzył i tego pragnął.
            Dopiero po chwili zorientował się, gdzie kierują się palce męża, pieszcząc go delikatnie, muskając opuszkami palców. Poczuł jak zaczyna się spinać, dopiero dalsze pocałunki Gabriela pozwoliły mu się rozluźnić.
            Był… zawstydzony. Gabriel ponownie całował jego klatkę piersiową, zasysał się na sutkach, raz jednym, by po chwili skupić się na drugim. W tym momencie, dłoń pieściła pierś i okolice brzucha. Czuł jak jego ciało poddaje się pieszczotom kochanka, kręgosłup wyginał się co jakiś czas w odpowiedzi na pieszczoty Gabriela. Lekki pocałunek w okolicy pępka, a następnie ugryzienie pobudziły jego erekcję ponownie do życia, nie spodziewał się, że tak szybko będzie gotowy do tego by współpracować z mężem.
            Podniecił się jeszcze bardziej, gdy Gabriel spojrzał na niego i zassał się na główce jego penisa. Jęknął głośno, wyginając kręgosłup do progu bólu. Stał się nadwrażliwy, to uczucie było tak cholernie drażniące.
            – Cholera, nie mogę, nie w tej chwili. – Jęknął. Odepchnął lekko ramiona Gabriela, te związane dłonie niczego mu nie ułatwiały.
            – Jeśli chcesz… – Kolejny pocałunek wylądował na jego brzuchu. – Możemy… –Lekkie przygryzienie sutka spowodowało, że zassał mocno powietrze. – Zrobić coś innego… – W tym momencie poczuł jak palec męża zagłębia się w jego wnętrzu. Spiął się niespodziewanie.
            – Daj mi chwilę… – Mruknął cicho, skupiając się na oddychaniu. Kolejne pocałunki, lądowały na jego ciele co pozwoliło mu się rozluźnić. Lekki nacisk w tak wrażliwym miejscu był drażniący, powodował ból, a zarazem chciał wiedzieć co będzie dalej.
Uważnie obserwował Samaela, zarejestrował moment w którym mąż się rozluźnił. Sprawnie dodał kolejny palec, rozciągając wąski kanał kochanka. Spojrzał na niego i pocałował mocno jego wargi. To było to czego potrzebował.
Czuł, że jest na granicy wytrzymałości. Potrzebował jeszcze chwili by móc się uspokoić, odetchnąć od tego wszystkiego. Nie mógł dojść przed mężem. Nie chciał tego.
– Wszystko dobrze kochanie? – Musnął jego wargi w czułym geście. Ciało Samaela było gorące i spocone. Czuł, że powoli zaczynają się na sobie ślizgać, potrzebował… Musiał…
– Sam, nie dam rady dłużej, potrzebuję…
– Chodź do mnie Gabrielu. – Spojrzał w oczy męża, gdy ten zaparł się na ramionach opartych koło jego głowy. – Ja też cię potrzebuję… –  Musnął jego wargi, mentalnie próbując się przygotować na to co go czeka.
Pocałunek między nimi stał się jeszcze głębszy, przestał się skupiać na tym co się między nimi działo. Było tak cholernie dobrze.
W pewnym momencie poczuł jak główka erekcji Gabriela pociera lekko o jego wejście. Oddychał głęboko. Skupił się na tym, żeby patrzeć na męża. Muskał jego policzek w czułych pocałunkach, w pewnym momencie przymknął powieki, nie będąc w stanie dłużej ich utrzymać.
Wziął drżący oddech, gdy Gabriel zaczął zagłębiać się centymetr po centymetrze. Nie mógł powstrzymać syku, gdy jego kochanek zahaczył o zagięcie miękkiej tkanki.
– Przepraszam. Nie chciałem. – Cichy szept rozległ się koło jego ucha.
– Okej. Nic… och. – Jęknął, gdy Gabriel w kolejnym ostrzejszym tym razem pchnięciu dotarł do jego prostaty i musnął ją.
Ponownie przycisnął usta do warg męża, dając mu czas na przygotowanie się, przyzwyczajenie się do bólu.
– Jeżeli za sekundę się nie ruszysz, będę musiał poważnie rozważyć kopnięcie cię w tyłek. – Przygryzł ucho Gabriela i z satysfakcją odnotował reakcję męża.
Cichy śmiech wybrzmiał koło jego głowy. – Już, już, zaraz. – Musnął ponownie wargi Sama.
Dopiero po chwili poczuł jak Gabriel zaczyna się powoli ruszać w jego ciele. Przyjemność mieszała się z bólem, pierwsze iskry przyjemności zagłuszały to co drażniło, powodowało poczucie zawstydzenia. Czuł się tak… cholernie intymnie, to uczucie przelewało się w jego ciele, zagłębiało w nim macki, pogłębiając to co czuł do Gabriela.
Zarzucił dłonie na ramiona męża, zablokował je tak, by kochanek cały czas był przy nim, patrzył na niego. Szeptał do ucha Gabriela słowa, od których sam się rumienił. Ale musiał i chciał je wypowiedzieć. Widział żar lejący się ze spojrzenia kochanka, pogłębiający to, jak się czuł.    
Pocałunki stawały się coraz gwałtowniejsze, zęby przygryzały wargi, języki walczyły o dominację, dłonie pieściły ciało.
Samael czuł jak w jego ciele buduje się orgazm. Potrzebował ku temu tylko małego impulsu.
Wiedział, że jego kochanek jest już na skraju, czuł jak wrażliwe tkanki zaczynały go mocniej i szybciej ściskać.
– Nie dojdziesz Sam, dopóki ci nie pozwolę.
Głośny jęk protestu wydobył się z jego ust.
– Nie możesz… Ja i tak… – Pojedyncze, nieskładne słowa wydostawały się z jego ust. Co on tak w ogóle chciał powiedzieć?
– Nie zrobisz tego. – Warknął do męża, przyspieszając swoje ruchy. Czuł, że i w jego ciele buduje się orgazm. Brakowało im obu niewiele. Tylko impulsu…
Wbił paznokcie w plecy Gabriela i przejechał nimi po jego karku.
– Dojdź! – Warknął Gabriel czując jak z jego ciała uwalnia się całe napięcie. Nie musiał czekać na reakcję Samaela, poczuł jego wytrysk na swoim brzuchu.
Krzyknął imię Gabriela dochodząc. Nie spodziewał się, że ten człowiek będzie miał aż taką władzę nad jego ciałem, że będzie mu mówił kiedy ma dojść. To… Nie mieściło mu się w głowie.
Czuł jak jego serce bije szybko, tłukąc się o klatkę piersiową, tlen blokował się w jego płucach, by po chwili uchodzić z półotwartych ust.
Gabriel półleżał na nim, przygniatając go swoim ciężarem. Ale pierwszy raz od dawna czuł, że jest na swoim miejscu. Nawet nie wiedział kiedy jego oczy się przymknęły. W półśnie poczuł jeszcze jak Gabriel przykrywa ich ciała.
Nic więcej nie pamiętał. To było… dobre

niedziela, 15 października 2017

Rozdział 25

Witajcie!
Przed nami kolejny rozdział :) Wielkimi krokami kończymy to opowiadanie :) Jeszcze dwa tygodnie :) 

Zapraszam was serdecznie :)

            Samael dziękował losowi, że tak szybko nastał piątek. W końcu miał perspektywy na to, by chociaż chwilę dłużej pospać. Gabriel na szczęście rozumiał jego potrzeby. Kolejny dzień pracy już prawie dobiegł końca, a on musiał jeszcze uporządkować faktury, bo ciągle się w tym gubił i musiał wracać.
            Po drodze powinien zrobić zakupy. Chciał zrobić dla nich kolację, coś miłego, romantycznego. Problem polegał tylko na tym, że nie umiał gotować…
            Zadzwonił do Margaret.
            – Dzień dobry, panie Samaelu, coś się stało, że pan do mnie dzwoni?
            – Dzień dobry. Nie, nic. Przepraszam. Ja…
            – W czymś mogę pomóc?
            – W sumie to tak. – Zająknął się skonsternowany. Jak powinien to powiedzieć. – Chciałbym zrobić coś dobrego na kolację i…
            – Romantycznego i zapewne nie ma pan pomysłu. – Starsza kobieta zaśmiała się w słuchawkę, a on czuł, jak na jego policzki wykwita rumieniec. Przejrzała go. – Dzisiaj upiekłam ciasto, więc wystarczy, że dokupi pan jakieś lody i zrobi bitą śmietanę. Potrafi to pan?
            – Tyle razy ci mówiłem, mów mi po imieniu, oczywiście to potrafię. Nie mam pomysłu na danie główne, więc…
            – Niech pan kupi łososia, Gabriel go lubi. Do tego szparagi i szczypior. Białe szparagi trzeba obrać, zielone niekoniecznie, chyba, że są bardzo twarde i usztywnione. Po ugotowaniu warto je podsmażyć na maśle. Przewiązać potem szczypiorkiem, żeby były ładnie zebrane. Po podgrzaniu na maśle będzie to o wiele trudniejsze. Do tego ziemniaki w mundurkach, zapieczone w piekarniku. Łososia proszę zapiec w sreberku, tylko nie dawać dużo pietruszki bo będzie mniej smaczny. Zioła, odrobina soli i soku z cytryny.
            – Jesteś czarodziejką..
            – Od tego jestem. Daj mi pięć minut, a wyślę ci listę zakupów i dokładne instrukcje sms–em. Do tego oczywiście warto postawić na wino i wodę z cytryną i miętą.
            – A co jeśli mi to nie wyjdzie?
            – Łosoś nie może nie wyjść, a zajmuje dość mało czasu. Tak samo ziemniaki, tylko rozkrój je i oprósz solą i pieprzem, wtedy wyjdą idealnie.
            – Nawet nie wiesz jak bardzo ci dziękuję.
            – Nie masz za co, Gabriel dzięki tobie jest szczęśliwy, a to dla mnie najważniejsze. A teraz kończmy już, to wyślę ci dokładne instrukcje.
            – Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia.
            Po chwili zastanowienia zadzwonił do przyjaciółki, jeżeli już się zdecydował chciał to przeprowadzić do końca.
            – Cześć Sam, coś się stało?
            – Nie, nie, tylko… Czy moglibyście z Davidem zająć się małymi dzisiaj w nocy? Wiem, że proszę o bardzo wiele, ale…
            – Jasne, nie ma sprawy, tylko go o tym uprzedzę, zapewne się ucieszy. Lubi twoje siostry.
            – Nie będzie to dla was zbyt obciążające? – Zastanawiał się czy nie prosi o zbyt wiele.
            – Nie, co się dzieje Sam? Niepokoi mnie to w jaki sposób mnie o to pytasz, coś się stało? Coś z Gabrielem?
            – Cass… Ja chciałbym… – Zamilkł na chwilę i przełknął głośno ślinę, to nie będzie się zbyt wiele różniło od tego co już do tej pory robili, nie powinien tak się wstydzić. Był dorosły do jasnej cholery i chciał… – Chcę go dzisiaj uwieść. Najpierw kolacja, a potem zobaczymy. Nie chcę by się ode mnie odsuwał.
            – Jezu, w końcu! Już myślałam, że na zawsze zostaniesz prawiczkiem i nigdy nie prześpisz się ze swoim mężem! – Zaśmiała mu się w słuchawkę, na co i on nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Wredna małpa z ciebie.
            – Tak, a przy tym prawdziwa przyjaciółka. Tym bardziej David nie ma nic do gadania. – Roześmiała się jeszcze głośniej do słuchawki. – Cieszę się, serio, że w końcu się na to zdecydowałeś. Ostatnio aż przykro się na was patrzyło. Wcześniej to on gonił za tobą, teraz ty za nim. Czas byście w końcu się spotkali, a nie ciągle tylko krążyli wokół siebie.
            – Od kiedy ty jesteś taka mądra, co? Wyjaśnisz mi to?
            – Od momentu, gdy wzięłam odpowiedzialność nie tylko za swoje życie, ale także mojego dziecka i Davida w pakiecie. Ty masz ją już dawno na sobie, ale trochę się w tym wszystkim pogubiłeś.
            Nie przyznał się jak bardzo zabolały go te słowa. Dawno już mogło być między nim i Gabrielem spokojnie, a przez to jak się zachowywał nie udało im się to.. – Masz rację, pogubiłem się, jak cholera.
            – To już ustaliliśmy, pytanie najważniejsze brzmi, czy już się odnalazłeś?
            Rzeczywiście jego przyjaciółka była mądrą kobietą. – Tak – westchnął. – W końcu to zrobiłem, również dzięki tobie.
            – Będę nieskromna, ale wiem o tym. A teraz rób te zakupy, ja pakuje małe, bo jeszcze u was jestem i David mnie za chwile odbierze. Owocnej nocy kochany.
            – Dzieci z tego nie będzie, wiesz o tym? – Zaśmiał się do telefonu słysząc oburzone parsknięcie przyjaciółki.
            – Może i nie, ale dobry seks, jak najbardziej. A teraz spadaj, muszę się zająć małymi. – Powiedziała pieszczotliwie i się rozłączyła. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu spowodowanego tym, że jej przyjaciel w końcu przejrzał na oczy. Spojrzała na dziewczynki raczkujące i próbujące się podnosić na podłodze. – Wasz brat jest jednak mądrym facetem. A teraz zbieramy się do domku.
***
            Zbliżała się godzina dwudziesta, Sam miał już wszystko przyszykowane do położenia kolacji na stół. Z tego co wiedział Gabriel wracał już do domu, nie mógł się tego doczekać. Denerwował się, nie mógł powstrzymać nerwowego zaciśnięcia żołądka i lekkiego drżenia rąk. Był ciekaw tego, jak mężczyzna zareaguje na to, co przygotował.
            Sam ubrał się w spodnie od garnituru, ciemną koszulę i krawat. Co chwilę go poprawiał, ponieważ drażnił on jego szyję. Czuł gule w gardle, która co jakiś czas odbierała mu powietrze. Nie, jednak krawat nie był dobrym pomysłem. Za bardzo go dusił, a to miała być przyjemna randka. Udał się do ich sypialni i odwiesił go na wieszaku do tego przeznaczonym. Gdy ponownie schodził na dół, usłyszał drzwi otwieranych zamkiem. Zdążył na czas, by zgasić światło w salonie i przedpokoju.
            – Sam, jesteś? – Usłyszał zaskoczony głos męża. Wnętrze rozświetlały pojedynczo poustawiane świeczki, tworząc przyjemną atmosferę.
            – Tak, cześć. – Wyszedł z kuchni, gdzie zdążył nastawić piekarnik na odpowiednią temperaturę i podszedł do męża.
            – Co to za okazja? O czymś zapomniałem, czy…
            – Cii. Wszystko jest okej, po prostu… Chciałem ci zrobić niespodziankę, a wiedziałem, że później wracasz.
            – Sam to wszystko przygotowałeś? – Mężczyzna spojrzał na stół, na którym poustawiane były równo kieliszki, półmiski z sałatką, świeczki i wino.
            – Tak, w kuchni piecze się łosoś, tylko dopiero go nastawiłem, żebyś zdążył iść pod prysznic czy coś… – Skończył kulawo. Nim się obejrzał, został przyciągnięty do pocałunku. I cholera, musiał przyznać sam przed sobą, że lekko ugięły się pod nim kolana.
            – Zaraz będę gotowy. Daj mi dziesięć minut. – Roześmiał się na widok pędzącego na górę, po schodach Gabriela.
***
            Szykowanie romantycznych kolacji ma to do siebie, że po gotowaniu należy niektóre zapachy wywietrzyć. Na szczęście pomyślał o tym w porę, więc zapach ryby nie rozniósł się po całym domu.
            Przygotował wszystko tak, jak powiedziała mu Margaret i podał Gabrielowi prawie pod sam nos. Dosłownie, ponieważ idąc z talerzami zdążył się potknąć ze zdenerwowania. Obaj się z tego roześmiali.
            Gabriel nalał im wina do kieliszków i uważnie obserwował jego ruchy, gdy siedli po dwóch stronach stołu. Czuł się przyszyty do krzesła pod tym spojrzeniem. Krew w jego ciele zaczynała szybciej krążyć. Te kilka łyków wina, bez wcześniejszego jedzenia… Nie były one dobrym pomysłem. Wiedział, że szybko się upije, jeśli nic nie zje. Na dodatek pół dnia nie miał nic w ustach, a spojrzenie Gabriela nie pomagało. Mężczyzna skosztował rybę i przymknął oczy.
            – Mhmmmm. – Wymruczał pod nosem i uśmiechnął się do niego. – Wyborna.
            – Dziękuję. – Rumieniec na jego policzkach, grzał go od środka. – Gabriel, ja…
            – Jak ci minął dzień?
            Co w sumie chciał powiedzieć? Wiesz, chciałem wylądować z tobą w łóżku? Chodźmy tam teraz? Był tak cholernie beznadziejny w tym wszystkim.
            – Całkiem dobrze, chociaż bardzo intensywnie, kończymy kolejną inwestycję. Nadal nie ogarniam tego wszystkiego jeśli chodzi o faktury, ale ogólnie jest w porządku, a tobie?
            – Miałem spotkanie z autorem, który był tu przejazdem. Zresztą opowiadałem ci o tym. Bardziej nudnego człowieka chyba jeszcze nie spotkałem. Cieszę się, że chociaż jego powieści są tak wciągające, chociaż to zastanawiające dlaczego tak jest. To w ogóle nie pasuje do tego faceta.
            – Może opisuje to co sam chciałby przeżyć i zachować w takich sytuacjach, a niekoniecznie ma takie możliwości i siły..
            – Pewnie masz rację, ale to spotkanie było bardzo… frustrujące, to odpowiednie słowo. Na szczęście udało nam się porozumieć i wkrótce wydamy jego książkę.
            – O czym będzie?
            – Kryminał o pewnym psychopacie. – Roześmiał się na widok miny Samaela. – Wiesz jak lubię książki w tym kierunku.
            – Aż za bardzo – ciche parsknięcie wydostało się z jego ust. – Ostatnio wybierasz same takie do wydania, a może czas się przerzucić na jakiś dobry romans? – Puścił mu oczko.
            – Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. – Obaj roześmiali się głośno na to stwierdzenie.
            – No nie, nie będę oszukiwał.
            – Dziewczynki śpią?
            Widział błysk w oczach Gabriela i czuł się połechtany tym jak na niego patrzył. Sam też nie mógł odwrócić od niego wzroku. Mężczyzna w czarnej koszuli z dobrze dopasowanym czarnym garniturze wyglądał cholernie męsko i przystojnie. – Nie wiem. Dzisiaj… Śpią u Cassandry i Davida. – Ciepły uśmiech Gabriela tylko dodał mu odwagi.
            – Wszystko zaplanowałeś, co?
            – Spontaniczny plan na wieczór. Chociaż przyznaje, stało się tak dzięki temu, że miałeś spotkanie. – A mnie nagle złapała spontaniczna odwaga! Pomyślał.
            – Teraz wydaje mi się ono całkiem przyjemne, jeżeli czeka na mnie w domu taka niespodzianka.
            Sam czuł jak atmosfera między nimi gęstnieje. Chciał teraz podejść do męża i przycisnąć się do niego.
            – Też mi się tak wydaje. – Jego głos stał się bardziej schrypnięty. Po chwili wahania położył dłoń i ręce męża i pogłaskał ją lekko kciukiem. – Chciałbym, żeby takie wieczory zdarzały się między nami częściej, a ty?
            – Tak, też bym tego chciał. – Widział jak Gabriel oblizał usta zanim wypowiedział te słowa, skupił na nich wzrok.
            To jak Samael na niego patrzył… Cholera, to było tak gorące, już teraz najchętniej zaciągnąłby męża do sypialni i miał go przed sobą nagiego, chętnego tak jak w tej chwili. Widział to w jego twarzy, sam zresztą fakt, że przygotował dom tylko dla nich dwóch.. był cudowną niespodzianką. Nikt nie mógł im do rana przeszkodzić.
            Również pogłaskał dłoń Samaela w czułej pieszczocie. Delikatnie obrócił obrączkę na jego palcu i uśmiechnął się do niego szeroko.
            – Jestem tak cholernie dumny, że jesteś ze mną. – Musiał mu to powiedzieć. – Kocham cię Sam. Nawet sobie tego nie wyobrażasz jak bardzo.
            – Ja ciebie też Gabe. Też cię kocham. – Chciał to powiedzieć na głos, chciał dać Gabrielowi tę pewność co do jego uczuć, że w najbliższym czasie one nie ulegną zmianie.
            Podniósł się ze swojego miejsca i z wdziękiem zbliżył do męża. Pochwycił jego twarz i złożył na ustach przelotny pocałunek. Następnie całą swoją uwagę skupił na całowaniu całej twarzy, powiek, nosa, najpierw jednego policzka, następnie drugiego. Wrócił do ust Samaela i pogłębił pocałunek. To było to, czego potrzebował przez cały dzień.
            Przyzwyczaił się do tego, że przed wyjściem do pracy całował Samaela. Uwielbiał gładzić jego policzek, gdy był zarumieniony. Lubił to odczucie, gdy mężczyzna znajdował się w jego ramionach, gdy trzymał się kurczowo jego ramion, nawet tego nie zauważając.
            Nie spodziewał się tego, że po czasie, jaki minął od początku ich związku Sam odnajdzie w nim swoje miejsce. Gabe rozumiał jego sytuację – dał mu czas, by mąż odnalazł się i dał im szansę. Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedziałby mu, że między nim, a jego mężem, wszystko się ułoży zapewne roześmiałby mu się w twarz. Wtedy nic tego nie zapowiadało, a teraz?
            Teraz Samael dawał się bez oporów całować i wydobywał ze swojego ciała te ciche jęki, które tak pokochał. Oderwał się od mężczyzny, gdy zaczęło brakować im tchu.
            – Kochaj się ze mną Gabe.
            – Zamierzam kochanie, zamierzam. Nie odpuszczę ci tego.


niedziela, 8 października 2017

Rozdział 24

Tym razem bez tytułu wstępu ;) Zapraszam :D

Rozdział 24

            Samael nie mógł się obudzić. Całe jego ciało było ociężałe i rozgrzane. Było mu tak cholernie przyjemnie, a budzik dzwoniący o szóstej rano w niedzielę, nie napawał go optymizmem. Czekały jednak na niego studia.
            – Budź się Sam, idziesz na zajęcia. – Ciepły pocałunek wylądował na jego policzku.
            – Mhhyymm. – Wydał jakiś nieartykułowany dźwięk. I przymknął ponownie powieki.
            – Ty leniu!
 Słyszał cichy śmiech Gabriela, sam nie mógł powstrzymać uśmiechu. Ziewnął i owinął się mocniej kołdrą.
– To wcale ci nie pomoże. Ale śpij, masz jeszcze chwilę, a ja zrobię ci kawy i śniadanie.
– Z mlekiem. – Wymruczał sennie, na co poczuł ciepły dotyk na policzku.
– Z mlekiem i cukrem. Wiem kochanie. – Dostał potwierdzenie. – Śpij.
Dwadzieścia minut później ponownie poczuł dłoń na policzku, kciuk zahaczył o jego usta w lekkim muśnięciu. Otworzył oczy.
– Jajecznica, tosty i kawa. Zjedz i się szykuj do wyjścia.
– Dziękuję. – Nie mógł powstrzymać uśmiechu. To było romantyczne, a on to doceniał. Gabriel mógł wykopać go z łóżka, kazać się szykować i iść na uczelnię, a jednak pozwolił mu pospać samemu z tego rezygnując. – O cholera. – Zamruczał lekko na smak jajecznicy. Uwielbiał ją jadać w weekendy. A ta, którą zrobił Gabriel była idealna. Inaczej nie mógł tego określić.
– Cieszę się, że ci smakuje. Idę do dziewczynek, a ty jedz. Sprawdzę czy jeszcze śpią, ostatnio bardzo cicho się budzą.
– Zauważyłem i cholernie się z tego powodu cieszę, bo wiem, że jeszcze chwila i zacznie się Armagedon. Będą walić w szczebelki łóżka, krzyczeć i śmiać się. Będą próbować się wymykać ze swoich łóżeczek. Bryyy. – Wzdrygnął się udawanie, na co Gabriel głośno się roześmiał.
– Masz rację, instny koszmar. – Mrugnął do niego i ruszył do wyjścia. Samael zapatrzył się na męża.
– Gabe?
Odwrócił się do Samaela patrząc na niego. – Co takiego? – zapytał.
– Wiesz, że jesteś cholernie seksowny? – Widząc lekko głupkowaty uśmiech Samaela również szeroko się uśmiechnął.
– Ty również, jedz. Masz pół godziny do wyjścia. – Roześmiał się na jęk wydobywający się z ust Samaela. Jego partner był śpiochem, jeśli tylko mógł nadganiał niedobory snu. A teraz… Od dwóch tygodni nie miał na to szans. Małe ząbkowały, nie spały po nocy, były marudne. Do tego praca od wczesnych godzin porannych, uczelnia i wszystko inne złożyło się na niedobory snu jego partnera.
Poszedł do pokoju dziewczynek i zerknął czy śpią. Nie chciał sobie sprawić kłopotu tym, że usłyszą go i się obudzą. W momencie gdy w nocy siedział z nimi ponad godzinę i obie usypiał w ramionach. Było mu cholernie ciężko i czuł, że nadwyrężył ramiona od tego huśtania, ale przynajmniej efektem było przespanie reszty nocy.
Nie chciał umniejszać swojemu partnerowi, ale naprawdę nie nadawał się na opiekuna w nocy. Spał kamiennym snem i zastanawiał się czy tornado przechodzące mu nad głową byłoby w stanie go ruszyć. Szczerze w to wątpił. Uśmiechnął się na widok Mery, wkładającej sobie piąstkę do ust.
– Cześć śliczna, wstałaś już, co? Dzisiaj mamy piękny dzień, a twój brat jest marudny, znowu się nie wyspał, a my będziemy się dzisiaj rozpieszczać. Teraz dam ci jeść, pewnie ci się chce, co? Zaraz przyniosę ci butelkę, pieluchę masz pustą? Hm? – Sprawdził ją dłonią. – Jasne, że jest pusta. Kto jest taką piękną dziewczynką? – Pogilgotał ją po brzuchu.
Po chwili, jak już podgrzał mleko, wziął małą na ręce i przytknął jej smoczek do ust. Dziewczynka od razu się zassała na smoczku, ciągnąc go mocno.
– Oj tak, byłaś bardzo głodna, co kruszynko? Trzeba nakarmić ten głodny brzuszek. – Pogładził delikatnie jej brzuch i poprawił chwyt na jej ciele. Mała miała rączki zaciśnięte na butelce. – Dzisiaj cały dzień będziemy się bawić, aż do zmęczenia. Co powiesz na kosi kosi łapci? Albo zabawę w chowanego?
– Zapewne będzie zachwycona. – Uśmiechnął się słysząc głos Samaela.
– Gdzie jest Samael, no gdzie? – Mała odwróciła główkę w stronę brata i roześmiała się na jego widok. – Pięknie. Szóstka za wytrwałość i znalezienie brata.
– Muszę iść.
– Musisz. – Podszedł do Samaela i pocałował go krótko. – Miłego dnia kochanie. – Widział rumieniec występujący na twarzy Samaela.
– Dzięki. Tobie również. – Odwrócił się czym prędzej i wyszedł z domu. Czekał go intensywny dzień.
***
Sam wrócił po dwudziestej pierwszej trzydzieści do domu. Zastał w nim kompletną, niczym nie zmącona ciszę. Zaglądnął do salonu, jednak Gabriela tam nie było. Tak samo w kuchni, ani w gabinecie. Poszedł do pokoju sióstr i oparł się z uśmiechem o framugę. Gabriel spał na kocu rozłożonym na podłodze, a na nim spała Mery. Liz z kolei przebierała nogami w powietrzu i zerknęła na niego, gdy wszedł. Głowę miała oparta o poduszkę, więc było jej wygodniej.
– Ciii. – Wyszeptał, jak gdyby jego siostra miała zrozumieć co do niej mówi. Uśmiechnął się lekko, pogłaskał ją po brzuchu i wziął na  ręce. Liz miała czkawkę, z jej drobnego ciałka wydobywały się zabawne, gulgoczące dźwięki. – Dlatego nie śpisz. Chodź, położymy cię do łóżeczka. Gabe padł. Musiałyście go zamęczyć. – Wsadził ją do łóżeczka. – Śpij sobie cichutko, potem do ciebie zaglądnę. – Był pewien, że Gabriel je karmił. Przyłożył do Liz jej ulubioną pieluszkę, ponieważ wiedział, że dziewczynka bez niej nie zaśnie. Dopiero potem obrócił się do Gabriela i śpiącej na nim Liz. Koszula mężczyzny była obśliniona, ponieważ mała miała wsadzoną rączkę w usta, przez co ciekła z nich ślina. Wyglądali ze sobą uroczo. Żadne inne słowo nie oddawało tego stanu. Wziął delikatnie siostrę, nie chcąc jej obudzić i wsadził ją do łóżeczka. Przysunął bliżej niej pieluchę i opatulił kołderką.
Postanowił obudzić Gabriela, by mężczyzna mógł wziąć prysznic i iść spać. On w tym czasie zrobi coś innego.
– Gabe. – Uśmiechnął się, gdy mężczyzna wymruczał coś w pół śnie. – Gabe, wstawaj. – Jego mąż otworzył oczy i wpatrzył się w niego zaspanymi jeszcze tęczówkami.
– O cholera, zasnąłem.
Oparł dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, by te się nie zerwał. – Dziewczynki są w łóżeczkach, nic im nie jest. Śpią smacznie. Idź się wykąp i idź spać.
– Wykończyły mnie… – Jęknął zmęczony.
– Zauważyłem. – Roześmiał się na widok miny mężczyzny.
– Nie podejrzewałem, że dziesięciomiesięczne dzieci mają tyle niezmąconej siły. Cały czas próbowały wstawać, siadały, Gugały, bawiły się w koci, koci łapci, zakrywanie pieluchą. Wszystko. W końcu padłem.
– Miałeś do tego prawo. Idź pod prysznic.
– Dołącz do mnie Sam. – Spojrzał z powagą na męża chcąc widzieć jego reakcję. Zauważył pojawiający się rumieniec. Tak więc jednak… Miał rację.
– Daj mi tylko chwilę, powinienem…
– Nic nie musisz. Chodź. – Wziął go za rękę i pocałował jego kłykcie. – Dzisiaj tylko kąpiel, nic więcej i idziemy spać. Jutro musimy wstać do pracy.
– Powinienem sobie wyprasować rzeczy, przygotować śniadanie, cokolwiek.
– Nic nie musisz. Już ci to mówiłem. Znam twoje nawyki Sam, już je poznałem. Wszystko jest zrobione, najwyżej nie będziesz zadowolony z tego co dla ciebie wybrałem do ubioru. Chodź.
Nie dał się dalej prosić i ruszył za mężem. Nie mógł się powstrzymać i wsadził dłoń w tylną kieszeń spodni Gabriela. Ten spojrzał na niego zaskoczony, sam jednak wzruszył tylko ramionami. Chciał być blisko. Tak po prostu.
***
Samael obudził się w przyjemnym cieple. Ramię Gabriela oplatało jego ciało na wysokości brzucha, nogi były w siebie zaplątane, mimo że leżeli w pozycji na łyżeczki. Spojrzał na zegarek i westchnął głęboko. Zostało pięć minut do jego budziku. Nie miał szans na to by jeszcze pospać. Postarał się lekko przeciągnąć, tak by nie obudzić męża.
– Nie śpię. – Usłyszał za uchem senny głos. – Nie chce mi się dzisiaj wstawać. A tobie?
– Też, ale czeka na nas praca. – Poklepał jego dłoń. Chwile potem w pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika. – Idę zerknąć do małych, trzeba je nakarmić.
– Dasz sobie radę? Ja bym w tym czasie skoczyłbym do toalety, a potem ci pomogę.
– Jasne. Poradzę sobie z nimi, same chwycą butelki i dadzą sobie radę. Szykuj się pierwszy do pracy, potem zajmiesz się małymi.
***
            Cassandra stanęła przed drzwiami domu przyjaciela i pierwszy raz od dawna nie wiedziała co powiedzieć. Jak się zachować. Co myśleć. Czuła się… Tak cholernie dziwnie. Może lepiej tego nie roztrząsać, nie analizować, nie zastanawiać się.
            Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Nie wiedziała czy cokolwiek powiedzieć Samaelowi, jak ten zareaguje na te informacje? Był jej przyjacielem, powinien ją wesprzeć tak jak i ona to robiła. Napiłaby się wódki.
            – Cześć Cass. Dziewczynki się ucieszą.
            Poczuła lekki pocałunek na policzku, zaraz potem weszła do ich domu. W końcu będzie mogła się ogrzać, na zewnątrz było tak cholernie mroźno, albo to co odczuwała w środku powodowało taki jej stan odczuwania.
            – Coś się stało?
            – Nie, nie… – Słyszała zaniepokojony głos przyjaciela. Nie mogła mu powiedzieć, jeszcze nie teraz.  Chyba wszystko było dobrze. Chyba, to było jej słowo klucz. – Zbieracie się do pracy?
            – Tak, mamy jeszcze trochę czasu. Napijemy się kawy?
            – Z chęcią. Tylko wyjątkowo w filiżance, jedną już piłam. – Skłamała.
            – Jasne. Małe zamęczają właśnie Gabriela, wczoraj padł przy nich. Znalazłem ich jak spali na ziemi, Gabe leżał na kocu, mała na nim, Liz leżała obok z czkawką. Gdybyś tylko to widziała… Rozczuliłem się.
            – Nie dziwię ci się. Chciałabym to zobaczyć.          
            Roześmiał się widząc wzrok przyjaciółki. – Wiem, że byś chciała. Może kiedyś będzie ci to dane. – Spoważniał widząc jak w oczach Cassandry wzbierają łzy. Podszedł do niej i ją przytulił.
            – Co jest Cass, widzę, że coś się dzieje.
            – Ja… Nie chciałam. Nie wiedziałam… To wszystko… Cholera wszystko się spieprzyło.
            – Co chcesz przez to powiedzieć?
            – Jestem w ciąży Sam. – Poczuła jak jej przyjaciel zesztywniał i odsuwa się od niej. Zrobił to w celu przyjrzeniu się jej, ale jednak… Zabolało.
            – Oj kochanie! – Przytulił ją jeszcze mocniej do siebie. – To dobrze.
            – Wcale nie Sam! Nie planowałam tego! Nie chciałam. A teraz… teraz…
            – Czasem tak się zdarza. Nie planujesz czegoś, ale to się po prostu dzieje. Niezależnie od tego czego pragniesz. Cieszysz się chociaż odrobinę?
            – Tak. W końcu będę miała dziecko. – Musnęła brzuch w czułej pieszczocie, nawet tego nie rejestrując.
            – Widać, że chociaż trochę cię to cieszy. Cass, wiem, że to pytanie będzie okropne, ale muszę je zadać.
            – To dziecko Micka. Z nim… Nie miałam już długo kontaktu.
            – Mick wie? – Pokręcenie głową przez przyjaciółkę, dało mu jasno do zrozumienia czego ma się spodziewać. – A powiesz mu?
            – Tak. Oczywiście. Ale… Cholernie się boję Sam. Nie wiem jak zareaguje na tą wieść.
            – Ucieszy się. – Odwróciła się gwałtownie słysząc głos Gabriela. – Tym bardziej jeśli chodzi o ciebie.
            – Ja… – Zamilkła.     
            – Nie przejmuj się, nic mu nie powiem dopóki ty tego nie zrobisz. Wiem, że to dla ciebie ważne.
            – Nie wiedziałam, że tak to się wszystko skończy. – Rozpłakała się, patrząc ponownie na przyjaciela. Wtuliła się mocno w jego ramiona, nie mogąc uspokoić szlochu.
            – Seks bez zabezpieczeń może tak się skończyć Cass. Wiesz to do lat szkolnych.
            – Ale seks z zabezpieczeniami nie powinien. To przez to cholerne przeziębienie! I antybiotyki. One wszystko spieprzyły.
            – Ktoś się na pewno pieprzył, ale to na pewno nie były leki. – Powiedział Samael z rozbawieniem i pogłaskał przyjaciółkę po włosach. – Powiedz mu, będzie ci lżej znając już jego reakcję, teraz tylko niepotrzebnie się stresujesz.
            – Ale Sam… – Kobieta wtuliła się jeszcze mocniej w jego ramiona. – Nie umawiałam się z nim na to. Było miło, to prawda, ale…
            – Cass! – Warknął na nią chcąc by przyjaciółka opanowała swoje wątpliwości chociaż na chwilę. – Porozmawiaj z nim! A dopiero potem będziesz analizować jak bardzo oboje daliście dupy.
            – Sam! – Dopadło go z dwóch stron piśnięcie i warknięcie. Roześmiał się.
            – Taka prawda. Kochanie, dzisiaj idziemy na kawę i lody. Weźmiemy małe. Wprawę już masz.
            – Lody, w zimie. Chyba to nie jest dobry pomysł.
            Westchnął. – Już zaczynasz mówić jak prawdziwa matka. Muszę zbierać się do pracy kochanie. Dasz sobie radę z dziewczynkami?
            – Jasne. Nic się nie zmieniło. Tylko… Cholera, muszę mu powiedzieć.