Tym razem bez tytułu wstępu ;) Zapraszam :D
Rozdział 24
Samael
nie mógł się obudzić. Całe jego ciało było ociężałe i rozgrzane. Było mu tak
cholernie przyjemnie, a budzik dzwoniący o szóstej rano w niedzielę, nie
napawał go optymizmem. Czekały jednak na niego studia.
–
Budź się Sam, idziesz na zajęcia. – Ciepły pocałunek wylądował na jego
policzku.
–
Mhhyymm. – Wydał jakiś nieartykułowany dźwięk. I przymknął ponownie powieki.
–
Ty leniu!
Słyszał cichy śmiech Gabriela, sam nie mógł
powstrzymać uśmiechu. Ziewnął i owinął się mocniej kołdrą.
– To wcale ci nie pomoże. Ale śpij,
masz jeszcze chwilę, a ja zrobię ci kawy i śniadanie.
– Z mlekiem. – Wymruczał sennie, na
co poczuł ciepły dotyk na policzku.
– Z mlekiem i cukrem. Wiem
kochanie. – Dostał potwierdzenie. – Śpij.
Dwadzieścia minut później ponownie
poczuł dłoń na policzku, kciuk zahaczył o jego usta w lekkim muśnięciu.
Otworzył oczy.
– Jajecznica, tosty i kawa. Zjedz i
się szykuj do wyjścia.
– Dziękuję. – Nie mógł powstrzymać
uśmiechu. To było romantyczne, a on to doceniał. Gabriel mógł wykopać go z
łóżka, kazać się szykować i iść na uczelnię, a jednak pozwolił mu pospać samemu
z tego rezygnując. – O cholera. – Zamruczał lekko na smak jajecznicy. Uwielbiał
ją jadać w weekendy. A ta, którą zrobił Gabriel była idealna. Inaczej nie mógł
tego określić.
– Cieszę się, że ci smakuje. Idę do
dziewczynek, a ty jedz. Sprawdzę czy jeszcze śpią, ostatnio bardzo cicho się
budzą.
– Zauważyłem i cholernie się z tego
powodu cieszę, bo wiem, że jeszcze chwila i zacznie się Armagedon. Będą walić w
szczebelki łóżka, krzyczeć i śmiać się. Będą próbować się wymykać ze swoich
łóżeczek. Bryyy. – Wzdrygnął się udawanie, na co Gabriel głośno się roześmiał.
– Masz rację, instny koszmar. –
Mrugnął do niego i ruszył do wyjścia. Samael zapatrzył się na męża.
– Gabe?
Odwrócił się do Samaela patrząc na
niego. – Co takiego? – zapytał.
– Wiesz, że jesteś cholernie
seksowny? – Widząc lekko głupkowaty uśmiech Samaela również szeroko się
uśmiechnął.
– Ty również, jedz. Masz pół
godziny do wyjścia. – Roześmiał się na jęk wydobywający się z ust Samaela. Jego
partner był śpiochem, jeśli tylko mógł nadganiał niedobory snu. A teraz… Od
dwóch tygodni nie miał na to szans. Małe ząbkowały, nie spały po nocy, były
marudne. Do tego praca od wczesnych godzin porannych, uczelnia i wszystko inne
złożyło się na niedobory snu jego partnera.
Poszedł do pokoju dziewczynek i
zerknął czy śpią. Nie chciał sobie sprawić kłopotu tym, że usłyszą go i się
obudzą. W momencie gdy w nocy siedział z nimi ponad godzinę i obie usypiał w
ramionach. Było mu cholernie ciężko i czuł, że nadwyrężył ramiona od tego
huśtania, ale przynajmniej efektem było przespanie reszty nocy.
Nie chciał umniejszać swojemu
partnerowi, ale naprawdę nie nadawał się na opiekuna w nocy. Spał kamiennym
snem i zastanawiał się czy tornado przechodzące mu nad głową byłoby w stanie go
ruszyć. Szczerze w to wątpił. Uśmiechnął się na widok Mery, wkładającej sobie
piąstkę do ust.
– Cześć śliczna, wstałaś już, co?
Dzisiaj mamy piękny dzień, a twój brat jest marudny, znowu się nie wyspał, a my
będziemy się dzisiaj rozpieszczać. Teraz dam ci jeść, pewnie ci się chce, co?
Zaraz przyniosę ci butelkę, pieluchę masz pustą? Hm? – Sprawdził ją dłonią. –
Jasne, że jest pusta. Kto jest taką piękną dziewczynką? – Pogilgotał ją po
brzuchu.
Po chwili, jak już podgrzał mleko,
wziął małą na ręce i przytknął jej smoczek do ust. Dziewczynka od razu się
zassała na smoczku, ciągnąc go mocno.
– Oj tak, byłaś bardzo głodna, co
kruszynko? Trzeba nakarmić ten głodny brzuszek. – Pogładził delikatnie jej
brzuch i poprawił chwyt na jej ciele. Mała miała rączki zaciśnięte na butelce.
– Dzisiaj cały dzień będziemy się bawić, aż do zmęczenia. Co powiesz na kosi
kosi łapci? Albo zabawę w chowanego?
– Zapewne będzie zachwycona. –
Uśmiechnął się słysząc głos Samaela.
– Gdzie jest Samael, no gdzie? –
Mała odwróciła główkę w stronę brata i roześmiała się na jego widok. – Pięknie.
Szóstka za wytrwałość i znalezienie brata.
– Muszę iść.
– Musisz. – Podszedł do Samaela i
pocałował go krótko. – Miłego dnia kochanie. – Widział rumieniec występujący na
twarzy Samaela.
– Dzięki. Tobie również. – Odwrócił
się czym prędzej i wyszedł z domu. Czekał go intensywny dzień.
***
Sam wrócił po dwudziestej pierwszej
trzydzieści do domu. Zastał w nim kompletną, niczym nie zmącona ciszę.
Zaglądnął do salonu, jednak Gabriela tam nie było. Tak samo w kuchni, ani w
gabinecie. Poszedł do pokoju sióstr i oparł się z uśmiechem o framugę. Gabriel
spał na kocu rozłożonym na podłodze, a na nim spała Mery. Liz z kolei przebierała
nogami w powietrzu i zerknęła na niego, gdy wszedł. Głowę miała oparta o
poduszkę, więc było jej wygodniej.
– Ciii. – Wyszeptał, jak gdyby jego
siostra miała zrozumieć co do niej mówi. Uśmiechnął się lekko, pogłaskał ją po
brzuchu i wziął na ręce. Liz miała
czkawkę, z jej drobnego ciałka wydobywały się zabawne, gulgoczące dźwięki. –
Dlatego nie śpisz. Chodź, położymy cię do łóżeczka. Gabe padł. Musiałyście go
zamęczyć. – Wsadził ją do łóżeczka. – Śpij sobie cichutko, potem do ciebie
zaglądnę. – Był pewien, że Gabriel je karmił. Przyłożył do Liz jej ulubioną
pieluszkę, ponieważ wiedział, że dziewczynka bez niej nie zaśnie. Dopiero potem
obrócił się do Gabriela i śpiącej na nim Liz. Koszula mężczyzny była
obśliniona, ponieważ mała miała wsadzoną rączkę w usta, przez co ciekła z nich
ślina. Wyglądali ze sobą uroczo. Żadne inne słowo nie oddawało tego stanu.
Wziął delikatnie siostrę, nie chcąc jej obudzić i wsadził ją do łóżeczka.
Przysunął bliżej niej pieluchę i opatulił kołderką.
Postanowił obudzić Gabriela, by
mężczyzna mógł wziąć prysznic i iść spać. On w tym czasie zrobi coś innego.
– Gabe. – Uśmiechnął się, gdy
mężczyzna wymruczał coś w pół śnie. – Gabe, wstawaj. – Jego mąż otworzył oczy i
wpatrzył się w niego zaspanymi jeszcze tęczówkami.
– O cholera, zasnąłem.
Oparł dłoń na klatce piersiowej
mężczyzny, by te się nie zerwał. – Dziewczynki są w łóżeczkach, nic im nie
jest. Śpią smacznie. Idź się wykąp i idź spać.
– Wykończyły mnie… – Jęknął
zmęczony.
– Zauważyłem. – Roześmiał się na
widok miny mężczyzny.
– Nie podejrzewałem, że
dziesięciomiesięczne dzieci mają tyle niezmąconej siły. Cały czas próbowały
wstawać, siadały, Gugały, bawiły się w koci, koci łapci, zakrywanie pieluchą.
Wszystko. W końcu padłem.
– Miałeś do tego prawo. Idź pod
prysznic.
– Dołącz do mnie Sam. – Spojrzał z
powagą na męża chcąc widzieć jego reakcję. Zauważył pojawiający się rumieniec.
Tak więc jednak… Miał rację.
– Daj mi tylko chwilę, powinienem…
– Nic nie musisz. Chodź. – Wziął go
za rękę i pocałował jego kłykcie. – Dzisiaj tylko kąpiel, nic więcej i idziemy
spać. Jutro musimy wstać do pracy.
– Powinienem sobie wyprasować
rzeczy, przygotować śniadanie, cokolwiek.
– Nic nie musisz. Już ci to
mówiłem. Znam twoje nawyki Sam, już je poznałem. Wszystko jest zrobione,
najwyżej nie będziesz zadowolony z tego co dla ciebie wybrałem do ubioru.
Chodź.
Nie dał się dalej prosić i ruszył
za mężem. Nie mógł się powstrzymać i wsadził dłoń w tylną kieszeń spodni
Gabriela. Ten spojrzał na niego zaskoczony, sam jednak wzruszył tylko
ramionami. Chciał być blisko. Tak po prostu.
***
Samael obudził się w przyjemnym
cieple. Ramię Gabriela oplatało jego ciało na wysokości brzucha, nogi były w
siebie zaplątane, mimo że leżeli w pozycji na łyżeczki. Spojrzał na zegarek i
westchnął głęboko. Zostało pięć minut do jego budziku. Nie miał szans na to by
jeszcze pospać. Postarał się lekko przeciągnąć, tak by nie obudzić męża.
– Nie śpię. – Usłyszał za uchem
senny głos. – Nie chce mi się dzisiaj wstawać. A tobie?
– Też, ale czeka na nas praca. –
Poklepał jego dłoń. Chwile potem w pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika. – Idę
zerknąć do małych, trzeba je nakarmić.
– Dasz sobie radę? Ja bym w tym
czasie skoczyłbym do toalety, a potem ci pomogę.
– Jasne. Poradzę sobie z nimi, same
chwycą butelki i dadzą sobie radę. Szykuj się pierwszy do pracy, potem zajmiesz
się małymi.
***
Cassandra
stanęła przed drzwiami domu przyjaciela i pierwszy raz od dawna nie wiedziała
co powiedzieć. Jak się zachować. Co myśleć. Czuła się… Tak cholernie dziwnie.
Może lepiej tego nie roztrząsać, nie analizować, nie zastanawiać się.
Zadzwoniła
dzwonkiem do drzwi. Nie wiedziała czy cokolwiek powiedzieć Samaelowi, jak ten
zareaguje na te informacje? Był jej przyjacielem, powinien ją wesprzeć tak jak
i ona to robiła. Napiłaby się wódki.
–
Cześć Cass. Dziewczynki się ucieszą.
Poczuła
lekki pocałunek na policzku, zaraz potem weszła do ich domu. W końcu będzie
mogła się ogrzać, na zewnątrz było tak cholernie mroźno, albo to co odczuwała w
środku powodowało taki jej stan odczuwania.
–
Coś się stało?
–
Nie, nie… – Słyszała zaniepokojony głos przyjaciela. Nie mogła mu powiedzieć,
jeszcze nie teraz. Chyba wszystko było
dobrze. Chyba, to było jej słowo klucz. – Zbieracie się do pracy?
–
Tak, mamy jeszcze trochę czasu. Napijemy się kawy?
–
Z chęcią. Tylko wyjątkowo w filiżance, jedną już piłam. – Skłamała.
–
Jasne. Małe zamęczają właśnie Gabriela, wczoraj padł przy nich. Znalazłem ich
jak spali na ziemi, Gabe leżał na kocu, mała na nim, Liz leżała obok z czkawką.
Gdybyś tylko to widziała… Rozczuliłem się.
–
Nie dziwię ci się. Chciałabym to zobaczyć.
Roześmiał
się widząc wzrok przyjaciółki. – Wiem, że byś chciała. Może kiedyś będzie ci to
dane. – Spoważniał widząc jak w oczach Cassandry wzbierają łzy. Podszedł do
niej i ją przytulił.
–
Co jest Cass, widzę, że coś się dzieje.
–
Ja… Nie chciałam. Nie wiedziałam… To wszystko… Cholera wszystko się spieprzyło.
–
Co chcesz przez to powiedzieć?
–
Jestem w ciąży Sam. – Poczuła jak jej przyjaciel zesztywniał i odsuwa się od
niej. Zrobił to w celu przyjrzeniu się jej, ale jednak… Zabolało.
–
Oj kochanie! – Przytulił ją jeszcze mocniej do siebie. – To dobrze.
–
Wcale nie Sam! Nie planowałam tego! Nie chciałam. A teraz… teraz…
–
Czasem tak się zdarza. Nie planujesz czegoś, ale to się po prostu dzieje.
Niezależnie od tego czego pragniesz. Cieszysz się chociaż odrobinę?
–
Tak. W końcu będę miała dziecko. – Musnęła brzuch w czułej pieszczocie, nawet
tego nie rejestrując.
–
Widać, że chociaż trochę cię to cieszy. Cass, wiem, że to pytanie będzie
okropne, ale muszę je zadać.
–
To dziecko Micka. Z nim… Nie miałam już długo kontaktu.
–
Mick wie? – Pokręcenie głową przez przyjaciółkę, dało mu jasno do zrozumienia
czego ma się spodziewać. – A powiesz mu?
–
Tak. Oczywiście. Ale… Cholernie się boję Sam. Nie wiem jak zareaguje na tą
wieść.
–
Ucieszy się. – Odwróciła się gwałtownie słysząc głos Gabriela. – Tym bardziej
jeśli chodzi o ciebie.
–
Ja… – Zamilkła.
–
Nie przejmuj się, nic mu nie powiem dopóki ty tego nie zrobisz. Wiem, że to dla
ciebie ważne.
–
Nie wiedziałam, że tak to się wszystko skończy. – Rozpłakała się, patrząc
ponownie na przyjaciela. Wtuliła się mocno w jego ramiona, nie mogąc uspokoić
szlochu.
–
Seks bez zabezpieczeń może tak się skończyć Cass. Wiesz to do lat szkolnych.
–
Ale seks z zabezpieczeniami nie powinien. To przez to cholerne przeziębienie! I
antybiotyki. One wszystko spieprzyły.
–
Ktoś się na pewno pieprzył, ale to na pewno nie były leki. – Powiedział Samael
z rozbawieniem i pogłaskał przyjaciółkę po włosach. – Powiedz mu, będzie ci
lżej znając już jego reakcję, teraz tylko niepotrzebnie się stresujesz.
–
Ale Sam… – Kobieta wtuliła się jeszcze mocniej w jego ramiona. – Nie umawiałam
się z nim na to. Było miło, to prawda, ale…
–
Cass! – Warknął na nią chcąc by przyjaciółka opanowała swoje wątpliwości
chociaż na chwilę. – Porozmawiaj z nim! A dopiero potem będziesz analizować jak
bardzo oboje daliście dupy.
–
Sam! – Dopadło go z dwóch stron piśnięcie i warknięcie. Roześmiał się.
–
Taka prawda. Kochanie, dzisiaj idziemy na kawę i lody. Weźmiemy małe. Wprawę
już masz.
–
Lody, w zimie. Chyba to nie jest dobry pomysł.
Westchnął.
– Już zaczynasz mówić jak prawdziwa matka. Muszę zbierać się do pracy kochanie.
Dasz sobie radę z dziewczynkami?
–
Jasne. Nic się nie zmieniło. Tylko… Cholera, muszę mu powiedzieć.
Słodziudki rozdział :)
OdpowiedzUsuńGłówni bohaterowie w końcu tworzą związek, w którym się wspierają i sobie ufają, co pozwoli im na przekroczenie tej łóżkowej granicy ;)
Cass w ciąży, jak super. Mick na pewno się ucieszy :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że rozdział ci się podobał :)
UsuńMasz rację, w końcu zaczęli tworzyć racjonalny związek :)
Pozdrawiam :)
Cuż...
OdpowiedzUsuńSam i Gabriel nareszcie mają prawdziwy związek. Z czego się bardzo cieszę 😀
Jednak z natury jestem taka, że nie mogę się doczekać ich pierwszego razu. To opowiadanie wystawia moją cierpliwość na wielką próbę 😌 Niemniej jednak jest bardzo ciekawe i szkoda że dobiega końca. A co do rozdziału, to był słodki.
Życzę weny i do następnego...
Tak :) W końcu mają normalny związek :) Hahahhaa jeszcze ciut cierpliwości ;) Też żałuję, że dobiega końca. Ale to już jego czas.
UsuńPozdrowienia :)
Hej,
OdpowiedzUsuńslodziutko, tak Gabriel z taką czułością go budził i szkoda, że Samuel nie zrobił zdjecia padniętego Gabriela z dziewczynkami, podoba mi się, że tak o nie dba, i Cass jest w ciąży...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia