sobota, 28 października 2017

Epilog

Jak ten czas szybko minął! I pomyśleć, że dopiero co po ponad roku publikowałam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że tym razem pisanie pójdzie mi dużo sprawniej, myślę już nad kolejnym tekstem, i przypuszczalnie w przyszłym tygodniu zacznę go pisać.

Podziękowania dla Elizy, dzięki której widzicie ten efekt ;) Eliza betowała cały tekst ;) Wielkie dzięki!
I do zobaczenia :)
Ha. Pierwszy raz stworzyłam postać, która mnie samą wkurzała :P
P.S. 1 listopada powinnam wrzucić całą sposobność na chomika ;) Dla tych, którzy będą chcieli go sobie poczytać w innej formie - w jednym pliku, a nie na różnych stronach internetowych :P Dodam zapewne plik pdf, epub i mobi :) 

Epilog               

            Nastał nowy dzień. Sam otworzył powoli oczy, gdy jego umysł zarejestrował jakieś dźwięki. To było dziwne… Jego umysł był jeszcze zamglony. Dopiero po chwili zorientował się, że to Gabriel niósł im śniadanie do sypialni. Przeciągnął się lekko i ponownie udał, że śpi.
            Chciał zobaczyć jak zareaguje go mąż. Po chwili poczuł lekki pocałunek w okolicach obojczyka. Cholera! Wiedział jak wykorzystać jego słabość! Nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta.
            – Wiedziałem, że nie śpisz. Zrobiłem jajecznicę i grzanki.
            – Bardzo dobry pomysł. A ka… – Nie zdążył dokończyć, a Gabriel już mu odpowiedział.
            – Też.
 Kolejny pocałunek wylądował na jego ustach, zachęcając je do zabawy. Jęknął cicho. – Jestem trochę obolały.
            – Wszystko zależy od ciebie, najpierw zjedzmy, póki jest ciepłe. – Nie mógł powstrzymać śmiechu widząc minę Samaela. Wiedział, że ten czekał na coś więcej. – Mamy dzisiaj dużo czasu, ze wszystkim zdążymy. Najpierw jedzenie, słyszałem jak burczy ci w brzuchu.
            – Jesteś bezwzględny.
            Tym razem to Sam zainicjował pocałunek, nie mógł się oderwać, dopóki nie brakło mu powietrza. – Ktoś musi kochanie, wiem czego chcesz, ale najpierw pozwól o siebie zadbać. – Pogłaskał Samaela po zarumienionym policzku. – Tak lepiej, co?
            Kolejne pół godziny minęło im w ciszy, obserwowali się nawzajem spod przymrużonych oczu.
Patrząc w oczy Gabriela, przełknął głośno ślinę. Obserwował uważnie mimikę twarzy męża, to jak mruży lekko oczy, gdy coś go zastanawia. Widział jak mała zmarszczka pojawia się między jego brwiami, gdy się martwi.
- Gabriel, ja… - Ponownie przełknął ślinę zastanawiając się czy dobrze robi. Czując uważne spojrzenie męża na sobie, zarumienił się. Dodatkowo jakby instynktownie spuścił lekko głowę i przymknął powieki.
- Smakuje ci? – Udał, że nie widzi zabiegów Samaela, jego stresu i nagłego napięcia. – Wolał przejść na jakiś luźny temat, niż gdyby miał obserwować jak jego kochanek coraz bardziej się spina.
- Tak, ale… Nie o to mi chodzi, wiesz?
Kiwnął mu głową na potwierdzenie.
- Chciałem ci powiedzieć, że… - Czuł jak serce szybko mu bije. Czuł się tak jakby obijało mu ono klatkę piersiową. – Chyba cię kocham Gabe. – W końcu to powiedział. To uczucie go przerażało jak cholera. Nigdy nie czuł czegoś takiego do innego człowieka. Sióstr nie liczył czy rodziców. A tu… To go zaskoczyło.
- Ja ciebie też Sam. Ja ciebie też.
Poczuł dłoń na karku, przyciągającą go do pocałunku. Podniósł się ze swojej pozycji. Oczywiście musiał się wygłupić, siedząc po turecku, nie łatwo jest się podnieść i nie zachwiać. Zamiast pocałować Gabriela w usta, zachwiał się i poleciał na jego klatkę piersiową.
Obaj parsknęli głośno śmiechem. – Kochanie, jesteś doprawdy romantyczny. – Musnął rozgrzany policzek Samaela. – Za to właśnie cię kocham.
Poczuł jak Sam jeszcze bardziej pochyla się do jego klatki piersiowej i opiera na niej czoło. – Musi być ci strasznie niewygodnie. Ale jeśli nie chcesz na mnie spojrzeć… - Dobrze wiedział, że mężczyzna podchwyci wyzwanie. Już po chwili spojrzenie męża było skierowane na niego.
- Kocham cię. – Szepnął ponownie do Samaela i zainicjował namiętny pocałunek.
Pięć lat później
            Samael siedział na huśtawce znajdującej się w ogrodzie i spoglądał na swoje siostry, które bawiły się w chowanego. Nie mógł powstrzymać od czasu do czasu parsknięcia śmiechem, gdy dziewczynki zdradzały swoje pozycje śmiejąc się głośno. Kochał je, a gdy widział jak się rozwijają nie mógł powstrzymać czułości, która go ogarniała.
            Upił łyka kawy oglądając krótką sprzeczkę miedzy nimi, nie powstrzymał jej jednak, musiały się nauczyć dawać sobie radę, a dzięki temu pozyskiwały tę umiejętność.
            - Sam! Sam, bo ona mi dokucza!
            Westchnął cicho słysząc jak Liz znowu skarży na swoją siostrę. To robiło się coraz bardziej zabawne. Miał dzisiaj doskonały humor, zakończył właśnie kolejny kontrakt, firma się rozwijała. Miał momenty kryzysowe, był krach na rynku, a mimo to sobie poradził.
            Gabriel był dla niego wielkim wsparciem, gdy nie wiedział jak dać sobie radę, w którą stronę się obrócić, żeby nie podjąć złej decyzji. Wkurzył się, gdy mąż zaoferował mu wsparcie finansowe, chciał dać sobie radę ze wszystkim i w sumie tak też się stało.
            Ponownie napił się kawy i potarł swoje swędzące udo.
            - Nad czym tak myślisz kochanie? – Cichy szept w uchu spowodował u niego jeszcze szerszy uśmiech.
            - Nad tym, że cię kocham. – Przycisnął usta do ust Gabriela. – I że dziewczynki tak cholernie szybko rosną. – Dopowiedział, gdy już odsunął się od mężczyzny.
            - Ech, czyli nici z rozwodu? – Udał zawiedzenie, czym lubił denerwować męża. Dobrze wiedział, jak ten zareaguje na jego słowa. I tym razem się nie pomylił, dostając z łokcia pod żebra. – Ała, coraz lepiej ci to wychodzi i coraz mocniej boli.
            - Masz za swoje. – Uśmiechnął się lekko i wtulił w męża, gdy ten już usiadł.
            - Mam, czyli co, jednak nie chcesz się ze mną rozwieść? – Dalej ironizował, przyciąga gając Sama jeszcze bliżej do siebie.
            - Daj mi jeszcze chwilę na przemyślenie, a może cię zaskoczyć moja odpowiedź.
            - I tak wiem, że mnie kochasz. I nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
            - Może to i dobrze. Dziewczynki przestanie się kłócić! – Podniósł lekko głos słysząc, że kłótnia przybiera coraz ostrzejszą formę.
            - Rozrabiają dzisiaj?
            - Są jeszcze głośniejsze niż wczoraj.
            - To możliwe. Cass i David dzisiaj wpadną z małą Lucy.
            - Będzie się działo. – Już sobie wyobrażał ten szał dzieci, które za każdym razem jak tylko się widziały, dom przypominał pobojowisko.
            - Ha, ha, ha. To prawda. Znowu będziemy wszystko sprzątać. Mam nadzieję, że tym razem nie będą miały genialnych pomysłów.
            - Nie liczyłbym na to. To jest wpisane w ich dorastanie.
            Cichy jęk wydostał się z jego ust. – Niestety. – Kolejny pocałunek wylądował na jego ustach. Tak, to było to czego pragnął. Spokoju.
            I to właśnie obaj sobie wypracowali.

KONIEC