niedziela, 27 sierpnia 2017

Rozdział 18

Witajcie! 

Przed wami kolejny rozdział. Bardzo dziękuję za wasze komentarze, działają na mnie bardzo motywująco :) 
Jedyne co mnie denerwuje, to że remont przeciąga się i przeciąga przez co za bardzo nie mam możliwości pisania :( 
Na szczęście mam mały zapas. Oby teraz nadgonić troszkę to czego nie napisałam. 
Do przyszłego tygodnia!

Rozdział 18

            Sam czuł się zazdrosny widząc jak Amanda i Garet poświęcają sobie uwagę. Chciałby kiedyś mieć taki związek. Być adorowanym, widzieć i dawać czułość, intymność. Odwrócił wzrok nie mogąc tego znieść. Nie potrafił tego poczuć do Gabriela. Nie był w stanie. Przełknął gulę, kształtującą się w gardle. Czuł się tak, jakby miał się udusić.
            – Jeśli mogę spytać ile jesteście ze sobą? – Zadał w końcu nurtujące go pytanie. Nie widział kobiety na ich ślubie.
            – Od dwóch lat. Nie byłam na waszym ślubie tylko dlatego, że się zatrułam i byłam w szpitalu.
            – Przykro mi.
            – Mnie też. Chciałabym to zobaczyć.
            Powstrzymał się od komentarza. Musiał mocno ugryźć się w język, by nic powiedzieć. Gabriel spojrzał na niego i ścisnął mocno jego rękę. Jak powinien to zinterpretować?
            – Garet oświadczył mi się w Nowy Rok. – Szeroki uśmiech kobiety mówił bardzo dużo. Widać było, że z tego powodu jest niezwykle szczęśliwa. – Byłam w szlafroku, cała blada, a on przede mną klęka. Myślałam, że sobie żarty ze mnie stroi.
            – Zawsze jesteś dla mnie piękna, niezależnie od tego jak wyglądasz. A ten dzień był dobry jak każdy inny. – Mężczyzna pocałował ją w usta.
***
            – Kocham ich, ale cholernie się cieszę, że już poszli. – Gabriel spojrzał na Sama i przyciągnął go w swoje ramiona. – Teraz lepiej. Jak minął dzień?
            – Kiepsko, ale teraz jest już lepiej. Też się cieszę, że poszli. Wiem, że to średnio miłe, ale patrzenie na całe to szczęście było już męczące.
            – Cieszę się. Mick jest zapatrzony w Cassandrę.
            – Chyba z wzajemnością, ale tego dowiem się za dwa dni.
            – Dlaczego? – Wydawało mu się, że kobieta powinna być jutro u nich.
            – Jutro się z nią minę, a nie chcę wydzwaniać i wypytywać.
            – Ah tak… – Silniejsze przytulenie tylko wywołało ciche parsknięcie w Samaelu, na co on sam również nie powstrzymał uśmiechu. – Chciałbyś oglądnąć jakiś film? Weźmiemy małe, będziemy je mieć na oku.
            – One już śpią Gabe! Jest po dwudziestej drugiej. Wcześniej rozrabiały, ale Margaret dała sobie z nimi radę.
            – Dobrze, że mamy ją i Cass. Weźmiemy je jutro na spacer, dobrze?
Kiwnął głową na tak i postarał się oprzeć wygodnie w ramionach Gabriela.
– To co, oglądniemy jakiś film?
            – Byle nie ckliwe romansidło bo wylądujesz na podłodze.
            – Ja i romansidło? Obrażasz mnie? – Przedrzeźniał się z mężem, widząc, że reakcja jest całkiem pozytywna.       
            – A jak? Nie lubisz romansideł? To źle! Bo ja uwielbiam!
            – Już ci wierzę…
 Parsknął śmiechem na widok miny Gabriela. – Wybierz jakąś komedię albo kryminał, zdaje się na ciebie. Ja muszę najpierw skoczyć do toalety i sprawdzę co u małych.
Dwie godziny później
            – Przypomnij mi, czy tam naprawdę było napisane, że to jest komedia? – Spojrzał na męża i otarł łzy płynące mu po twarzy.
            – Cholera, podobno tak. Przepraszam. Nie skupiłem się na tym, że obok jest wpisany dramat…
            – Captain Fantastic… Fantastyczny film, tylko…
            – Wiem, chodź do mnie Sam. Jak twoja ręka?
            – Boli, ale myślę, że to tylko stłuczenie. Nic poważniejszego, do wesela się zagoi.
            – Tak, zapewne tak. – Lekki uśmiech wykwitł na ustach Gabriela.
 Położył się i ułożył głowę na udach Gabriela. Już po chwili poczuł dłoń przeczesującą włosy, palce lekko głaszczące jego czoło, nos i powieki.
– Grosik za twoje myśli. – Słyszał głos męża, nie chciało mu się jednak otwierać oczu, czuł jak ciało zaczyna mu ciążyć i robi mu się przyjemnie ciepło.
– Nie wypłacisz się, nie chcesz ich poznać. – Ciepły palec przemknął przez środek jego czoła, wygładzając mu zmarszczkę.
– A co jeśli jednak chcę? Może najpierw powiem ci, co ja sobie myślę. Pragnę by takie chwile spokoju towarzyszyły nam częściej. Lubię z tobą przebywać i rozmawiać. Teraz twoja kolej.
– Dziwię się, jak to wszystko teraz wygląda. I że leżę spokojnie u ciebie na kolanach. A już najdziwniejsze jest to, że jest mi po prostu przyjemnie. – Nie spojrzał na Gabriela, ale ręka w jego włosach zamarła na chwile.
            – Cieszę się, Sam. – Cichy szept ukoił go jeszcze bardziej, nawet nie wiedział kiedy zasnął.
***
            W nocy Samael obudził się na kanapie, przykryty kocem, z poduszką pod głową. Była druga nad ranem, a któraś z dziewczynek płakała. Podejrzewał, że to  Mery. Podszedł do siostry i wziął ją na ręce. Sprawdził jej pieluchę, ta jednak była pusta, następnie poszedł przyszykować mleko z małą na rękach, ta jednak nie chciała ani kropli dla uspokojenia się. W końcu jednak zaczął do niej nucić kołysankę, którą nie tak dawno przypomniała mu przyjaciółka.
            – Był sobie król, był sobie paź i była też królewna… – Nie zdążył dokończyć utworu jak mała ponownie drzemała w jego ramionach, trzymając mocno jego palec. Chciała go mieć przy sobie. Uśmiechnął się, odkładając ją do łóżeczka, pogłaskał jej małe piąstki, pocałował ją w czoło, by zaraz potem pogłaskać po policzku. – Już jest dobrze króliczku, wszystko jest dobrze, możesz mnie puścić. Świat nie jest taki niebezpieczny, jak mogłoby się wydawać. Śpij królewno, żadna myszka cię nie zje, nigdy na to nie pozwolę. Śpij…
            Dopiero po chwili mała piąstka rozluźniła się lekko, dzięki czemu mógł wyciągnąć palec i skierować się do sypialni. Na palcach przemknął do łazienki, nie chcąc budzić Gabriela, wziął bardzo szybki prysznic i wrócił do pokoju. W świetle padającym z łazienki spojrzał na śpiącego męża i zapatrzył się chwilę. Obiektywnie rzecz biorąc był przystojny, nie jedna kobieta i mężczyzna zapewne odwracali za nim wzrok. Wiedział, że go odpycha, chciał zaznać w życiu czegoś jeszcze, czegoś… więcej. Tylko wciąż nie wiedział co by to mogło być. Miał ledwie ponad dwadzieścia lat. Wszystkie obowiązki spadły na jego głowę, a miał w planach chodzenie na imprezy, spotykanie się ze znajomymi, studiowanie. Nie to, co miał teraz.
            Wiedział, że nie powinien narzekać i docenić to, co ma, jednak… To wszystko było tak cholernie trudne. Gabriel nie był taki zły, jak na początku założył. Mógł wręcz powiedzieć, że mężczyzna troszczył się o ich trójkę, a licząc Cassandrę – nawet czwórkę. Jednak… Nie wiedział czy coś do niego czuje. Może trochę, w końcu żyli ze sobą, do tej pory spędzili kilka chwil przyjemności, a jednak… Czegoś brakowało. Nie wiedział jak to określić, to nie było to palące uczucie o jakim zawsze słyszy – potrzeba bliskości, czułości, opieki, ale też pożądanie. Nie czuł tego do Gabriela. Fakt, miło było mieć go blisko, ale nic więcej… I dlatego nie wróżył im żadnej przyszłości.
            W końcu zgasił światło i ruszył przez pokój do łóżka.
            – Myślałem, że już tego nie zrobisz, chodź spać. – Cichy głos Gabriela przyprawił go o stan przedzawałowy.
            – Nie strasz mnie! – Powiedział zduszonym głosem.
            – Nie chciałem, świeciłeś mi po oczach. Chodź do łóżka i idźmy spać, bo jutro będziesz ledwo żywy, jak zwykle.
            – Nie moja wina, że ty rano masz najwięcej energii. Ejj! – Pisnął cicho, gdy ramię Gabriela przyciągnęło go mocno do nagrzanego ciała.
            – Daj mi chwilę, a możemy pozbyć się twojego nadmiaru energii… – Cichy szept i lekki pocałunek na karku spowodowały, że włoski na jego rękach się uniosły. Teraz było intymnie. Cholernie intymnie. Nie czuł pożądania. W ogóle.
            – Ale, ale… Gabriel! – Kolejne pocałunki lądowały na jego karku i barkach. – Nie rób sobie ze mnie żartów. – Jęknął cicho, gdy mężczyzna musnął jedno, szczególnie wrażliwe miejsce.
            – To chyba nie wygląda jak żart, nie sądzisz? – Poczuł jak mężczyzna napiera na niego biodrami, jego wzwód ułożył się wygodnie między jego pośladkami.
            Obrócił się w ramionach Gabriela i starał się dojrzeć jego twarz w ciemności.
            – A co jeśli nie chcę nic więcej, niż chwile się potulić i iść spać?
            – To tak zrobimy. – Głos mężczyzny był pewny.
            – Skupiasz się na moich potrzebach, a co z twoimi? – Chciał wiedzieć co o tym wszystkim sądzić. Jak to co jest między nimi poukładać.
            – Na tę chwilę jestem w stanie je sobie odpuścić, ponieważ ważniejsze dla mnie jest to, byś mi zaufał.
            – Pytałeś wcześniej o czym myślałem… – zawahał się, ale po lekkiej zachęcie ze strony Gabriela, podjął się wypowiedzenia tego co chodziło mu wtedy po głowie – Chciałbym się z tobą potulić i… całować. Teraz, o ile… – Nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ na jego policzku wylądował pocałunek. Najpierw jeden, potem kolejny i kolejny. Gabriel całował każdy fragment jego twarzy, powodując w nim ciche westchnięcia. To było dobre, na tę chwilę to było bardzo dobre…
            Czekał na to, co miał do powiedzenia Samael. Na początku nie chciał się ujawniać z tym, że nie śpi, wiedział, że jak tylko mężczyzna wszedłby do łóżka, pewnie od razu by odpłynął. Światło padające od drzwi od samego początku drażniło jego przymknięte powieki, gdy tylko Sam je zgasił, podjął decyzję by przyciągnąć mężczyznę do siebie. Nie spodziewał się, że tak to się wszystko potoczy.
            Teraz jednak skupiał się na cichych jękach przyjemności płynących ze strony Sama. Mężczyzna chyba nie był do końca świadom jak bardzo wczepia się w niego podczas tego pocałunku. Tym razem to Samael dominował, muskał jego usta, kreślił językiem wzory, zachęcając jego język do zabawy. Czuł pobudzenie męża, nie chciał jednak na niego w żaden sposób naciskać, dlatego też pozostawił sprawy swojemu biegowi.
***
            Dwa dni minęły szybciej niż mogłoby się wydawać. W pędzie codziennych obowiązków Samael i Gabriel mijali się co chwile, co dla obu było dość frustrujące. Gdy Sam miał już wolne popołudnie, Gabriel musiał poświęcić się pracy ze względu na proces wydawniczy nowej książki. Jak Gabriel był wolny, to Samael miał nawał obowiązków. 
            Sam nigdy by nie pomyślał, że książka jest tak trudna w produkcji. Cały skład, łamanie, redakcja, korekta, współpraca z autorem, z drukarnią, z dystrybutorami, księgarniami, grafikami – podziwiał Gabriela, że był w stanie to wszystko uporządkować i rozdzielić pracę tak, by każdy czuł się zadowolony. Przez ostatnie dwa dni obserwował jak Gabriel rozporządza całym zespołem, nawet przebywając w domu, chcąc dopilnować terminów, które ustalili wspólnie z zespołem.
            Dzisiaj miał jednak wolne. Cassandra zajmowała się dziewczynkami, a on miał w końcu czas dla siebie. Ciągle wahał się czy iść na spotkanie z Maxem. Wiedział, że to była tylko kawa i nic więcej, jednak… I tak miał wątpliwości. Przebrał się w dżinsy i niebieską koszulę z długim rękawem. Przejrzał się w lustrze i skrzywił. Co on robił? Nie powinien iść.
            – Sam, pamiętasz, żeby umówić dziewczynki na szczepienie?
            – Tak, ale to dopiero jutro. Dzisiaj wychodzę.
            – Coś ważnego?
            Spojrzał na przyjaciółkę i zawahał się co odpowiedzieć. – Sam nie wiem. Nie wydaje mi się.
            – Nie brzmisz na zbyt pewnego siebie w tym momencie. A to źle wróży i dobrze o tym wiesz. – Cassandra oparła głowę o framugę i uśmiechnęła się do niego. – Chcesz mi powiedzieć jako przyjaciółce gdzie idziesz? Czy nie chcesz, bo stwierdzisz, że w ramach pracowniczej solidarności – doniosę na ciebie Gabrielowi?
            – Idę na spotkanie z Maxem. To przez niego się przewróciłem i robi to w ramach przeprosin.
            – Gabriel wie?
            I tu go przyłapała. Nie wiedział jak się zachować. Spojrzał w dół i potarł kciukiem o kawałek spodni, na których znajdował się jakiś okruch.
            – Czyli nie. Sam, co ty robisz? – Słyszał zaniepokojenie w jej głosie.
            – Nie wiem. Ale… chcę zobaczyć co mnie spotka. Gabriel mnie ze sobą zamknął. Nie wiem czy chcę się na to godzić.
            – Sam, rozumiem cię. – Cass podeszła do niego i pogłaskała go po ramieniu. – Zastanów się. Tak na poważnie. Czy on rzeczywiście cię zamknął? Wiem, że się złościsz, nie ogarniasz tego wszystkiego. Świat cię wkurza i masz serdecznie dość. Ale… Czy to na prawdę da ci szczęście? Czy na serio nic do niego nie czujesz? Zastanawiałeś się nad tym? Bo ja nie jestem taka pewna czy ty tak naprawdę go nienawidzisz.
            – Cass. Ja nie wiem już kim jestem. Pogubiłem się.
            – I teraz chcesz spowodować, że pogubisz się jeszcze bardziej. Wybór jednak należy do ciebie Sam. Ja mu nic nie powiem. Obaj jesteście moimi pracodawcami, ale to ty jesteś moim przyjacielem. Chcę dla ciebie jak najlepiej, jeśli uznasz, że to daje ci szczęście… To ja to zrozumiem, jest mi jednak przykro, że tak się motasz. Nie unieszczęśliwiajcie się nawzajem. On próbuje być dla ciebie. A ty dla niego? Pomyśl nad tym.

            Nim się obejrzał, przyjaciółki już z nim nie było.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Rozdział 17

Witajcie kochani!

Zapraszam was na kolejny rozdział :)

Rozdział 17

            Samael budził się powoli. Było mu ciepło i przyjemnie, co ostatnimi czasy zdarzało się doprawdy rzadko. Chciał zawinąć się jeszcze szczelniej kołdrą. Zanim jednak to zrobił, poczuł na ramieniu, a następnie na karku lekki pocałunek.
            – Wstawaj Sam, idziesz do pracy. – Cichy szept Gabriela przy jego uchu wywołał w nim dreszcz.
            – Najchętniej powiedziałbym jeszcze pięć minut. – Wymruczał sennie i ziewnął głęboko, rozciągając pod kołdrą całe ciało.
            – Wiesz, że jak się budzisz to mruczysz? I przeciągasz się jak kot. – Dopiero teraz poczuł jak blisko niego jest Gab. Ciepła dłoń mężczyzny spoczywała na jego brzuchu, głaszcząc go delikatnie. Ich nogi były ze sobą splątane, a górna część klatki piersiowej spoczywała przy jego plecach.
            – Chyba jak każdy. – Wymruczał sennie. Naprawdę najchętniej by jeszcze pospał. Walczył sam ze sobą, nie poddając się upragnionej drzemce. W tym  momencie jego umysł dryfował między jawą a snem.
            – Nie. – Zaprzeczył na stwierdzenie Samaela, że jest jak każdy. Tak je zrozumiał. Po ich wczorajszej rozmowie, a może właściwie monologu, wydawało mu się, że jego mąż się rozluźnił. Nie zewnętrznie, ale nie mógł na to znaleźć lepszego określenia. Nie miał już tego wrażenia, że zbliża się do kogoś najeżonego. – Liz i Mery przespały większą część nocy. Jesteś naprawdę zmęczony skoro ich nie słyszałeś. – Szybki obrót Samaela w jego ramionach wywołał uśmiech na jego twarzy. Zaskoczenie widoczne na twarzy męża tylko dodatkowo go rozbawiło.
            – Żartujesz? Rzeczywiście nie przypominam sobie, żebym wstawał…
            – Nie zrobiłeś tego – przerwał mu. – Trzeba je było nakarmić, a Liz dodatkowo zmienić pieluchę, teraz śpią dalej. Dość szybko się uspokoiły.
            – Wiedziały, żeby nie budzić brata.
            – Tak, wiedziały. – Złożył lekki pocałunek na policzku Samaela. Mężczyzna poruszył się przy nim niespokojnie i już po chwili wiedział, co poczuł jego mąż.
            Zassał lekko oddech po tym jak jego dłoń spoczywająca pod pościelą, otarła się o wzwód Gabriela. Spojrzał na męża, skupił się na lekko przygryzionej wardze i zastanowił się nad tym, na co chce sobie pozwolić. Nie wiedział która jest godzina, ile ma czasu do wyjścia, skupił się na tym, co było tu i teraz.
            Tym razem świadomie ułożył dłoń na wzwodzie Gabriela, pocierając go lekko przez bieliznę i spodnie od piżamy. Usatysfakcjonowały go nagle rozszerzone źrenice mężczyzny. Puścił członek i skierował swoją dłoń ku górze, by móc odgiąć materiał spodni i bielizny i schować pod nie dłoń.
            – O kurwa. – Chrapliwy dźwięk wydobył się z ust Gabriela.
            Nie odzywał się, cały czas patrzył w oczy męża, eksperymentując z jego ciałem. Pieścił czubkiem dłoni główkę, co jakiś czas przejeżdżał kciukiem po szczelince z której wydostawały się pierwsze krople preejakulatu.
            Zaczął przesuwać lekko dłonią po erekcji mężczyzny. W tym jednak przeszkadzał mu materiał, zapierający się na ręce.
            – Zsuń spodnie Gab – powiedział cicho, sam do końca nie wierząc w to co robi.
            Nie omieszkał spełnić prośby Samaela. Mężczyzna nadal go pieścił, gdy on podniósł lekko biodra i zsunął ubranie z bioder. Nie mógł powstrzymać jęku wydobywającego się z jego ust, gdy ręka Sama od razu przyspieszyła. Oparł czoło o ramię męża czując jak fale przyjemności przebiegają po jego ciele. Z jego ust wymykały się jęki, drżenia przechodziły przez całe ciało.
            Również i swoje bokserki zsunął niżej, chcąc dostać się do pobudzonego członka. Odrobinę podobało mu się to, jak Gabriel na niego reagował, że czuł jego drżenia na swoim ramieniu. Usta pieszczące jego klatkę piersiową. Zsunął dłoń i pogładził swój członek, który zaczynał powoli pulsować. Nie mógł powstrzymać jęku wydobywającego się z ust.
            Uniósł gwałtownie głowę, patrząc na Samaela, nie mógł się powstrzymać i odsunął kołdrę spoczywającą na mężu i jego oczom ukazał się wspaniały widok.
            Sam pieścił się powoli dłonią, nie w celu zaspokojenia, ale pobudzając za każdym razem wrażliwy organ. Czuł jak na ten widok jego ciało zadrżało i jak spełnienie buduje się w jego ciele. Biodra pracowały w rytm dłoni Samaela poruszającej się na jego erekcji. Jęki wydobywały mu się z ust bez kontroli, zacisnął dłoń na kołdrze chcąc jeszcze chwile powstrzymać się przed orgazmem. Nie udało mu się to jednak i kilka sekund później sperma zdobiła dłoń i brzuch Samaela.
            Widział jak jego mąż na to uczucie zaczyna się rumienić. Jeszcze nie wiedział jak sobie w takiej sytuacji radzić, on jednak nie miał oporów przed tym, by sięgnąć po chusteczkę i mu ją podać. Gdy tylko Sam wytarł się z jego spermy, bez pardonu popchnął go tak by mężczyzna opadł na plecy.
            – O co ci chodzi? – Może jego zachowanie nie było bardzo delikatne, ale nie chciał dawać mu czasu do namysłu.
            Pochylił się nad biodrami Samaela i zassał się na jego erekcji.
            – Ja pierdole!
            Potraktował to jako komplement. Biodra mężczyzny wystrzeliły do przodu, zdołał się w porę wycofać, więc nie zdarzyło się tak, że zakrztusił się jego erekcją. Wysunął główkę z ust i ją oblizał. Ułożył dłoń na długości Samaela i zaczął ją pieścić, drugą dłoń skierował ku jądrom, dopiero wtedy ponownie zaczął lizać i ssać erekcję mężczyzny.
            Czuł jak całe ciało Samaela drży, nie sądził, żeby jego mąż był w stanie długo wytrzymać. Zassał się jeszcze kilkukrotnie na główce, liżąc ją naprzemiennie, wsadził czubek języka w szczelinkę i skupił się na lizaniu żyły biegnącej po spodniej części erekcji.
            Kropelki preejakulatu pojawiały się coraz częściej, dodatkowo nawilżając erekcję mężczyzny. Jęki wydobywające się z ust Samaela były dla niego doskonałe. Chciałby ich posłuchać w trochę innej sytuacji, na to jednak przyjdzie jeszcze czas.
            Zsunął się niżej i polizał jądra mężczyzny, by następnie polizać całą długość erekcji. Samael drżał, zaciskał dłonie na pościeli,  biodra pracowały we współpracy z jego ustami. Po kilku sekundach, gdy zassał się na główce a potem wsunął erekcję jeszcze głębiej w gardło, przełykając przy tym poczuł jak spełnienie Samaela wypełnia jego usta.
            Mężczyzna oklapł na łóżku, a on nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Tak, to stanowczo był miły początek dnia.
***
            – Kurwa! Kurwa mać! – Samael przeklinał pod nosem wybierając numer do Gabriela. Mieli się spotkać ze swoimi przyjaciółmi, a on nawalił. Jak zwykle. Na dodatek trzech jego pracowników nawaliło się tak, że powinien wezwać chyba pogotowie.
            – Sam? – Nawet się nie zorientował, że Gabriel odebrał telefon. – Milczysz, coś się stało?
            – Przepraszam. – Głos mu się załamał z całej tej wściekłości, którą odczuwał. Nie był jednak w stanie powiedzieć nic więcej.
            – Za co kochanie?
            – Spóźnię się. Najprawdopodobniej dość dużo. Cała ta budowa to jedno wielkie nieporozumienie. Jeszcze najprawdopodobniej zwolnię trzech pracowników bo się nawalili jak stodoła. Nawet nie napili, oni po prostu leżą urżnięci w trzy dupy i mają czelność coś mamrotać pod nosem. – Wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
            – Nie przejmuj się. Garet też poprosił o przełożenie. A nawet jeśli to są rzeczy ważne i ważniejsze, czasem takie sytuacje się zdarzają. Odeślij ich do domu Sam. Nie warto z nimi dzisiaj gadać.
            – I nie zamierzam, tylko… tak cholernie mnie to wkurzyło. – W końcu zaczął mówić o tym jak się czuje, bo inaczej w końcu zwariuje trzymając wszystko w sobie.
            – Nie dziwię się. Załatw to wszystko w swoim tempie, a potem wracaj do domu.
            – Dzięki. Spróbuję na nich nie wrzeszczeć.
            – Jutro możesz. Jak najbardziej. Przy kacu to będzie bolesna kara.
            – O jakim kacu ty mówisz…
            Pół godziny później zmierzał do domu spokojnym krokiem. Próbował się wyciszyć. Wiedział, że wszystko będzie przygotowane, że tak naprawdę będzie musiał ograniczyć się do roli miłego gospodarza. Zanim to jednak wcieli się w tę rolę – powinien wziąć prysznic.
            Odetchnął głęboko, licząc w myślach do trzech i wypuszczając powietrze ponownie „na trzy”. Odetchnął tak jeszcze kilka razy. Stresował się tym spotkaniem, wiedział, że od niego będzie zależało to, jak potoczą się relacje z przyjaciółmi Gabriela.
            Kopnął większy kamyk leżący w żwirowanej alejce i potknął się o czyjąś nagle pojawiającą się nogę. No tak, przecież ten dzień nie może go oszczędzić.
            – Kurwa! – Warknął głośno i spojrzał na faceta przez którego się potknął. Miał słuchawki na uszach i przymknięte do tej pory oczy.
            – O cholera! Przepraszam, nie widziałem cię! – Mężczyzna podał mu rękę i pomógł mu się podnieść. Obejrzał szybko dłonie, które były poharatane od żwiru, bolała go ręka, na którą najbardziej upadł. Miał tylko nadzieja, że to nic poważnego.
            – Bo miałeś zamknięte oczy. Uważaj jak wystawiasz nogi. – Warknął do niego. Nie zamierzał być dzisiaj miły. Nie dla mężczyzny przez którego upadł.
            – Okej, sorry. – Facet podniósł dłonie w obronnym geście do góry. – Jestem Max, a ty?
            – Sam. – Spojrzał na niego podejrzliwie. Był wściekły i pewnie nie traktował tego mężczyzny obiektywnie, ale na tę chwilę miał to gdzieś.
            – Dobra Sam. Może w ramach rekompensaty pójdziemy na kawę?
            – Sorry, nie, nie dzisiaj. Spieszę się i wszystko się pieprzy. – Widział wzrok Maxa na sobie i pierwszy raz od dawna czuł się połechtany. – Musze lecieć. Następnym razem, serio, patrz jak wystawiasz nogi. Cześć. – Ruszył przed siebie, po chwili jednak poczuł dłoń na swoim przegubie.
            – Czekaj! Powiedziałeś nie dzisiaj, ale kiedy indziej już tak, prawda? Pasuje ci spotkanie za dwa dni?
            Zmierzył mężczyznę stojącego przed sobą, następnie spojrzał mu w oczy. Zawahał się co zrobić, poczuł zawirowanie w swoich myślach.
            – Dobrze, niech będzie za dwa dni. O siedemnastej, tutaj.
***
            Dotarł do domu spóźniony dobre piętnaście minut.
            – Przepraszam, dzisiaj wydarzył się stos różnych rzeczy i nie miałem jak dotrzeć wcześniej. Cześć, jestem Samael. – Podał rękę najpierw dziewczynie Gareta
            – Amanda. – Jej ciepły uśmiech był bardzo sympatyczny. Była taka… Normalna, ciepła.
            – Mick. – Młody mężczyzna, o jeszcze ostrzejszych rysach twarzy niż Garet uścisnął mu rękę. Cholera, był seksowny i wiedział o tym. Garet – będąc starszym bratem był bardzo przystojny, ale jego brat miał jeszcze więcej „tego czegoś”, czego nie potrafił określić.
            – Czekamy jeszcze na Cassandrę. Coś jej wypadło i będzie pół godziny później.
            – Nie ma problemu. Dacie mi pięć minut na szybki prysznic? Chciałbym ładniej pachnieć.
            Gabriel spojrzał na niego. Widział uczucie kłębiące się w jego oczach, odwrócił wzrok i poczuł jak się rumieni. – Zaraz wracam. – Dodał i pobiegł szybko na górę. W sypialni zrzucił z siebie ubranie i udał się pod prysznic. W ekspresowym tempie namydlił swoje ciało, spłukał się pod gorącą wodą i nagi wyszedł do sypialni.
            – Cholera! – Zaklął widząc przed sobą Gabriela.
            – Chciałem ci tylko powiedzieć, że za dziesięć minut będzie obiad. Cass już prawie jest na miejscu.
            – Dzięki – W czystym odruchu zasłonił się na wysokości krocza.
            – Mick jest zestresowany. Rok temu rozstał się ze swoją partnerką i od tego czasu nie udaje mu się z nikim związać.
            – Wiesz, że to nie ode mnie zależy. – Odwrócił się od męża i wciągnął bokserki.
            – Co ci się stało w ręce?
            – Przewróciłem się. Upadłem na rękę i trochę spuchła. Boli jak jasna cholera.
            – Pokaż. – Wziął obie dłonie Sama w swoje i spojrzał na oba nadgarstki. Prawy był wyraźnie podpuchnięty, a mężczyzna miał trudności z wygięciem dłoni.
            – Auu. Nie aż tyle. – zasyczał na Gabriela, gdy ten zgiął za bardzo jego dłoń.
            – Przepraszam. Chyba będziemy musieli jechać z tym do lekarza.
            – Nie teraz. Najpierw kolacja. Zajmijmy się naszymi przyjaciółmi, czasem szczęściu trzeba dopomóc. – Dokończył szybko ubieranie, starając się nie nadwyrężać dłoni.
***
            Samael śmiał się głęboko z żartu opowiedzianego mu przez Micka. Spojrzał spod zmrużonych powiek na Cassandrę, która również nie mogła powstrzymać śmiechu.
            Gabriel i Garet siedzieli nieźle wkurzeni na swojego przyjaciela, a zarazem formalnego i nieformalnego brata. Opowiadał historię z ich dzieciństwa, która dla obu mężczyzn była dość krępująca. Mick, a właściwie to David, miał dar odgrywania w sposób komiczny tego co chciał opowiedzieć.
            – Nie mogę więcej, już nie mogę. – Cassandra płakała ze śmiechu, jedną ręką trzymała się za brzuch, a drugą ocierała łzy płynące po twarzy. Mick uśmiechnął się do niej szeroko.
            – I tak to z nami było. Oni zawsze wpadali w tarapaty…
            – A ty na nas kablowałeś. Prawie nic się nie zmieniło. – Dodał Gabriel i uścisnął dłoń Sama, którą trzymał prawie od początku spotkania, gdy tylko skończyli jeść.
            – Cass, poszlibyśmy na spacer? – Zapytał mężczyzna, skupiając całą swoją uwagę na kobiecie.
            – Hm, jasne. – Widział jak jego przyjaciółka się zarumieniła od spojrzeniem mężczyzny. Zresztą przez cały wieczór starał się nie spuszczać jej z oka. Adorował ją, a on pierwszy raz widział Cassandrę tak milczącą i zawstydzoną.
            Rozmowy nadal toczyły się przy stole do czasu opuszczenia przez dwójkę zainteresowanych domu Samaela i Gabriela.
            – No w końcu! To było trochę już dziwne! – Wykrzyknął Garet. – Cholera! Nie chcę w przyszłości patrzeć jak mój brat próbuje flirtować i umawiać się na randki.
            – Wiedziałem, że to cię wkurzy. – Gabriel zaczął śmiać się na widok miny Gareta. – Tak, tak,  wiem, że mnie kochasz.
            Nie mógł powstrzymać się od śmiechu widząc przekomarzania obu mężczyzn. Amanda również zaśmiewała się z ich rozgrywek.
            – Widać, że możecie ze sobą konie kraść. Jestem ciekawa ile jeszcze takich zawstydzających historii może opowiedzieć twój brat, kochanie. Podejrzewam, że kolejne uroczystości i spotkania będą niezwykle… urocze jeśli będziesz się tak pieklił. – Kobieta musnęła policzek Gareta i wyprostowała się w krześle.         
            Ich związek nie był napastliwy, nie całowali się nadmiarowo, ich gesty były delikatne, czułe. Widząc ich, czuł się zazdrosny. Chciałby tak mieć z Samaelem. Małe gesty, symbole, czułość, opieka i intymność. Potrzebowali na to czasu, a przynajmniej taką miał nadzieję.

            Cholerną nadzieję. Nie chciał by Sam ciągle go odrzucał. On też miał swoje uczucia.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Rozdział 16

Na wszystkie komentarze znajdziecie odpowiedzi pod poprzednim rozdziałem :) Udało mi się to jednak ogarnąć!
Miłego czytania i zapraszam do komentowania

Rozdział 16

Powoli wracała mu świadomość tego, gdzie przebywa. Nie sądził, żeby spał długo. Zresztą - Cass miała go obudzić po godzinie albo jak małe się obudzą. Sam ustawił budzik na półtorej godziny. Jako, że nie zadzwonił, na pewno minęło mniej czasu. 
Czuł ciepło po jednej stronie ciała, co go dziwiło, ponieważ wiedział, że Gabriel miał wrócić dużo później. Doprawdy dziwne.
– Hmm. – Przeciągnął się wydając z siebie głośny odgłos i ziewnął głęboko tuż po tym. 
– Małe śpią, już są umyte.– Cichy szept w uchu go zaskoczył. Otworzył oczy i spojrzał na Gabriela. 
– To która jest godzina? – Lekki uśmiech na twarzy męża zaniepokoił go.
– Dwudziesta druga. Cass poszła do domu, wcześniej zajmowała się małymi. Napędziłeś nam strachu.
– Przespałem... – zawahał się chwilę.– Cztery i półgodziny?! – Nie dowierzał, że tyle czasu poświęcił na spanie w dzień. Przecież spał w nocy…
– Najwyraźniej tego potrzebowałeś. Ostatnio wszystko było bardzo intensywne, a ty nie miałeś czasu wypocząć.
– To mnie nie usprawiedliwia. 
– A czy sen tego wymaga? – Przełożył dłoń przez klatkę piersiową Sama i przyciągnął go do siebie. – Chodź. Potulimy się przez chwilę. – Przekonywał męża kiedy poczuł, że ten zapiera się lekko ciałem. W końcu jednak mężczyzna przysunął się do niego i oparł głowę na jego ramieniu. 
– Powinienem zajmować się siostrami. – Powiedział z wyrzutem skierowanym do siebie. Nie powinien pozwalać sobie na takie lenistwo.
– I zajmujesz się nimi. Ale ty też masz ograniczone siły i potrzebujesz odpocząć. Sam, przecież widzę co robisz. Widzę ile pracujesz, jak się nimi opiekujesz, uczysz się na zajęcia i nie dosypiasz. W zeszłym tygodniu przez sześć dni siedziałeś po nocy w gabinecie i się uczyłeś.
– Skąd o tym wiesz? – Miał nadzieję, że udało mu się nie obudzić Gabriela, ponieważ mężczyzna o tym nie wspominał.
– Budzę się w nocy jak wychodzisz z łóżka. Przestajesz się we mnie wtulać i robi się chłodniej. Brakuje mi ciebie wtedy. Potem tylko sprawdzam czy nie śpisz w gabinecie. Robię to po to, żeby cię przenieść do łóżka, ale uczysz się tak uważnie, że nawet tego nie zauważasz. 
– Przyznaję się. 
– Wiem. – Nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się do usta. – Nie bądź dla siebie tak ostry bo się zajedziesz. A odpoczynek jest ci potrzebny tak, jak każdemu innemu. – Zaskoczył go lekki pocałunek, który wylądował na jego szczęce. Starał się nie pokazać tego po sobie, Samael jednak to zauważył. 
– Dziękuję. – Sam nie był w stanie określić uczuć szalejących przez jego serce. 
– Nie ma za co, a teraz idź pod prysznic, ja już byłem. – Lekki śmiech spowodował, że jego serce zadrżało. Chciałby trzymać Sama przez całą noc w swoich ramionach, nie wiedział tylko czy mężczyzna sobie na to pozwoli.
***
            Sam obserwował Gabriela gdy ten zagłębiał się w lekturze nowego tekstu. Pierwszy raz czuł się zaintrygowany miną męża, tym jak marszczył brwi, stukał końcem środkowego palca w bok zebranych kartek. Co jakiś czas jego twarz wygładzała się, a lekki uśmiech rozjaśniał jego twarz.
            – Co czytasz? – Nie mógł powstrzymać się przed zadaniem mu tego pytania.
            – Książkę mojego ulubionego autora – Johna Breena.
            – Coś o nim słyszałem, nie jestem pewien czy czytałem.
            – To ten, który w zeszłym roku zarzekał się, że już nigdy nic nie napisze.
            – Ale jednak udało ci się pozyskać jego nowy tekst. To korzyść z bycia wydawcą, co?
            – Nie będę zaprzeczać. – Szeroki uśmiech wykwitł na jego twarzy. Nie mógł się powstrzymać przed sięganiem po niektóre książki. Nic nie potrafił na to poradzić. – Jesteś jutro popołudniu wolny?
            – Tak, dlaczego pytasz? – Starał się być miły ale nie mógł czasem pozbyć się podejrzliwości
            – Garet chciałby nad odwiedzić ze swoją dziewczyną i bratem. Fajnie gdyby była Cassandra, zaproponowali spotkanie o szesnastej. Co ty na co?
            – Chcesz bawić się w swatkę dla Cass? – Od razu go przejrzał. Rumieniec, który wykwitł na twarzy męża jeszcze dobitniej mu to uświadomił. – Ha, ha, ha – nie mógł powstrzymać śmiechu wydostającego się z jego ust – na poważnie? Napiszę jej sms–a, żeby mogła się tego spodziewać.
            – A ja napiszę do Gareta, myślę, że to mógłby być dobry pomysł.
            – Zobaczymy. Mimo wszystko wiem, że nie zrobisz jej krzywdy. – Zaskoczone spojrzenie Gabriela dało mu dużo do myślenia. – Masz jakąś książkę, której jeszcze nie wydaliście, a którą mógłbyś mi polecić?
            – Lubisz thrillery?
            – Tak. I fantastykę, kryminały, książki popularnonaukowe.
            – Będę coś miał, co może cię zainteresować. Musisz mi dać jednak chwilę, pójdę po tę książkę do gabinetu i zaraz wracam.
            – Czyli mamy spokojny wieczór z książką, pod kołdrą. – Nie mógł nawet określić jak bardzo się z tego powodu cieszył. Uwielbiał takie spokojne wieczory, dające poczucie szczęścia.
            – Jeśli chcesz zrobić coś innego… – Cofnął się o krok do sypialni, patrząc na Sama.
            – Nie. To będzie… Idealne. Chyba obaj potrzebujemy odpoczynku. A to wydaje się być planem, o którym nie śmiałem wcześniej marzyć. – Starał się podnieść wzrok na Gabriela, jednak jego ręce naprawdę wydawały się bardziej interesujące. Już po chwili poczuł ciepły pocałunek na policzku.
            – Chyba wiem, która książka może ci się spodobać. Zobaczymy czy dobrze trafiłem. – Cichy szept w jego uchu, ponowny pocałunek na policzku i ciepły uścisk ręki Gabriela na jego ramieniu był bardzo kojący. Pierwszy raz.
***
Samaela bardzo cieszyła możliwość spokojnego spędzenia czasu. W tym właśnie momencie, gdy leżał obok Gabriela w łóżku, przykryty kołdrą, z poduszkami podniesionymi na tyle wysoko by wygodnie się ułożyć – czuł się niezwykle zrelaksowany. Cała ta sytuacja kojarzyła mu się z intymnością, chociaż gdyby miał podać powód dlaczego tak sądzi, nie mógłby tego zrobić. 
Odchylił zebrane kartki na kolana i przymknął oczy, przecierając je lekko.
– Chce ci się spać? 
Pytanie zadane przez Gabriela lekko go zaskoczyło. Z jednej strony wiedział, że jego mąż leży obok niego, z drugiej jednak ta milcząca obecność stała się czymś zupełnie zwyczajnym. A to było dla niego najbardziej niezwykłym uczuciem.
– Trochę, jestem wykończony i najchętniej to przespałbym pół kolejnego dnia. 
– Zawsze możesz to zrobić.
– Nie mogę, muszę iść do pracy.
– Ale ja tylko przyjdzie weekend możesz spać do oporu, dopóki się nie wyśpisz. 
– Być może tak zrobię. Nie dam rady cały czas funkcjonować na pełnych obrotach.
– Cieszę się, że w końcu to zauważasz. Jak książka?
Nie wiedział jakim cudem mężczyzna wybrał książkę, która tak strasznie mu się spodobała. Wciągnął się tak, że w przeciągu dwóch godzin przeczytał ponad sto stron tekstu w formacie a4, który jak podejrzewał nie przeszedł jeszcze żadnej korekty.
– Jest rewelacyjny. Najchętniej nie poszedłbym dzisiaj spać, żeby wiedzieć jak się kończy, ale zarazem wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić. To frustrujące. – Nie kontrolując się całkowicie, wyrzucił ręce do góry chcąc zobrazować uczucia, które się w nim kłębiły. – Język tego autora...Wszystkie te obrazy mam w głowie, nie mogę się ich pozbyć. Cholernie obrazowo pisze. I to chyba podoba mi się najbardziej.
– W takim razie zostanie wydany. 
Spojrzał na męża w niedowierzaniu. Czy on się przesłyszał? 
– Jak to?
– Nie miałem czasu jeszcze sięgnąć po ten tekst, ale widzę jak szybko ci idzie. Autor będzie debiutantem, sama twoja reakcja jest dla mnie potwierdzeniem, że warto się nim zainteresować, pomóc mu w spełnieniu marzeń. 
– I stwierdzasz to po tym, że przeczytałem ponad sto stron?
– Twoja reakcja wystarczy. Czasem każdemu zdarza się przegapić bestseller tylko dlatego, że jest debiutującego autora. Większość nie chce im dawać szansy, a jednak każdy od czegoś zaczynał. 
– Tylko na tej podstawie postanowiłeś wydać jego książkę?
– Dla mnie to wystarczy.
– Chodźmy lepiej spać, postanowisz wszystko jutro. 
Nie mógł powstrzymać rumieńca, gdy położył się niżej, wcześniej odkładając książkę na półkę, a już po chwili nad nim wisiał Gabriel.
– Pogódź się z tym Sam. Czasem twoja rekomendacja wystarczy po to, bym coś opublikował. Widziałem to jak nie mogłeś się oderwać. To jak szybko wertowałeś strony, a zarazem zauważyłem, że nie przegapiłeś ani jednego słowa. Tak samo jak ja się wypowiem w sprawie budowy, jeśli o cokolwiek mnie zapytasz. Tego chciałbym dla nas obu. Wzajemności Sam. Nie życia obok siebie, z dala od siebie. Chcę ciebie Samaelu. Nie kogoś innego. Chcę cię poznać, pragnąć i kochać. Marzę również o tym, żebyś pozwolił sobie w końcu na odwzajemnienie tego uczucia, żeby miało możliwość w ogóle zakwitnąć.
Słysząc te słowa zamarł. Czuł jak ciepło rozlewa się po jego ciele. Spojrzał w oczy męża i poczuł się tak, jak gdyby Gabriel obdarł go z ciała i mógł go przejrzeć na wylot. To było tak dziwne… Mimo początku ich związku, który był taki, a nie inny, teraz mężczyzna zachowywał się tak, jak tylko mógłby sobie wymarzyć w najskrytszych marzeniach. I to go dezorientowało, doprowadzało do wściekłości. Wcześniej nie zamierzał pozwolić na to, by między nimi powstało jakieś uczucie. Chociaż nadal wydawało mu się, że to za duże słowa. Niestety łapał się na tym, że coraz częściej zaczyna myśleć o Gabrielu jak o mężu, o partnerze, który mu pomaga. Na to również się złościł, nie rozumiał tego, jak mógł temu mężczyźnie zaufać. A jednak wszystkie te zmiany po prostu się działy. Nie umiał ich powstrzymać.
Planował się złościć, wściekać ile tylko da radę. Chciał, żeby ich życie przez te pięć lat było koszmarem dla Gabriela, ale nie potrafił tego zrobić. Ta misja była strzałem w stopę. Tym bardziej nie mógł tego kontynuować w takich okolicznościach jakie zastał. To już nie były tylko jego wyobrażenia tego co się będzie działo. Tu i teraz działa się rzeczywistość, a on nie potrafił wkurzać się na człowieka, który był dla niego dobry. Nic innego. Nie traktował go źle. Opiekował się nim i jego siostrami w miarę swoich możliwości. Na dodatek zatrudnił Cassandrę, mimo iż mógł tego nie robić.
Przymknął powieki by dać sobie czas na jeden, drżący oddech. Słowa Gabriela wywołały w nim bardzo silną reakcję. Ponownie spojrzał w oczy męża i przysunął się bliżej do niego. Pocałował Gabriela, od razu pogłębiając pocałunek i nie dając im obu czasu na zastanowienie czy to, co  kusi jest dobrym pomysłem.