niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 5

 Zapraszam na kolejny rozdział :) Komentarze mile widziane :)
Rozdział 5
         Trzy dni później Samael ponownie siedział w gabinecie Gabriela. Był niespokojny. Na dodatek jego przyszły mąż się spóźniał. Jednak Katy miała polecenie wpuścić go i zrobić mu dobrej, mocnej kawy.
            – Ciekawe skąd wiedział, że nie śpię po nocach. – Wymruczał do siebie pod nosem i upił łyk najwspanialszej kawy, jaką kiedykolwiek miał w ustach. Musiał zatrudnić opiekunkę na stałe, Cassandra nie chciała od niego pieniędzy, a jemu robiło się głupio, gdy cały czas musiał ją prosić o pomoc.
            Tym razem wziął siostry na spotkanie. Miał cichą nadzieję, że dzięki temu może mężczyzna nie zdecyduje się na ślub z nim. Wiedział jednak, że tak się nie stanie. Decyzja, została przez nich już dawno podjęta. Przymknął oczy i pomasował skronie, które pulsowały bólem. Jeżeli tak miało wyglądać jego dalsze życie, to nie chciał go sobie wyobrażać.
            – Przepraszam, że tak długo czekałeś. Moje spotkanie się przedłużyło. – Obrócił się w stronę Gabriela i przyjrzał mu się. Starał się, naprawdę się starał nie nastawiać negatywnie. Jednak nie potrafił powstrzymać swoich emocji. Od razu jego złość i frustracja wzrosła. Tak po prostu, instynktownie, w oporze na całą sytuację, która miała miejsce.
            – Za nie całą godzinę muszę wracać do firmy.
            – Nie jesteś w stanie tego przełożyć? – Samael poczuł jak wściekłość, która w nim pulsowała, zagroziła wybuchem.
            – Co ty sobie myślisz, do jasnej cholery? Spóźniasz się, a potem prosisz, żebym zawalił swoje spotkanie, bo musisz porozmawiać. Mogłeś skończyć wcześniej.
            – Nie złość się. Zapytałem tylko. Możemy umówić się na później. – Zerknął w stronę wózka. – Widzę, że twoje siostry smacznie śpią.
            – Mają szczęście pod postacią niewiedzy.
            – Tak, to prawda. Wściekasz się na mnie?
            – Dziwisz się? – Samael nie chciał z nim rozmawiać. Złościł się na to, że jest do tego zmuszany – do umawiania się na spotkania, podpisywania intercyzy, tych wszystkich szczegółów, które powodowały u niego poczucie nadmiernego, intensywnego stresu i lęku.
            – Nie, ale nie obarczaj mnie całą winą za tę sytuację.
            – Próbuję to wszystko zrozumieć, ale nadal nie mogę pojąć twojej motywacji. Nie wiem czemu chcesz wziąć ślub – dodatkowo z nieznajomym mężczyzną. Nic nas nie łączy, nie znamy się.
            – Nie ma czego tłumaczyć. Ja potrzebuję męża, którego wszyscy nie będą brali za przykrywkę, a ty nie masz z czego spłacić długu. Nasze motywacje się zazębiają.
            – Gówno prawda. Dobrze o tym wiesz. Czego oczekujesz?
            – Ustaliłem datę naszego ślubu. Odbędzie się za dwa i pół tygodnia. Niczym nie musisz się martwić. Po prostu pojaw się w urzędzie stanu cywilnego o 15, w garniturze oczywiście. I tyle.
            – Co z intercyzą?
            – Przeczytałeś ją? – Gabriel uważnie obserwował swojego przyszłego partnera i nie przeoczył jak jego ramiona spinają się jeszcze bardziej niż wcześniej. Jego wzrok kierował się na siostry, palce zaciskały się w pięści i rozluźniały naprzemiennie.
            – Tak. Przyznaję, że nie rozumiem tego zapisu o kupnie mieszkania.
            – Jeżeli ją podpiszesz, twoim obowiązkiem będzie zachowanie domu w celu wynajęcia go. I kupno mieszkania, by twoje siostry miały zabezpieczenie majątkowe. Jeżeli będzie cię na to stać, to nawet dwóch mieszkań.
            – Nadal nie rozumiem.
            – Ślub będzie twoją spłatą. Będziesz moim mężem, a twoje siostry będą moją rodziną. Chcę by były zabezpieczone finansowo na przyszłość.
            Samael wpatrywał się w niego bez słowa. I kiwnął głową.
            – Powinniśmy podpisać trzy egzemplarze. Po jednym dla nas i dla prawnika.
            – Czy po to też musimy umawiać się do prawnika? – Wiedział, że był ironiczny w stosunku do Gabriela, ale nie zamierzał być przymilnym partnerem. Nie w takich okolicznościach.
            – Nie, wystarczy, że Katy będzie świadkiem podpisania intercyzy bez przymusu.
            – Masz tupet. – W jego głosie słychać było agresję.
            – Zawołam ją. – Nim się obejrzał, sekretarka jego partnera – bo chyba tak go powinien teraz nazywać – weszła do gabinetu by podpisać się jako świadek. Chciał to mieć jak najszybciej za sobą. Spojrzał na wszystkie trzy egzemplarze, rozłożone tak, by każdy z nich miał łatwą i szybką możliwość podpisu. Nie upłynęła minuta, a on był zawiązany kontraktem ze swoim przyszłym mężem. W co on się do jasnej cholery wpakował?
***
Samael nie wiedział, kiedy minęły mu kolejne dwa tygodnie życia. Zostały mu trzy dni do momentu, w którym miał zostać mężem Gabriela Barnesa. Nadal ta wiadomość do niego nie docierała. Zresztą – od tej pory nie spotkał się z mężczyzną, mieli zobaczyć się dopiero przed urzędem stanu cywilnego, a zaraz potem zamieszkać ze sobą. Na piątek była umówiona firma transportowa, która miała przewieźć wszystkie jego najpotrzebniejsze rzeczy. Pokój jego sióstr był podobno zrobiony – jedynie ubranka miały zostać dostarczone przez niego. Najbardziej przerażało go to, że miał od razu zacząć sypiać ze swoim mężem. Tak było w umowie.
Stał właśnie nad planami budowy, które objaśnił mu kierownik. Jednak jego myśli plątały się w zupełnie innym kierunku. Mało co pamiętał z przedstawionych mu informacji.
– Szefie, właściciel budynku przyjechał. Chciałby się z panem zobaczyć. – Sam starał się nie okazać zdziwienia. Zostało mu już niewiele do dokończenia. Dzień lub dwa pracy i być może tyle samo na sprzątanie.
– Zaraz do niego pójdę. Jean, jakbyś mógł – przekaż mu, że pojawię się do pięciu minut. – Nie zamierzał lecieć na każde zawołanie Gabriela. Musiał poukładać sobie wszystko w głowie. Mężczyzna miał pojawić się za dwa dni, by zobaczyć ukończony budynek. Nie spodziewał się go już teraz. Po chwili usłyszał za sobą jego głos.
– Unikasz mnie, Samaelu? – Przymknął oczy. Czy ten mężczyzna musiał go prześladować?
– Pracuje. Ty również powinieneś, z tego co mi wiadomo. – Nie zamierzał się tak łatwo poddawać.
– Zaplanowałem swój czas tak, by móc odwiedzić swojego przyszłego męża w pracy.
– Mów tak dalej, to może ci uwierzę. Przeszkadzasz mi w pracy.
– Budujesz dla mnie. Obróć się do mnie, proszę. – Głos Gabriela był cierpliwy. Wiedział, że już i tak dostatecznie długo zachowywał się niekulturalnie.
– Nie mogę o tym zapomnieć. Uwierz mi. Choćbym chciał.
– Przyjechałem ustalić z tobą pewne rzeczy dotyczące ślubu. – Samael odwrócił się gwałtownie.
– Zostały trzy dni, zaledwie tyle. A ty teraz chcesz coś uzgadniać?
– Sam, nie kłóć się ze mną. Nic ci to nie da. I tak weźmiemy ślub. Niezależnie od tego, jak będziesz się zachowywać.
– Niedawno straciłem ojca, a ledwie pół roku wcześniej matkę. Mam wziąć ślub z tobą, opiekuję się siostrami, pracuję i staram się studiować. Myślisz, że jak będę się zachowywać? Mam być grzeczny i milutki, bo tego oczekujesz? Nie licz na to! Mam za dużo na głowie by jeszcze być dla ciebie takim, jak tego chcesz. Nie znasz mnie, nie wiesz co lubię, czego pragnę, jakie mam marzenia i plany. A jednak będziesz moim mężem. Myślisz, że tak łatwo mi przejść nad tym do porządku dziennego? Jesteś świadom, ile zmian zapadło w moim życiu przez ostatnie trzy miesiące? A ty chcesz więcej i więcej. Nie jestem w stanie dać z siebie niczego więcej! Powiedz to co masz powiedzieć i pozwól mi na to, bym mógł jeszcze chociaż trochę wykorzystać te trzy ostatnie dni.
Gabriel zbliżył się do niego bez słowa, obserwował jego oczy, nos i wąskie usta. Musiał przyznać przed sobą, że mężczyzna miał coś w sobie. Być może w innej sytuacji mógłby zwrócić na niego większą uwagę, umówić się na randkę, ale teraz…
Zwrócił uwagę na to jak porusza się ciało mężczyzny – leniwym tempem człowieka pewnego siebie, mającego duże możliwości.
Nie spodziewał się uścisku na tyle swojej czaski i gwałtownego pocałunku na ustach. Zamarł na chwilę, nie wiedząc jak powinien się zachować – oddać pocałunek czy też odepchnąć partnera od siebie. Nim jednak zdążył do końca świadomie podjąć decyzje, jego ręce zacisnęły się na płaszczu mężczyzny, starając się go odepchnąć.
– Nie taki diabeł straszny, kochanie. Dobrze było to zrobić, co? W końcu powiedziałeś to co myślisz.
– Idź do diabła. W tym momencie nie chcę cię widzieć.
– Musimy ustalić…
– Zrób to sam, nie interesuje mnie nasz ślub. Chcę mieć na nim jedną osobę, nikogo więcej.
– Wiesz, że potem będziemy mieć uroczysty obiad? Chcesz zaprosić tylko jedną osobę?
– Już ci odpowiedziałem. Pracuję. Przeszkadzasz mi w ukończeniu twojego budynku. Zarazem chcesz szacunku, sam skreślając swoje szanse na to. Czego oczekujesz? Mam cię kochać i całować cię po stopach, bo tego oczekujesz? Nie licz na to, Gabrielu.
– Sam… – Nie mógł patrzeć na tego mężczyznę. Nie chciał tego. Odwrócił się.
– Zostaw mnie, proszę. Uszanuj moje trzy dni. Tylko tyle i aż tyle.
– Sobota, o piętnastej. Pamiętaj. Nie spóźnij się.
– Proszę, idź sobie. – Nie odwrócił się dopóki nie usłyszał oddalających się kroków mężczyzny. Oparł głowę o ścianę. Nie tak wyobrażał sobie to wszystko.
– Gubię się w tym wszystkim. Nie wiem jak mam o nie zadbać. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? – Wyszeptał do siebie. – Przepraszam.
***
Gabriel nie mógł powstrzymać chęci by odwiedzać swojego przyszłego męża. Chciał go obserwować, wiedzieć co powoduje u jego partnera szybsze bicie serca. Nie zamierzał być dla niego bezduszny – nie interesować się nim. Zarazem jednak chciał posiąść jego ciało, które wzbudziło w nim od dawna nieodczuwane pragnienie. Chciał poznać każdą reakcję Samaela na jego dotyk. Mężczyzna go zafascynował.
            Nie dziwiły go reakcje przyszłego męża na jego osobę, miał jednak nadzieję, że z biegiem czasu uda im się wypracować kompromis. Nie chciał pustego małżeństwa, gdzie oboje będą żyć obok siebie, tylko po to by wypełnić kontrakt. Chciał poznać Samaela, znać jego zwyczaje i nawyki. Nie pragnął tego, by ich związek był bezosobowy i chłodny.         
            Miał jednak świadomość, że uzyskanie tego będzie wymagało od niego dużo pracy. Najważniejsze jednak było zaufanie, a tego nie mógł oczekiwać zbyt szybko. Od Sama czuć było złość, a może i nienawiść kierowaną do jego osoby.
            Zastanawiał się nad swoją motywacją do tego ślubu. Nie przemyślał do końca tej decyzji, gdy proponował mężczyźnie związek. Od razu z pełnej pary. Zawsze starał się zachowywać racjonalnie, widząc jednak Samaela, nie potrafił się do tego zmusić. Chciał mężczyzny przy swoim boku, a układ z jego ojcem tylko mu to umożliwił.
            Miał w sobie pewną wątpliwość czy zgodzi się on na jego propozycję. Gdy Samael zadzwonił… Z jednej strony zdenerwowało go to, że od razu się rozłączył. Z drugiej jednak poczuł dreszcz ekscytacji na to, jak będzie wyglądało jego życie przez kolejne pięć lat. Co się z nim działo? Gdzie podziała się jego racjonalność?
***
            Trzy dni później Samaelowi wszystko leciało z rąk. Rozlał mleko dla jednej z sióstr, uderzył piszczelą o kant krzesła, potknął się co najmniej kilka razy – na dodatek prawie rozwalił głowę potykając się na skarpetce Liz, którą zgubiła w przedpokoju, gdy czołgała się tyłem. Ten dzień stanowczo nie należał do jego najlepszych.
            – Sam? Gdzie jesteś? – Słyszał jak Cassandra zerka najpierw do salonu, potem kuchni i dopiero potem kieruje swoje kroki do jego sypialni. – Dajesz sobie radę?
– Nie, i dziwnie się z tym czuję. Nie wiem czy będę w stanie to zrobić.
– Pomyśl, że jedyną korzyścią jest to, że zawsze się możesz rozwieść, na dodatek to tylko w myśl prawa. I tylko tyle. Nie wiem jak jeszcze ci pomóc.
– Pięć lat, Cass. Tyle muszę wytrzymać. Ten facet to jakiś psychol, jeszcze zrozumiałbym rok… Ale taki okres jest dla mnie nie do pomyślenia.
– Nie mogłeś negocjować? – Podszedł i potarł palcem zmarszczkę na czole przyjaciółki.
– Nie myśl, że nie próbowałem. Jakoś dam radę, to tylko tyle i aż tyle. Nie zamierzam w końcu spędzić z nim całego życia.
– Martwię się o ciebie. – Czuł się dzisiaj tak, jakby odbierał od niej wszystkie fale przemożnego smutku i frustracji, że nie mogą znaleźć wyjścia z sytuacji.
– Dziękuję ci za to. Nadal myślę czemu byłem tak głupi, by zerwać naszą przyjaźń. – Pomasował się po klatce piersiowej, przerażenie ściskało mu pierś.
            – Pogadamy o tym, jak miną ci wszystkie stresy. Teraz mnie potrzebujesz. – Spojrzał na kobietę, podszedł do niej i przytulił się do niej.
            – Byłem durniem i dobrze o tym wiesz, nie traktuj się tak przedmiotowo, bo ja nie zamierzam tego robić. Zależy mi na tobie i naszej przyjaźni. – Nim się obejrzał z oczu kobiety leciały łzy.
            – Poznałam kogoś Sam, zakochałam się. – Uśmiechnął się na te słowa, cieszył się, że chociaż jej się udało, chociaż…
            – To dlaczego przez to płaczesz? – Potarł lekko jej ramiona próbując dodać otuchy, sam jednak czuł się w całej tej sytuacji zagubiony.
            – On… Michael, bo tak się nazywa, ma dziewczynę. Zerwał z nią, a właściwie chciał to zrobić, mówił, że od dłuższego czasu im się nie układa, kłócą się co chwile. Nie chciałam tego Sam, nie chciałam się w nim zakochać, a jednak nieświadomie to zrobiłam. Oddałam mu serce, a on? Z drugiej strony mu się nie dziwie. Nie żądam tego, nic więcej nas nie łączy. Był z nią rok, czasem przecież takie związki się nie udają. – Cassandra z nerwów dostała słowotoku, a on nie rozumiał tego co ona do niego mówiła. Myśli plątały mu się między tym, co mówi przyjaciółka, a tym co czekało go już za kilka godzin.
            – Nie rozumiem Cass, mów trochę jaśniej. – Przyjaciółka wtuliła się w jego ramiona, a szloch wstrząsnął jej ciałem, nie potrafiła go powstrzymać. – Co się dzieje kochanie?
            – Ona jest w ciąży, na samym początku, ale jednak… I on… on jej nie zostawi… Wiem, że to dobrze…  – Łapała gwałtowne oddechy między słowami, płacząc jeszcze większymi łzami – Ale nie radzę sobie z tym… Dlaczego – próbowała oddychać – to przydarza się właśnie mnie..?
            – Oddychaj, spokojnie, razem ze mną… – Spoglądał na przyjaciółkę, która wprowadziła się w lekki stan hiperwentylacji. Dopiero po chwili zrobiła tak jak ją prosił i zaczęli oddychać razem, w tym samym, wolnym tempie. – Cass, nie wiem co ci powiedzieć. To jest tak chu… – Ugryzł się w język, miał nie przeklinać, pilnować się. – Cholernie ciężka sytuacja, że nie wiem co bym ci mógł doradzić. Czy mogę ci jakoś pomóc? Coś dla ciebie zrobić?
            – Najchętniej poprosiłabym cię, żebyś nie wychodził za maż, ale nie ma takiej możliwości. Nie spowodujesz też, że ona przestanie być w ciąży, że będę tworzyć szczęśliwy związek. Nie mamy takiej mocy sprawczej, a szkoda. Nie sądzisz? – Kiwnął jej potwierdzająco głową i wytarł  ostatnie łzy z policzków, po czym podszedł do komody po chusteczki. – Dzięki. – Obserwował jak jego przyjaciółka próbuje się uspokoić, nie chcąc dokładać mu kłopotów. – Nie wiem jak ty sobie z tym wszystkim radzisz. Nie wiem czy ja bym potrafiła. To, co ci się przytrafiło to o wiele za wiele.
            – Cass, do mnie to nie do końca dociera. Od kilku tygodni czuję się, jakbym żył w jakimś pieprzonym Matrixie – i tyle było z jego postanowień. – Dzieje się tak dużo, że nie wiem czy chcę nad tym wszystkim rozmyślać, nawet… To zabrzmi okropnie, ale nie mam jak opłakać ojca. Chcę to zrobić, czuję taką potrzebę, a zarazem gdy już mam na to chwilę… Odczuwam jedną wielką blokadę. Moje życie toczy się wokół sióstr, pracy, studiów, budowy dla tego palanta. Oraz wszystkich innych umów i planów, które już zostały podpisane, a ja nie mogę się z nich wycofać, przy budowie których będę się uczył tego, czego chciałem uniknąć. Nie zamierzałem przejmować firmy ojca, chciałem robić coś zupełnie innego. To jakiś pieprzony chichot losu.
            Przyjaciółka tylko obserwowała jak zataczał kółka po pokoju, dając upust swoim emocjom. Nie dziwiła jej jego złość, frustracja. Nadal pamiętała awanturę z jego ojcem, gdy Sam przyznał się do bycia gejem. Słowa ojca, przyjaciela, o tym, że gej nie będzie zarządzał JEGO firmą, że może sobie to wybić z głowy. Bo co sobie pomyślą ci wszyscy robotnicy?
            Efekt był jednak zupełnie inny. Wiedziała, że Sam chętnie oddałby odpowiedzialność komuś innemu. To jednak nie było możliwe, był zbyt odpowiedzialny za to, by odsprzedać obcemu człowiekowi firmę budowaną przez jego ojca przez lata. Może i jakiś czas zajmie mu nauczenie się pewnych aspektów, zapewne zmieni studia, jednakże efekt będzie taki, że nadal będzie zarządzał i prowadził ową działalność.
            – O której musisz się zacząć szykować? – Zapytała w końcu, gdy tylko oboje się uspokoili.
            – Za dwie godziny. – Spojrzał na nią i spuścił głowę, ukrył ją w dłoniach. – Co on najlepszego zrobił? – Nim się obejrzała, klęczała na podłodze obok przyjaciela, który był jedną wielką kupką nieszczęścia. Wszystkie problemy będą musieli rozwiązać powoli.

niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 4

Kolejny rozdział przed wami. Jestem ciekawa waszych wrażeń :)
Zadziwiające dla mnie jest to, że to już 4 rozdział, nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Aktualnie piszę rozdział 13. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się go dokończyć i napisać 14 (ha, teraz mam dodatkową motywację, skoro to tutaj napisałam :)). Przyjęłam plan – jeden rozdział tygodniowo. Nie zawsze mam możliwość skończyć je w danym tygodniu – tak jak teraz, wtedy trzeba dołożyć wszelkich starań by to nadgonić :D
Miłego czytania!

Rozdział 4

         Ranek przywitał Samaela tępym bólem głowy. Na szczęście świat przestał wirować mu przed oczami i nie miał problemów z utrzymaniem się w pionie.
         Zanim zszedł do kuchni zerknął do pokoju sióstr, nie widząc ich tam, udał się do kuchni, gdzie starały się raczkować wydając przy tym głośne dźwięki.
         – Hej, co robisz? – zapytał, mimo iż doskonale widział gotującą się zupę. Zmarszczył brwi, zastanawiał się czy nie wynieść sióstr z kuchni, by nic im się nie stało.
         – Czym je do tej pory karmiliście? Robiliście im zupki, prawda?
         – Eee, no wiesz… – Zawstydził się tym, że z ojcem się tym nie zajęli i dopiero przyjaciółka uświadomiła mu, że to już ten etap gdzie powinien zacząć to robić.
         – Ubierz się w coś, co można szybko wyprać. Podejrzewam, że będziemy cali w tym jedzeniu. – Cassandra roześmiała się z jego miny. – A ty potem pięknie to posprzątasz.
         – Brzmi przerażająco. – Jego stwierdzenie odnosiło się do wszystkiego, co wydarzyło się w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Jednak o tym Cassandra jeszcze nie wiedziała.
         – Opowiesz mi, co się stało wczoraj, że wróciłeś pijany do domu?
         – Muszę cię za to przeprosić… Nie powinienem był zostawiać małych tobie pod opieką. – Widząc zbolałą minę przyjaciółki musiał się i z tego wytłumaczyć. – To znaczy… Kurwa, nawet wysłowić się nie umiem. Mózg mi staje w poprzek. Powinienem był przyjechać do domu i się nimi zająć, mogłaś mieć swoje plany.
         – I miałam, Sam.
         – Musiałaś je przeze mnie odwołać, a ja zachowałem się jak dupek, nie uprzedzając, że zniknę na tyle godzin. – Wziął jedną z sióstr na ręce i pobujał ją chwilę w ramionach, tłumacząc się dalej.
         – Masz rację. – Cassandra wiedziała, że coś się stało. Dała mu jednak tyle przestrzeni, ile tylko mogła, by sam jej o tym opowiedział.
         – Dziękuję. – Powiedział ironicznie, ale uśmiechnął się do niej, niepokoiła ją jego twarz. Wydarzyło się coś, co w ciągu zaledwie jednego dnia, znowu dodało mu kilka lat. – Chciałem sprzedać wszystko co mam, by chociaż częściowo pokryć długi. Chciałem sprzedać dom, cokolwiek. Ale ten człowiek… Miał już swój plan na nasze spotkanie. – Pochylił się i położył siostrę na podłodze tak, by ta mogła raczkować.
         – Jaki plan? O czym ty mówisz? – Widząc jak twarz przyjaciela zmienia się, podeszła do niego i przytuliła go. Czuła podskórnie, że wydarzyło się coś niedobrego, chciała wiedzieć co takiego miało miejsce.
         – On… Gabriel Barnes zaproponował mi małżeństwo, w zamian za wycofanie się z długu. Cass, ja – w tym momencie głos mu się załamał i wtulił twarz w jej ramię. Słyszała jak głośno oddychał. Zaczęła głaskać go po głowie i plecach starając się go uspokoić – nie stać mnie na to by go spłacić, nie mam pojęcia co mam robić. – W tym momencie ścisnął ją mocniej.
         – Ale jak to? Małżeństwo, że jak? O co temu psycholowi chodzi? – Nie dowierzała w to, co usłyszała. Nie mogła tego zrozumieć. Coś się za tym wszystkim kryło, tylko nie wiedzieli jeszcze co.
         – Jeżeli się zgodzę, będę jego mężem przez pięć lat. W tym czasie nawet jeżeli się w kimś zakocham, nie będę mógł z nim być, spotykać się czy cokolwiek innego. Jeśli to zrobię będę musiał spłacić trzy czwarte długu. Mam z nim… – przełknął ślinę – regularnie sypiać, przed innymi odgrywać kochającą się parę. Mamy żyć jak zwykłe małżeństwo… Ale z całym kontraktem i brakiem uczuć w tle.
         – Sam, o czym ty do mnie mówisz? Ja tego po prostu nie rozumiem. – Powinna być dla niego wsparciem, ale w tym momencie komórki w jej mózgu były przeciążone informacjami. Była w szoku na wieść o propozycji, jaką dostał jej przyjaciel.
         – O tym, że mam się sprzedać, a moją cenę podpisał mój ojciec. Bo inaczej nie można tego określić. – W tym też momencie chłopak cofnął się z jej ramion, siadł na najbliższym krześle, skulił się na nim i rozpłakał się zakrywając dłońmi twarz. – Nie wiem co mam robić Cass, to mnie przerosło. Ja po prostu…
         – Szyyy spokojnie, popłacz jeśli tego potrzebujesz, ja tu jestem. – Cofnęła się tylko po to, by wyłączyć zupę, żeby się nie przypaliła i przytuliła do swojego brzucha głowę przyjaciela. Głaskała delikatnie jego włosy, słuchała tego jak płakał i w myślach wyklinała wszystko na czym świat stoi.
         Nagle, gdzieś dalej rozległ się płacz. Sam zerwał się na równe nogi i pobiegł do salonu kierując się płaczem dziecka. Rozróżniał już płacz sióstr. Podejrzewał, że to Mary zrobiła sobie krzywdę. Wpadając do salonu rzeczywiście zobaczył ją płaczącą przy nodze od stołu. Jej czoło było mocno zaczerwienione, w jednym miejscu pojawiła się kropla krwi. Chociaż tyle, że nie zrobiła sobie większej krzywdy.
         Na płacz siostry zareagowała również Liz, zaczynając tak jak i ona płakać. Spojrzał bezradnie na Cassandrę.
         Złapała się na tym, że boi się spojrzeć w twarz przyjaciela, wiedząc co na niej ujrzy. Czytała z niego jak z książki: płacz sióstr, krzywda Mary, śmierć matki i ojca, dług i propozycja ślubu były dla niego zbyt dużym obciążeniem. Sama zastanawiała się, jak do tej pory dawał sobie z tym wszystkim radę. Codziennie dochodziły coraz to nowsze zdarzenia nie napawające optymizmem, a mimo to Samael radził sobie jak mógł.
         Wzięła Liz na ręce próbując ją uspokoić i patrzyła jak Sam robi to samo z drugą siostrą. Musiała go zapytać.
         – Co zamierzasz zrobić? – Jednak bała się usłyszeć odpowiedź na zadane pytanie.
         – Nie mam wyjścia. Muszę się zgodzić. Nie stać mnie na nic innego. – Ta odpowiedź złamała jej serce.
***
         Gabriel siedział w swoim gabinecie nad filiżanką kawy i zastanawiał się nad swoim zachowaniem dzień wcześniej. Zaproponował prawie nieznanemu mu mężczyźnie małżeństwo. Odbiło mu wtedy, miał jakieś zamroczenie umysłu, albo cokolwiek innego. Wiedział jednak, że to co mu zaproponował było słuszne.
         Kontrakt pomoże uregulować ich stosunki, zobowiązania i spłaty. Będzie miał chłopaka w większych ryzach, w ten sposób nie pozwoli na rzeczy, które zawsze mu się nie podobały. To była sytuacja idealna. Miał tylko cichą nadzieję, że Samael się zgodzi.
         – Samael – powiedział na głos, smakując jak jego imię brzmi na języku. Dobrze wiedział co oznacza jego imię, ich połączenie będzie dość intrygującym zbiegiem okoliczności.
         Mężczyzna nie miał zbyt dużego wyboru - mógł stracić wszystko, a i tak nadal spłacałby dług. Mógł też być jego, co wiązałoby się z dużo mniejszymi kosztami. Przynajmniej tak mu się wydawało. Doskonale wiedział co dla mężczyzny będzie kwestią dyskusyjną.
         Miał swój dom i kilka wolnych pokoi, które z czasem mógł zająć mężczyzna z siostrami. Mógł zapewnić im dostatnie życie w zamian za kilka miłych chwil spędzonych razem. Chciał aby chłopak dalej prowadził swoją firmę. Ale na te wszystkie szczegóły będą mieli jeszcze czas.
         Spojrzał na swoją sekretarkę, która właśnie weszła do jego gabinetu.
         – Przyszedł umówiony z panem autor.
         – Wprowadź go proszę. Będę ci wdzięczny za dwie kawy.
         – Oczywiście panie Barnes. – Już miała wychodzić, gdy poprosił o to by następnego dnia umówiła go na lunch z prawnikiem. Musiał się przygotować i mieć konkretne informacje na spotkanie z Samaelem. W głębi duszy wiedział, że chłopak zgodzi się na jego warunki.
         Teraz jednak powinien się skupić na pracy, ponieważ dzięki temu nie będzie myślał o pewnym młodym mężczyźnie.
***
         Samael spacerował z siostrami w wózku, po parku. Miał w końcu chociaż chwilę wytchnienia. Mógł pozbierać myśli po wszystkim co przydarzyło się w przeciągu kilkunastu ostatnich godzin.
         Było dość zimno, jesień w tym roku była wyjątkowo zimna. Arktyczne powietrze przeszywało kości, drażniło każdy odsłonięty zakamarek ciała. Mimo to jego siostry po początkowym gaworzeniu, poddały się zmęczeniu po całym dniu zabawy.
         Sam chodził wąskimi uliczkami parku zastanawiając się nad tym, jakie konsekwencje będzie miała jego decyzja. Nie był pewny tego, czy postępuje dobrze. Nie chciał tego. Rozważał w głowie wszystkie możliwe za i przeciw. Obu było równie wiele.
         Usiadł na najbliższej ławce i przyciągnął wózek bliżej. Spojrzał na zarumienione policzki sióstr i poprawił im koc spoczywający na śpiących ciałkach. Rozmyślanie o całej sytuacji nie pomagało mu pozbyć się złych myśli.
         Nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość. Miał skończyć studia, jego siostry miały rosnąć pod okiem matki i ojca. Nigdy by nie pomyślał, że stanie się dla nich głównym opiekunem, a na dodatek, że wyjdzie za mąż. To wszystko było tak niespodziewane, że obawiał się iż żaden scenarzysta by tego nie wymyślił. Nie w takim tempie.
         – Musimy iść na zakupy, Cass nauczy mnie gotować i wtedy będę wam robić te wszystkie okropne przecierki. – Uśmiechnął się, widząc zaciśnięte piąstki sióstr. Chciałby spać w ten sposób, nie wiedząc o tym co się dzieje.
         Nie chciał by jego siostry, jeśli zgodzi się na ten kuriozalny pomysł, przywiązały się do Gabriela, by pod jego okiem uczyły się chodzić, bawiły się i rozwijały. Jeśli tak dalej pójdzie – ten obcy mu mężczyzna będzie widział jak ząbkują, może opatrzy ich zranione kolana. Będzie je tulił, opiekował się nimi, ścierał im łzy i kołysał je do snu.
         Wszystko to, o czym myślał, budziło jego przerażenie i nie widział jak się w tym odnaleźć. Wyciągnął wizytówkę mężczyzny z kieszeni i spojrzał na numer.
         – Cholera jasna, niech cię szlag trafi.
***
         Gabriel czekał już tydzień na telefon i zaczynał się denerwować. Samael do tej pory się nie odezwał, a myślał, że zajmie mu to najwyżej pięć dni. Wiedział jednak, że budowa została wznowiona i wszystko zmierzało ku końcowi. To i tak nie zmniejszało jednak długu mężczyzny, mógł podjąć tylko jedną decyzję i doskonale o tym wiedział.
         Przez cały czas nie mógł skupić się na pracy i zastanawiał się, czy uda mu się osiągnąć to, co sobie założył.
         Musiał sprawdzić budowę, skoro mężczyzna się do niego nie odzywał. Powinien w tym wypadku sam się do niego pofatygować. Zamierzał się z nim konfrontować poprzez spotkania na budowie do momentu, aż nie otrzyma decyzji. Wsiadł do samochodu i ruszył spod swojego domu na plac. Chciał widzieć jak wieńczy się jego marzenie.
         Nie minęło piętnaście minut, jak był już na miejscu i spoglądał na teren budowy. Musiał jeszcze przejść przez prowizoryczną bramę…
         – Eej, panie! Tu nie wolno wchodzić! To tu się buduje!
         – Poproszę pana kierownika. Jestem właścicielem tego budynku. – Mężczyzna, który zabronił mu wejścia, kiwnął mu tylko głową i poszedł po kierownika. Zanim jednak trafił do mężczyzny, spotkał po drodze Samaela.
         – Szefie, właściciel na budowie. Wezwę kierownika.
         – Dzięki Dennis, wezmę dla niego kask, żeby się nie zranił. – Najchętniej to życzyłby mu tej krzywdy, ale nie mógł się do tego przyznać.
         Już po chwili stał przed mężczyzną, który spędzał mu sen z powiek.
         – Dzień dobry, panie Barnes – starał się by jego głos nie zadrżał. – W czym możemy panu służyć? Chce pan zobaczyć budynek od środka?
         – Oczywiście, chciałbym go zobaczyć. – Cały czas spoglądał w oczy mężczyzny, chcąc skupić na sobie jego uwagę. Już po chwili Gabriel miał na sobie kask i wchodził na teren prac bez większego problemu. Pracownicy kiwali mu głowami.
         – Chce pan zobaczyć teren gabinetu? – Nie odpowiadając, kiwnął głową i skierował swe kroki za mężczyzną, prowadzącym go na ostatnie piętro.
         – Już zdecydowałeś? – Samael spojrzał na niego z ukosa i nie odpowiedział. Przestał jednak mówić do niego na per pan – Tutaj jest twój gabinet, będziesz miał bardzo ładny widok z okna.
         – Na tym mi zależało. Zamierzasz mnie ignorować? – Ponownie nie doczekał się odpowiedzi na zadane pytanie.
         – Tuż obok będzie gabinet twojej sekretarki oraz mała kuchnia. Wszystko zgodnie z planami. Na dachu umieściliśmy fontannę, tak jak chciałeś. Twoi pracownicy będą mogli się relaksować, jeśli tylko będą mieli wolną chwilę, albo po prostu będą mieli gdzie zapalić.
         – Spojrzysz chociaż raz na mnie? – Miał nadzieję, że doczeka się odpowiedzi, jednak nie zanosiło się na to.
         – Piętro niżej są gabinety redakcji i składu, o ile dobrze pamiętam. Na parterze znajduje się rejestracja oraz sala konferencyjna.
         – Wiem to, Samaelu. Chciałbym jednak znać twoją odpowiedź.
         – Szanuj mnie w mojej pracy! I to nie jest prośba, Gabrielu. – W końcu na niego spojrzał. Był wkurzony, zirytowany i nie zamierzał tak łatwo dać za wygraną.
         – Chcę znać twoją odpowiedź do jutra, do dwudziestej. Odwlekanie nic ci nie da. A to, że skończysz budowę nie oznacza, że nie masz długu wobec mnie.
         – A ty nie dajesz mi o tym zapomnieć. Pamiętam doskonale o wszystkim co mi wtedy powiedziałeś. Choćbym chciał, nie jestem w stanie tego zapomnieć.
         – To dobrze. Chciałbym żebyś przeczytał całą intercyzę i umowę związaną ze ślubem. Wyślę Ci ją dzisiaj kurierem, chyba że będziesz w stanie podejść ze mną do samochodu.
         – Dobrze, ale daj mi w spokoju pracować. Inaczej nigdy nie skończę tej przeklętej budowy. – Gabriel spoglądał na twarz mężczyzny, która wydawała mu się jeszcze ciekawsza, gdy się złościł. Był na swój intrygujący sposób przystojny. Chociaż trzeba było mu przyznać, że ostro wycięte kości policzkowe i ten surowy wyraz twarzy nie nastrajał zbyt optymistycznie.
         – Jutro Samaelu, pamiętaj o tym. – Z tymi słowami na ustach Gabriel udał się do wyjścia z budowy. Dokumenty miał w teczce i mógł je przekazać komukolwiek po to, by dostarczył je szefowi.
***
         Samael spoglądał na telefon jak gdyby ten uczynił mu jakąś krzywdę. Spojrzał na swoje siostry, które rozbawiały go swoim widokiem. Jedna próbowała chodzić do tyłu, a druga do przodu, co wyglądało dość zabawnie. Przy tym wydawały różne popiskująco–bulgoczące dźwięki. Uśmiechnął się lekko i po wzięciu głębokiego oddechu wybrał numer telefonu. Spojrzał ostatni raz na dokumenty otrzymane od pracownika, który powiedział mu, że mężczyzna jest na terenie budowy.
         – Panie Barnes, zgadzam się. – Nie czekając na odpowiedź mężczyzny, rozłączył się.



niedziela, 14 maja 2017

Rozdział 3

Witajcie kochani ;)
Przed wami kolejny rozdział.
Nie przedłużając. Zapraszam :)

Rozdział 3

Następnego dnia Sam tylko dzięki Cassandrze mógł udać się na spotkanie z prezesem wydawnictwa. Wcześniej planował wziąć siostry ze sobą i po prostu wejść z nimi do gabinetu, wytłumaczyć jakoś całą sytuację. Nie miał pojęcia jak porozmawiać z tym mężczyzną, chcąc uniknąć zadłużenia. Nie było go stać na to by zapłacić za absurdalne warunki, na które zgodził się jego ojciec. Musiał być bardzo pewny tego, że uda mu się zrealizować opracowany plan.
Tak się niestety jednak nie stało, a on musiał ponieść tego konsekwencje. Miał nadzieję ugłaskać mężczyznę tym, że od następnego dnia, pracownicy wejdą na budowę i dokończą ją najszybciej jak się da. Jednak nadal chodziło o nieobciążenie kosztami za kolejne dni, gdy robotnicy będą kończyć zaczętą budowę.
            Będąc już na miejscu, czuł jak bardzo się denerwuje. Dłonie mu drżały, serce kołatało mu w piersi, a w głowie miał czarną dziurę. Jeżeli mężczyzna nie zgodzi się na jego warunki, to po nim - straci wszystko co latami zdobywali jego rodzice, zaprzepaści to w jednej chwili.
            Zanim jednak będzie miał możliwość spotkania z panem Barnesem, będzie musiał na niego poczekać dwadzieścia minut. Zawsze wolał być wcześniej przed spotkaniem. Nie chciał by korki, zepsuty autobus czy tramwaj, uniemożliwiły mu punktualne stawienie się na spotkanie.
            – Może podać panu kawy, herbaty? – Stała przed nim młoda, trochę starsza od niego kobieta o blond włosach i bardzo przyjemnym głosie.
            – Wody, jeśli pani ją ma. Będę bardzo wdzięczny. – Uśmiechnął się do niej lekko.
            – Zaraz przyniosę. – Odwzajemniła uśmiech i udała się do przyległego pomieszczenia, po chwili wracając ze szklanką schłodzonej wody. – Pana godność?
            – Lockwood, jestem umówiony na trzynastą trzydzieści.
            – Przekażę panu Barnesowi, że już się pan zjawił.
            – Dziękuję. – To wcale nie był dobry pomysł, czuł, że tego dnia nic nie zapowiadało się dobrze.
***
            Gabriel miał jeszcze chwilę do spotkania z młodym przedstawicielem branży budowlanej. Wyglądał właśnie przez duże, panoramiczne okno, starając się poukładać informacje z niedawnego spotkania z autorem. Musiał zastanowić się wraz z całym zespołem nad reklamą i nakładem. Jeżeli się sprzeda… Mogą dobrze na tym zarobić.
            Oprócz tego był zadowolony z tego, że ma nową sekretarkę. Mimo że pracę zaczęła bardzo niefortunnie. Wiedział jednak, że dziewczyna swoim podejściem będzie mu bardzo pomocna.
            Zatrudniając ją skupił się bardziej na swojej intuicji. Nie miała za dużego doświadczenia, kończyła studia. Może się zdarzyć, że nie będzie jej przez kilka dni, gdy będzie miała egzaminy lub będzie musiała wyjść z pracy w trakcie jej trwania, jednakże… Samo to, że powiedziała mu o tym wprost - podziałało na jej korzyść. Do tego miała miły głos, który może pomóc uspokoić niektórych autorów. Nienawidził gdy byli zdenerwowani, że coś nie poszło po ich myśli i próbowali o to wszczynać awantury.
            Samael Lockwood. Był kolejną osobą, z którą miał się dzisiaj spotkać. Zastanawiał się, jak mężczyzna przedstawi swoją propozycję. Dobrze wiedział czego się spodziewać po tak młodym człowieku, jak podejrzewał po głosie. Zarazem jednak zastanawiał się dlaczego to właśnie jego ojciec wysłał na to spotkanie.
            – Przepraszam, na spotkanie przyszedł już pan Lockwood.
            – Przyprowadź go i podaj proszę dwie kawy.
            – Oczywiście. – Nim się obejrzał, Katy – bo tak miała na imię jego nowa sekretarka -przyprowadziła do niego tak jak podejrzewał, młodego mężczyznę. Niezwykle zdenerwowanego, ale przy tym seksownego.
            – Samael Lockwood. Cieszę się, że zechciał pan się ze mną spotkać osobiście.
            – Gabriel Barnes. Mnie również miło pana poznać. Proszę usiąść – wskazał mu miejsce przed biurkiem, a sam zajął miejsce po drugiej stronie.
            – Przyznaję, że nie wiem od czego zacząć. – Mężczyzna pod wpływem jego wzroku zamilkł na chwilę i skierował swój wzrok w dół, na trzęsące się dłonie. Nie chciał mu tego ułatwiać. – Przede wszystkim chciałbym przeprosić za niedotrzymanie terminu. Czy moglibyśmy w jakiś sposób to omówić?
            – Panie Lockwood, zanim przejdziemy do kwestii zasadniczej - proszę mi powiedzieć, dlaczego pana ojciec przysłał do mnie właśnie pana.
            – On… Nie przysłał mnie. Mój ojciec zmarł. – Barnes przyjął zmartwioną minę.
            – Bardzo mi przykro z tego powodu. Szanowałem pana ojca.
            – Dziękuję, to właśnie dlatego pracownicy nie dotrzymali terminu umowy. Ja… Nie wiedziałem nic o zawartych przez ojca kontraktach. Musiałem znaleźć całą potrzebą dokumentację i zapoznać się z nią. Zrobiłem to najszybciej jak się dało.
            – Czego pan oczekuje? – Zapytał, wiedząc doskonale jaką odpowiedź otrzyma.
            – Chciałbym pana prosić o… O możliwość odstąpienia od należności za każdy dzień zwłoki. Jak pan widzi, okoliczności są dość niefortunne. Nie było to spowodowane zaniedbaniem mojego ojca, lecz jego pracowników, którzy nie wiedzieli czy mają dalej pracować po jego śmierci. To też moja wina, ponieważ nie byłem wcześniej zapoznany z funkcjonowaniem firmy. Dlatego właśnie chciałem się z panem spotkać.
            – Bardzo mi przykro z powodu ojca, jednakże nie mogę tego zrobić. Umowa jest umową, niezależnie od okoliczności.
            – Panie Barnes… – Widział szok wypisany na tej młodej twarzy.
            – Panie Lockwood – przerwał mu – rozumiem wszystkie zaistniałe okoliczności. Jednakże w tym momencie sam ponoszę straty ze względu na nieukończoną budowę. Musiałem przełożyć wszystkie terminy firm wykańczających wnętrza z nieokreślonym terminem, ponieważ nie miałem z państwem kontaktu. Wszystkie zaliczki zostały utracone i przy ponownym umawianiu owych firm ponownie będę je musiał wapłacić. Budynek w moim posiadaniu mógł być już w połowie dokończony wewnątrz, a do tego bardzo daleka droga. Kwota podana w umowie padła nie z mojej strony, ale ze strony pana ojca. A umowa, mimo jego śmierci, nadal jest ważna, skoro to pan przejął firmę. Pieniądze posłużą do zapłacenia innych należności.
            – A czy… – słyszał jak głos chłopaka drży – mógłby pan to rozłożyć na raty, na przykład po dwadzieścia tysięcy?
            – Mógłbym się zgodzić, gdyby zaproponował pan miesięczną ratę w kwocie stu pięćdziesięciu tysięcy. Przykro mi, jednak oczekuję całej należności.
            – Panie Barnes, jeśli tylko będę miał pieniądze, będę spłacał większe kwoty. Aktualnie nie jestem w stanie powiedzieć jakie one będą, stąd…      
            – Dobrze pan wie, że nic nie ugra. Dwadzieścia tysięcy nawet z kolejnymi odsetkami będzie pan spłacał przez lata, a odsetki będą rosnąć do czasu nie ukończenia budowy. Jak sam pan mówi, nie ma pan takich pieniędzy.
            – Mógłbym… mógłbym sprzedać dom, jeśli będzie taka potrzeba. Ale może to zająć trochę czasu, o ile byłby pan do tego czasu poczekać, postaram się to zrobić jak najszybciej. – Samael czuł jak wszystko się zawala. Miał plan, którego nie udało mu się zrealizować. Miał świadomość, że dwadzieścia tysięcy to za mało jak na taki dług. Musiał się umówić z prawnikiem i księgowym. Znał stan konta rodziców, ubezpieczenie i tak niczego nie pokryje, ponieważ ojciec zmarł, jakby nie było, z powodu zawału. Firma zarabiała, ale utrzymanie wszystkich pracowników, materiały, przetargi, wszystko to pochłaniało ogromne kwoty. Nie potrafi zarządzać przedsiębiorstwem i sama myśl o tym, powodowała w nim ogromne lęki i obawy.
            Zastanowił się szybko jak przekonać tego mężczyznę do swojego pomysłu. Nie chciał tracić domu, który jego rodzice sami wybudowali, ale jeżeli to miała być jedyna możliwość, która ich uratuje, musiał się jej podjąć.
            – I gdzie pan wtedy zamieszka? Ma pan przecież małe siostry.
 Nie rozumiał co kieruje tym mężczyzną i skąd on o tym wie. – Pana ojciec o nich opowiadał. – Mężczyzna rozwinął swoją wypowiedź, jak gdyby czytał mu w myślach.
            – Mogę kupić dwa pokoje, tyle nam wystarczy. Resztę mogę oddać na poczet spłaty długów. – Czuł wzrok mężczyzny na sobie, widział jak jego oczy oceniają go.
            – To jest pewien plan, ale nie pokryje całości. Rat tak jak wspomniałem, nie rozłożę na dwadzieścia tysięcy. Jestem skłonny przychylić się do stu tysięcy miesięcznie. Jesteś w stanie zapewnić mnie o tym, że podołasz takiej spłacie?
Zaskoczyło go to nagłe przejście na ty. Wewnętrznie czuł się zaniepokojony wszystkim tym, co miało miejsce w tym pomieszczeniu. Gdzieś z tyłu głowy miał przeświadczenie, że umyka mu jakiś sens tej rozmowy, że mężczyzna nie zdradził jeszcze wszystkiego. Powodowało to u niego dodatkowy stres i irytację. Złościł się na wszystko to, co właśnie się działo. Miał cichą nadzieję na to, że mężczyzna jednak zgodzi się na jego warunki. Mimo wszystko nie przygotowywał się na tak sromotną porażkę. Nie wiedział, jak mógłby sobie z tym poradzić.
            – Jeżeli zamknąłbym firmę i sprzedał wszystko co mam…
            – To i tak nie uzyskałbyś pełnej kwoty. Twój ojciec dobrze o tym wiedział, jednak zgodził się na tę umowę.
            – To czyste szaleństwo. – Samael przestał być już spokojny, jego głos stał się gwałtowny i jeszcze bardziej niespokojny. – Nie wiem co mogę Ci zaproponować. – Wstał z miejsca i zaczął chodzić przed biurkiem mężczyzny. Złość go rozpierała, a on nie umiał jej powstrzymać.
            – Nie będę zaprzeczał.
 Jeszcze ten spokojny głos Barnesa doprowadzał go do szału. Czy ten facet naprawdę nie rozumiał, że w ten sposób rujnuje mu życie? Był wydawcą, sprzedawał ludziom historie, publikował je. Zarabiał zapewne miliony na ilości sprzedanych egzemplarzy, a zarazem nie miał w sobie podstawowej empatii, która mogłaby mu pomóc w tym momencie. Ten człowiek nie okazywał w tej chwili prawie żadnych emocji.
            – Co by pana zadowoliło? Jakie warunki? – Nieświadomie przeszedł ponownie na formę pan. W tym momencie czuł się tak cholernie bezradny, ale…
            – Zostań moim mężem.
… tego się w ogóle nie spodziewał.
            – Co proszę?

***
            Dwie godziny później Samael zataczając się lekko wszedł do swojego domu. Przytrzymał się ściany, by nie upaść, a zarazem ściągnąć buty. W głowie mu wirowało od wypitego alkoholu.
            – Czy ty się upiłeś? – Głos Cassandry był niezwykle donośny.
            – Szyyy. – Uciszył ją palcem i chwiejąc się na dwóch nogach, roześmiał się. – Ence, pence, w której reeenceee. – Obie dłonie były otwarte, mimo wyliczanki, która w tym momencie wydawała mu się zabawna.
            – Co się stało, Sam? Udało się?
            – Gówno się dało i się posrało. – Wypowiedział to wyjątkowo wyraźnie i roześmiał się głośno z własnego żartu, zaraz jednak przyłożył palec do ust udając szumiący dźwięk.
            – Idziesz spać. Dopóki nie wytrzeźwiejesz nie będę z tobą gadać.
            – Tralalala. Nic nie moszesz zrobić. – Ruszył przed siebie zataczając się od ściany do ściany. – Szwiat wiruuuuujjjjeeeee.
 Nim Cassandra się zorientowała, jej przyjaciel padł jak długi, odbijając się głową od ściany.
            – No to pięknie. – Pokręciła głową, nie wiedząc co myśleć o całej tej sytuacji. Poszła do jego pokoju po poduszkę i koc. Zostawiła go w korytarzu wiedząc, że i tak nikt nie przyjdzie, a nie zamierzała go próbować przenosić do salonu. Poduszkę włożyła mu pod głowę, a kocem okryła jego ciało.
            Spojrzała na niego ostatni raz i pokiwała głową – Co tam się stało Sam, że aż musiałeś się upić? – Pokręciła głową i poszła do bliźniaczek, które gaworzyły w łóżeczkach.
***
            Kilka godzin później Sam obudził się z cholernie bolącą głową. Było ciemno i nie wiedział co robił na podłodze. Przykryty kocem, z poduszką pod głową. Wstał i poszedł do kuchni by zerknąć na zegarek, było po drugiej w nocy. Co on takiego zrobił? Głowa go bolała, świat jeszcze trochę wirował, a jego usta i żołądek błagały o chociaż kroplę wody.
            – Cholera, mój łeb. – Nagle dotarło do niego co zrobił i nie zważając na żadne dolegliwości pobiegł do pokoju sióstr. Na progu zamarł, łapiąc głęboko powietrze. Nie chciał zwymiotować przed ich drzwiami, ale dodatkowo wpływał na niego strach tego co zastanie. – Proszę, oby tylko… proszę.
            Wszedł po cichu do środka i pierwszą rzeczą jaką zobaczył to lampka naścienna, która się powoli obracała, a na suficie pojawiały się cienie. Jego siostry spały, snem małych susłów. Cass musiała położyć je w jednym łóżeczku. Widok tego, jak trzymały się za rączki rozczulił go i w tej chwili obiecał sobie, że musi zrobić wszystko, co w jego mocy, by je ochronić. Nawet jeśli miałby sprzedać wszystko co posiada.
            – Wszystko z nimi dobrze. – Serce na chwilę zamarło mu ze strachu.
            – Cass, ja… – Nie wiedział jak ma się jej wytłumaczyć, co powiedzieć.
           – Zgarnij rzeczy, umyj się i idź spać, porozmawiamy jutro. – Kobieta była w jego podkoszulku i spodniach od dresu. Rozumiał, że przez jego głupotę musiała zostać z nimi na noc. Wtedy jednak napicie się było idealnym pomysłem na resztę popołudnia. Opiekowała się jego siostrami, gdy on dał dupy na każdym możliwym froncie.
         – Przepraszam, nie powinienem był. – Spojrzał na nią ze skruchą.
         – Masz rację, ale pogadamy o tym rano. Muszę się chociaż trochę wyspać.
         – Jesteś dla mnie za dobra.
        – Nie zrobiłam tego tylko dla ciebie. A teraz idź się umyj, bo nie pachniesz najlepiej i postaraj się pospać do rana. – Podeszła do niego, poklepała go po ramieniu i poszła do pokoju gościnnego. Nie widział jak ma jej dziękować.
            Po chwili, gdy jeszcze raz upewnił się, że jego siostry są bezpieczne w swoich łóżeczkach, zrobił to co zaleciła mu Cassandra.
            Zaczął od wzięcia poduszki i koca z przedpokoju, ponieważ gdy wstał nie myślał na tyle racjonalnie, by to zrobić. Następnie zaniósł je do swojego pokoju i przygotował łóżko do spania. Dopiero potem poszedł wziąć szybki, zimny prysznic, który miał chociaż trochę orzeźwić jego ciało. Dopiero po tym, gdy umył zęby, poszedł spać. Tej nocy miał wiele dręczących go snów.