Kolejny
rozdział przed wami. Jestem ciekawa waszych wrażeń :)
Zadziwiające
dla mnie jest to, że to już 4 rozdział, nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał.
Aktualnie piszę rozdział 13. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się
go dokończyć i napisać 14 (ha, teraz mam dodatkową motywację, skoro to tutaj
napisałam :)). Przyjęłam plan – jeden rozdział tygodniowo. Nie zawsze mam możliwość
skończyć je w danym tygodniu – tak jak teraz, wtedy trzeba dołożyć wszelkich
starań by to nadgonić :D
Miłego
czytania!
Rozdział 4
Ranek
przywitał Samaela tępym bólem głowy. Na szczęście świat przestał wirować mu
przed oczami i nie miał problemów z utrzymaniem się w pionie.
Zanim
zszedł do kuchni zerknął do pokoju sióstr, nie widząc ich tam, udał się do
kuchni, gdzie starały się raczkować wydając przy tym głośne dźwięki.
–
Hej, co robisz? – zapytał, mimo iż doskonale widział gotującą się zupę.
Zmarszczył brwi, zastanawiał się czy nie wynieść sióstr z kuchni, by nic im się
nie stało.
–
Czym je do tej pory karmiliście? Robiliście im zupki, prawda?
–
Eee, no wiesz… – Zawstydził się tym, że z ojcem się tym nie zajęli i dopiero
przyjaciółka uświadomiła mu, że to już ten etap gdzie powinien zacząć to robić.
–
Ubierz się w coś, co można szybko wyprać. Podejrzewam, że będziemy cali w tym
jedzeniu. – Cassandra roześmiała się z jego miny. – A ty potem pięknie to
posprzątasz.
–
Brzmi przerażająco. – Jego stwierdzenie odnosiło się do wszystkiego, co
wydarzyło się w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Jednak o tym Cassandra
jeszcze nie wiedziała.
–
Opowiesz mi, co się stało wczoraj, że wróciłeś pijany do domu?
–
Muszę cię za to przeprosić… Nie powinienem był zostawiać małych tobie pod
opieką. – Widząc zbolałą minę przyjaciółki musiał się i z tego wytłumaczyć. –
To znaczy… Kurwa, nawet wysłowić się nie umiem. Mózg mi staje w poprzek.
Powinienem był przyjechać do domu i się nimi zająć, mogłaś mieć swoje plany.
–
I miałam, Sam.
–
Musiałaś je przeze mnie odwołać, a ja zachowałem się jak dupek, nie uprzedzając,
że zniknę na tyle godzin. – Wziął jedną z sióstr na ręce i pobujał ją chwilę w
ramionach, tłumacząc się dalej.
–
Masz rację. – Cassandra wiedziała, że coś się stało. Dała mu jednak tyle
przestrzeni, ile tylko mogła, by sam jej o tym opowiedział.
–
Dziękuję. – Powiedział ironicznie, ale uśmiechnął się do niej, niepokoiła ją
jego twarz. Wydarzyło się coś, co w ciągu zaledwie jednego dnia, znowu dodało
mu kilka lat. – Chciałem sprzedać wszystko co mam, by chociaż częściowo pokryć
długi. Chciałem sprzedać dom, cokolwiek. Ale ten człowiek… Miał już swój plan
na nasze spotkanie. – Pochylił się i położył siostrę na podłodze tak, by ta mogła
raczkować.
–
Jaki plan? O czym ty mówisz? – Widząc jak twarz przyjaciela zmienia się,
podeszła do niego i przytuliła go. Czuła podskórnie, że wydarzyło się coś
niedobrego, chciała wiedzieć co takiego miało miejsce.
–
On… Gabriel Barnes zaproponował mi małżeństwo, w zamian za wycofanie się z
długu. Cass, ja – w tym momencie głos mu się załamał i wtulił twarz w jej ramię.
Słyszała jak głośno oddychał. Zaczęła głaskać go po głowie i plecach starając
się go uspokoić – nie stać mnie na to by go spłacić, nie mam pojęcia co mam
robić. – W tym momencie ścisnął ją mocniej.
–
Ale jak to? Małżeństwo, że jak? O co temu psycholowi chodzi? – Nie dowierzała w
to, co usłyszała. Nie mogła tego zrozumieć. Coś się za tym wszystkim kryło,
tylko nie wiedzieli jeszcze co.
–
Jeżeli się zgodzę, będę jego mężem przez pięć lat. W tym czasie nawet jeżeli
się w kimś zakocham, nie będę mógł z nim być, spotykać się czy cokolwiek
innego. Jeśli to zrobię będę musiał spłacić trzy czwarte długu. Mam z nim… –
przełknął ślinę – regularnie sypiać, przed innymi odgrywać kochającą się parę.
Mamy żyć jak zwykłe małżeństwo… Ale z całym kontraktem i brakiem uczuć w tle.
–
Sam, o czym ty do mnie mówisz? Ja tego po prostu nie rozumiem. – Powinna być
dla niego wsparciem, ale w tym momencie komórki w jej mózgu były przeciążone
informacjami. Była w szoku na wieść o propozycji, jaką dostał jej przyjaciel.
–
O tym, że mam się sprzedać, a moją cenę podpisał mój ojciec. Bo inaczej nie
można tego określić. – W tym też momencie chłopak cofnął się z jej ramion,
siadł na najbliższym krześle, skulił się na nim i rozpłakał się zakrywając
dłońmi twarz. – Nie wiem co mam robić Cass, to mnie przerosło. Ja po prostu…
–
Szyyy spokojnie, popłacz jeśli tego potrzebujesz, ja tu jestem. – Cofnęła się
tylko po to, by wyłączyć zupę, żeby się nie przypaliła i przytuliła do swojego
brzucha głowę przyjaciela. Głaskała delikatnie jego włosy, słuchała tego jak
płakał i w myślach wyklinała wszystko na czym świat stoi.
Nagle,
gdzieś dalej rozległ się płacz. Sam zerwał się na równe nogi i pobiegł do
salonu kierując się płaczem dziecka. Rozróżniał już płacz sióstr. Podejrzewał,
że to Mary zrobiła sobie krzywdę. Wpadając do salonu rzeczywiście zobaczył ją
płaczącą przy nodze od stołu. Jej czoło było mocno zaczerwienione, w jednym
miejscu pojawiła się kropla krwi. Chociaż tyle, że nie zrobiła sobie większej
krzywdy.
Na
płacz siostry zareagowała również Liz, zaczynając tak jak i ona płakać.
Spojrzał bezradnie na Cassandrę.
Złapała
się na tym, że boi się spojrzeć w twarz przyjaciela, wiedząc co na niej ujrzy.
Czytała z niego jak z książki: płacz sióstr, krzywda Mary, śmierć matki i ojca,
dług i propozycja ślubu były dla niego zbyt dużym obciążeniem. Sama
zastanawiała się, jak do tej pory dawał sobie z tym wszystkim radę. Codziennie
dochodziły coraz to nowsze zdarzenia nie napawające optymizmem, a mimo to
Samael radził sobie jak mógł.
Wzięła
Liz na ręce próbując ją uspokoić i patrzyła jak Sam robi to samo z drugą
siostrą. Musiała go zapytać.
–
Co zamierzasz zrobić? – Jednak bała się usłyszeć odpowiedź na zadane pytanie.
–
Nie mam wyjścia. Muszę się zgodzić. Nie stać mnie na nic innego. – Ta odpowiedź
złamała jej serce.
***
Gabriel
siedział w swoim gabinecie nad filiżanką kawy i zastanawiał się nad swoim
zachowaniem dzień wcześniej. Zaproponował prawie nieznanemu mu mężczyźnie
małżeństwo. Odbiło mu wtedy, miał jakieś zamroczenie umysłu, albo cokolwiek
innego. Wiedział jednak, że to co mu zaproponował było słuszne.
Kontrakt
pomoże uregulować ich stosunki, zobowiązania i spłaty. Będzie miał chłopaka w
większych ryzach, w ten sposób nie pozwoli na rzeczy, które zawsze mu się nie
podobały. To była sytuacja idealna. Miał tylko cichą nadzieję, że Samael się
zgodzi.
–
Samael – powiedział na głos, smakując jak jego imię brzmi na języku. Dobrze
wiedział co oznacza jego imię, ich połączenie będzie dość intrygującym zbiegiem
okoliczności.
Mężczyzna
nie miał zbyt dużego wyboru - mógł stracić wszystko, a i tak nadal spłacałby
dług. Mógł też być jego, co wiązałoby się z dużo mniejszymi kosztami.
Przynajmniej tak mu się wydawało. Doskonale wiedział co dla mężczyzny będzie
kwestią dyskusyjną.
Miał
swój dom i kilka wolnych pokoi, które z czasem mógł zająć mężczyzna z
siostrami. Mógł zapewnić im dostatnie życie w zamian za kilka miłych chwil
spędzonych razem. Chciał aby chłopak dalej prowadził swoją firmę. Ale na te
wszystkie szczegóły będą mieli jeszcze czas.
Spojrzał
na swoją sekretarkę, która właśnie weszła do jego gabinetu.
–
Przyszedł umówiony z panem autor.
–
Wprowadź go proszę. Będę ci wdzięczny za dwie kawy.
–
Oczywiście panie Barnes. – Już miała wychodzić, gdy poprosił o to by następnego
dnia umówiła go na lunch z prawnikiem. Musiał się przygotować i mieć konkretne
informacje na spotkanie z Samaelem. W głębi duszy wiedział, że chłopak zgodzi
się na jego warunki.
Teraz
jednak powinien się skupić na pracy, ponieważ dzięki temu nie będzie myślał o
pewnym młodym mężczyźnie.
***
Samael
spacerował z siostrami w wózku, po parku. Miał w końcu chociaż chwilę
wytchnienia. Mógł pozbierać myśli po wszystkim co przydarzyło się w przeciągu
kilkunastu ostatnich godzin.
Było
dość zimno, jesień w tym roku była wyjątkowo zimna. Arktyczne powietrze
przeszywało kości, drażniło każdy odsłonięty zakamarek ciała. Mimo to jego
siostry po początkowym gaworzeniu, poddały się zmęczeniu po całym dniu
zabawy.
Sam
chodził wąskimi uliczkami parku zastanawiając się nad tym, jakie konsekwencje
będzie miała jego decyzja. Nie był pewny tego, czy postępuje dobrze. Nie chciał
tego. Rozważał w głowie wszystkie możliwe za i przeciw. Obu było równie wiele.
Usiadł
na najbliższej ławce i przyciągnął wózek bliżej. Spojrzał na zarumienione policzki
sióstr i poprawił im koc spoczywający na śpiących ciałkach. Rozmyślanie o całej
sytuacji nie pomagało mu pozbyć się złych myśli.
Nie
tak wyobrażał sobie swoją przyszłość. Miał skończyć studia, jego siostry miały
rosnąć pod okiem matki i ojca. Nigdy by nie pomyślał, że stanie się dla nich
głównym opiekunem, a na dodatek, że wyjdzie za mąż. To wszystko było tak
niespodziewane, że obawiał się iż żaden scenarzysta by tego nie wymyślił. Nie w
takim tempie.
–
Musimy iść na zakupy, Cass nauczy mnie gotować i wtedy będę wam robić te
wszystkie okropne przecierki. – Uśmiechnął się, widząc zaciśnięte
piąstki sióstr. Chciałby spać w ten sposób, nie wiedząc o tym co się dzieje.
Nie
chciał by jego siostry, jeśli zgodzi się na ten kuriozalny pomysł, przywiązały
się do Gabriela, by pod jego okiem uczyły się chodzić, bawiły się i rozwijały.
Jeśli tak dalej pójdzie – ten obcy mu mężczyzna będzie widział jak ząbkują,
może opatrzy ich zranione kolana. Będzie je tulił, opiekował się nimi, ścierał
im łzy i kołysał je do snu.
Wszystko
to, o czym myślał, budziło jego przerażenie i nie widział jak się w tym
odnaleźć. Wyciągnął wizytówkę mężczyzny z kieszeni i spojrzał na numer.
–
Cholera jasna, niech cię szlag trafi.
***
Gabriel
czekał już tydzień na telefon i zaczynał się denerwować. Samael do tej pory się
nie odezwał, a myślał, że zajmie mu to najwyżej pięć dni. Wiedział jednak, że
budowa została wznowiona i wszystko zmierzało ku końcowi. To i tak nie
zmniejszało jednak długu mężczyzny, mógł podjąć tylko jedną decyzję i doskonale
o tym wiedział.
Przez
cały czas nie mógł skupić się na pracy i zastanawiał się, czy uda mu się
osiągnąć to, co sobie założył.
Musiał
sprawdzić budowę, skoro mężczyzna się do niego nie odzywał. Powinien w tym
wypadku sam się do niego pofatygować. Zamierzał się z nim konfrontować poprzez
spotkania na budowie do momentu, aż nie otrzyma decyzji. Wsiadł do samochodu i
ruszył spod swojego domu na plac. Chciał widzieć jak wieńczy się jego marzenie.
Nie
minęło piętnaście minut, jak był już na miejscu i spoglądał na teren budowy.
Musiał jeszcze przejść przez prowizoryczną bramę…
–
Eej, panie! Tu nie wolno wchodzić! To tu się buduje!
–
Poproszę pana kierownika. Jestem właścicielem tego budynku. – Mężczyzna, który
zabronił mu wejścia, kiwnął mu tylko głową i poszedł po kierownika. Zanim
jednak trafił do mężczyzny, spotkał po drodze Samaela.
–
Szefie, właściciel na budowie. Wezwę kierownika.
–
Dzięki Dennis, wezmę dla niego kask, żeby się nie zranił. – Najchętniej to
życzyłby mu tej krzywdy, ale nie mógł się do tego przyznać.
Już
po chwili stał przed mężczyzną, który spędzał mu sen z powiek.
–
Dzień dobry, panie Barnes – starał się by jego głos nie zadrżał. – W czym
możemy panu służyć? Chce pan zobaczyć budynek od środka?
–
Oczywiście, chciałbym go zobaczyć. – Cały czas spoglądał w oczy mężczyzny,
chcąc skupić na sobie jego uwagę. Już po chwili Gabriel miał na sobie kask i
wchodził na teren prac bez większego problemu. Pracownicy kiwali mu głowami.
–
Chce pan zobaczyć teren gabinetu? – Nie odpowiadając, kiwnął głową i skierował
swe kroki za mężczyzną, prowadzącym go na ostatnie piętro.
–
Już zdecydowałeś? – Samael spojrzał na niego z ukosa i nie odpowiedział.
Przestał jednak mówić do niego na per pan
– Tutaj jest twój gabinet, będziesz miał bardzo ładny widok z okna.
–
Na tym mi zależało. Zamierzasz mnie ignorować? – Ponownie nie doczekał się
odpowiedzi na zadane pytanie.
–
Tuż obok będzie gabinet twojej sekretarki oraz mała kuchnia. Wszystko zgodnie z
planami. Na dachu umieściliśmy fontannę, tak jak chciałeś. Twoi pracownicy będą
mogli się relaksować, jeśli tylko będą mieli wolną chwilę, albo po prostu będą
mieli gdzie zapalić.
–
Spojrzysz chociaż raz na mnie? – Miał nadzieję, że doczeka się odpowiedzi,
jednak nie zanosiło się na to.
–
Piętro niżej są gabinety redakcji i składu, o ile dobrze pamiętam. Na parterze znajduje
się rejestracja oraz sala konferencyjna.
–
Wiem to, Samaelu. Chciałbym jednak znać twoją odpowiedź.
–
Szanuj mnie w mojej pracy! I to nie jest prośba, Gabrielu. – W końcu na niego
spojrzał. Był wkurzony, zirytowany i nie zamierzał tak łatwo dać za wygraną.
–
Chcę znać twoją odpowiedź do jutra, do dwudziestej. Odwlekanie nic ci nie da. A
to, że skończysz budowę nie oznacza, że nie masz długu wobec mnie.
–
A ty nie dajesz mi o tym zapomnieć. Pamiętam doskonale o wszystkim co mi wtedy
powiedziałeś. Choćbym chciał, nie jestem w stanie tego zapomnieć.
–
To dobrze. Chciałbym żebyś przeczytał całą intercyzę i umowę związaną ze
ślubem. Wyślę Ci ją dzisiaj kurierem, chyba że będziesz w stanie podejść ze mną
do samochodu.
–
Dobrze, ale daj mi w spokoju pracować. Inaczej nigdy nie skończę tej przeklętej
budowy. – Gabriel spoglądał na twarz mężczyzny, która wydawała mu się jeszcze
ciekawsza, gdy się złościł. Był na swój intrygujący sposób przystojny. Chociaż
trzeba było mu przyznać, że ostro wycięte kości policzkowe i ten surowy wyraz
twarzy nie nastrajał zbyt optymistycznie.
–
Jutro Samaelu, pamiętaj o tym. – Z tymi słowami na ustach Gabriel udał się do
wyjścia z budowy. Dokumenty miał w teczce i mógł je przekazać komukolwiek po to,
by dostarczył je szefowi.
***
Samael
spoglądał na telefon jak gdyby ten uczynił mu jakąś krzywdę. Spojrzał na swoje
siostry, które rozbawiały go swoim widokiem. Jedna próbowała chodzić do tyłu, a
druga do przodu, co wyglądało dość zabawnie. Przy tym wydawały różne
popiskująco–bulgoczące dźwięki. Uśmiechnął się lekko i po wzięciu głębokiego
oddechu wybrał numer telefonu. Spojrzał ostatni raz na dokumenty otrzymane od
pracownika, który powiedział mu, że mężczyzna jest na terenie budowy.
–
Panie Barnes, zgadzam się. – Nie czekając na odpowiedź mężczyzny, rozłączył
się.
Współczuję Samowi takiego wyboru. Wiadomo, że dla dobra innych się poświęci, ale czy sam w przyszłości zauważy tego plusy?
OdpowiedzUsuńŻycie nie rozpieszcza Sama, ale mam nadzieję, że słońce zaświeci w jego życiu :)
Gabriel musi go wspierać! Mam nadzieję, że pomoże mu w opiece nad siostrami, a także nie będzie go do niczego więcej zmuszał.
Trzymam kciuki za pomyślne napisanie 13 rozdziału w tym tygodniu :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Niestety Sam musiał podjąć takie decyzje. Czy zauważy plusy, nie wiadomo :) To się jeszcze okaże. A czy Gabriel będzie go wspierał, nie wiem, nie wiem :) To się jeszcze okaże.
UsuńDziękuję. To wsparcie bardzo, bardzo się przyda :)
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
Przepraszam że dopiero teraz piszę ten kom ale 2 tygodnie byłam na praktyce we Włoszech i po prostu nie miałam ani czasu ani sił nic pisać, więc piszę teraz pierwszy komentarz do twojego nowego opka. Bardzo mi się podoba i czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam
Akira :)
Jak najbardziej rozumiem, że nie pisałaś! Praktyki ważniejsze! I jak było we Włoszech?
UsuńDziękuję, wena się przyda.
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
Hej,
OdpowiedzUsuńno i Samuel zgodził się na to, choć w sumie to nie miał wyboru, ciekawi mnie jak to sie rozwinie..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia