Witajcie kochani ;)
Przed wami kolejny rozdział.
Nie przedłużając. Zapraszam :)
Rozdział 3
Następnego dnia Sam tylko dzięki Cassandrze mógł
udać się na spotkanie z prezesem wydawnictwa. Wcześniej planował wziąć siostry
ze sobą i po prostu wejść z nimi do gabinetu, wytłumaczyć jakoś całą sytuację.
Nie miał pojęcia jak porozmawiać z tym mężczyzną, chcąc uniknąć zadłużenia. Nie
było go stać na to by zapłacić za absurdalne warunki, na które zgodził się jego
ojciec. Musiał być bardzo pewny tego, że uda mu się zrealizować opracowany plan.
Tak się niestety jednak nie stało, a on musiał
ponieść tego konsekwencje. Miał nadzieję ugłaskać mężczyznę tym, że od
następnego dnia, pracownicy
wejdą na budowę i dokończą ją najszybciej jak się da. Jednak nadal chodziło o
nieobciążenie kosztami za kolejne dni, gdy robotnicy będą kończyć zaczętą
budowę.
Będąc już na miejscu, czuł jak bardzo się denerwuje. Dłonie mu drżały, serce
kołatało mu w piersi, a w głowie miał czarną dziurę. Jeżeli mężczyzna nie
zgodzi się na jego warunki, to po nim - straci wszystko co latami zdobywali
jego rodzice, zaprzepaści to w jednej chwili.
Zanim jednak będzie miał możliwość spotkania z panem Barnesem, będzie musiał na
niego poczekać dwadzieścia minut. Zawsze wolał być wcześniej przed spotkaniem.
Nie chciał by korki, zepsuty autobus czy tramwaj, uniemożliwiły mu punktualne
stawienie się na spotkanie.
– Może podać panu kawy, herbaty? – Stała przed nim młoda, trochę starsza od
niego kobieta o blond włosach i bardzo przyjemnym głosie.
– Wody, jeśli pani ją ma. Będę bardzo wdzięczny. – Uśmiechnął się do niej lekko.
– Zaraz przyniosę. – Odwzajemniła uśmiech i udała się do przyległego
pomieszczenia, po chwili wracając ze szklanką schłodzonej wody. – Pana godność?
– Lockwood, jestem umówiony na trzynastą trzydzieści.
– Przekażę panu Barnesowi, że już się pan zjawił.
– Dziękuję. – To wcale nie był dobry pomysł, czuł, że tego dnia nic nie
zapowiadało się dobrze.
***
Gabriel miał jeszcze chwilę do spotkania z młodym przedstawicielem branży
budowlanej. Wyglądał właśnie przez duże, panoramiczne okno, starając się
poukładać informacje z niedawnego spotkania z autorem. Musiał zastanowić się
wraz z całym zespołem nad reklamą i nakładem. Jeżeli się sprzeda… Mogą dobrze
na tym zarobić.
Oprócz tego był zadowolony z tego, że ma nową sekretarkę. Mimo że pracę zaczęła
bardzo niefortunnie. Wiedział jednak, że dziewczyna swoim podejściem będzie mu
bardzo pomocna.
Zatrudniając ją skupił się bardziej na swojej intuicji. Nie miała za dużego
doświadczenia, kończyła studia. Może się zdarzyć, że nie będzie jej przez kilka
dni, gdy będzie miała egzaminy lub będzie musiała wyjść z pracy w trakcie jej
trwania, jednakże… Samo to, że powiedziała mu o tym wprost - podziałało na jej
korzyść. Do tego miała miły głos, który może pomóc uspokoić niektórych autorów.
Nienawidził gdy byli zdenerwowani, że coś nie poszło po ich myśli i próbowali o
to wszczynać awantury.
Samael Lockwood. Był kolejną osobą, z którą miał się dzisiaj spotkać. Zastanawiał
się, jak mężczyzna przedstawi swoją propozycję. Dobrze wiedział czego się
spodziewać po tak młodym człowieku, jak podejrzewał po głosie. Zarazem jednak
zastanawiał się dlaczego to właśnie jego ojciec wysłał na to spotkanie.
– Przepraszam, na spotkanie przyszedł już pan Lockwood.
– Przyprowadź go i podaj proszę dwie kawy.
– Oczywiście. – Nim się obejrzał, Katy – bo tak miała na imię jego nowa
sekretarka -przyprowadziła do niego tak jak podejrzewał, młodego mężczyznę. Niezwykle
zdenerwowanego, ale przy tym seksownego.
– Samael Lockwood. Cieszę się, że zechciał pan się ze mną spotkać osobiście.
– Gabriel Barnes. Mnie również miło pana poznać. Proszę usiąść – wskazał mu
miejsce przed biurkiem, a sam zajął miejsce po drugiej stronie.
– Przyznaję, że nie wiem od czego zacząć. – Mężczyzna pod wpływem jego wzroku
zamilkł na chwilę i skierował swój wzrok w dół, na trzęsące się dłonie. Nie
chciał mu tego ułatwiać. – Przede wszystkim chciałbym przeprosić za
niedotrzymanie terminu. Czy moglibyśmy w jakiś sposób to omówić?
– Panie Lockwood, zanim przejdziemy do kwestii zasadniczej - proszę mi
powiedzieć, dlaczego pana ojciec przysłał do mnie właśnie pana.
– On… Nie przysłał mnie. Mój ojciec zmarł. – Barnes przyjął zmartwioną minę.
– Bardzo mi przykro z tego powodu. Szanowałem pana ojca.
– Dziękuję, to właśnie dlatego pracownicy nie dotrzymali terminu umowy. Ja… Nie
wiedziałem nic o zawartych przez ojca kontraktach. Musiałem znaleźć całą
potrzebą dokumentację i zapoznać się z nią. Zrobiłem to najszybciej jak się
dało.
– Czego pan oczekuje? – Zapytał, wiedząc doskonale jaką odpowiedź otrzyma.
– Chciałbym pana prosić o… O możliwość odstąpienia od należności za każdy dzień
zwłoki. Jak pan widzi, okoliczności są dość niefortunne. Nie było to
spowodowane zaniedbaniem mojego ojca, lecz jego pracowników, którzy nie
wiedzieli czy mają dalej pracować po jego śmierci. To też moja wina, ponieważ
nie byłem wcześniej zapoznany z funkcjonowaniem firmy. Dlatego właśnie chciałem
się z panem spotkać.
– Bardzo mi przykro z powodu ojca, jednakże nie mogę tego zrobić. Umowa jest
umową, niezależnie od okoliczności.
– Panie Barnes… – Widział szok wypisany na tej młodej twarzy.
– Panie Lockwood – przerwał mu – rozumiem wszystkie zaistniałe okoliczności. Jednakże
w tym momencie sam ponoszę straty ze względu na nieukończoną budowę. Musiałem
przełożyć wszystkie terminy firm wykańczających wnętrza z nieokreślonym
terminem, ponieważ nie miałem z państwem kontaktu. Wszystkie zaliczki zostały
utracone i przy ponownym umawianiu owych firm ponownie będę je musiał wapłacić.
Budynek w moim posiadaniu mógł być już w połowie dokończony wewnątrz, a do tego
bardzo daleka droga. Kwota podana w umowie padła nie z mojej strony, ale ze
strony pana ojca. A umowa, mimo jego śmierci, nadal jest ważna, skoro to pan
przejął firmę. Pieniądze posłużą do zapłacenia innych należności.
– A czy… – słyszał jak głos chłopaka drży – mógłby pan to rozłożyć na raty, na
przykład po dwadzieścia tysięcy?
– Mógłbym się zgodzić, gdyby zaproponował pan miesięczną ratę w kwocie stu
pięćdziesięciu tysięcy. Przykro mi, jednak oczekuję całej należności.
– Panie Barnes, jeśli tylko będę miał pieniądze, będę spłacał większe kwoty.
Aktualnie nie jestem w stanie powiedzieć jakie one będą,
stąd…
– Dobrze pan wie, że nic nie ugra. Dwadzieścia tysięcy nawet z kolejnymi
odsetkami będzie pan spłacał przez lata, a odsetki będą rosnąć do czasu nie
ukończenia budowy. Jak sam pan mówi, nie ma pan takich pieniędzy.
– Mógłbym… mógłbym sprzedać dom, jeśli będzie taka potrzeba. Ale może to zająć
trochę czasu, o ile byłby pan do tego czasu poczekać, postaram się to zrobić
jak najszybciej. – Samael czuł jak wszystko się zawala. Miał plan, którego nie
udało mu się zrealizować. Miał świadomość, że dwadzieścia tysięcy to za mało
jak na taki dług. Musiał się umówić z prawnikiem i księgowym. Znał stan konta
rodziców, ubezpieczenie i tak niczego nie pokryje, ponieważ ojciec zmarł, jakby
nie było, z powodu zawału. Firma zarabiała, ale utrzymanie wszystkich
pracowników, materiały, przetargi, wszystko to pochłaniało ogromne kwoty. Nie
potrafi zarządzać przedsiębiorstwem i sama myśl o tym, powodowała w nim ogromne
lęki i obawy.
Zastanowił się szybko jak przekonać tego mężczyznę do swojego pomysłu. Nie
chciał tracić domu, który jego rodzice sami wybudowali, ale jeżeli to miała być
jedyna możliwość, która ich uratuje, musiał się jej podjąć.
– I gdzie pan wtedy zamieszka? Ma pan przecież małe siostry.
Nie rozumiał co kieruje tym mężczyzną i
skąd on o tym wie. – Pana ojciec o nich opowiadał. – Mężczyzna rozwinął swoją
wypowiedź, jak gdyby czytał mu w myślach.
– Mogę kupić dwa pokoje, tyle nam wystarczy. Resztę mogę oddać na poczet spłaty
długów. – Czuł wzrok mężczyzny na sobie, widział jak jego oczy oceniają go.
– To jest pewien plan, ale nie pokryje całości. Rat tak jak wspomniałem, nie
rozłożę na dwadzieścia tysięcy. Jestem skłonny przychylić się do stu tysięcy
miesięcznie. Jesteś w stanie zapewnić mnie o tym, że podołasz takiej spłacie?
Zaskoczyło go to nagłe przejście na ty.
Wewnętrznie czuł się zaniepokojony wszystkim tym, co miało miejsce w tym
pomieszczeniu. Gdzieś z tyłu głowy miał przeświadczenie, że umyka mu jakiś sens
tej rozmowy, że mężczyzna nie zdradził jeszcze wszystkiego. Powodowało to u
niego dodatkowy stres i irytację. Złościł się na wszystko to, co właśnie się
działo. Miał cichą nadzieję na to, że mężczyzna jednak zgodzi się na jego
warunki. Mimo wszystko nie przygotowywał się na tak sromotną porażkę. Nie
wiedział, jak mógłby sobie z tym poradzić.
– Jeżeli zamknąłbym firmę i sprzedał wszystko co mam…
– To i tak nie uzyskałbyś pełnej kwoty. Twój ojciec dobrze o tym wiedział,
jednak zgodził się na tę umowę.
– To czyste szaleństwo. – Samael przestał być już spokojny, jego głos stał się
gwałtowny i jeszcze bardziej niespokojny. – Nie wiem co mogę Ci zaproponować. –
Wstał z miejsca i zaczął chodzić przed biurkiem mężczyzny. Złość go rozpierała,
a on nie umiał jej powstrzymać.
– Nie będę zaprzeczał.
Jeszcze ten spokojny głos Barnesa
doprowadzał go do szału. Czy ten facet naprawdę nie rozumiał, że w ten sposób
rujnuje mu życie? Był wydawcą, sprzedawał ludziom historie, publikował je.
Zarabiał zapewne miliony na ilości sprzedanych egzemplarzy, a zarazem nie miał
w sobie podstawowej empatii, która mogłaby mu pomóc w tym momencie. Ten
człowiek nie okazywał w tej chwili prawie żadnych emocji.
– Co by pana zadowoliło? Jakie warunki? – Nieświadomie przeszedł ponownie na
formę pan. W tym momencie czuł się tak cholernie bezradny, ale…
– Zostań moim mężem.
… tego się w ogóle nie spodziewał.
– Co proszę?
***
Dwie godziny później Samael zataczając się lekko wszedł do swojego domu.
Przytrzymał się ściany, by nie upaść, a zarazem ściągnąć buty. W głowie mu
wirowało od wypitego alkoholu.
– Czy ty się upiłeś? – Głos Cassandry był niezwykle donośny.
– Szyyy. – Uciszył ją palcem i chwiejąc się na dwóch nogach, roześmiał się. –
Ence, pence, w której reeenceee. – Obie dłonie były otwarte, mimo wyliczanki,
która w tym momencie wydawała mu się zabawna.
– Co się stało, Sam? Udało się?
– Gówno się dało i się posrało. – Wypowiedział to wyjątkowo wyraźnie i
roześmiał się głośno z własnego żartu, zaraz jednak przyłożył palec do ust
udając szumiący dźwięk.
– Idziesz spać. Dopóki nie wytrzeźwiejesz nie będę z tobą gadać.
– Tralalala. Nic nie moszesz zrobić. – Ruszył przed siebie zataczając się od
ściany do ściany. – Szwiat wiruuuuujjjjeeeee.
Nim Cassandra się zorientowała, jej
przyjaciel padł jak długi, odbijając się głową od ściany.
– No to pięknie. – Pokręciła głową, nie wiedząc co myśleć o całej tej sytuacji.
Poszła do jego pokoju po poduszkę i koc. Zostawiła go w korytarzu wiedząc, że i
tak nikt nie przyjdzie, a nie zamierzała go próbować przenosić do salonu.
Poduszkę włożyła mu pod głowę, a kocem okryła jego ciało.
Spojrzała na niego ostatni raz i pokiwała głową – Co tam się stało Sam, że aż
musiałeś się upić? – Pokręciła głową i poszła do bliźniaczek, które gaworzyły w
łóżeczkach.
***
Kilka godzin później Sam obudził się z cholernie bolącą głową. Było ciemno i
nie wiedział co robił na podłodze. Przykryty kocem, z poduszką pod głową. Wstał
i poszedł do kuchni by zerknąć na zegarek, było po drugiej w nocy. Co on
takiego zrobił? Głowa go bolała, świat jeszcze trochę wirował, a jego usta i
żołądek błagały o chociaż kroplę wody.
– Cholera, mój łeb. – Nagle dotarło do niego co zrobił i nie zważając na żadne
dolegliwości pobiegł do pokoju sióstr. Na progu zamarł, łapiąc głęboko
powietrze. Nie chciał zwymiotować przed ich drzwiami, ale dodatkowo wpływał na
niego strach tego co zastanie. – Proszę, oby tylko… proszę.
Wszedł po cichu do środka i pierwszą rzeczą jaką zobaczył to lampka naścienna,
która się powoli obracała, a na suficie pojawiały się cienie. Jego siostry
spały, snem małych susłów. Cass musiała położyć je w jednym łóżeczku. Widok
tego, jak trzymały się za rączki rozczulił go i w tej chwili obiecał sobie, że
musi zrobić wszystko, co w jego mocy, by je ochronić. Nawet jeśli miałby
sprzedać wszystko co posiada.
– Wszystko z nimi dobrze. – Serce na chwilę zamarło mu ze strachu.
– Cass, ja… – Nie wiedział jak ma się jej wytłumaczyć, co powiedzieć.
– Zgarnij rzeczy, umyj się i idź spać, porozmawiamy jutro. – Kobieta była w
jego podkoszulku i spodniach od dresu. Rozumiał, że przez jego głupotę musiała
zostać z nimi na noc. Wtedy jednak napicie się było idealnym pomysłem na resztę
popołudnia. Opiekowała się jego siostrami, gdy on dał dupy na każdym możliwym
froncie.
– Przepraszam, nie powinienem był. – Spojrzał na nią ze skruchą.
– Masz rację, ale pogadamy o tym rano. Muszę się chociaż trochę wyspać.
– Jesteś dla mnie za dobra.
– Nie zrobiłam tego tylko dla ciebie. A teraz idź się umyj, bo nie pachniesz
najlepiej i postaraj się pospać do rana. – Podeszła do niego, poklepała go po
ramieniu i poszła do pokoju gościnnego. Nie widział jak ma jej dziękować.
Po chwili, gdy jeszcze raz upewnił się, że jego siostry są bezpieczne w swoich
łóżeczkach, zrobił to co zaleciła mu Cassandra.
Zaczął od wzięcia poduszki i koca z przedpokoju, ponieważ gdy wstał nie myślał
na tyle racjonalnie, by to zrobić. Następnie zaniósł je do swojego pokoju i
przygotował łóżko do spania. Dopiero potem poszedł wziąć szybki, zimny
prysznic, który miał chociaż trochę orzeźwić jego ciało. Dopiero po tym, gdy
umył zęby, poszedł spać. Tej nocy miał wiele dręczących go snów.
Uh... Barnes faktycznie sobie to dobrze zaplanował. To nie było pod wpływem chwili. Ciekawa jestem co nim kierowało, przecież nie wygląd, bo go jeszcze nie znał- sądził, że jest młody tylko po głosie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie historie :) Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów.
Pozdrawiam,
Astra
Hm. Czy sobie zaplanował, czy nie... Jeszcze zobaczymy :)
UsuńCieszę się, że uwielbiasz takie historię!
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
O kurczę, tego się nie spodziewałam! No nieźle. Teraz tak mnie nakręciłaś, że cały tydzień będę po ścianach chodzić z nerwów :p A matury same się nie zdadzą! W ogóle nie dbasz o moje zdrowie psychiczne ;) to powinno być zabronione - pisać wciągające opowiadania :D
OdpowiedzUsuńDark Night
Ha! Cieszę się, że cię zaskoczyłam :) Powodzenia na maturach! Wierzę,że mimo oczekiwania na rozdział pójdą ci one bardzo dobrze!
UsuńHahaha. Przykro mi!
Pozdrowienia Dark Night :)
Lady M.
Co ten Gabriel wyprawia? Po co mu mąż? Takiego obrotu sprawy w ogóle się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że będzie gorąco podczas tej rozmowy, ale nie że aż tak.
OdpowiedzUsuńSam pewnie się zgodzi, bo nie ma wyjścia. Ma przecież siostry, którymi musi się opiekować.
Upijanie się w niczym mu nie pomoże. Dobrze, że ma Cass.
Bez niej by zginął.
Interesują mnie i to bardzo motywy Gabriela. Czyżby tak bardzo spodobał mu się Sam? Ale to jest zbyt mały argument, aby wychodzić za mąż.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Sama się siebie pytam co ten Gabriel wyprawia ;) Cieszę się, że Cię zaskoczyłam!
UsuńMasz rację, Sam bez Cass by zginął. Czy zbyt mały argument, czasem wystarczy :) Ale to jeszcze zobaczymy :)
Wena się przyda, dziękuję :)
Pozdrawiam serdecznie
Lady M.
To jest lepsze od tekstów Luany. Chcę więcej!
OdpowiedzUsuńMonia
Hej Monia.
UsuńHm, przyznaję, że nie wiem jak odpowiedzieć na to twierdzenie. Obie z Luaną piszemy w inny sposób, każda z nas ma swój styl.
Z jednej strony dziękuję, z drugiej... jak wyżej. sama nie wiem co powiedzieć.
pozdrawiam
Lady M.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch... wspaniały rozdział, biedny Sam, Gabriel to za grosz empatii nie ma... i jeszcze ta propozycja ślubu, co kombinuje, bo na pewno coś się za tum kryje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia