Witajcie!
Przed wami kolejny rozdział. Jestem
bardzo ciekawa waszych wrażeń i do zobaczenia za tydzień. Tekst, co raz
bardziej się rozkręca ;)
Pozdrawiam serdecznie
EDIT: 16.07.2017 o godz. 16.36 - Odpowiedziałam na wszystkie komentarze z zeszłego tygodnia i na te pod tym rozdziałem! Bardzo wam dziękuję za tę aktywność i proszę o więcej! To cholernie motywuje! :) Do napisania!
Rozdział 12
Gabriel
miał nadzieję, że to, co miało miejsce trzy dni temu, chociaż trochę zmieni ich
relacje. Od tamtej pory jego frustracja tylko wzrastała, gdy Samael co rusz
wynajdywał sposoby na unikanie go.
Jednego
dnia pracował, następnego załatwiał sprawy firmy, kolejnego był na uczelni by
załatwić formalności. Sam nadal nie wrócił do domu, a on chciał z nim
porozmawiać dlaczego znowu go odpycha, nie chce rozmawiać. Ba, nawet przebywać
w tym samym pomieszczeniu. Cofnęli się do początku, co niezwykle go
frustrowało.
– Cholera jasna, znowu to
samo. – Nie liczył na diametralną poprawę ich stosunków. Jednak… Miał chociaż
cień nadziei, że będzie chociaż trochę lepiej.
Nim zdążył się zorientować,
co się dzieje, Samael przebiegł obok niego i minął go, nie zwracając na niego
uwagi.
– Sam?! – Zawołał za nim. Nie
doczekał się jednak odpowiedzi. Pobiegł za nim i praktycznie odbił się od drzwi
sypialni, zamkniętych na zamek. – Sam? – Przez kolejne dziesięć minut próbował
dostać się do sypialni, zanim otworzył mu blady, kredowo biały Samael. – Co się
stało?
– Chyba się czymś zatrułem.
Źle się czuję.
Widać było, że jego mąż czuje
się fatalnie, prócz bladości był spocony i widocznie drżał na całym ciele. –
Pokaż się. – Przyłożył dłoń do jego czoła i zwalczył grymas, który prawie
pojawił się na jego twarzy. – Masz gorączkę. Chyba dopadła cię grypa. Przebierz
się i do łóżka.
– Daj mi spokój Gabe. Nie
jesteś moim ojcem. Poza tym muszę iść do pracy. – Przetarł powieki dwoma
palcami i ponownie spojrzał na męża. Nie chciał być z nim zamknięty w jednym
domu.
– Ale jestem twoim mężem i
chcę o ciebie zadbać. Nigdzie nie idziesz, nie jak tak wyglądasz i się czujesz.
Albo położysz się po dobroci, albo cię zwiążę i tak zostaniesz. – Zszokowana
mina Samaela uświadomiła mu, że mężczyzna wcale nie wziął jego propozycji jako
żartu. – Spokojnie, żartowałem. A teraz idziesz do łóżka, musisz się wygrzać.
– Praca. – Zaoponował krótko,
nie chcąc dostosowywać się do nakazów Gabriela.
– Zgłoszę, że cię nie będzie.
Ale dzisiaj musisz odpocząć. Nie robię ci na złość, a ty nie pokazuj mi na
siłę, że jesteś silny. Jeśli jutro będziesz się dobrze czuć, to pójdziesz, ale
nie dzisiaj. – Nie zdążył dokończyć zdania, gdy drzwi od łazienki uderzyły o framugę.
– A nie mówiłem? – Pokręcił głową i poszedł sprawdzić jak Cassandra daje sobie
radę z małymi. Jeszcze zdąży pospierać się z mężem o jego zdrowie i dbanie o
siebie.
- Cii, zasnęły, cały poranek
dokazywały. – Wyszeptała kobieta na jego widok. – Dobrze słyszałam, że Sam
wrócił do domu?
- Tak, ale nie jest dostępny.
Ma chyba grypę jelitową.
- Niech nawet nie wchodzi do
małych, bo wszyscy się pozarażamy, a z nimi może być największy problem. Chcesz
co chwile przebierać pieluchy? – Dodała widząc niezbyt rozgarnięty wyraz twarzy
Gabriela.
- Masz rację. Trzeba go
wyizolować.
- Posiedzę dzisiaj u was do
osiemnastej. Nie mam dziś żadnych planów, a ty będziesz mógł się zająć
Samaelem. Zostaje w domu, prawda?
- Ma z tym problem, ale na
razie co chwile ląduje w toalecie, więc może w końcu uda mi się przekonać.
- Oby, bo czasem lubi się
głupio upierać. – W ten sposób starała się dawać Gabrielowi wskazówki co do
Samaela, nie wiedziała tylko czy rzeczywiście jej się to udaje. Nie czuła w ten
sposób, że zdradza w jakikolwiek sposób przyjaciela.
Wbrew wszystkiemu trzymała za
nich kciuki. Początkowo była zszokowana całą tą sytuacją, teraz jednak polubiła
Gabriela. Widziała jak stara się dbać o jej przyjaciela, jak okazuje mu swoją
sympatię. Z tego też względu im kibicowała. Samaelowi nie działa się krzywda,
dodatkowo to, że mężczyzna zrezygnował z seksu sugerowało, że mu na nim zależy.
Nie wiedziała jednak, jak się do tego ustosunkować. Podziwem nie mogła tego
nazwać, ale być może za to bardziej go szanowała. Nie przymusił jej przyjaciela
do niczego czego ten nie chciał.
Oczywiście zdążyła już
usłyszeć od Sama co zrobił trzy dni wcześniej. Nie dziwiło jej też to, że
zaczął unikać męża. Samael był zaangażowany emocjonalnie, chociaż starał się to
ukrywać na wszelkie sobie znane sposoby. Jednakże od czasu do czasu widziała
wzrok przyjaciela spoczywający na Gabrielu i to coś, czego nie potrafiła do
końca określić. Była to ledwie iskierka, ale chciałaby, by rozwinęła się w coś
więcej niż tylko to. Musieli tylko mieć ku temu okazję. A choroba jest jedną z
nich. Dość nieprzyjemną, ale jednak. Gabriel będzie mógł się zaopiekować Samem,
okazać mu wsparcie. Pokazać mu, że jest przy nim bezpieczny. Nie wiedziała
jednak czy to coś da.
Pomachała lekko Gabrielowi,
gdy ten poinformował ją, że idzie do Sama. Wystarczyła tylko chwila by
usłyszała jak jej przyjaciel podnosi głos na męża by ten dał mu spokój.
Pokręciła głową. Ten to potrafił okazywać temperament.
***
Nienawidził chorować. Tym
bardziej jeśli co chwile lądował w łazience, czy to z biegunką czy z wymiotami.
Czuł się już tak wymęczony, że nie miał nawet ochoty sięgnąć po szklankę
wody.
- Dobrze, że nie śpisz. Mam
dla ciebie elektrolity.
Uważne spojrzenie Gabriela
krępowało go. Czuł się cały spocony i brudny. A zarazem zbyt słaby by iść pod
prysznic. Stanowczo nienawidził tego stanu.
- Dziękuję. – Nie zamierzał
być cały czas niemiły. Kusiła go ta opcja, ale nie ukrywał przed samym sobą, że
w tym momencie wsparcie Gabriela było dla niego niezwykle ważne.
- Wypij pomału, może dzięki
temu się przyjmą. – Widział skrzywienie warg Sama. Podał mu kubek i przyłożył
rękę do jego czoła. Zimne i spocone, nie wiedział czy to lepiej w porównaniu z
wcześniejszą gorączką. Miał nadzieję, że Samael szybko dojdzie do siebie.
- Może masz rację – mruknął
pod nosem. Wziął kubek i łyżeczką zaczął nabierać płyn. Spodziewał się, że nie
będzie mu smakowało to co miał wypić, jednak pozytywnie się zaskoczył. Nigdy
wcześniej nie miał problemów z żołądkiem, tym bardziej zaskoczyły go
wcześniejsze wątpliwości czy zdąży do toalety.
- Margaret gotuje rosół, żeby
cię trochę wzmocnić.
- Hm… To akurat z chęcią
zjem. Mój żołądek nie reaguje na słowo rosół, żadnymi skrętami, więc może są
jakieś szanse. – Spojrzał na Gabriela, gdy ten roześmiał się głośno. – Hmm?
- Rozumiem, że to jest
diagnostyczne. Reakcja – nie możesz jeść. Brak reakcji – możesz jeść. Dobry
pomysł. Mam prośbę, chociaż możesz ją dziwnie zinterpretować – Zaskoczony wyraz
twarzy Samaela dał mu do myślenia. – Nie możesz widzieć się z siostrami, dopóki
ci się nie polepszy.
- Dlaczego?
Sam podniósł się gwałtownie,
jednakże stanowczy nacisk na ramiona męża przyniósł oczekiwany skutek.
- Spokojnie, jesteś chory.
Masz grypę żołądkową. Czy myślisz, że to dobry pomysł byś opiekował się
siostrami i zaraził je obie? Tylko o to chodzi. – Spojrzenie Samaela na jego
twarzy było dziwne. Nie wiedział jak je zinterpretować.
- Masz rację.
- Zajmę się nimi. Dzisiaj do
osiemnastej posiedzi z nimi Cass, może uda mi się ją namówić na dwie godziny
więcej. Ja jutro nie pójdę do pracy i będę i przy nich i przy tobie.
- Dziękuję.
Samael zarumienił się
gwałtownie, nie wiedział tylko czy to dlatego, że jego mąż miał gorączkę czy
może czymś się zawstydził?
- Nie ma za co. To normalne,
że będę o ciebie dbał. Co chwilę próbuję ci to okazywać. Może jeszcze to do
ciebie nie dociera, ale nie odpuszczę.
- Gabrielu, nie dzisiaj. Nie
mam na to siły.
- Chciałem po prostu, żebyś o
tym wiedział.
***
Następnego dnia Samael czuł
się już odrobinę lepiej. Pół nocy budził się nawet co piętnaście minut i biegł,
mimo osłabienia, do toalety. Gabriel tej nocy również mało co spał. Kładł mu
zimne okłady na czoło i kark chcąc złagodzić jego słabości. Głaskał go też po
ramieniu dając tak potrzebne wsparcie. Szanował jednak granicę jaką były drzwi
do toalety. Pomagał mu jednak, gdy wychodził z toalety, słaniając się na
nogach, podtrzymywał za ramię i prowadził z powrotem do łóżka.
Mimo osłabienia nie czuł już
żadnych rewolucji żołądkowych, a myśl o jedzeniu nie powodowała ściskania
żołądka i chęci znalezienia się w
toalecie. Spojrzał na Gabriela, który spał smacznie wtulony w poduszkę i nie
mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu.
Nie chciał go budzić, ale
jedna z jego sióstr płakała. Nie chciał do nich jeszcze iść, gdyby miało się
zdarzyć tak jak mówił Gabriel i miałby je zarazić.
- Gabe, obudź się. – Dotknął
lekko jego ramienia, mając zarazem opory by budzić mężczyznę.
- Hmm… - Cichy pomruk, który
doszedł go od strony poduszki, wywołał na jego twarzy lekki uśmiech.
- Któraś z dziewczynek
płacze. Nie chciałbym… - Nie dokończył zdania, ponieważ Gabriel podniósł się do
pozycji siedzącej.
- Już wstaję. Już… - Ziewnął
głęboko i rozciągnął się, chcąc trochę rozluźnić mięśnie. Przesunął się i
pocałował Sama w ramię. Nie oglądając się, podniósł się i poszedł sprawdzić o
co chodzi małym rozrabiakom, ponieważ teraz słychać było w domu arie operowe
wykonane przez dwie, kilkumiesięczne dziewczynki.
***
Sam
patrzył zaskoczony w ślad za oddalającym się Gabrielem. O co w tym wszystkim
chodziło? W co pogrywał jego mąż? Nie był pewien czy chce to wiedzieć. Wsunął
się jeszcze pod kołdrę i przykrył ramieniem oczy. Dlaczego cała ta sytuacja
budziła w nim taki mętlik? Z jednej strony złościł się na Gabriela za to co mu
zrobił. Z drugiej strony - nie potrafił podtrzymywać tej agresji i złości w
stosunku do mężczyzny, gdy ten był dla niego miły.
Powinien
go nienawidzić, jednakże nie potrafił się do tego zmusić. Choćby chciał. Co raz
częściej budziły się w nim myśli o tym, że chciałby po prostu podejść do
Gabriela i przytulić się do niego czy po prostu spędzić z nim czas.
Nie
chciał przeżyć tych pięciu lat w samotności. Wiedział, że potrafiłby utrzymać
abstynencję. Byłoby to dla niego ciężkie, ale zrobiłby to. Ale nie chciał żyć
sam. Chciał mieć przyjaciół, siostry, opiekować się nimi, wiedząc, że podrosną
pod okiem tego mężczyzny.
Utrata
rodziców coś w nim zmieniła, złamała. Siostry, mimo sporej różnicy wieku, zawsze
będą mu najbliższe. Nie miał nikogo innego na świecie, kto byłby mu bliższy.
Ale będzie musiał zastąpić im rodziców. I już zawsze to będzie ich dzielić.
Różnica wieku i obowiązki, których się podjął. To on będzie wyznaczał granice
ich życia i funkcjonowania, gdy będą chciały coś zbroić. Będzie ich strzegł i
pozwalał im poznawać nowe rzeczy, dbając o to, by były jak najbezpieczniejsze.
Będzie przekazywał im wiedzę, pomagał w odrabianiu lekcji, uczył zasad życia
społecznego. Będzie obserwował jak stawiają pierwsze kroki, wypowiadają
pierwsze słowa, dostaną pierwszą jedynkę i szóstkę ze sprawdzianu. Jak będą
wychodzić na randki i z nich wracać, zadba o strój na każdy bal i ważną
imprezę.
Ale
w tym wszystkim będzie sam. Nie będzie przy tym ich rodziców. Może jednak
okazać się, że ktoś będzie stał przy jego boku. Może nie Gabriel, być może ktoś
inny. Wcześniej jednak będzie musiał mieć odwagę by przetrwać te pięć lat. A
nie chciał robić tego w złości.
***
Gabriel
padał z nóg. Cały dzień spędził nad opieką to nad bliźniaczkami to nad
Samaelem. Był tak cholernie zmęczony. Małe broiły i płakały na przemian. Nie
wiedział, że opieka nad niemowlakami jest tak ciężka. Potrafiły się bawić
grzechotkami, ale trwało to chwile. Najgorzej jednak było wtedy, gdy Mery
uderzyła się zabawką. Ta zazwyczaj cicha dziewczynka zawodziła tak, że mózg
chciał mu stanąć w poprzek.
Cassandra
dzisiaj miała wizytę u lekarza, więc była z nimi tylko przez chwile. Tak,
cztery godziny to chwila. Całe szczęście, że małe po obiedzie zasnęły, bo mógł
wtedy chociaż na chwile siąść przy Samaelu. Teraz jednak marzył o tym by wziąć
kąpiel i iść spać. Małe były już wykąpane, jedna i druga zasnęła po dniu pełnym
wrażeń.
Wszedł
do sypialni i gdy spojrzał na śpiącego Sama, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Skulony, z ręką zasłaniającą mu oczy, nie był pewien czy ta pozycja jest
wygodna. Szczerze w to wątpił, ale skoro mężczyzna tak zasnął… Już po chwili
znalazł się w łazience, wziął szybki prysznic i wrócił do sypialni by położyć
się koło męża.
Mimo
chwilowego zawahania, przysunął się bliżej i wtulił w ciepłe ciało Sama.
Przerzucił swoje ramie przez jego brzuch i pozwolił by obaj udali się do krainy
snów. Tak, w końcu mógł odpocząć. To było niesamowicie kojące.
Fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie postanowienie Sama o chęci spędzenia, a w sumie to nie spędzenia tych 5 lat w gniewie. Czyżby w końcu ten uparciuch się przełamie? Coś czuje że w najbliższej przyszłości miło rozwinie się akcja. Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny.
Pozdrawiam, Sara.
Cieszę się bardzo, że rozdział ci się podobał!
UsuńMoże masz rację :) Może w końcu się przełamie, któż to wie? :D
Dziękuję i również pozdrawiam!
Co halo dlaczego? D: Przecież było już tak uroczo, widziałam tęcze w tle i miliony serduszek na podłodze ;_; co to za zmiana nastroju, ja tu się sprzeciwiam :<
OdpowiedzUsuńHahahha! Przepraszam! Nie chciałam! To wina głównych bohaterów :D Nie moja :P To oni robią co chcą :P Nawet jak z nimi walczę i chcę poprowadzić akcję po swojemu :P Nie udaje się :P
UsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńSam nadal nie akceptuje Gabe, ale coraz bardziej się do niego przekonuje :)
Mam nadzieję, że jak rano się obudzą to Sam nie odskoczy od Gabe jak oparzony.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tak Gabriel pokazał, że bardzo mu zależy na Samuel, że chce się troszczyć o niego, ech Sam to czasami jest taki uparty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia