niedziela, 16 lipca 2017

Rozdział 12

Witajcie!

Przed wami kolejny rozdział. Jestem bardzo ciekawa waszych wrażeń i do zobaczenia za tydzień. Tekst, co raz bardziej się rozkręca ;)
Pozdrawiam serdecznie

EDIT: 16.07.2017 o godz. 16.36 - Odpowiedziałam na wszystkie komentarze z zeszłego tygodnia i na te pod tym rozdziałem! Bardzo wam dziękuję za tę aktywność i proszę o więcej! To cholernie motywuje! :) Do napisania!

Rozdział 12

            Gabriel miał nadzieję, że to, co miało miejsce trzy dni temu, chociaż trochę zmieni ich relacje. Od tamtej pory jego frustracja tylko wzrastała, gdy Samael co rusz wynajdywał sposoby na unikanie go.
            Jednego dnia pracował, następnego załatwiał sprawy firmy, kolejnego był na uczelni by załatwić formalności. Sam nadal nie wrócił do domu, a on chciał z nim porozmawiać dlaczego znowu go odpycha, nie chce rozmawiać. Ba, nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu. Cofnęli się do początku, co niezwykle go frustrowało.
– Cholera jasna, znowu to samo. – Nie liczył na diametralną poprawę ich stosunków. Jednak… Miał chociaż cień nadziei, że będzie chociaż trochę lepiej.
Nim zdążył się zorientować, co się dzieje, Samael przebiegł obok niego i minął go, nie zwracając na niego uwagi.
– Sam?! – Zawołał za nim. Nie doczekał się jednak odpowiedzi. Pobiegł za nim i praktycznie odbił się od drzwi sypialni, zamkniętych na zamek. – Sam? – Przez kolejne dziesięć minut próbował dostać się do sypialni, zanim otworzył mu blady, kredowo biały Samael. – Co się stało?
– Chyba się czymś zatrułem. Źle się czuję.
Widać było, że jego mąż czuje się fatalnie, prócz bladości był spocony i widocznie drżał na całym ciele. – Pokaż się. – Przyłożył dłoń do jego czoła i zwalczył grymas, który prawie pojawił się na jego twarzy. – Masz gorączkę. Chyba dopadła cię grypa. Przebierz się i do łóżka.
– Daj mi spokój Gabe. Nie jesteś moim ojcem. Poza tym muszę iść do pracy. – Przetarł powieki dwoma palcami i ponownie spojrzał na męża. Nie chciał być z nim zamknięty w jednym domu.
– Ale jestem twoim mężem i chcę o ciebie zadbać. Nigdzie nie idziesz, nie jak tak wyglądasz i się czujesz. Albo położysz się po dobroci, albo cię zwiążę i tak zostaniesz. – Zszokowana mina Samaela uświadomiła mu, że mężczyzna wcale nie wziął jego propozycji jako żartu. – Spokojnie, żartowałem. A teraz idziesz do łóżka, musisz się wygrzać.
– Praca. – Zaoponował krótko, nie chcąc dostosowywać się do nakazów Gabriela.
– Zgłoszę, że cię nie będzie. Ale dzisiaj musisz odpocząć. Nie robię ci na złość, a ty nie pokazuj mi na siłę, że jesteś silny. Jeśli jutro będziesz się dobrze czuć, to pójdziesz, ale nie dzisiaj. – Nie zdążył dokończyć zdania, gdy drzwi od łazienki uderzyły o framugę. – A nie mówiłem? – Pokręcił głową i poszedł sprawdzić jak Cassandra daje sobie radę z małymi. Jeszcze zdąży pospierać się z mężem o jego zdrowie i dbanie o siebie.
- Cii, zasnęły, cały poranek dokazywały. – Wyszeptała kobieta na jego widok. – Dobrze słyszałam, że Sam wrócił do domu?
- Tak, ale nie jest dostępny. Ma chyba grypę jelitową.
- Niech nawet nie wchodzi do małych, bo wszyscy się pozarażamy, a z nimi może być największy problem. Chcesz co chwile przebierać pieluchy? – Dodała widząc niezbyt rozgarnięty wyraz twarzy Gabriela.
- Masz rację. Trzeba go wyizolować.
- Posiedzę dzisiaj u was do osiemnastej. Nie mam dziś żadnych planów, a ty będziesz mógł się zająć Samaelem. Zostaje w domu, prawda?
- Ma z tym problem, ale na razie co chwile ląduje w toalecie, więc może w końcu uda mi się przekonać.
- Oby, bo czasem lubi się głupio upierać. – W ten sposób starała się dawać Gabrielowi wskazówki co do Samaela, nie wiedziała tylko czy rzeczywiście jej się to udaje. Nie czuła w ten sposób, że zdradza w jakikolwiek sposób przyjaciela.
Wbrew wszystkiemu trzymała za nich kciuki. Początkowo była zszokowana całą tą sytuacją, teraz jednak polubiła Gabriela. Widziała jak stara się dbać o jej przyjaciela, jak okazuje mu swoją sympatię. Z tego też względu im kibicowała. Samaelowi nie działa się krzywda, dodatkowo to, że mężczyzna zrezygnował z seksu sugerowało, że mu na nim zależy. Nie wiedziała jednak, jak się do tego ustosunkować. Podziwem nie mogła tego nazwać, ale być może za to bardziej go szanowała. Nie przymusił jej przyjaciela do niczego czego ten nie chciał.
Oczywiście zdążyła już usłyszeć od Sama co zrobił trzy dni wcześniej. Nie dziwiło jej też to, że zaczął unikać męża. Samael był zaangażowany emocjonalnie, chociaż starał się to ukrywać na wszelkie sobie znane sposoby. Jednakże od czasu do czasu widziała wzrok przyjaciela spoczywający na Gabrielu i to coś, czego nie potrafiła do końca określić. Była to ledwie iskierka, ale chciałaby, by rozwinęła się w coś więcej niż tylko to. Musieli tylko mieć ku temu okazję. A choroba jest jedną z nich. Dość nieprzyjemną, ale jednak. Gabriel będzie mógł się zaopiekować Samem, okazać mu wsparcie. Pokazać mu, że jest przy nim bezpieczny. Nie wiedziała jednak czy to coś da.
Pomachała lekko Gabrielowi, gdy ten poinformował ją, że idzie do Sama. Wystarczyła tylko chwila by usłyszała jak jej przyjaciel podnosi głos na męża by ten dał mu spokój. Pokręciła głową. Ten to potrafił okazywać temperament.
***
Nienawidził chorować. Tym bardziej jeśli co chwile lądował w łazience, czy to z biegunką czy z wymiotami. Czuł się już tak wymęczony, że nie miał nawet ochoty sięgnąć po szklankę wody. 
- Dobrze, że nie śpisz. Mam dla ciebie elektrolity.
Uważne spojrzenie Gabriela krępowało go. Czuł się cały spocony i brudny. A zarazem zbyt słaby by iść pod prysznic. Stanowczo nienawidził tego stanu.
- Dziękuję. – Nie zamierzał być cały czas niemiły. Kusiła go ta opcja, ale nie ukrywał przed samym sobą, że w tym momencie wsparcie Gabriela było dla niego niezwykle ważne.
- Wypij pomału, może dzięki temu się przyjmą. – Widział skrzywienie warg Sama. Podał mu kubek i przyłożył rękę do jego czoła. Zimne i spocone, nie wiedział czy to lepiej w porównaniu z wcześniejszą gorączką. Miał nadzieję, że Samael szybko dojdzie do siebie.
- Może masz rację – mruknął pod nosem. Wziął kubek i łyżeczką zaczął nabierać płyn. Spodziewał się, że nie będzie mu smakowało to co miał wypić, jednak pozytywnie się zaskoczył. Nigdy wcześniej nie miał problemów z żołądkiem, tym bardziej zaskoczyły go wcześniejsze wątpliwości czy zdąży do toalety.
- Margaret gotuje rosół, żeby cię trochę wzmocnić.
- Hm… To akurat z chęcią zjem. Mój żołądek nie reaguje na słowo rosół, żadnymi skrętami, więc może są jakieś szanse. – Spojrzał na Gabriela, gdy ten roześmiał się głośno. – Hmm?
- Rozumiem, że to jest diagnostyczne. Reakcja – nie możesz jeść. Brak reakcji – możesz jeść. Dobry pomysł. Mam prośbę, chociaż możesz ją dziwnie zinterpretować – Zaskoczony wyraz twarzy Samaela dał mu do myślenia. – Nie możesz widzieć się z siostrami, dopóki ci się nie polepszy.
- Dlaczego?
Sam podniósł się gwałtownie, jednakże stanowczy nacisk na ramiona męża przyniósł oczekiwany skutek.
- Spokojnie, jesteś chory. Masz grypę żołądkową. Czy myślisz, że to dobry pomysł byś opiekował się siostrami i zaraził je obie? Tylko o to chodzi. – Spojrzenie Samaela na jego twarzy było dziwne. Nie wiedział jak je zinterpretować.
- Masz rację.
- Zajmę się nimi. Dzisiaj do osiemnastej posiedzi z nimi Cass, może uda mi się ją namówić na dwie godziny więcej. Ja jutro nie pójdę do pracy i będę i przy nich i przy tobie.
- Dziękuję.
Samael zarumienił się gwałtownie, nie wiedział tylko czy to dlatego, że jego mąż miał gorączkę czy może czymś się zawstydził?
- Nie ma za co. To normalne, że będę o ciebie dbał. Co chwilę próbuję ci to okazywać. Może jeszcze to do ciebie nie dociera, ale nie odpuszczę.
- Gabrielu, nie dzisiaj. Nie mam na to siły.
- Chciałem po prostu, żebyś o tym wiedział.
***
Następnego dnia Samael czuł się już odrobinę lepiej. Pół nocy budził się nawet co piętnaście minut i biegł, mimo osłabienia, do toalety. Gabriel tej nocy również mało co spał. Kładł mu zimne okłady na czoło i kark chcąc złagodzić jego słabości. Głaskał go też po ramieniu dając tak potrzebne wsparcie. Szanował jednak granicę jaką były drzwi do toalety. Pomagał mu jednak, gdy wychodził z toalety, słaniając się na nogach, podtrzymywał za ramię i prowadził z powrotem do łóżka.
Mimo osłabienia nie czuł już żadnych rewolucji żołądkowych, a myśl o jedzeniu nie powodowała ściskania żołądka i  chęci znalezienia się w toalecie. Spojrzał na Gabriela, który spał smacznie wtulony w poduszkę i nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu.
Nie chciał go budzić, ale jedna z jego sióstr płakała. Nie chciał do nich jeszcze iść, gdyby miało się zdarzyć tak jak mówił Gabriel i miałby je zarazić.
- Gabe, obudź się. – Dotknął lekko jego ramienia, mając zarazem opory by budzić mężczyznę.
- Hmm… - Cichy pomruk, który doszedł go od strony poduszki, wywołał na jego twarzy lekki uśmiech.
- Któraś z dziewczynek płacze. Nie chciałbym… - Nie dokończył zdania, ponieważ Gabriel podniósł się do pozycji siedzącej.
- Już wstaję. Już… - Ziewnął głęboko i rozciągnął się, chcąc trochę rozluźnić mięśnie. Przesunął się i pocałował Sama w ramię. Nie oglądając się, podniósł się i poszedł sprawdzić o co chodzi małym rozrabiakom, ponieważ teraz słychać było w domu arie operowe wykonane przez dwie, kilkumiesięczne dziewczynki.
***
            Sam patrzył zaskoczony w ślad za oddalającym się Gabrielem. O co w tym wszystkim chodziło? W co pogrywał jego mąż? Nie był pewien czy chce to wiedzieć. Wsunął się jeszcze pod kołdrę i przykrył ramieniem oczy. Dlaczego cała ta sytuacja budziła w nim taki mętlik? Z jednej strony złościł się na Gabriela za to co mu zrobił. Z drugiej strony - nie potrafił podtrzymywać tej agresji i złości w stosunku do mężczyzny, gdy ten był dla niego miły.
            Powinien go nienawidzić, jednakże nie potrafił się do tego zmusić. Choćby chciał. Co raz częściej budziły się w nim myśli o tym, że chciałby po prostu podejść do Gabriela i przytulić się do niego czy po prostu spędzić z nim czas.
            Nie chciał przeżyć tych pięciu lat w samotności. Wiedział, że potrafiłby utrzymać abstynencję. Byłoby to dla niego ciężkie, ale zrobiłby to. Ale nie chciał żyć sam. Chciał mieć przyjaciół, siostry, opiekować się nimi, wiedząc, że podrosną pod okiem tego mężczyzny.
            Utrata rodziców coś w nim zmieniła, złamała. Siostry, mimo sporej różnicy wieku, zawsze będą mu najbliższe. Nie miał nikogo innego na świecie, kto byłby mu bliższy. Ale będzie musiał zastąpić im rodziców. I już zawsze to będzie ich dzielić. Różnica wieku i obowiązki, których się podjął. To on będzie wyznaczał granice ich życia i funkcjonowania, gdy będą chciały coś zbroić. Będzie ich strzegł i pozwalał im poznawać nowe rzeczy, dbając o to, by były jak najbezpieczniejsze. Będzie przekazywał im wiedzę, pomagał w odrabianiu lekcji, uczył zasad życia społecznego. Będzie obserwował jak stawiają pierwsze kroki, wypowiadają pierwsze słowa, dostaną pierwszą jedynkę i szóstkę ze sprawdzianu. Jak będą wychodzić na randki i z nich wracać, zadba o strój na każdy bal i ważną imprezę.
            Ale w tym wszystkim będzie sam. Nie będzie przy tym ich rodziców. Może jednak okazać się, że ktoś będzie stał przy jego boku. Może nie Gabriel, być może ktoś inny. Wcześniej jednak będzie musiał mieć odwagę by przetrwać te pięć lat. A nie chciał robić tego w złości.
***
            Gabriel padał z nóg. Cały dzień spędził nad opieką to nad bliźniaczkami to nad Samaelem. Był tak cholernie zmęczony. Małe broiły i płakały na przemian. Nie wiedział, że opieka nad niemowlakami jest tak ciężka. Potrafiły się bawić grzechotkami, ale trwało to chwile. Najgorzej jednak było wtedy, gdy Mery uderzyła się zabawką. Ta zazwyczaj cicha dziewczynka zawodziła tak, że mózg chciał mu stanąć w poprzek.
            Cassandra dzisiaj miała wizytę u lekarza, więc była z nimi tylko przez chwile. Tak, cztery godziny to chwila. Całe szczęście, że małe po obiedzie zasnęły, bo mógł wtedy chociaż na chwile siąść przy Samaelu. Teraz jednak marzył o tym by wziąć kąpiel i iść spać. Małe były już wykąpane, jedna i druga zasnęła po dniu pełnym wrażeń.
            Wszedł do sypialni i gdy spojrzał na śpiącego Sama, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Skulony, z ręką zasłaniającą mu oczy, nie był pewien czy ta pozycja jest wygodna. Szczerze w to wątpił, ale skoro mężczyzna tak zasnął… Już po chwili znalazł się w łazience, wziął szybki prysznic i wrócił do sypialni by położyć się koło męża.
            Mimo chwilowego zawahania, przysunął się bliżej i wtulił w ciepłe ciało Sama. Przerzucił swoje ramie przez jego brzuch i pozwolił by obaj udali się do krainy snów. Tak, w końcu mógł odpocząć. To było niesamowicie kojące. 

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział.
    Zaciekawiło mnie postanowienie Sama o chęci spędzenia, a w sumie to nie spędzenia tych 5 lat w gniewie. Czyżby w końcu ten uparciuch się przełamie? Coś czuje że w najbliższej przyszłości miło rozwinie się akcja. Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny.
    Pozdrawiam, Sara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że rozdział ci się podobał!
      Może masz rację :) Może w końcu się przełamie, któż to wie? :D
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Co halo dlaczego? D: Przecież było już tak uroczo, widziałam tęcze w tle i miliony serduszek na podłodze ;_; co to za zmiana nastroju, ja tu się sprzeciwiam :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahha! Przepraszam! Nie chciałam! To wina głównych bohaterów :D Nie moja :P To oni robią co chcą :P Nawet jak z nimi walczę i chcę poprowadzić akcję po swojemu :P Nie udaje się :P

      Usuń
  3. Super rozdział :)
    Sam nadal nie akceptuje Gabe, ale coraz bardziej się do niego przekonuje :)
    Mam nadzieję, że jak rano się obudzą to Sam nie odskoczy od Gabe jak oparzony.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniale, tak Gabriel pokazał, że bardzo mu zależy na Samuel,  że chce się troszczyć o niego, ech Sam to czasami jest taki uparty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń