Przed wami kolejny rozdział. Wszelkie komentarze,na które nie
odpowiedziałam pod rozdziałem 20 i 21 są już nadgonione :) Niestety przez
tydzień mnie nie było i nie mogłam tego zrobić wcześniej :)
Mam nadzieję, że rozdział będzie wam się przyjemnie
czytało :)
Rozdział 22
Mimo tego, że aktualnie w życiu Samaela nie pojawiły się nowe troski – ciągle w
pamięci miał doświadczenia z przeszłości, z którymi nie mógł się pogodzić. Nie
potrafił się opanować, najmniejszy powód był tym dobrym by zacząć płakać.
Jednakże było mu to tak cholernie potrzebne. Dzięki temu w końcu miał możliwość
odreagować całą złość, frustrację, smutek, żal, przygnębienie i
rozżalenie związane z jego sytuacją życiową.
Gabriel dał mu tyle przestrzeni, ile tylko potrzebował. Za każdym razem jednak,
gdy płakał, był przy nim i tulił go w swoich ramionach, dając mu oparcie.
Cassandra,
gdy tylko zobaczyła go całego i zdrowego następnego dnia po owym fatalnym
wydarzeniu, nawrzeszczała na niego jakby ją stado diabłów opętało. Podejrzewał,
że nawet w sąsiednim mieście ją słyszeli. Dopiero w kolejnym kroku, a właściwie
pierwszym odruchu człowieczeństwa, odkąd go zobaczyła, wyściskała go
serdecznie. Jednak przy następnej najbliższej okazji, jak tylko się do niej
odwrócił tyłem, zarobił serdecznego kopniaka w pośladki.
Gabriel śmiał się wtedy z jego miny i osłupienia, ale dzięki temu atmosfera
między nimi wszystkim chociaż trochę się oczyściła.
Dzisiejszego poranka nie chciało mu się wstawać do pracy. Słyszał jak Gabe
szykuje się do podjęcia swoich obowiązków, dolatywały do niego dźwięki
gotującej się wody w czajniku. Marzył o kubku kawy, ponieważ tej nocy mało co
spał. Powoli, bardzo powoli dojrzewał do pewnej decyzji. Nie wiedział czy w
końcu zdecyduje się na podjęcie zdecydowanych kroków, miał jednak taką
nadzieję.
***
Gabriel siedział na kolejnym spotkaniu z dość poczytnym autorem i myślami był
trochę gdzie indziej. Doprawdy, nie chciało mu się słuchać pseudo
filozoficznych wynaturzeń tego człowieka w momencie, gdy jego umysł błądził
gdzieś starając się odgadnąć co aktualnie robi jego mąż.
– I właśnie dlatego chciałbym dostać zaliczkę by móc napisać książkę.
Usłyszał ostatnie zdanie z wypowiedzi około czterdziestopięcioletniego
mężczyzny i zastanowił się przez chwilę co stracił w trakcie swojego błądzenia
w myślach.
– Ech, przepraszam. – Musiał się przyznać do tego, że go nie słuchał. Nie
zapłaci zaliczki za coś, o czym nawet nie miał pojęcia, tylko po to by ukryć
swą niewiedzę.
– Wiedziałem, że to zdanie pana obudzi. Był pan myślami zupełnie gdzie indziej,
nawet pan na mnie nie patrzył, nie reagował na żaden z moich gestów. –
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Po pana twarzy można by stwierdzić, że się
pan zakochał. – Jeszcze szerszy uśmiech dosięgający oczu mężczyzny i
pogłębiający jego zmarszczki dodał mu uroku.
– Nie powinienem się teraz na tym skupiać. Przepraszam.
– Czasem nie da się inaczej. Nasze myśli błądzą od niechcenia, nawet jeśli
temat rozmowy nas interesuje – puszczone oko zasugerowało mu zupełnie coś
innego. Został przejrzany, a do tej pory umiał odgrywać pokerową twarz.
– Czy możemy w takim razie wrócić do głównego tematu naszego spotkania?
– Nie ma problemu. Rzeczywiście potrzebowałbym zaliczki, chociaż będę rozumiał,
jeśli jej nie otrzymam. Z żoną chcielibyśmy kupić dom, brakuje nam
tylko trochę, a ostatni tom z serii jest na ukończeniu. Brakuje mi może
około pięćdziesięciu do stu stron maksymalnie. Jeśli nic nie pokrzyżuje moich
planów, są szanse, że skończę ją w ciągu miesiąca, maksymalnie dwóch, ale… Ten
dom wtedy nie będzie już do kupienia, a Samantha mnie zabije za to, że
przegapiliśmy taką okazję. Ja będę martwy, moja żona w kryminale, a pan nie
będzie miał stałej dostawy książek.
Gabriel roześmiał się na dramatyzm mężczyzny i dopiero po chwili spytał go o
potrzebną kwotę.
– Trzydzieści tysięcy. Wiem, że to bardzo dużo, ale nie mam już skąd otrzymać
dodatkowych finansów, wszystkie oszczędności…
– Dobrze. Ale pod warunkiem, że skończy pan książkę w miesiąc, dłużej nie
będziemy mogli czekać, ze względu na to, że proces wydawniczy trochę potrwa.
– Ja… jasne. Bardzo dziękuję. Moja żona się ucieszy, będzie mogła urządzić
pokoik dla dziecka. – Jeszcze szerszy uśmiech mężczyzny był zaraźliwy.
– Który miesiąc, jeśli mogę wiedzieć?
– Czwarty!
Donośność głosu mężczyzny i radość bijąca z jego
twarzy, dodały mu energii. – Gratuluję. Proszę chwile zaczekać, zadzwonię do
naszego prawnika by przygotował umowę, dowiem się na kiedy jest w stanie to
zrobić i zaraz do pana wrócę z wieściami, żeby nie musiał pan niepotrzebnie
czekać.
– Ja… Nawet nie wie pan jak muszę panu podziękować. Dzięki temu spełnimy swoje
marzenia.
Poczuł się głupio z tymi słowami, przecież mężczyzna zarabiał odpowiednio na
każdej książce, otrzymał już od nich dużą kwotę, wolał chyba nie myśleć co się
stało z tymi pieniędzmi, skoro brakowało mu tylko i aż tyle. A może miał w
głowie złe wyobrażenie domu? Może nie chodziło o zwykły dom, a jakiś bardziej
ekskluzywny, w lepszej dzielnicy, gdzie każdy się znał i mógł o wszystkim
powiedzieć sąsiadom? Nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać.
Wybrał numer do przyjaciela.
– Hej Garet. Dzwonię w sprawach firmy. Hm… – Poczekał aż przyjaciel skończy
prosić o coś sekretarkę, a następnie ponownie włączył się w rozmowę. – No
oczywiście, że chodzi mi o umowę, ale o zaliczkę za książkę. Tak. – Odpowiadał
na zadawane przez przyjaciela pytania. – Jestem pewny. Ma jeszcze dwa miesiące,
ale wie o jednym. Hmm. Wolę, żebyś zamieścił to gdzieś maleńkim druczkiem, tak
by nie mógł się odczytać. – Usłyszał nieprzyjemną odpowiedź przyjaciela. – To
przecież nie na jego szkodę, a nie chcę żeby marnował czas, bo będzie miał go
więcej. To jak, zrobisz to?
– Jasne – odpowiedział Garet, chociaż czasem kompletnie nie rozumiał
motywacji tego człowieka. – A teraz zanim powiesz coś jeszcze, wiesz, że
Cassandra i Mick – zamilkł dając przyjacielowi do zrozumienia co miał na myśli.
– A to cholera. Nie przyznała się, żadnemu z nas. Czyli jednak się spotykają?
– Żeby tego było mało. Bracie, nigdy nie widziałem, żeby Mick tak wpadł. Ona
naprawdę jest tak w porządku jak mówisz?
– Tak, pasują do siebie, nie martw się na zapas. Mick jest już dużym chłopcem i
pięknie owinie sobie tą młodą damę wokół palca.
– Starzec się odezwał. Obawiam się, że to ona sobie go okręca w około małego
paluszka, jak tylko zechce. Mam nadzieję, że go nie zrani.
– I wzajemnie Garet, po porostu to poobserwujmy i dajmy im czas. W razie czego
interweniujemy w odpowiednim czasie. Są dorośli i nie ma co się wtrącać.
– Tere fere. A co zrobiliśmy na początku? Mam nadzieję, że masz rację.
– Mam, a wracając… – Jeszcze przez chwile dopytywał przyjaciela o pewne aspekty
umowy, by następnie umówić się z nim na kiedy ten może ją napisać.
***
Samael stał przy oknie patrząc na deszcz spływający po szybach. Znowu będą
wielkie roztopy i plucha. Nie przepadał za taką pogodą i wszystkim co się za
nią kryło. Wolałby już wiosnę, chociaż odrobinę słońca, kwiaty które zaczynały
kwitnąć, zieleń. Chciał zobaczyć w około siebie trochę więcej nadziei. Była mu
potrzebna. Czuł się jakby był spragnionym człowiekiem na pustyni. Nienawidził
tego uczucia.
– Sam?
Usłyszał głos
Gabriela, który w końcu wrócił do domu. Było już koło dwudziestej, praca
mężczyzny dzisiaj znacznie się przedłużyła. – Jestem w gabinecie! – Odkrzyknął
na tyle głośno by mąż go usłyszał, jednak by nie obudzić sióstr. Spały jak małe
susły, a on naprawdę miał nadzieję, że tej nocy jednak się nie obudzą o
trzeciej. Chciałby pospać ciut dłużej. Odwrócił się do Gabriela, a gdy
ten usiadł w fotelu, oparł się pośladkami o parapet i spojrzał na jego twarz.
– Ciężki dzień?
– spytał po prostu.
– Nawet
bardzo. Cholernie dużo pracy i nikt z niczym się nie wyrabiał. Na dodatek
mamy nowego stażystę, którego trzeba wszystkiego po kolei uczyć, a dzisiaj zajmował
się tylko robieniem kawy. Nie lubię tak traktować tych wszystkich młodych
ludzi, pełnych ochoty i nadziei…
– Ale czasami
inaczej się nie da, prawda? – Uśmiechnął się lekko na widok
niezdecydowanej miny Gabriela.
– Fakt, ale i tak nie przepadam za tym.
– Chociaż robił dobrą tę kawę? – Ruszył w stronę Gabriela. Odłożył na
biurko kubek, który do tej pory trzymał w ręce. Mężczyzna zerknął do niego
ciekawie, upił łyka zimnego już napoju i spojrzał na niego.
– Robisz znacznie lepszą.
Roześmiał się na to stwierdzenie. Rzeczywiście pił kawę, bo dzień był dość
senny, a on potrzebował małego zastrzyku energii. Nie zamierzał jednak się
przyznawać, że kawę tę zrobiła Cassandra godzinę przed swoim wyjściem.
– Cieszę się. – Przysunął się jeszcze bliżej Gabriela i wszedł między jego
rozchylone uda. Mężczyzna nie wiadomo kiedy przymknął oczy, a głowę
oparł o wysokie oparcie i rozsiadł się wygodnie. Stanął tak blisko męża jak
tylko pozwalały mu na to jego rozszerzone uda i pochylił się by złożyć na jego
wargach lekki pocałunek.
– Sam? – Pytanie zabrzmiało w cichym jak na tę porę pomieszczeniu.
– Potrzebuję… Sam nie wiem czego. Chciałbym cię całować, dotykać bez tej
niepotrzebnej krępacji. Chciałbym…
– To chodź do mnie Sam. – Mężczyzna przysunął go jeszcze bliżej, podnosząc się
z oparcia mebla i podsuwając mu swoje usta do całowania. Pochylił się ponownie
zagłębiając się w pocałunek. Musnął wargi Gabriela, by już po chwili całować
wewnętrzne strony jego ust. Muskać język mężczyzny w celu zaproszenia go do
zabawy – odwiecznej gry o dominację. Pozwolił by to Gabriel nadawał prym temu
pocałunkowi, by przejął nad nim kontrolę.
Chwyt na pośladkach i dociśnięcie go bliżej spowodowało, że zaparł się na
ramionach męża, oplótł jego szyję ramionami. Wysunął się jednak spomiędzy jego ud
Gabriel wiedział o co chodzi Samaelowi. Zsunął razem uda, pozwalając mężczyźnie
na to, by się na niego wsunął i docisnął ich ciała do ciebie. Nie
spodziewał się takiej odwagi ze strony Sama. Pierwszy raz od początku ich
znajomości wprost zaczął mówić czego potrzebuje, pragnie, a on odwdzięczał się
tym samym.
W końcu miał możliwość poznać swojego męża. Dowiedzieć się w jaki sposób
myśli, co lubi robić, a czego nienawidzi. I sam również się tym dzielił. Czuł
się przy tym obnażony, ponieważ odsłaniał się pierwszy raz od bardzo długiego
czasu. I dziwił się tym, że tak dobrze się z tym czuje.
Przycisnął ciało Samaela jeszcze bliżej swojego. Czuł erekcję męża na
swojej, powolne ruchy, o których nie był pewien czy mężczyzna zdaje sobie z
nich sprawę. Czuł jak krew szybko krąży po jego ciele, jak intensywnie bije
jego serce. Przytrzymał go tak, by nie mógł się ruszać.
– Musimy się opanować Sam. – Wyszeptał mężowi do ucha, wcześniej przerywając
pocałunek.
– Dlaczego?
Miał ochotę się roześmiać. Czy nie wiedział co robi z jego umysłem, ciałem i duszą?
Nie czuł i nie widział jak jego ciało się nagrzewa na sam jego widok, jak go
pragnął?
– Bo jeśli tego nie zrobimy to będę chciał się z tobą kochać, tu i teraz. W
sypialni lub najlepiej tu na stole, a na to nie jesteś chyba gotów. –
Spojrzał w oczy Samaela i wiedział, że ma rację, mężczyzna odwrócił wzrok i
zarumienił się jeszcze bardziej niż wydawało mu się to możliwe.
– Nie chcesz mnie? – Cichy szept go zaskoczył. Co Sam chciał osiągnąć?
– Chcę kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo cię chcę. Ale martwię się, że… –
Jak powinien to określić, żeby nie urazić tym Samaela, żeby mężczyzna nie
poczuł się odepchnięty? – Boję się czy nie robisz tego ze złych pobudek. By
zapomnieć o tym co się wydarzyło?
Chwila ciszy w tak wielkim napięciu, a następnie ledwie dostrzegalne kiwnięcie
głową przez Sama tylko potwierdziło jego obawy.
– No właśnie kochanie. A ja pragnąłbym, żebyś przyszedł do mnie, bo ty tego
chcesz, a nie dlatego, że mam być twoim zapomnieniem. Sam – chwycił policzek
męża w dłoń, chcąc nakierować jego spojrzenie na siebie – gdy będziesz gotowy
przyjdziesz do mnie, ale oboje wiemy, że to jeszcze nie dzisiaj. Chociaż bardzo
bym tego pragnął, nie zrobię tego z tobą.
– Czyli mnie odrzucasz.
Czuł ból wydobywający się z mężczyzny. Miał ochotę nim potrząsnąć.
– Tak, dzisiaj cię odrzucam, ale tylko dlatego, żebyś obu nas za to nie
znienawidził.
Ciepłe ramiona Samaela zawinęły się w około niego. Mężczyzna oparł głowę o jego
ramię i został w tej pozycji. Nie mógł się nie uśmiechnąć.
– Skojarzyłeś mi się w tym momencie z małą małpką.
– Nie przeginaj Gabriel! – Ciche warknięcie od strony mężczyzny tylko jeszcze
bardziej poprawiło mu humor.
– Oj, przepraszam. Będziesz musiał wybaczyć swojemu mężowi takie afront. –
Roześmiał się na głos, gdy poczuł lekkie uderzenie w żebra. – Nie dobry mąż,
nie wolno mnie bić. – Kolejne lekkie uderzenie przywołało na jego usta szeroki
uśmiech. – Dobrze, dobrze, wybaczam ci. A teraz posiedźmy tak chwile. – Sam
również zawinął dłonie w około ciała Samaela, przyciągając go tak blisko siebie,
jak to tylko było możliwe.